Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bohdan Waszkiewicz
‹Biała nienawiść›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBohdan Waszkiewicz
TytułBiała nienawiść
OpisAutor pisze o sobie:
Rodowity Mazur, który zawsze dużo czytał, aż pewnego dnia postanowił, że zacznie pisać. Mimo stosunkowo niedługiego zajmowania się pisarstwem udało mu się zdobyć kilka wyróżnień konkursowych oraz zagościć na łamach periodyków internetowych. Na co dzień pracuje na poczcie, a wolnych chwilach grywa z kolegami w kapeli, której nikt nigdy nie słyszał i pewnie nie usłyszy.
Gatunekgroza / horror

Biała nienawiść

« 1 2 3 4 »

Bohdan Waszkiewicz

Biała nienawiść

– Mieszkałeś na Seven Sisters? – Zdziwiło mnie to. Taki duży i grzeczny chłopiec jak Henry w dzielnicy gangów i dilerów?
– Tylko przez rok. Moje początki w Londynie nie należały do łatwych… Jakoś trzeba było sobie radzić. – Na twarzy Banga pojawił się wyraz zakłopotania.
– Łapię. – Postanowiłem na razie nie wnikać w przeszłość przyjaciela. – A ten Jamajczyk, to kto? Nie wyglądał na sympatycznego faceta.
– Nie jest Jamajczykiem, tylko Haitańczykiem – sprostował. Jego mina błyskawicznie przybrała poważny wyraz. – Zajmuje się magią. Jest kapłanem voodoo.
– Henry, mój przyjacielu. – Uśmiechnąłem się pobłażliwie. Takie opowieści traktowałem z przymrużeniem oka. Szczególnie po tym, jak kiedyś usłyszałem od pewnego Kenijczyka, że mężczyzną w jego ojczyźnie stawał się ten, kto gołymi rękami udusił lwa. – Poważnie pytam.
– A ja poważnie odpowiadam. – Ton jego głosu świadczył o tym, że nie żartował. – King Richie ma wielką moc. Z jego usług korzysta wielu ludzi z Karaibów i Afryki. Potrafi skutecznie dokonać zemsty na złych ludziach. Sam wiem, bo… – przerwał, po czym zagryzł wargę.
Wierzyłem mu. Chciałem zadać jeszcze kilka pytań, ale nie wystarczyło czasu. Pożegnaliśmy się, a czarny wielkolud wkrótce zniknął w podziemiach metra.
• • •
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Ciągle miałem przed sobą obraz niebieskookiego mężczyzny. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł, choć wprowadzenie go w życie mogło być trudne. A na pewno niemożliwe bez pomocy Henry’ego.
W końcu zasnąłem.
Śniły mi się przerażające, ciemne postaci. Jakby żywe cienie. Wszystko to przeplatało się z dziwnymi rytuałami, których nie widziałem nigdy wcześniej. Byłem świadkiem śmierci młodego Afrykańczyka, rozszarpanego przez ogromnego lwa. Przyjrzałem się drapieżnikowi: miał niebieskie, ludzkie oczy. Zwierzę jednym kłapnięciem wielkich szczęk odgryzło nieszczęśnikowi głowę, po czym uderzyło w nią łapą. Czerep wolno potoczył się w moją stronę. Po chwili przeniosłem wzrok na leżącą u stóp zakrwawioną głowę. I zamarłem z przerażenia.
Obudziłem się zlany zimnym potem. Z objęć Morfeusza wyrwał mnie mój desperacki krzyk.
– Kurwa, co za pojebany sen – wymamrotałem ledwie słyszalnie. Głośniej, i do tego w szalonym tempie, waliło moje serce. Przez chwilę myślałem, że przekręcę się na zawał. Zdawałem sobie sprawę, że po takiej ilości dragów jaką przyjąłem w przeszłości, moja pompka nie działała już tak sprawnie. W końcu uspokoiłem się, a tętno przestało dościgać mysie.
Wytarłem dłonią spoconą twarz, po czym spojrzałem na zegarek: za cztery godziny musiałem wstawać do pracy. Wtuliłem twarz w poduszkę z mocnym postanowieniem szybkiego zaśnięcia. Każdy późniejszy szmer lub inny cichy odgłos dobiegający gdzieś zza okna powodował, że natychmiast sztywniałem i wytężałem słuch, jednocześnie bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. W ten sposób nie zmrużyłem już oka aż do rana.
• • •
Jakoś przetrwałem dzień w pracy, wypijając hektolitry kawy i przemywając regularnie twarz lodowatą wodą. Półprzytomny opuściłem sklep.
W drodze do domu postanowiłem zadzwonić do Henry’ego. Zaproponowałem mu wieczorne spotkanie w pubie, na co, nie kryjąc zaskoczenia, wyraził zgodę. Wiedział, że od kiedy przestałem pracować jako barman, rzadko odwiedzałem takie miejsca w środku tygodnia. Z kolei ja tłumaczyłem to przesytem.
Kiedy dotarłem do mieszkania, runąłem jak długi na posłanie. Między drzwiami a łóżkiem udało się zrzucić buty, natomiast reszta ubrań pozostała na moim ciele. Tym razem zasnąłem w mgnieniu oka.
• • •
– No, o co chciałeś zapytać? – powiedział Henry, po wypiciu kilku łyków stelli. – Gadaj, bo widzę, że się kręcisz, jakbyś miał hemoroidy.
Rozejrzałem się. W pubie, prócz nas, było jeszcze tylko trzech klientów i barmanka, która znudzona żuła gumę i obmacywała kolczyk wkłuty w jej brew. Z głośników dochodził przećpany głos Cobaina śpiewającego „Come as you are”, a za oknem roztaczał się wspaniały widok na zalewaną strugami deszczu jezdnię i stojące w korku samochody.
– Wiesz – zacząłem – myślałem o twoim przyjacielu. Jak mu tam? O Kingu Richie.
– Tak? A co z nim?
– Chciałbym, żeby mi pomógł – wycedziłem ostrożnie, powoli, niemal sylabę po sylabie.
– Już rozumiem. – Uśmiechnął się ironicznie, po czym dodał: – Zapomnij o tym. Nie ma takiej możliwości.
– Dlaczego? – zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. – Tobie też kiedyś pomógł, prawda?
– Ale to było co innego. – Bang sprawiał wrażenie zdenerwowanego. – Stare czasy, nie chcę do tego wracać. Poza tym jest jeszcze inna przeszkoda. King Richie nie zechce ci pomóc.
Spojrzałem na niego pytająco.
– Bo, kurwa, jesteś biały!
Zaskoczył mnie. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek słyszałem przekleństwo z ust Banga. Odczekałem chwilę, aż się uspokoił. Po czym ponownie podjąłem temat.
– I ty mi to mówisz? Ty, piewca antyrasizmu i światowego braterstwa? To po co piszesz te piosenki, skoro to wszystko gówno warte? Tobie pomógł, bo jesteś czarny, a mi nie pomoże, bo jestem biały. Tak?! – Niemal krzyknąłem, kończąc wypowiedź. W każdym razie mimowolnie podniosłem głos.
Henry rozdziawił się, chcąc coś powiedzieć.
– Do dupy z tym – uprzedziłem go. – Nie chcesz zapytać, to nie.
Milczeliśmy przez dobrych kilka minut. Obserwowałem kręcące się śmigło ściennego wentylatora, a mój przyjaciel wlepiał wzrok w wypełnioną do połowy złocistym płynem szklankę.
– Dobra. – Niski głos Henry’ego wreszcie przerwał polsko-kameruńskie zawieszenie stosunków dyplomatycznych. – Pogadam z nim, ale nic nie obiecuję
– Dzięki, stary. – Uderzyłem szklanką o jego szklankę. – Na zdrowie.
Przebieg rozmowy tak wzmógł nasze pragnienie, że osuszyliśmy naczynia do dna.
– Teraz moja kolej – przypomniałem mu, po czym udałem się do baru.
Po chwili powróciłem z dwoma piwami w dłoniach.
– Aż tak bardzo jej nienawidzisz? – usłyszałem.
– Henry, tak naprawdę to mam jednego wroga. I nazywa się Marta.
Pokiwał ze zrozumieniem łysą głową. Tego wieczoru nie wracaliśmy już do poruszonego wcześniej tematu. Wypiliśmy jeszcze następną kolejkę i rozeszliśmy się do domów.
• • •
Minęły trzy dni od naszej ostatniej rozmowy. Przed chwilą skończyliśmy próbę i właśnie szliśmy po wąskim chodniku. Nie przypominałem o złożonej przez Henry’ego obietnicy, choć świerzbił mnie język. Rozmawialiśmy o muzyce i o przyszłości naszego zespołu: co poprawić, gdzie przydałoby się zagrać jakieś solo i że perkusista grał jak zwykle równiusieńko niczym idealnie zaprogramowana maszyna.
Bang kiwał z zadowoleniem głową, aż w końcu odezwał się:
– Gadałem z Kingiem Richie. Zgodził się.
– Co? Tak? – Oczy powiększyły mi się, jak po wciągnięciu grama prochu. Byłem zaskoczony, bo raczej oczekiwałem odmownej odpowiedzi. – Naprawdę? – Dopytywałem jak dziecko, które dowiedziało się, że to nie bocian roznosi wrzeszczące noworodki.
– Ta. – Potwierdził skinięciem głowy, niezrażony moim głupawym zachowaniem. – Jestem zaskoczony, że zgodził się tak łatwo. Myślałem, że jak mu powiem… no wiesz – zawahał się – że jesteś biały, to mnie na kopach pogoni. A on się tylko uśmiechnął i zapytał o szczegóły twojej sprawy. No, a potem powiedział, że pomoże.
– Czego chce w zamian? – zapytałem. Nawet nie wiedziałem, czy jestem w stanie zapłacić oczekiwaną sumę pieniędzy.
– Niczego. On nie może niczego od ciebie żądać. To już twoja sprawa, jak mu zapłacisz.
– Jak to?
– Według naszych wierzeń kapłan nie może żądać zapłaty, bo utraci przez to swoją moc – wyjaśnił. – Widzisz, ludzie często myślą, że voodoo to religia zła. Coś jak satanizm czy kult Seta. A voodoo to rytuał, który pomaga ludziom o czystych sercach zemścić się na swoich prześladowcach. Stąd zresztą taka popularność voodoo na terenach, gdzie kiedyś kwitło niewolnictwo. Na początku biali nie potrafili znaleźć odpowiedzi na tajemnicze zgony brutalnych zarządców. Potem, kiedy domyślili się wszystkiego, każdy czarny podejrzany o zajmowanie się voodoo ginął w strasznych męczarniach.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

23 VIII 2013   11:07:23

Dobre, proszę adres tego pana od wudu

28 VIII 2013   09:12:49

Z przyjemnością przeczytałam to opowiadanie jeszcze raz. Za pierwszym myślałam, że potoczy się w ogranym kierunku, więc zakończenie miło mnie zaskoczyło. No i bardzo fajnie napisane.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Części zamienne
— Bohdan Waszkiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.