Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Bregin
‹Akcja „Smętek”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Bregin
TytułAkcja „Smętek”
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’84, z wykształcenia historyk, z zawodu przedstawiciel handlowy. Mieszkaniec Krakowa o statusie metojka. Zainteresowany pograniczem historii i fantastyki ze wskazaniem na tą pierwszą. Nie gardzi też klimatem dystopicznym. Dotąd pisał głównie do szuflady co jednak planuje zmienić. Kiedyś. Nie licząc dwóch tekstów na łamach serwisu portalliteracki.pl, „Akcja ’Smętek’” jest jego właściwym debiutem.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Akcja „Smętek”

« 1 2 3 4 5 6 10 »

Mirosław Bregin

Akcja „Smętek”

Gdy tylko Farel i Profesor znaleźli się w środku, wymownie spojrzeli na siebie. Określenie gospoda dla przybytku, w którym się znaleźli, było stanowczo zbyt pochlebne. Pustawa, obskurna izba z trzema ławami oraz czymś, co miało imitować barową ladę. Ot i wszystko. W środku siedziało dwóch podejrzanych typów, usługiwała im stara kobieta, karczmarka. Poza nimi w kącie siedział jeszcze jeden mężczyzna, z obfitym szarym zarostem i w wytartym wojskowym płaszczu. Nie miał jednej nogi, za to sprawne ręce raźno operowały akordeonem.
Wszyscy na moment zamarli na ich widok. Wiedziano w osadzie, że nowi ubecy mieli przyjechać, „z samego województwa”, więc każdy z obecnych w lot zrozumiał, że dwaj przybysze to właśnie oni. Po chwili karczmarka wróciła za ladę, podejrzane typy na powrót zajęły się rozmową, a brodacz smętnym głosem zaczął nucić znany żołnierski szlagier:
Oj, nie płaczcie siostry brata,
Hej, wróci wam się za trzy lata.
Oj, nie płacz dziewczyno chłopca,
Hej, zanim przemoc zginie obca.
Usiedli przy jednej w wolnych ław. Kobieta podeszła, spytała co podać. Brodacz śpiewał dalej:
Minął roczek i półtora,
Hej, pancerniacy jadą z pola.
Maryś pyta niespokojnie:
Hej, czy daleko Jaś na wojnie?
Oferta karczmy nie pozostawiała wielkiego wyboru, wzięli więc, co było, kiszone ogórki i flaszkę czystej oraz solidną jajecznicę. Brodacz zaś skończył smętny kawałek:
My z wojenki już jedziemy,
Hej, twego Janka nie wieziemy.
Pod Berlinem, przy strumieniu
Hej, złożył głowę na kamieniu.
1)
Jedli w milczeniu. Musieli przetrawić mijający dzień. Dopiero po chwili wymienili się kilkoma uwagami. Mówili ściszonym głosem, choć niepotrzebnie, bo brodacz nie poprzestał na jednej piosence. Znał całą masę wojennych szlagierów. Wieczór minął im szybko, flaszka wódki też dziwnie prędko wyparowała, a i izba wkrótce była niemal pusta. Wreszcie wyniósł się i brodacz, który skończył koncert, podejrzane typy również sobie poszły. Gdy zostali sami, podeszła do nich karczmarka. Farel spojrzał na nią mętnym wzrokiem, sądził, że będzie chciała ich wyprosić, ale ona zamiast tego dosiadła się. Nim zdążyli się odezwać, spytała:
– Jeśli powiem wam cosik, nie zdradzicie mnie?
Farel już chciał jej zrobić wykład o tym, co myśli na temat targowania się obywateli z władzą ludową, ale tylko spojrzał na Profesora. Ten nachylił się w stronę kobiety.
– Nieee zdraaadzimy. – Był już lekko pijany.
– Tamtym, co przyjechali przed wami, nic nie mówiłam, bo w dupie mieli całą sprawę, jako i naszą osadę, ale milczeć już więcej nie będę. Chromali nie wierzcie ani na jotę. Oszust, kłamca, bandyta i chuj, za przeproszeniem, jakich mało.
– A to czhhhemu? – Kwiatkowski spytał sennym, bełkotliwym lekko głosem.
– Pieniądze gromadne sobie przywłaszcza, raporty do powiatu pisze jakie chce, jak dziedzic się tu panoszy, gnój jeden. O zabójstwach zawiadomił ubep, jak już był jedenasty trup! Jedenasty!
– Wcześniej zawiadamiał wojsko. Zgłaszał podejrzenie Werwolfu – bronił go Farel.
– Zawiadamiał albo i nie. On tak twierdzi. Sprawdźcie to. – Na koniec kobieta rozejrzała się czujnie na boki i oznajmiła ściszonym głosem, wyraźnie i powoli, niemal sylabizując: – A poza tym to on Nie-mca kry-je.
– Co też kobieto opowiadasz. – Farel zmarszczył brwi, rozmowa z karczmarką otrzeźwiła go do reszty, zresztą i tak wypił dużo mniej niż Profesor. – To poważne oskarżenie, a jeśli nieprawdę mówisz, to kryminał…
– Żebym tak trupem tu padła! – Kobieta uderzyła się w piersi. – Chromala osłania takiego jednego Niemca, który sam jeden na Przesiece ostał. Kryjaka znaczy.
– Dlaczego niby?
– Tamten przekupił go, żeby tu mógł zostać. Chwost jeden. Mało kto zresztą wie o tym, ale ja jak to karczmarka wszystko wiem. Tylko mnie nie wydajcie.
– A więc mówicie, obywatelko, że na Przesiece ukrywający się Niemiec mieszka – podsumował Kwiatkowski. Również i on mówił już zupełnie trzeźwym głosem.
• • •
Wstali skoro świt, choć jak zwykle nie obeszło się bez marudzenia Farela. Nienawidził wczesnego wstawania, i pomimo lat wojny, partyzanckiego życia i ukrywania się w lesie nie wyrobił w sobie nawyku praktykowania rannych pobudek. Była to cecha, którą widocznie dzielił również z naczelnikiem Chromalą, ponieważ gdy udali się do niego, ten otworzył im w piżamie i jedwabnej szlafmycy na głowie, niewątpliwie poniemieckiej zdobyczy. Już od samego progu Kwiatkowski zaczął ostro:
– Podejrzani jesteście, Chromala! – krzyknął. – Wyjawcie wszystko, co wiecie albo wam nogi z dupy powyrywamy!
Naczelnik zbladł, łamiącym głosem spytał:
– Co wy, towarzysze? Co wy?
– Doniesienie na was jest… – zaczął Farel, ale nim skończył, naczelnik szybko zaczął się bronić.
– Pewnie w karczmie kto co doniósł. Wymyślają kłamstwa, żeby mi zaszkodzić. Pewnie to ta suka. Jej mąż jest w tej jedenastce trupów, to się mści kłapiąc głupoty.
– Wcale nie w karczmie – kontynuował spokojnie Farel kłamiąc jak z nut. – Już kilka dni temu do Koszalina przyszedł list, anonim, w którym oskarża się was o krycie Werwolfu. Na Przesiece ponoć Niemców kryjecie. Daliśmy ci wczoraj szansę samemu o tym powiedzieć, ale jak nie to nie. Co tu będziemy owijać w bawełnę, za to jest kula w łeb albo w najlepszym wypadku wyjazd na białe niedźwiedzie. Lubicie zimno, obywatelu?
Naczelnik zdjął szlafmycę. Usiadł i oddychał ciężko, masując się po klatce piersiowej.
– Chromala, czas wam się kończy! – huknął Kwiatkowski.
– Żaden Werwolf, jeden cywil, lekarz… – zaczął bełkotliwie naczelnik. – Dla siebie go trzymam, bo na serce choruję, a tu znikąd innego lekarza.
– Oj Chromala, Chromala. – Kwiatkowski pokiwał groźnie palcem, lecz w jego głosie słychać było pobłażliwość. Błyskawiczne przyznanie się naczelnika udobruchało go nieco. – To przecież może być ważny świadek, ba, podejrzany nawet. Ludzie giną wokoło, a ty Szkopa trzymasz w ukryciu?
– On by muchy nie skrzywdził – zarzekał się naczelnik. – Szkop, nie przeczę, ale poczciwy.
– No, zbieraj się – rozkazał Farel.
– Przecież wyjawiłem…
– Spokojnie, nie jedziemy na rozwałkę. – Kwiatkowski uśmiechnął się skubiąc wąs. – Jedziemy po tego twojego Fryca.
• • •
Do Przesieki dotarli nie samochodem, ale zwykłym chłopskim wozem, do którego zaprzęgnięto starego zabużańskiego siwka. Jechało się dłużej, ale ciszej, a o to właśnie obu funkcjonariuszom chodziło. Wóz zresztą należał do Chromali, a ten zawsze w taki właśnie sposób tam jeździł. Chociaż zazwyczaj brał jeszcze ze sobą strzelbę, dla bezpieczeństwa. Teraz jechał nieuzbrojony, ochronę miał wszak zapewnioną. Droga do wsi wiodła przez całkowite odludzie, z jednej strony Las Diabłów, z drugiej pola, a wszystko osnute poranną mgłą, która mocno ograniczała widoczność.
Zabudowania pierwszy ujrzał Farel. Szturchnął lekko Profesora, który o mało nie usnął w drodze. Obaj wychylili się zza pleców powożącego Chromali: byli na miejscu. Przesieka faktycznie zasługiwała na swoje miano. Przysiółek otoczony był wielkimi, zwalonymi pniami niczym barykadą.
– To przeciw czołgom czy jak? – spytał szeptem Kwiatkowski.
– Czort wie – odparł Chromala. – Nigdy nie pytałem.
Zatrzymali się przed wjazdem do osady.
– Wysiadamy – rozkazał Farel, po czym wyjaśnił naczelnikowi co ma robić. – Wjedziesz wozem do środka, ale nie więcej jak kilkanaście metrów, wywołasz go i zaczniesz z nim rozmawiać. Radzę bez żadnych zagrań, jeśli nie chcesz mieć kulki w potylicy.
Naczelnik chwycił konia za uzdę i ruszył do przodu. Zwierzę posłusznie postąpiło za nim.
– Sonnenbruch! – naczelnik krzyknął tak, że aż ptaki z okolicznych drzew zerwały się w popłochu.
– Ktho tam? Tho ty Chromala? – usłyszał w odpowiedzi.
– Tak, ja.
Po chwili ukazała się postać mężczyzny odzianego po cywilnemu, w jasną, nieco przybrudzoną koszulę i brązowe spodnie. Miał bujne kasztanowe włosy i taką samą obfitą brodę. Rozglądając się czujnie, podszedł do naczelnika. Przywitali się i zaczęli cicho rozmawiać. Farel z Kwiatkowskim obserwowali ich przez szpary w zwalonych pniach.
– Po polsku gadają – zauważył Profesor.
– Widać Szkop się wyuczył – wyszeptał Farel.
« 1 2 3 4 5 6 10 »

Komentarze

11 XI 2014   04:26:42

A korekta i redakcja śpią sobie w długi weekend, to i takie kawałki wchodzą na główną stronę.

29 XII 2014   14:34:24

Niezłe. Chciało się doczytać do końca. Zwrot akcji w końcówce pierwszorzędny, ale na zakończenie trochę za łatwo poszło głównym bohaterom. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa, to że dziwnie się czułem kibicując UBowcom, ale widać takie czasy...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.