Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Pięta
‹Portret Anny Hals›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Pięta
TytułPortret Anny Hals
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 82, z wykształcenia nauczyciel, z konieczności człowiek wielu zawodów. Miłośnik muzyki, szczególnie w mocnym, gitarowym wydaniu, choć nie tylko. Szczęśliwy mąż i jeszcze szczęśliwszy ojciec, niniejszym tekstem oddający hołd niderlandzkim mistrzom, ze szczególnym uwzględnieniem jednego z nich.
Gatunekhistoryczna

Portret Anny Hals

« 1 2 3 4 5 6 »

Michał Pięta

Portret Anny Hals

Lecz gdyby chcieć ująć w karby sam akt tworzenia? Nadać mu formę, ubrać w to, co jest jego wytworem? Jak odmalować proces twórczy, aby jego istota jasno stała na płótnie? Hmm, może odwrócić bieguny: zamiast alfy, omega? Nie życie ze śmierci, a śmierć z życia, boskim przymiotem jest wszak nie tylko dawać, lecz także odbierać. Czy nie celniej będzie, przy takim zamiarze, zawrzeć w formie to co niknie, gaśnie, umiera? Człowiekowi przecież łatwiej niszczyć, niż budować, łatwiej zabić, niż powołać do życia. A artysta, choć tworzy na wzór Boga, zawsze pozostaje jedynie człowiekiem.
Nie o tym jednak myślał Rajmund, odsłaniając „Portret Anny Hals” przed surowym i skupionym obliczem Vanejgena. Myślał o czymś zupełnie innym. Łechtał próżność miłą świadomością tego, jak doskonale zaaranżował oględziny odnalezionego po latach dzieła Johannesa Vernera, mistrza z Essendelft. Jak trafnie zorganizował okoliczności tej bez mała historycznej chwili i jak zgrabnie budował tym samym wokół płótna napięcie. Tak, to było doprawdy pyszne. Tego mógł sobie pogratulować.
Obraz zaprezentował bez ramy, na sztaludze ustawionej na środku niemal pustego pokoju. Tak, jakby mistrz dopiero co skończył przy nim pracę. Tak, jakby zastanawiał się jeszcze, czy jest on wart pokazania światu. I wreszcie tak, jakby chciał go zobaczyć ktoś, kto pragnie odkryć wielką tajemnicę.
Vanejgen oglądał obraz bardzo długo. Z bliska, z daleka, pod każdym możliwym kątem. Rajmund czekał cierpliwie i choć kiszki skręcały mu się ze zniecierpliwienia, nie ruszył się ze swego miejsca pod ścianą ani o centymetr. Umówił się sam ze sobą, że da Vanejgenowi tyle czasu, ile ten zażąda, że nie drgnie, nie piśnie nawet, choćby profesor zechciał badać drewno, na którym rozciągnięte było płótno obrazu (co zresztą koniec końców również się stało). Miętosił nerwowo schowaną w kieszeni chustkę, na zewnątrz robiąc wszystko, aby nie dać po sobie poznać, jak wielką wagę miała ta chwila. Opinia profesora znów zaważy na jego życiu, słowa podłego starucha po raz kolejny wpłyną na koleje Rajmundowego losu. Tyle, że tym razem miał on podstawę, aby liczyć, iż to jego racja będzie na wierzchu.
– Ciekawe. – Vanejgen oderwał się od sztalugi. Był podekscytowany, lecz nie tak bardzo, jak Rajmund by sobie tego życzył. – To jest bardzo ciekawe. Niech pan pozwoli, iż wpierw mu pogratuluję. To rzeczywiście nie jest portret, tak jak pan domniemywał. Przyznam, że w korespondencji pański opis mnie nie przekonywał, lecz to, co widzę tutaj…
– Cieszę się. – Zapowiadało się niestety na to, czego Rajmund wolałby uniknąć. Vanejgen wygłosi tyradę na temat własnego znawstwa, a to może potrwać. – Moim zdaniem „Portret Anny Hals” to tylko zwyczajowa nazwa obrazu. W rzeczywistości stanowi on wysublimowaną alegorię, lecz czego, nie ośmielam się zgadywać.
Skoro Vanejgen potrzebował się powymądrzać, to niech będzie. Droga wolna.
– W rzeczy samej, panie Meegeren, w rzeczy samej. Zdarzają się takie pomyłki. Portret, który nie jest portretem, pejzaż, który pejzażem nawet nie stara się być. Czasem złośliwość losu doprowadza do tego, iż dzieło chrzci mianem zupełny ignorant i to miano, nie wiedzieć czemu, zostaje na wieki. Tu mamy kobietę, w zbliżeniu, zatem portret. Za taki właśnie musieli mieć obraz ci, w których posiadaniu pozostawał i to mnie nie dziwi. Gdybym nie był znawcą, także bym tak pomyślał. Dlatego, panie Meegeren, proszę raz jeszcze przyjąć moje gratulację. Wykazał się pan znawstwem, czujnym okiem, przenikliwością.
Rajmund skłonił się udając, iż komplement wprowadza go w najwyższe ukontentowanie.
– Lecz cóż my tu mamy naprawdę? – Vanejgen objął obraz teatralnym gestem, jakby pragnął zrobić wrażenie na licznym audytorium. – Jakie jest przesłanie dzieła i jaki zamysł artysty? Prześledźmy to, gdyż bogactwo symboliki aż uderza z obrazu.
– Słucham z nieskrywaną przyjemnością. – Rajmund nie miał na to najmniejszej ochoty, lecz cóż pozostawało? Vanejgen zanurzył się w swoim żywiole.
– W centralnej części mamy postać kobiety, młodej niewiasty, bliżej nam nieznanej, do kwestii nazwiska pozwolę sobie nawiązać na końcu, w pozie, w jakiej zwykło się przedstawiać madonny, lecz skroń, zwrócona z lekka w stronę lewego, dolnego narożnika obrazu, nie jest zatrzymana, wprost przeciwnie, jest w przedziwnym ruchu, jakby kobieta osuwała się na krześle, które nie zostało tu ujęte. Ogólnie postać jest dynamiczna, fałdy sukni w ruchu, falują, piękne kasztanowe włosy, nie skryte pod czepkiem, cóż za odważna fantazja! Opadają niemal na naszych oczach, doskonała technika, rzadko spotykana. Dół płótna, tuż przy krawędzi, generalnie kompozycja jest nieszablonowa, zgodna z myślą Vernera. Tu na dole, tego nie ma już na obrazie, lecz kobieta z całą pewnością siedzi w ten sposób – Vanejgen kucnął lekko, kładąc splecione dłonie na kolanach. – Tu jest widoczny fragment jabłka, który ona trzyma w dłoni. Zapewne w tym dziwnym omdleniu, w jakim kobieta się znajduje, jabłko z dłoni za moment wysunie się i spadnie na podłogę, gdzie, zgodnie z ikonologią, jest jego miejsce, lecz takie ujęcie, w dłoni, rzecz kompletnie poza tradycją. Całość ogólnie jest w sprzeciwie do tradycji, symbolika na pierwszy rzut oka znana i wyraźna, lecz jakże będąca w kontrze do wszystkiego co dawne! Jeśli założymy, że to Verner, to musi być to jego schyłkowy okres, być może ostatnie dzieło. Technika, kompozycja, ten bunt, który tak przemyślnie tu zawarto… to składałoby się w całość, to by miało rację bytu.
– Tak, tak – Rajmund skwapliwie zachęcał do dalszej perory. Vanejgen zasępił się na moment i pogrążył w rozmyślaniach. Jego tok rozumowania szedł w jak najbardziej pożądanym kierunku. – Z całą pewnością. Mówiono mi, że Verner pod koniec życia oszalał, że pogrążył się w biedzie do tego stopnia, iż nikt nie wie nawet, gdzie został pochowany.
– Niestety tak. Nie pożył zresztą biedak zbyt długo. Sczezł w zapomnieniu, w ubóstwie tak nielicującym z talentem, jaki posiadał. To rzecz najbardziej bolesna, gdyż nie wiemy do końca, ile prac stworzył, do kiedy malował, a jego ostatnie dzieła, tak inspirujące, tak ciekawe, och, szkoda. Tu – Vanejgen wskazał obraz. – Tu wszystko skupia się jak w soczewce. Cały Verner, to jakby jego testament, ukoronowanie twórczości, aż boję się myśleć… Proszę, proszę popatrzeć tutaj. Prawy skraj płótna. Niech pan ogarnie całe ujęcie, a teraz tło, tutaj. Po prawej stronie otwarte okno. Na jego skrzydle przewieszona zasłona, ciężka, wzorzysta tkanina, kolory jakże pysznie vernerowskie, żółcie, błękity, w istocie cudowne. Zasłona oddziela tę część obrazu od reszty, nadaje dystansu. I co tu mamy? W tej części? Otwarte okno to wstrzemięźliwość, cnota, lecz jedna z szyb pęknięta, o jakże to wyraźne! Za oknem oliwny gaj i cóż się tam dzieje?! Robotnicy wycinają latorośl! Jakże trafne. Życie i śmierć. Życiodajne drzewa karczowane w barbarzyński sposób. Na każdym kroku skrajności. Po lewej stronie rzecz równie ciekawa. Na ścianie wisi krucyfiks, lecz widzimy jedynie jego fragment, przybitą do krzyża lewą dłoń Chrystusa. Sacrum, a zarazem profanum, rzeczy przeciwstawne, aż do skrajności. Na dole stolik, na nim delikatna, jubilerska waga, w czasach Vernera rzecz w częstym użyciu. Sprawiedliwość, szale losu, dokonuje się tu pewny osąd uczynków, śmiem mniemać, iż tej niewiasty, być może dopuściła się ona występku, rozbita szyba, pohańbiła małżonka, a może coś więcej? Przy wadze, proszę zwrócić uwagę, leżą perły, jakże częste u Vernera! Czyli pycha, próżność, kobiece uwielbienie dla materialnego bogactwa. Do tej chwili nie mam zastrzeżeń, tak współgra to ze znanym mi Vernerem, iż skłonny byłbym twierdzić… lecz to co mamy dalej, to jest najciekawsze, a przy tym niestety niejednoznaczne.
Ilustracja: <a href='mailto:uradowanczyk@yahoo.com'>Sebastian Wójcik</a>
Ilustracja: Sebastian Wójcik
Rajmund aż zadrżał. Gra, którą skrycie toczył z Vanejgenem, wkraczała w decydującą fazę. Zobaczymy, jak podły staruch poradzi sobie z obrazem!
– Pozostaje nam góra płótna. Obszar ponad głową niewiasty. Tu, znów na krawędzi, mamy rzecz przeciwległą trzymanemu w dłoni jabłku. Przeciwległą zarówno fizycznie, na płótnie, jak i emblematycznie. Proszę przy okazji zaobserwować; tworzy się oś pionowa. Oto fragment szklanej kuli, bańki z cienkiego szkła wieszanej przy suficie. Tradycyjnie to symbol siły umysłu, ludzkiego potencjału, jak i czystej cnoty, którą można odeprzeć grzech, czyli? – wskazał dłonią obraz od góry do dołu.
– Jabłko – Rajmund doskonale wszedł w rolę pouczanych studentów.
– Tak. A na drugiej osi – dłoń profesora powędrowała od prawej krawędzi do lewej – sacrum i profanum oraz życie i śmierć. Ciekawe, prawda? W to wszystko wpisana omdlewająca niewiasta. I rzecz najistotniejsza. Pusty obszar ponad jej głową. Niby mamy tu pozostającą w tle ścianę, lecz jest coś jeszcze. Jakiś niepokojący ruch. Coś, co przesłania szarość ściany, mamy tu jakąś niewytłumaczalną formę, nieostrość, którą technika z jaką obraz wykonano, zdaje się, powinna wykluczać. I jeszcze jedna uwaga. Szkło kuli jest sprytnie wykorzystane. Odbija się w nim całość obrazu, w zakrzywionej zgodnie z regułą sfery miniaturze rzecz jasna, ale ten tajemniczy obszar, nieostrość wisząca nad głową dziewczyny, pozostaje pusta. W odbiciu to tylko drobny fragment, punkcik niemalże, lecz przedstawiony tak, jakby w tym miejscu obrazu nie położono ni krztyny farby. Zaskakująca pustka. Piorunujące wrażenie.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

14 VI 2014   13:01:44

Dobrze się czytało. Z przekonywującego opisu interpretacji obrazu widać że autor ma pojęcie o malarstwie. Ale zakończenie jakieś kiepskie. Tak jakby autorowi zabrakło pomysłu jak to zamknąć i uciął na chybcika. Chyba, że ciąg dalszy nastąpi.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.