Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Wróbel
‹Oskar Jota, człowiek wiary›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJacek Wróbel
TytułOskar Jota, człowiek wiary
OpisAuto pisze o sobie:
Rocznik ’88. Członek Ligi Piszących Dżentelmenów. Laureat kilku ogólnopolskich konkursów literackich – „Oskar Jota…” to nieco zmodyfikowane opowiadanie, które w zeszłym roku dostało się do finału Horyzontów Wyobraźni. Publikował w Qfancie i Nowej Fantastyce. Zblazowany idealista, wesoły mizantrop i romantyk ze skłonnościami do agresji. Jest pisarzem starej daty, bo mimo że nigdy nie ma pieniędzy to pije alkohol i pali papierosy.
Gatunekobyczajowa, sensacja

Oskar Jota, człowiek wiary

« 1 4 5 6 7 »

Jacek Wróbel

Oskar Jota, człowiek wiary

…bo posłał mnie Ojciec, abym odnowił Przymierze zawarte ponad dwa tysiące lat temu. Wybrałem was, byście pomogli w zbożnym dziele zbawiania świata.
Słuchaliśmy przemowy w całkowitym skupieniu. Dobrze, że wreszcie się przyznał. Byliśmy świadkami rzeczy niepojętych. Obcy ludzie na nasz widok przyklękali na ulicy. Nieznajomi całowali ziemię, na której spoczął but Krystusa. Słyszałem dziesiątki historii o tym, jak szef cudownie odmienił czyjeś życie. Zbyt wiele pytań cisnęło nam się na usta przez ostatnie miesiące. Nikt nie był na tyle odważny bądź głupi, by je otwarcie zadać.
Ilustracja: <a href='mailto:zygi1989@gmail.com'>Łukasz Zygmunt</a>
Ilustracja: Łukasz Zygmunt
– Panie… – odezwał się Barti, nieśmiało podnosząc rękę. – Dlaczego my, dlacze…
– Oracz, kurwa. – Krystus przerwał mu żartobliwym tonem. – Nie panuj mi tu. I nalej sobie jeszcze, przebierasz nogami, jakbyśmy mieli cię zaraz wydymać. Zapomnij, bracie, nie z twoją buźką.
Kilku Apostołów parsknęło nerwowym śmiechem.
– Szefie… Czy Jezu?
Wiceminister zdecydowanie lepiej wypadał przed okiem kamer. Na żywo trząsł się jak galareta, jeśli tylko przyszło kłapać mu jęzorem w innej sprawie niż cytowanie ustaw i paragrafów.
– Jak ci wygodniej.
– Więc… szefie, jeśli naprawdę jesteś Synem Bożym, to co my właściwie robimy? Jesteśmy przestępcami. Krzywdzimy ludzi. Nie ma w tym niczego chrześcijańskiego, niczego… dobrego. Mamy pieniądze, mamy pozycje, możemy załatwić prawie wszystko. Ale co chcemy osiągnąć?
Chyba wszyscy zastanawialiśmy się nad tą kwestią. Skoro pracujemy dla samego Jezusa Krystusa, czemu tak bardzo różni się od tego, o którym słyszeliśmy w kościele? Pije, pali, dziwki wali. Nie o takiej drodze zbawienia uczyli katecheci, bo na pewno byśmy zapamiętali.
– Już wam mówię, bracia. Otóż musimy…
• • •
…podpalić świat. Tak powiedział.
Gliniarz przyglądał mi się badawczo.
– Co to znaczy?
– Przewrócić do góry nogami cały zastany porządek – powiedziałem z pewnością w głosie. – Obalić dogmaty, zniszczyć to, co hamuje dalszy rozwój ludzkości. Po to ponownie przyszedł Jezus. Wszystko miało się potoczyć jak kiedyś: uczniowie, cuda i tak dalej, tyle że w uwspółcześnionej formie.
– Wiesz dlaczego?
Oczywiście, że wiedziałem. Jestem Apostołem.
– Przez te setki lat, które upłynęły od jego pierwszych narodzin, doszczętnie wypaczono boskie nauki. Kościół stał się jebanym molochem, instytucją taką jak Urzędy Skarbowe czy partie polityczne. Tyle się słyszy o czarnej mafii, pedofilach w sutannach, lewych fundacjach… Rok za rokiem ludzie coraz bardziej odsuwali się od istoty zbawienia. Teraz, po upływie dwóch tysiącleci, nie można tak po prostu zawrócić i krzyknąć: „Hej, panie i panowie, trzeba zakasać rękawy, naprawiamy ten burdel!”. Pozostaje tylko czekać bezczynnie i babrać się w gównie albo przyspieszyć rozpad. Gnicie albo destrukcja, nie ma trzeciej drogi. Bo dopiero wtedy, gdy świat naprawdę upadnie, będzie mógł podnieść się z gruzów w doskonalszej postaci, odrodzić z popiołów jak mityczny feniks.
– Feniks… – chrząknął gliniarz. – Powiedz mi, Jota, naprawdę w to wierzysz?
– Wierzę. Wierzę i w dodatku sprawia mi to kurewską radość. Robię to, co lubię, i jeszcze mam swój udział w obcowaniu z Bogiem.
– Jeśli wierzysz, to w takim razie musiałeś zabić Krystusa „aby spełniły się słowa Pisma”. – Chyba zacytował jakiś film, kojarzyłem ten fragment. – Zabić albo zdradzić. W końcu skoro wszystko miało być tak, jak kiedyś, to…
– Mylisz się. Powiedziałem, że nigdy bym nie zdradził Jezusa i tego nie było w planie.
• • •
– Jezu, słuchaj… Nie wiem, jak zacząć temat, bo to trochę krępujące… – Podrapałem się po wygolonej głowie. – Skoro odtwarzamy te… Dzieje Apostolskie… to jeden z nas cię zdradzi, tak? I przybiją cię do krzyża. Widzi mi się, kurwa, że mam najbardziej pasujące personalia.
Jedenastu zamarło w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Judasz Iskariota, nigdy skurwiela nie lubiłem. – Krystus splunął na posadzkę. – Bez urazy, jesteś zupełnie inny. Judasz na przykład, jak opowiadał kawały, to kropka w kropka przypominał tego sztywniaka z „Familiady”. Kiedy sięgał po wino i zaczynał swój standardowy tekst „A słyszeliście to, bracia?”, każdego aż ręka swędziała, żeby mu… – Zamarkował cios. – Oskarze Joto, nie umrę, zaręczam ci. Nic przyjemnego, kiedy wbijają ci gwoździe w przeguby, a potem jacyś szmaciarze rzucają kośćmi o twoje szaty. Za dużo hajsu włożyłem w garnitury, by oddać je za darmo służbom porządkowym. – Wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. – Przyspieszymy odrodzenie świata bez mojego zgonu. Po prostu róbmy to, co do tej pory, póki nie chwycimy w garść całego syfu tego świata i nie wyciśniemy soków zepsucia do ostatniej kropli.
– Kamień z serca, szefie. Dobrze się z tobą pracuje.
• • •
– Więc jesteś absolutnie pewny, że w żadnym wypadku nie mógłbyś odwrócić się od Krystusa? Zadziałać na jego szkodę?
– Powtarzam po raz setny: nie mógłbym. – Wyprostowałem się na krześle. – Jestem mu posłuszny. Nawet… – zawahałem się przed wypowiedzeniem tych strasznych słów – nawet jeśli ktoś go załatwił, dalej będę niósł Ewangelię, ja i wszyscy uczniowie, póki nie urzeczywistni się Wola Boża. Wsadzicie mnie do pudła, to będę działał stamtąd. Kraty nie zatrzymają sługi Krystusa.
– Imponujące, Jota. To zaszczyt poznać człowieka tak silnej wiary.
Powiedział to tak nagle, że przez chwilę miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
Policjant wstał i jak gdyby nigdy nic podał mi rękę. Kompletnie zaskoczony, odwzajemniłem uścisk. Czyżby mój pierwszy nawrócony…?
– Zapraszam. – Otworzył drzwi do sali przesłuchań i ruszył przodem.
• • •
– Ej!
Nie zatrzymał się. Chciałem rzucić się za nim w pogoń, ale gdy tylko przekroczyłem próg, ugięły się pode mną nogi. Stanąłem jak wryty, nie wierząc własnym oczom.
W żadnym wypadku nie mogłem być na posterunku. Stałem w korytarzu wydrążonym pod ziemią. Z niedowierzaniem patrzyłem na pochodnie w ścianach, zamontowane na żelaznych obręczach. Ciągnęły się w równych odstępach jak okiem sięgnąć, niczym rekwizyty w średniowiecznym lochu. Otumaniony postąpiłem kilka kroków dalej, dotykając muru. Co to za symbole? Jakiś matematyczny przyrząd, miałem to na końcu języka… Trochę dalej oko w trójkącie. Tak na lekcjach religii w podstawówce przedstawialiśmy Trójcę Świętą. Chyba że coś mi się pojebało…
Gdzie ja, kurwa, jestem?
– Eeeej!
Bolała mnie głowa. Zataczałem się od ściany do ściany, posuwając się wolno tunelem, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Co chwilę natrafiałem na niezrozumiałe inskrypcje wykute w kamiennych blokach. Coś mi mówiło, że to łacina, choć do czynienia z tym językiem miałem jedynie w wersji podwórkowej. Znowu ten przyrząd… Cyrkiel. Tak, to cyrkiel. Kilkadziesiąt metrów dalej minąłem figurkę jakiegoś ptaka.
Słyszałem tylko tupot moich butów i dobiegające z oddali kroki policjanta. Kurwa, jakiego policjanta? Ktoś mnie podszedł. Myśl o oszuście w niebieskim uniformie pozwalała posuwać się naprzód. Wspomnienie niedawnego „przesłuchania” było jedynym dowodem na to, że całe popieprzone zdarzenie miało naprawdę miejsce. Zostałem uprowadzony? Czy to on i jego koleżkowie zabili Krystusa?
Targany żądzą zemsty prawie nie zauważyłem, kiedy pokonałem dziwaczny korytarz i wylądowałem w jasno oświetlonej sali. Czułem się, jakbym trafił na plan filmowy kolejnej ekranizacji przygód króla Artura. Ustawione pod ścianami manekiny ubrano w wypolerowane pancerze. Oręż dumnie prezentował się na drewnianych stojakach. Mimo że nie wiedziałem, jak fachowo nazwać wszystkie rodzaje mieczy, jakie umieszczono w komnacie, byłem pewien, że to nie tanie repliki wiszące w salonach nowobogackich frajerów, ale najprawdziwszy rycerski rynsztunek. To i tak było niczym w porównaniu z głównym elementem wystroju. Naprawdę interesująca była rzeźba.
Centralny punkt pomieszczenia zajmował wielki posąg diabła. Głowa kozła, ozdobiona pentagramem, prawie dotykała stropu. Demoniczne rogi, zakrzywione jak sierpy, były wielkości ręki dorosłego człowieka. Szatan miał ciało kobiety. Wielkie cycki nie pozostawiały co do tego wątpliwości. Mógłbym przysiąc, że czarne klejnoty imitujące oczy śledziły każdy mój ruch.
Najpierw przyszedł niepokój. A potem znienacka zamienił się w ogromny, paraliżujący strach.
– Co tu się dzieje, gdzie ja jestem?! – wydarłem się na całe gardło. Martwe spojrzenie posągu doprowadzało mnie do szaleństwa.
« 1 4 5 6 7 »

Komentarze

04 VIII 2013   19:47:03

Bajka o apostołach: Jedzcie i pijcie, a po stołach nie rzygajcie...

;PPP

05 VIII 2013   12:36:49

Opowiadanie jest w porządku, tylko to [uwaga spojler] satanistyczne rekwizytorium jest niepotrzebne - nie pasuje do cynicznych kalkulacji prowodyrów

16 VIII 2013   19:11:18

Chętnie widział bym ekranizacje. Pazura w roli głównej :)

03 XII 2021   19:47:33

Kto czytał Marię Valtortę? Poemat Boga-Człowieka??
TO JEST MOC!!!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wspomnienia sprzedawcy podróbek
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.