Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Negatywy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułNegatywy
OpisPisze dla przyjemności. Urodziła się w roku, w którym pilot Hermaszewski ruszył na podbój kosmosu, a pilot Pirx na podbój srebrnego ekranu. Być może właśnie dlatego najlepiej czuje się w mocno niemodnym już kręgu klasycznego sci-fi. Uparcie płodzi też mroczne kryminały, rozgrywające się na pograniczu rzeczywistości. Związana z portalami Nowa Fantastyka i Herbatka u Heleny, gdzie można znaleźć większość jej opowiadań. Autorka domowej roboty e-booka pt. „Metastaza” — minipowieści fantastyczno-naukowej, dostępnej za darmo w sieci.
Gatunekkryminał, sensacja

Negatywy

« 1 5 6 7 8 9 11 »
– Tak – powiedział, gdy Górecki zamilkł na chwilę, by złapać oddech. – To kto nam jeszcze został?
– Paweł Kurczych, miejsce pobytu nieznane. I NN, tożsamość nieustalona – odezwał się Cichoń.
– Czyli nikt albo raczej wielkie gówno. Nazwiska NN możemy nigdy nie poznać, a ten Kurczych pewnie okaże się księdzem – zadrwił przełożony. – Wszystko to razem chuja warte, ale tak zawsze się kończą konszachty z naukowcami.
– Mimo wszystko spróbowałbym jeszcze raz. Ostatni – podkreślił starszy detektyw. – Z Wiesławą Białas. Jeśli to nic nie da, zrezy…
Inspektor przerwał mu w pół słowa.
– Nic nie da, co najwyżej ten kutas Orzelski napisze genialną pracę habilitacyjną. Zastosowanie teorii makrosplątania w kryminalistyce, kurwa. Już nieraz miałem ochotę złapać gnoja za wszarz i wykopać z komendy na zbity ryj!
Górecki chrząknął.
– Ja też, ale spróbowałbym ten ostatni raz.
– Wyrzucając pieniądze podatników w błoto – zagrzmiał inspektor. – I to lekką rączką!
– Zbieżności, choć nieoczywiste, istnieją. Do tej pory każdy z przypadków śmierci po tej stronie miał swoje odzwierciedlenie również po tamtej i odwrotnie. Póki brak nam pewnych tropów…
– Nieoczywiste? – Mężczyzna za biurkiem uderzył w nie pięścią. – Mylące!
Młodszy detektyw zamilkł urażony; zamiast niego odezwał się Cichoń.
– Być może po prostu źle je interpretujemy. Być może potrzebujemy pełniejszego obrazu, dłuższej, uważniejszej obserwacji obiektów, bo umyka nam coś istotnego.
– A być może całą koncepcję makrosplątania można o kant dupy rozbić, a życie po tej i po tamtej stronie biegnie swoimi torami.
Cichoń pokręcił głową.
– Byłem po tamtej stronie wielokrotnie. Wierz mi, te tory naprawdę biegną obok siebie.
– Do pewnego momentu. – Inspektor uspokoił się i powrócił do rysowania okręgów na raporcie, zastanawiając się nad czymś głęboko. – Dłuższa obserwacja, mówisz. Z tego co wiem, nikt jeszcze nie próbował dłuższej niż kilka godzin, bo przebywanie tam wyczerpuje organizm jak, nie przymierzając, jakiś jebany maraton. Jak długo potrafisz wytrzymać na pełnych obrotach, Cichoń?
– Jest na to sposób – zamiast starszego kolegi odezwał się Górecki. – Pełne manifestacje, tak zwane regeneracyjne. Do tej pory ujawnialiśmy Cichonia tylko częściowo, na czas czynności śledczych albo rozmów ze świadkami, poza nimi pozostawał w kilkugodzinnym zawieszeniu obserwacyjnym. Nie musi tak być, technologia pozwala na więcej. Zdarzało nam się już korzystać z tej możliwości. Na odpowiedni sygnał, na parę minut, bo to zżera strasznie dużo energii, można dokonać pełnej manifestacji. Wiem, że to niedużo, ale wystarczy, żeby zjeść hot-doga; jedyny mankament to fakt, że detektyw wtedy staje się widoczny dla wszystkich.
– Dajmy na to. – Inspektor rzucił długopis na blat i zwracając się do Cichonia, zauważył: – Nie jesteś już najmłodszy.
Śledczy wzruszył ramionami.
– Wyniki mam w porządku. Dlatego zakwalifikowali mnie do programu.
– Dlatego sam się o to ubiegałeś.
– Wyrazisz zgodę?
– Zastanowię się. Przyślij mi Orzelskiego, jeśli potwierdzi to, o czym mówił Górecki, może.
– Nie mamy aż tyle czasu. – Cichoń podszedł do biurka, spoglądając z góry na swój pomazany długopisem raport. – Jeśli ta Białas zginie, zanim się tam zjawię, możemy nie dowiedzieć się niczego istotnego.
Inspektor skrzywił się tylko; w tej samej chwili zadzwonił telefon i detektywi zrozumieli, że to koniec rozmowy. Wynieśli się z gabinetu szefa bez słowa, dopiero na korytarzu Górecki spytał cicho:
– Czuję, po prostu czuję, że ten pieprzony pistolet ma jakiś związek. – Zatrzymał kolegę, łapiąc go za rękaw. – Tobie wcale nie chodzi o Białas, prawda?
Cichoń wzruszył ramionami; sprawiał wrażenie roztargnionego.
– Pierdolisz – odpowiedział głucho.
Przed oczami stanął mu obraz ciemnego mieszkania na poddaszu i pudełko po jego prywatnej, starej wersji walthera.
Puste. Kto wie, od jak dawna.
• • •
Przyjechał do Instytutu z samego rana. Uścisnął rękę Góreckiego, upewnił się, że w kieszeni bezpiecznie spoczywa pudełko ze słuchawką komunikatora, bez zainteresowania wysłuchał instrukcji Orzelskiego i podpisał zgodę na przesunięcie, konieczną na wypadek, gdyby coś poszło nie tak i nie udało mu się wrócić. Formalności niepotrzebnie zabierały cenny czas; na szczęście sam proces przejścia przebiegał błyskawicznie.
Cóż z tego, że szef w końcu wydał zgodę na delegację, skoro zwlekał tak długo. Zbyt długo… Dla Anki nic już nie dało się zrobić; Cichoń dotarł do aresztu w momencie, gdy dwóch osiłków właśnie „pomagało” dziewczynie powiesić się na skręconym spiralnie prześcieradle. W pierwszym odruchu sięgnął do kieszeni po pudełko z komunikatorem, wyjął go nawet i już zamierzał zażądać pełnej manifestacji, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
Nie dlatego, że tamci mieli przewagę ani że nie otrzymał już pozwolenia na ujawnianie się wobec Anny Nowak; raczej z obawy, że naruszy ustalony porządek rzeczy zbyt mocno. Śmierć jej negatywu i tak uczyniła wszystkie starania beznadziejnymi. Powoli przywykał do myśli, że i jemu samemu zostało niewiele czasu. Czuł, że wspomnienie przerażonych oczu wieszanej dziewczyny prześladować go będzie do końca. Zresztą nie tylko to.
Zaniepokoił się nie na żarty, gdy pokój Mareckiej na komendzie zastał pusty. Przysłuchując się rozmowom personelu, odkrył jednak, że wzięła parę dni urlopu, mógł więc bez przeszkód poświęcić się poszukiwaniom Białas. W województwie kobiet o tym imieniu i nazwisku mieszkało kilka. „Jego” Wiesława okazała się fizykiem, profesorem tej samej uczelni, z której wyruszył rano. Zadbaną, atrakcyjną, pewną siebie kobietą, zupełnie niepodobną do zniszczonej prostytutki, której ciało porzucono na torowisku.
Przez dwa dni Cichoń towarzyszył jej niemal bez przerwy, nie ujawniając swej obecności, wysłuchując zupełnie bez znużenia kilku prowadzonych z pasją wykładów, towarzysząc jej u kosmetyczki, fryzjera, nie odstępując ani na krok podczas zakupów. Z takim samym niekłamanym zadowoleniem przypatrywał się, jak przystępując do doświadczeń, zakładała poplamiony fartuch i jak zdejmowała biżuterię przed kąpielą. Nie odwracał wzroku, gdy nago wchodziła pod prysznic ani gdy rankiem zrzucała piżamę; nie potrafił odmówić sobie przyjemności patrzenia na jej wciąż sprężyste, zgrabne ciało. Wyglądało na to, że oprócz kolegów z pracy nie utrzymywała z nikim kontaktów. Wszystkim przyjrzał się dokładnie; sami równie elokwentni, co odstręczający nudziarze.
Nie zwykła im się zwierzać. Nikomu nie opowiedziała o wizycie u onkologa i diagnozie, która brzmiała jak wyrok. Tylko Cichoń, milczący świadek, siedział obok, gdy płakała w poduszkę. Jego podziw dla niej wzrósł jeszcze bardziej, gdy rano, jak gdyby nigdy nic, starannie umalowana pojechała do pracy. Tego dnia uznał, że jest gotów do ujawnienia się.
Późnym popołudniem Białas miała prowadzić wykład dla Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Doskonale przygotowana, zajmująco i w przystępny sposób wyjaśniała zagadnienia grawitacji i tajemnice czarnych dziur. Cichoń chłonął jej słowa z pierwszego rzędu, nie odrywając wzroku od kobiety, a przecież powinien raczej obserwować salę, zapamiętywać twarze, kojarzyć, zwracać uwagę na niepokojące zachowania. W tej chwili nie zależało mu na śledztwie, żałował, że nie jest po prostu jednym ze zwykłych słuchaczy.
Po wykładzie znalazł ustronne miejsce i zażądał opisanej w zezwoleniu, częściowej manifestacji. Niewidoczny dla innych podszedł do Białas, która zamykała właśnie aulę wykładową.
– Wspaniały wykład, pani profesor – powiedział. – Słuchanie pani sprawiło mi wielką przyjemność. Mam pewne przemyślenie, czy mogę się nim z panią podzielić?
Spojrzała na niego uważnie. Nie przypominała sobie, by ten postawny, szpakowaty mężczyzna ze starannie przyciętą, siwiejącą bródką kiedykolwiek bywał na jej wykładach. Zapamiętałaby go; ale, pomyślała w końcu, jakie to ma znaczenie? Niech powie, co ma powiedzieć i zostawi ją w spokoju.
– Proszę – odparła lekko zmęczonym głosem.
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Komentarze

09 IV 2016   12:21:07

Zauważyłem, że kobietom znacznie łatwiej przychodzi odnajdywanie się w gąszczu postaci. Czy to w telenoweli czy w swojej własnej twórczości. One doskonale wiedzą kto jest kto oraz kto z kim i kiedy. Faceci gubią się po trzecim nazwisku. Ale generalnie opowiadanie fajne.

10 IV 2016   22:47:52

Nie wiem tak do końca, jak jest w telenowelach, bo nie lubię i nie oglądam, ale generalnie możesz mieć rację. Wielkie dzięki za przeczytanie i pozostawienie śladu :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Luka w pamięci
— Marianna Szygoń

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.