Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹W stronę źródła wszystkich strachów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułW stronę źródła wszystkich strachów
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do elektrotechnika, absolwenta pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

W stronę źródła wszystkich strachów

« 1 7 8 9 10 11 14 »

Witold Dworakowski

W stronę źródła wszystkich strachów

– Początkiem wszystkiego. Bez nich nie byłoby Urland w obecnym kształcie. To oni stworzyli złoża surowców, Rzekę Juliusza Cezara, a nawet szczeliny, które doprowadzają powietrze do kopalni – zastanawialiście się kiedyś, jakim cudem pierwsi Urlandczycy kopali tak daleko i się nie podusili? – Schuster umilkła, po czym dodała: – Im dłużej Wiktor pracował na stanowisku, tym mniej dostawałam od niego informacji. Na pewno zmusili go do milczenia.
Kayla skinęła głową, zafascynowana. Barbarzyńscy alchemicy usiłowali zamienić ołów w złoto. Alchemikom z Alp udało się coś nieporównywalnie wspanialszego: przekształcili kilometry sześcienne skał w bezcenne metale. Dzięki nim zmartwychwstał Rzym, co prawie wszystek umarł.
Musieli być psychokinetykami. Tylko to tłumaczyło, skąd na wykopaliskach wziął się współpracownik doktor Rose.
– To niebywałe – powiedział Luc. – Skąd się wzięli w środku gór?
Schuster wzruszyła ramionami.
– Tego mi już nie powiedział. Wiem tylko, że bał się świątyni i tego, co skrywała.
– Potwory – powiedział ze zgrozą Ravati.
Kobieta zaśmiała się ponuro.
– Na przykład. Stąd pomysł z zabetonowaniem Strefy Zero. Nikt nie wejdzie, nikt nie wyjdzie, a potwory zdechną z głodu.
– Nie wiemy jednego – wtrącił Luc. – Czy one biegają sobie luzem, czy ktoś nimi steruje?
– Możesz zapytać! – rzucił Bestia i podniósł broń do strzału.
Znów dotarli do punktu wyjścia. Tym razem jednak dostrzegli nie tylko swoje rzeczy. W migoczącym świetle lampy stał stwór jak z koszmaru. Każde z jego czterech pajęczych odnóży było człowiekiem pozbawionym głowy. Każde wyrastało z pleców głównego korpusu: mężczyzny bez rąk i nóg, ubranego w strzępy spodni i koszuli. Twarz miał pociągłą i jakby zapadłą. Nosił krótką brodę i wąsy. Również rogowe okulary wrastały mu w czaszkę.
Schuster zesztywniała. Z jej gardła wydobył się jęk pełen wstrętu i strachu, niedowierzania i rozpaczy. Wpatrzyła się w potwora szeroko otwartymi oczyma. Potem zaczęła się cofać.
– Ta… tato… – wykrztusiła. – Co on ci zrobił…
Strach przyprawiał Kaylę o mdłości, ból głowy doprowadzał do szaleństwa. Mimo to wciąż splatała wektorową pułapkę.
W chwili, gdy potworny pająk skoczył na oddział, zawisł w powietrzu, jakby wpadł w niewidzialną sieć. Zakotwiczone do ściany liny napięły się, odciągając odnóża na boki. Wiktor Schuster nie ryknął wściekle ani nie zawył jak zwierzę. Po prostu niemo zaakceptował fakt, że został schwytany.
Schwytany, ale nie pokonany.
Nikt nie zdążył nawet krzyknąć. Schuster otworzył brzuchy wszystkich pięciu swych składowych i splecione z jelit macki wyprysły ku żołnierzom. Pierwsza chwyciła Luca za gardło i zaczęła go dusić. Druga o włos minęła Bestię – zrobił unik i poczęstował ją nożopociskami. Trzecia prawie schwytała Ravatiego. Drax strąciła ją z kursu wektorowym sznurem, równocześnie walcząc z czwartą. Wiła się jej w rękach jak wściekła żmija, kąsając ciemnością, cuchnąc krwią, gównem i rzygowinami. Utrata przytomności byłaby wybawieniem.
Kayla zahaczyła liny o nasadę macki. Szarpnęła nią z wszystkich sił…
…i wylądowała na plecach, wciąż ściskając wijące się jelito. Odrzuciła je z obrzydzeniem i rozejrzała się za towarzyszami.
Sara Schuster nie podjęła walki z koszmarną karykaturą ojca. Nie wytrzymała. Po prostu uciekła w głąb tunelu, pozostawiając swój oddział na pastwę losu.
Luc przestał się szamotać i stracił przytomność. Wisiał bezwładnie, owinięty macką.
Bestia wypruł wszystkie magazynki kuszy. Właśnie sięgał po pistolet.
Ravatiemu skończyła się amunicja.
Nikt poza Kaylą nie zdołał zranić potwora.
Wokół nich z mroku wyłaniały się kolejne bestie – wieloludzie, jak je nazwała w duchu dziewczyna. Widziała węże z połączonych korpusów. Ośmiornice pełznące po ścianach. Kłębowiska głów i kończyn, sunące bezszelestnie po suficie. Buchał od nich odór wnętrzności i krwi, promieniowali ciemnością i tępą determinacją. A ponad to wszystko wznosił się rozpaczliwy krzyk dziesiątek umysłów, który przewiercał się przez mózg Kayli we wszystkie strony.
To było gorsze niż ból głowy. To było czyste szaleństwo.
Zaczęła krzyczeć.
Nagle pojęła, że któryś z żołnierzy odciąga ją w tył. Wraz z Bestią i Ravatim rzuciła się w stronę, gdzie uciekła Schuster. Plamy jasności omywały ich brudnym, migoczącym światłem, coraz słabszym i słabszym. Ich kroki rozbrzmiewały upiornym echem. Nie patrzyli wstecz. Powtórne spojrzenie na te wszystkie potworności groziło pomieszaniem zmysłów.
Nagle na drodze jak spod ziemi wyrósł Lebiediew. W prawej ręce dzierżył szablę Iudeksa. Z jego szczęk w brzuchu kapał kwas.
– Szkoda, że nie mam granatów! – warknął Bestia i podniósł pistolet do strzału.
Potwór skoczył do ataku.
Kayla omotała go wektorową uprzężą.
I właśnie wtedy odezwał się diadem. Drax zamroczyło; pomiędzy ciemnymi plamami dostrzegła szablę pędzącą ku niej. Czyjś krzyk, uderzenie, ogłuszający huk. Potem był tylko mrok i uczucie spadania.
• • •
Najpierw pojawił się głos. Potem światło drażniące powieki. Ostrożnie je rozwarła.
Na wprost stał Lebiediew.
Zareagowała błyskawicznie. U stropu tunelu zawisnął wektorowy stryczek, pętla zacisnęła się na szyi napastnika, lina porwała go w górę. Rozległ się wściekły charkot. Dopiero po chwili Drax uświadomiła sobie, że nadal ma zamknięte oczy, a całą scenę generuje jej umysł.
Rozwarła powieki. Dwa metry nad nią na stryczku szamotał się Ravati. Zniszczyła linę. Znalazła się przy nim, gdy tylko spadł na ziemię.
– Nic ci nie jest?
– Właśnie pytałem o to samo, kiedy ci odbiło – wymamrotał. Powoli usiadł i rozmasował plecy. Jego plecak leżał obok, oparty o ścianę.
Kayla podała mu kask. Swojego nie znalazła. Musiała go zgubić, kiedy… Kiedy…
– Gdzie my jesteśmy i jak… Gdzie Bestia? – spytała, rozglądając się po otoczeniu. Zdawało się utkane z mroku i cieni, pełzających w synchronicznym ruchu ze snopem latarki żołnierza. Wszystkie okoliczne lampy nie działały. Wina potworów czy braku żarówek?
– Bestia zwiał do drugiej odnogi – wyjaśnił Ravati. – Lebiediew zaskoczył nas przy rozwidleniu. Bestia spierdolił w prawo. Ja zepchnąłem cię w lewo. Do cholery, co ty sobie myślałaś?! Że będziesz tak stać w miejscu, a Lebiediew cię ominie?! Prawie urżnął ci głowę!
Kayla wspomniała impuls, który ją ogłuszył. Wymacała na głowie diadem – wciąż znajdował się na miejscu – i skrzywiła się z bólu. Na lewej skroni miała wielkiego siniaka. W nie lepszym stanie były dłonie – mrok spływający z macki poranił je tak, że wyglądały jak pokryte czerwoną wysypką. I bolały jak diabli.
– Pewnie Lebiediew wdusił czerwony przycisk – mruknęła.
– Wątpię. Miał tylko szablę Iudeksa. Pilota nie widziałem.
– No to ktoś inny. Sam Iudex na przykład.
– W takim razie był niewidzialny i stał na tyle blisko, że sygnał przebił się przez zakłócenia.
Kayla usiadła obok niego, oparła się o ścianę. Czuła się zmęczona i stara jak sam wszechświat. Miała ochotę czekać bez ruchu na kolejne niespodzianki.
– Prawie go obezwładniłam – powiedziała cicho.
– I dlatego obezwładnili ciebie. Cholerny diadem. Kolejna rzecz, która utrudnia mi zlecenie.
Dziewczyna uniosła brew.
– Jakie zlecenie? Przecież zgłosiłeś się na ochotnika.
Żołnierz uśmiechnął się krzywo.
– Tak. Bo dostałem zlecenie. Muszę wydostać cię z Urland za wszelką cenę.
Drax nie uniosła drugiej brwi. Po prostu otworzyła usta z wrażenia.
– Że jak?
– Że srak! – syknął Ravati, po czym dodał z wyrzutem: – Ratuję cię i co dostaję w nagrodę? Dwie próby morderstwa!
• • •
Gdyby się cofnęli, mogliby wpaść na Wiktora Schustera, Lebiediewa czy któregoś z pozostałych potworów. Ruszyli więc w głąb tunelu. Ravati oświetlał drogę. Drax usiłowała odbezpieczyć swój pistolecik, używając do tego wektorowych nitek. Równocześnie rozmyślała nad tym, czego się dowiedziała od towarzysza.
Vesp nie zawiódł. Zagadał do faceta z pewnej paramilitarnej organizacji, działającej półlegalnie w Rozecie. Pierwszą rzeczą, którą ów facet zrobił, było zgromadzenie informacji na temat Kayli. Jednak gdy już dotarł do jej życiorysu, opisu zdolności i akt sprawy, która ją pogrążyła, stwierdził, że nie chce mieć z tą diablicą nic wspólnego.
« 1 7 8 9 10 11 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.