Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Bregin
‹Akcja „Smętek”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Bregin
TytułAkcja „Smętek”
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’84, z wykształcenia historyk, z zawodu przedstawiciel handlowy. Mieszkaniec Krakowa o statusie metojka. Zainteresowany pograniczem historii i fantastyki ze wskazaniem na tą pierwszą. Nie gardzi też klimatem dystopicznym. Dotąd pisał głównie do szuflady co jednak planuje zmienić. Kiedyś. Nie licząc dwóch tekstów na łamach serwisu portalliteracki.pl, „Akcja ’Smętek’” jest jego właściwym debiutem.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Akcja „Smętek”

« 1 2 3 4 5 10 »

Mirosław Bregin

Akcja „Smętek”

– No i co tam piszą? – dopytywał się chłopak.
– Nic ciekawego – westchnął Profesor. – Piszą, że Japońce poddadzą się lada dzień.
– Nie mają wyjścia – dodał chłopak. – Jak im zasadzili tymi dwiema bombami. Ponoć oba miasta zmiotło.
– Amerykańce ostro grają. Twarde sukinsyny – zauważył Profesor po czym zamilkł w zadumie. Po chwili zaczął znowu wertować strony. Nie potrwało to długo; odłożył gazetę.
– O czym myślisz? – spytał Farel.
– Zastanawiam się, co tam zastaniemy.
– Pewne to jakieś zwierzę…
– Ty ciągle swoje – zirytował się Profesor. – Mam wyjąć jeszcze raz te zdjęcia? Ślady stóp zupełnie nie ludzkie, ale i nie zwierzęce, bo jakie zwierzę takie ślady robi? Może to jakiś nieznany humanoid?
– A ja myślę, że może jednak Werwolf – chłopak nie dawał za wygraną. – Może Szkopy wzięły sobie za bardzo do serca swoją nazwę, i celowo takie ślady spreparowały. Chcą nastraszyć repatriantów.
– Musiałaby to być jedna, dwie, góra trzy osoby. Obecność większej bandy nasi by zauważyli. Zresztą tamte lasy są już oczyszczone. A poza tym wśród ofiar są i Fryce. Swoich by zabijali?
– Hmm – Farel zamyślił się i wydął usta jak dziecko. – Może coś im się pomyliło?
Profesor nic nie odpowiedział. Powoli dojeżdżali do celu.
• • •
Zeszło im dłużej niż sądzili. Na miejsce dojechali późnym popołudniem. Jednocześnie pogoda się popsuła. Słońce zaszło, niebo ogarnął przedburzowy mrok. Do tego okolica sama w sobie była dość posępna, wysokie drzewa rzucały gęsty cień, od lasu biło mgłą i chłodem. Przy wjeździe do wioski dopytali jeszcze o adres, zatrzymując napotkanego niezdrowo bladego chłopca. Ten wskazał im okazałe, otynkowane na szaro domostwo przypominające świetlicę. Drewniana tabliczka informowała, że jest to siedziba naczelnika gromady.
– No to jesteśmy. – Farel wyłączył silnik.
Ledwo zdążyli wysiąść, gdy naprzeciw wyszedł im korpulentny, łysawy wąsacz.
– Witam. Witam serdecznie, towarzysze – odezwał się wyciągając rękę na powitanie. – Chromala jestem. Naczelnik.
Farel spojrzał wymownie na Profesora. Chromala był wyraźnie zdenerwowany.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Zapraszam. Zapraszam do środka. – Zamaszystym gestem wskazał na wejściowe drzwi.
Przy wódce i zakąsce wymienili kilka grzecznościowych zdań. Rozmowa średnio się kleiła. Profesor z Farelem tym prędzej przeszli do sedna sprawy. W pierwszej kolejności wypytali o ofiary. Zapoznawszy się już w Koszalinie z ich listą, byli ciekawi szczegółów z ich biografii. Chromala opowiedział, co wiedział. W informacjach, które podał nie było jednak nic niezwykłego. Zginęło siedmiu zabużańskich przesiedleńców i czterech Niemców. Ośmiu mężczyzn, trzy kobiety. Ofiary siłą rzeczy się znające, przynajmniej powierzchownie, lecz nie spokrewnione. Innych powiązań też nie stwierdzono. Wszystkie zabite w miejscach ustronnych, najczęściej na obrzeżach lasu. Kwiatkowski zaproponował, by zatrzymać się na tym.
– Macie jakąś mapę okolicy? – spytał, a uzyskawszy potwierdzające kiwnięcie, dodał: – Pokażcie no.
Chromala uprzątnął talerze i kieliszki ze stołu. Rozłożył mapę.
– Wszystko po niemiecku, ale nie nazwy tu najważniejsze – wyjaśnił.
Mapa przedstawiała cały obszar, jaki obejmowała gromada Chromali. Północny jej kraniec zajmowała osada, w której właśnie się znajdowali. Na południowym zaś leżała jeszcze jedna, mniejsza nawet niż ta. Naczelnik wyjaśnił, że przysiółek ten na własny użytek nazwali Przesieką, bo wokół było sporo zwalonych drzew, zupełnie jakby mieszkańcy chcieli otoczyć się jakąś palisadą. Obydwu agentów zaciekawił ten temat, ale naczelnik szybko dodał, że Przesieka od jakiegoś czasu jest zupełne pusta, bo ostatnich Szkopów, którzy tam mieszkali, już deportowano. Z miejsca gdzie się znajdowali można było tam dojechać dwiema drogami, wschodnią i zachodnią. Drogi te łącząc obie miejscowości tworzyły na mapie okręg, w środku którego rozciągała się pusta, zielona plama. Gęsty i nieprzenikniony las. Choć nie było to zaznaczone na mapie, naczelnik wyjaśnił, że lokalni Niemcy nazywali go Der Wald des Teufels, Las Diabłów. Najciekawsze, że nie była to wcale stara nazwa, pochodziła z czasów wojny. Obaj ubecy spojrzeli na siebie. Czyżby istotnie grasowały tam diabły?
– Dlaczego Las Diabłów? – spytał Farel.
– Nie wiem. Nie dopytywałem. – Naczelnik przetarł spocone czoło. – Może chodzi o tego Smętka?
– O kogo? – zdziwił się Farel.
– Smętka. Diabła pruskiego. – Naczelnik poczerwieniał. – No, tak ludzie gadają.
– Ten cały Smętek to folklor kaszubski i mazurski. Diabeł z legend i baśni, złośliwy, ale raczej nieszkodliwy – rzeczowo wyjaśnił Profesor; widać było, że już chciał się rozkręcić, lecz szybko się zmitygował. – Zresztą o czym my tu mówimy w ogóle? Przecież to są bajki, towarzyszu naczelniku!
Chromala wbił oczy w podłogę.
– A to? Co to jest? – spytał Farel wskazując na mapę.
– To linia kolejowa – odparł Chromala. – To ciekawe, bo ciągnie się ona od głównych torów na północy aż tutaj, choć nie ma u nas stacji żadnej, po czym niknie w tym właśnie lesie.
– Nie wiecie, dokąd prowadzi?
– Te tory są zniszczone, pozawalane drzewami, nie da się dojechać. A jakoś iść wzdłuż nich nie było czasu wcześniej. Pewnie prowadziły pod jakieś umocnienia.
Na moment zapanowała cisza. Kwiatkowski wyjął ołówek i wręczył go naczelnikowi.
– Dobrze, to teraz wskażcie, towarzyszu, miejsca, gdzie znajdowaliście ofiary.
Chromala pocąc się i sapiąc zaznaczył na mapie jedenaście niezgrabnych krzyżyków. Wszystkie w pobliżu osady, Przesieki oraz na trasie obu dróg. Wszystkie dookoła Lasu Diabłów.
– Sam las przeczesywaliście? – spytał Kwiatkowski.
Chromala pokręcił przecząco głową.
– Ludzi mało. Wojska też nie chcieli przysłać, bo z Werwolfem na zachodzie walczą. A do tego min się boimy.
Znowu zapadło głuche milczenie. Profesor zapalił papierosa, jakby nie zauważając łakomego spojrzenia naczelnika. Po chwili zwrócił się do niego.
– W raporcie, który przyszedł do Koszalina stało, że jednej z ofiar jeszcze nie pochowaliście.
– Tak, w piwnicy leży, bo tam chłodno.
– No to pokażcie go.
• • •
Piwnica śmierdziała wilgocią i starością, ale przede wszystkim śmierdziała śmiercią. Trup leżał na wysokim drewnianym stole. Znajdował się tu od dobrych paru dni i chociaż konserwował go chłód podziemi, widać było pierwsze oznaki rozkładu. Szaroblada barwa, plamy opadowe i sińce już same w sobie nadawały mu upiorny wygląd. Dla żadnego z trzech mężczyzn nie było to jednak nic niezwykłego, naoglądali i nawąchali się trupów w czasie wojny niemało. Za to rany i ślady, jakie nosiły zwłoki były dla nich szokujące. Farel widząc je, w pierwszej chwili odruchowo odwrócił wzrok. Słabeusz, pomyślał Chromala. Za to Profesor omal nie wsadził nosa w rozbebeszone ciało. Uważnie przyglądał się rozszarpanym i wygryzionym miejscom, zupełnie jakby widział je pierwszy raz, a przecież otrzymał cały komplet fotografii zrobionych przez ekipę ubeków z powiatu. Oględziny trwały dobrą chwilę, Kwiatkowski cały czas wymieniał opinie z naczelnikiem, dopytywał o szczegóły odnalezienia zwłok. Ciekawiło go także porównanie ich z innymi ciałami ofiar. Z odpowiedzi Chromali wynikało, że schemat działania zabójcy był podobny. Atakował znienacka, rzucał się wprost na ofiarę, przegryzał gardło, rozszarpywał klatkę piersiową i brzuch. Zupełnie jak zwierzę. Tylko skąd ślady więzów na nogach i rękach? Farel nie podszedł bliżej, jemu wystarczyły zdjęcia. Widząc jednak niemal niewidoczny uśmieszek na twarzy naczelnika mimo wszystko przysunął się trochę, spojrzał na poranione ciało. I omal nie zwymiotował.
• • •
Gdy tylko wyszli na zewnątrz, naczelnik zaczął ich ponownie zapraszać do siebie w celu spirytusowej dezynfekcji. Farel zauważył jednak budynek po drugiej stronie ulicy, wyglądający na gospodę. Nie mylił się, choć któż mógłby się spodziewać gospody w takiej dziurze. Pomimo nalegań naczelnika przybysze postanowili wybrać się właśnie tam. Wytłumaczyli Chromali, że chcą zostać sami, by móc omówić sprawy śledztwa. Naczelnik wymruczał coś pod nosem i poszedł dezynfekować się samemu.
« 1 2 3 4 5 10 »

Komentarze

11 XI 2014   04:26:42

A korekta i redakcja śpią sobie w długi weekend, to i takie kawałki wchodzą na główną stronę.

29 XII 2014   14:34:24

Niezłe. Chciało się doczytać do końca. Zwrot akcji w końcówce pierwszorzędny, ale na zakończenie trochę za łatwo poszło głównym bohaterom. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa, to że dziwnie się czułem kibicując UBowcom, ale widać takie czasy...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.