Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jarosław Księżyk
‹Suicide Blonde›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Księżyk
TytułSuicide Blonde
OpisJarosław Księżyk – Koziorożec z chińskiego roku świni. Po ojcu – żyjący na co dzień w logicznie uporządkowanym świecie. Po matce – nieustannie ciągnie go w kierunku sztuki. Może godzinami dyskutować o historii, technologii i militariach. Nie ma kota, ale ma żonę, która podziela jego pasje i dopinguje. Lubi ludzi niebanalnych, docenia odwagę i posiadanie własnego zdania. Jako pisarz, najlepiej czuje się w tematyce science-fiction, choć jego teksty uważane są za niedające się zakwalifikować do jednego gatunku. Uważa, że dzięki stosowaniu fantastycznego sztafażu łatwiej pisać o naturze człowieka. Strona autorska: jaroslawksiezyk.pl.
Gatuneksensacja

Suicide Blonde

« 1 2 3 4 5 7 »

Jarosław Księżyk

Suicide Blonde

Wytrzeźwiała, doprowadziła się do porządku, wbiła w najbardziej opinającą sukienkę i wkroczyła, tak, dosłownie wkroczyła, do siedziby Imagine, żądając spotkania z dyrektorem kreatywnym.
Był to jeden z tych majętnych, dobrze ubranych typków o kompletnym braku cech szczególnych. Nawet nie zapamiętała jego nazwiska. Zreferowała mu pomysł na produkcję, opartą na faktach, mroczną i autentyczną opowieść o dramacie dziewczyny z dobrego domu. Zapytał o co jej właściwie chodzi… o powrót do pracy? Nie, to było niemożliwe. Powiedziała mu, że od teraz będzie dla niego Valentiną Bianco, pracującą w domu, na zlecenie, nieznaną nikomu.
Wykonał parę telefonów, ona dobrze zrobiła swoją robotę. Na rynku pojawił się hit i niedługo potem przyszła kolejna koperta Suicide Blonde, a w niej: „Świetnie. Co powiesz na rundę drugą?”.
A Patrick? Nigdy już nie okazała przy nim słabości. Choć drzwi już zawsze zostawiała otwarte. W głębi duszy dopuszczała przecież możliwość, że to on jest Michaelem.
• • •
Malcolm zgasił peta, schował wymiętą paczkę papierosów Lucky Strike do kieszeni dżinsowej kamizelki i podszedł do parterowego domu przypominającego bungalow. Na małym połyskującym ekranie, tuż obok drzwi garażowych, ukazała się prośba o autoryzację wraz z odliczaniem do włączenia alarmu.
Malcolm zdjął czapeczkę z daszkiem w barwach ulubionej drużyny baseballowej i wbił wzrok w ekran. Ostrzegawczy tekst zmienił kolor z czerwonego na żółty. System poprosił go jeszcze o przyłożenie palca w wyznaczonym miejscu. „Autoryzacja przebiegła pomyślnie. Witaj” – usłyszał.
Wiele razy zastanawiał się, co by było, gdyby nie zdążył, lub miał akurat tłuste palce? Odruchowo wytarł ręce w dżinsy i zakomenderował:
– Otwieraj ten cholerny garaż!
– Otwieranie drzwi garażowych w toku.
W nieklimatyzowanym pomieszczeniu było gorąco i duszno. Zapach benzyny i smaru unosił się w powietrzu. Jemu to jednak nie przeszkadzało, bowiem na betonowej posadzce stał mały, kwadratowy, przysadzisty pojazd zajmujący metr kwadratowy, nie więcej. Malcolm podszedł do metalowego regału, chwycił kontroler i powiesił go sobie na szyi.
– Cześć, dziecino – powiedział i przekręcił włącznik.
Pojazd zamigotał diodami na dachu, wydał piskliwy dźwięk i odpalił spalinowy silnik. Na polecenie operatora ruszył do przodu, przejechał podjazd, skierował się na trawnik i tam stanął.
– Jak to kurestwo… – Malcolm majstrował przy pulpicie.
Po chwili maszyna radośnie zagwizdała, podjechała do krańca trawnika, pod samo ogrodzenie i ruszyła wzdłuż niego, tnąc wysoką trawę z zadziwiającą prędkością.
– Nie, nie tak! Jak wyłączyć ten cholerny GPS!?
– Sprawdź w module powiadomień – podpowiedziała Elizabeth, stojąca metr za nim.
– Sam kurwa… – Odwrócił się i zobaczył ją, uśmiechniętą, w wyzywającej czerwonej sukience, odsłaniającej długie i seksowne nogi. – O, przepraszam! Musiałem panią z kimś pomylić.
– Najwyraźniej. – Posłała mu zawadiackie spojrzenie.
– Czym mogę służyć? – Wytarł ręce w kamizelkę i pożałował, że dawno nie korzystał z usług fryzjera, choćby tego automatycznego. Dawno nieprzycinane włosy wystawały spod przepoconej baseballówki.
– Podobno dom jest na sprzedaż. Chciałam się rozejrzeć.
– Jest, jest. Wspaniały, prawda? Może wejdziemy do środka. Cholerny, że tak powiem, skwar.
– A kosiarka? – zapytała udając zmieszanie.
– Przecież jest automatyczna! – wyszczerzył pożółkłe zęby. – Ma GPS i sama wie jak ma kosić.
– Jakie to praktyczne – zachichotała.
– Technologia, droga pani. Kosiarkę do domu dajemy gratis. Tędy proszę.
Zaprowadził ją do środka, przez garaż. Weszli do małego korytarzyka. Powietrze było tam ciężkie i wypełnione zapachem starej odzieży i znoszonych butów. Wytarta skórzana kurtka pilotka wisiała na wieszaku w kształcie końskiego łba.
– Przepraszam, że nie od frontu, ale dom ma te cholerne systemy. Stary chciał chyba bunkier zbudować. Bezpiecznie tu jak w pieprzonym sejfie. Złodziej nie podejdzie na metr bez alarmowania całego hrabstwa i Gwardii Narodowej.
– To wspaniale! – zachwyciła się sztucznie.
– Zapalisz? – podstawił jej pod nos miękką paczkę papierosów i puścił oczko. Gładko przyszło mu przejście „na ty”.
– Z chęcią. A w środku można palić? – uśmiechnęła się naiwnie jak pierwszoligowa blond idiotka.
– Co tam będę kłamał. Stary palił, to chyba czujniki są wyłączone.
Malcolm zrobił się czerwony na twarzy. Porzucił gdzieś w przedpokoju czapeczkę, zmoczył w umywalce włosy i niezdarnie je ułożył. Przez cały czas zaciskał usta i ukradkiem spoglądał w dekolt Elizabeth.
Cycki nadal robią na ludziach większe wrażenie niż cała technologia razem wzięta – pomyślała nie bez satysfakcji.
Oprowadził ją po domu. Pokazał dwie spartańsko urządzone sypialnie, małą kuchnię połączoną z salonem – właściciel musiał być samotnikiem, nie sposób było tam przygotować nic więcej poza kanapkami – pracownię z regałami uginającymi się pod ciężarem książek, po czym wrócili do salonu. Malcolm lustrował jej tyłek, ramiona, szyję. Czuła na sobie jego wzrok. Udawała, że jej to schlebia.
W domu pełno było motywów wojskowych, medali, flag, zdjęć pamiątkowych. Elizabeth bez trudu rozpoznała na nich zmarłego lotnika. Miała fotograficzną pamięć i nawet obrzęk twarzy denata jej nie zmylił. Postępująca łysina, wyraźnie zarysowane brwi, obfity czarny wąs i ciężkie spojrzenie. Jedyne, czym jeszcze interesował się właściciel, to konie, których podobizny były po prostu wszędzie.
– Podoba się, co ślicznotko? – zagadnął Malcolm, gdy usiedli przy szklanym stoliku. Pod szkłem było mało artystyczne malowidło, oczywiście przedstawiające polowanie.
– Bardzo urokliwy.
– Ta. A z tarasu taaaaki widok na okolicę. Jak tylko kosiarka skończy, to wyjdziemy.
– Mówiłeś o starym, to znaczy poprzednim właścicielu? – Zmieniła temat.
– Wuj mój. Dokładnie cioteczny wuj. Nie miał dzieci, toteż chałupa przypadła po kawałku dalszej rodzinie. Porządny chłop to był. Wie pani, żołnierz! Tacy ludzie wiedzą jak utrzymać dom w dobrym stanie.
– Wuj nie żyje, tak?
– Tak, tak. Zmarło mu się parę miesięcy temu.
– A jak umarł? – zapytała dociekliwie. Może nawet zbyt dociekliwie.
– A jakie to ma znaczenie? Dom jest na sprzedaż? Jest. Hipoteki nie ma? Nie ma. Stan doskonały. Tylko odświeżyć trzeba.
– Chciałabym dowiedzieć się czegoś o poprzednim właścicielu. Wiesz, żeby pochwalić się znajomym, że taki patriota tu kiedyś mieszkał – zatrzepotała rzęsami i założyła nogę na nogę.
Malcolm wyszczerzył zęby i bez skrępowania omiótł wzrokiem kształtną łydkę.
– No. Pułkownikiem sił powietrznych był. Bardzo zasadniczy, poważny gość. Udzielał się też w gwardii. Co by tu jeszcze?
– Strasznie stary chyba nie był, patrząc po zdjęciach – ciągnęła za język.
– Koło sześćdziesiątki, jakoś tak.
– To musiało się stać coś okropnego. Jakaś choroba? Wypadek samochodowy? – drążyła.
– W sumie to jakby wypadek.
Mina Malcolma zrzedła. Pocił się coraz bardziej i uciekał wzrokiem od Elizabeth. Poczuła, że tak nic nie osiągnie. Czas wytoczyć najcięższe działo.
– Napijemy się? – zaproponowała.
– Tyle że tu chyba mamy tylko wodę.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Wystarczą szklanki i lód.
Postawiła na stole siedemsetmililitrową butelkę niemarkowego burbona, jedynego, jakiego znalazła w lokalnym sklepiku. Malcolm się rozpromienił.
Pół litra i dziesięć papierosów później wiedziała o zmarłym prawie wszystko. O jego nieustających zatargach z rodziną, milczącym i surowym obliczu, bardzo zasadniczym i poważnym podejściu do życia i ogólnym rozczarowaniu po przejściu do cywila. Pułkownik nie zwykł się uśmiechać. Nie lubił ludzi i rozrywek dla mas. Spędzał czas samotnie, studiując książki historyczne i jeżdżąc konno. W kontaktach był oschły i nieprzyjemny. Malcolm należał do niewielu ludzi regularnie widujących lotnika. A i to tylko dlatego, że od wielu lat kosił mu trawę za piątaka.
– Ale tego, że kobiet nie lubił, to nie zrozumiem nigdy – zaśmiał się brzydko. – Zdechł sam w swoim bunkrze.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Punkt przywracania
— Jarosław Księżyk

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.