Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Zdrowaś Matko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułZdrowaś Matko
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w Łodzi (wyborny rocznik ’81), a obecnie mieszkam w Oławie niedaleko Wrocławia. Skończyłam fizykę na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo od lat zajmuję się tłumaczeniem z angielskiego na polski - głównie książek, ale nie tylko. Umiem i lubię czytać. Umiem też stawiać literki we właściwej kolejności, co w wolnych chwilach z upodobaniem robię. Ocenę tego, czy umiejętność układania ich w słowa i zdania przekłada się na umiejętność pisania (a może nawet Pisania), pozostawiam innym. Prywatnie mam jednego męża i jednego wrednego kota.
Gatunekfantasy

Zdrowaś Matko

« 1 13 14 15

Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko

– Tak. Resztę proszę zostawić mnie. Gdyby coś poszło niezgodnie z oczekiwaniami, skontaktuję się z nimi, żebyście mogli podjąć inne kroki. Mam też prośbę. Niech pan tu więcej nie przychodzi.
Światecki nie odpowiedział. Skinął tylko głową na pożegnanie i bez słowa opuścił pokój odwiedzin, pozostawiając księdza sam na sam z jego myślami.
Ojciec Michał nie zareagował, gdy drzwi za jego gościem zamknęły się z cichym trzaśnięciem. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że to koniec. Westchnął ciężko. Wiedział, że igra z ogniem, ale nie podejrzewał jak bardzo.
Napięcie stopniowo ustępowało, a wraz z nim znikał błogi spokój. Bzowski zaczął powoli kojarzyć fakty. Rozsądek, dotąd pozostający wygodnie w cieniu, nieubłaganie podsuwał wizje wszystkich konsekwencji minionych wydarzeń.
Ksiądz zadygotał na całym ciele. Nieopatrzną uwagą sprowadził na siebie gniew Dadźboga i pozostawało mu tylko dziękować Opatrzności, że zechciała zachować go przy życiu. Spróbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Serce waliło w piersi jak oszalałe, a dłonie drżały niczym w febrze.
Bzowski przymknął powieki i przez chwilę starał się nie myśleć o niczym, wyprzeć z pamięci wspomnienie oszalałego z gniewu boga. Potrzebował choć kilku sekund bez poczucia przygniatającego ciężaru. Wreszcie urywany oddech wrócił do normy.
Nadeszła pora, by zmierzyć się z podjętą decyzją.
Nie zdradził Świateckiemu swoich planów. Nie miał w zwyczaju wspominać czasów młodości ani tym bardziej nauk, jakie odbierał od matki, ale doskonale pamiętał prowadzone z nią rozmowy. Znał warunki paktu zawartego między starą boginią a jedynym prawdziwym Bogiem, podejrzewał też, że lepiej niż sama zainteresowana rozumiał konsekwencje warunków złożonego przed laty hołdu.
Początkowo chciał udać się do kaplicy, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to zakrawałoby na świętokradztwo. Zamiast tego zaszył się w swojej celi. Ascetyczny wygląd i panująca w niej cisza zawsze pomagały mu zebrać myśli, ujrzeć wszystko w jasnym, wyraźnym świetle Bożej łaski. Podszedł powoli do klęcznika, ciągle nie wiedząc, czy czyni właściwie.
„Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, nie będziesz się im kłaniał ani służył”, wspomniał przykazanie.
Potem wziął głęboki wdech, jakby właśnie przymierzał się do skoku na głęboką wodę. Rozumiał ukrytą moc słów i wiedział, jak dobrać je, by uzyskać efekt, na którym mu zależało. Żarliwa, szczera modlitwa skierowana do Matki, opiekunki narodu, wsparta wielowiekową tradycją i wiarą ludzi, nie mogła pozostawić starej bogini obojętną.
Czerpiąc z modlitw kierowanych do matki Boga, stara bogini dobrowolnie poddała się warunkom nowej wiary. A Matka Boska zawsze słuchała skierowanych do niej modlitw, zawsze była przychylna ludziom. W to wierzyły miliony.
Bzowski złożył dłonie do modlitwy, wsparł na nich czoło i pozwolił słowom rozkwitnąć w głębi duszy.
Zdrowaś Matko, łaski pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami
i błogosławiony Owoc żywota Twojego…
Święta Matko, Matko boga, módl się za nami grzesznymi
teraz w i godzinę śmierci naszej…
Nie wypowiedział tego ostatniego słowa, pozostawiając furtkę starej, fałszywej bogini, pozwalając jej wchłonąć tę jedną przeznaczoną wyłącznie dla niej modlitwę, która jednocześnie spęta jej wolę. Zawahał się, lecz szybko zebrał myśli i znów zwrócił się do tej, w której rękach leżał los ich wszystkich.
Matko, opiekunko tej ziemi, która wstawiłaś się za nami, proszę wysłuchaj mnie, niegodnego i, jak zwykłaś to robić, ulituj się nad nami. Matko umiłowana, chroń nas ode złego, uwolnij od klątwy, okaż łaskę.
Chwilę jeszcze klęczał nieruchomo, starając się opanować drżenie całego ciała. Puste, białe ściany zdawały się zamykać nad nim, gdy podnosił się z klęcznika. Pomieszczenie, które od lat było mu azylem, nagle stało się niegościnne, wręcz wrogie. Zgnębiony umysł zaczynał odmawiać posłuszeństwa. Każdy stawiany krok dźwięczał Bzowskiemu w uszach niczym uderzenie młota, skrzypnięcie łóżka, na którym przysiadł znużony niczym po ciężkiej pracy, zabrzmiało jak zawodzenie dręczonej mękami piekielnymi duszy. Znajome dotąd zapachy drażniły, doprowadzały do rozpaczy.
Przez chwilę miał wrażenie, jakby ktoś przyglądał się mu uważnie, chociaż przecież był w celi sam – tylko Zbawiciel spoglądał na niego z dezaprobatą z wiszącego nad drzwiami krzyża. Wreszcie poderwał się gwałtownie i gnany palącym poczuciem winy wybiegł z celi.
„Boże, wybacz mi”, pomyślał, przekraczając próg.
Musiał choć na chwilę uciec z tego pozbawionego życia miejsca, poczuć na twarzy ruch powietrza, odetchnąć wreszcie pełną piersią. Czuł, że zgrzeszył straszliwie przeciw Panu, wiedział też, że nigdy nie zdoła poprosić o odpuszczenie tego występku, miał jedynie nadzieję, że Bóg w swoim miłosierdziu zrozumie.
Anioł Pański patrzył w ślad za oddalającym się sługą bożym, a w płonących wiarą oczach zamigotał przez chwilę cień czegoś dotąd mu nieznanego.
Współczucia?
Smutku?
• • •
Wieczór nad Jorzcem zapadał szybko. Ściana lasu odcinała się ciemniejszą plamą na tle zasnutego chmurami nieba i tylko dwa jasno rozświetlone prostokąty okien świadczyły, że w tym zapomnianym przez Boga zakątku w ogóle ktoś żyje.
Rokita siedział rozparty wygodnie na kanapie, niemal całkowicie pochłonięty lekturą gazety sprzed tygodnia. Czytał ją już przynajmniej trzeci raz, ale nie chodziło mu o konkretne wiadomości – pospolite problemy ludzi pozwalały mu zapomnieć o kłopotach, w których tkwili obecnie po uszy.
Zdecydowanie bardziej odpowiadały mu dywagacje na temat dziury budżetowej niż kolejna jałowa dyskusja z Borutą o wszystkich znanych mu z podań babuni Rokity rodzajów zadawania śmierci, w jakich lubowały się upiory. Ich rozmowy kończyły się zazwyczaj gwałtownie, gdy – już po wyjściu Jagi, która kiepsko znosiła barwne opisy Boruty – w niewybrednych słowach dawał do zrozumienia przyjacielowi, że znów przesadził.
Boruta, ciągle jeszcze osłabiony atakiem nawii, znalazł sobie mało wymagające zajęcie. Od kilku godzin ślęczał nad znalezionymi w czeluściach strychu puzzlami przedstawiającymi Układ Słoneczny. Odnajdowanie kolejnych czarnych elementów tworzących tło dla kolorowych planet pochłonęło rudego do tego stopnia, że zapomniał nawet o kolacji.
Natomiast Jaga nadal opracowywała instrukcje dla Waldemara Kostrzewskiego. Kilka minionych dni poświęciła na studiowanie dostarczonych przez niego dokumentów i choć udzieliła już wyjaśnień dotyczących poruszonych w mailu spraw, ciągle nie potrafiła uwolnić się od tego tematu.
Większość pytań zbywała półsłówkami, ale Rokita znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, jak bardzo niepokoiły ją zamiary czasowego sprzymierzeńca. Kostrzewski doskonale orientował się w większości odmian sztuki okultystycznej, a informacje, jakie teraz uzyskał, z pewnością wystarczyły mu, by zyskać rozeznanie w obrządkach dawnej magii tych ziem. Zdaniem Rokity nie mogło wyniknąć z tego nic dobrego.
Mimo pozorów spokoju, wybuch kolejnej awantury był tylko kwestią czasu.
Rokita poruszył się niespokojnie. Już miał powiedzieć coś, co w zamierzeniu rozładowałoby nieco atmosferę, lecz nie zdążył nawet otworzyć ust.
– To już koniec – stwierdził ni stąd, ni zowąd zdumiony Boruta. – Odeszły.
– Jesteś pewien? – Rokita nie krył podejrzeń.
– Oczywiście. Od tamtego, khem, incydentu cały czas czułem ich obecność. Wiesz, jak drzazgę pod skórą: nie umrzesz od tego, ale kłuje nieprzyjemnie. No i nie żebym mógł coś z tą świadomością zdziałać… co najwyżej patrzeć, jak patroszą naszą uroczą Jagę za mieszanie się w cudze sprawy.
– No to was też by wypatroszyły – mruknęła zirytowana wiedźma, unosząc głowę znad ekranu stojącego na stole laptopa. – Swoją drogą, ciekawe dlaczego?
– Pewnie on znalazł jakiś sposób. – Boruta wzruszył ramionami.
Rokita tymczasem przyglądał się wiedźmie, która zaczęła nerwowo kręcić się w fotelu.
– Co ci chodzi po głowie? – zapytał.
– Chyba powinnam skontaktować się z Kostrzewskim – wyjaśniła. – Trzeba go odwołać.
– A co z tym, co mu wysłałaś?
– Nic, pewnie już przeczytał.
– Dużo tego było?
– Dla niego aż za – stwierdziła ponuro.
Rokita miał już zadać następne pytanie, lecz po namyśle zrezygnował. Temat był trudny i drażliwy, a on nie czuł się uprawniony do oceniania ani tym bardziej podważania decyzji Jagi.
– Nie martw się – powiedziała, jakby zgadując, o czym myślał. – Nie mam zamiaru mieszać się w jego sprawy, kogo by one nie dotyczyły.
– I słusznie, mała – mruknął znad puzzli Boruta. – Zbawianie świata zdecydowanie powinniśmy zostawić Mirkowi.
Jaga żachnęła się gwałtownie, a Rokita rzucił w przyjaciela złożoną niestarannie gazetą.
– No co? – zapytał rudy oburzony ich reakcją. – Ma przecież najwyższe z nas wszystkich kwalifikacje.
koniec
« 1 13 14 15
12 lipca 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Niepołomni
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.