Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Negatywy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułNegatywy
OpisPisze dla przyjemności. Urodziła się w roku, w którym pilot Hermaszewski ruszył na podbój kosmosu, a pilot Pirx na podbój srebrnego ekranu. Być może właśnie dlatego najlepiej czuje się w mocno niemodnym już kręgu klasycznego sci-fi. Uparcie płodzi też mroczne kryminały, rozgrywające się na pograniczu rzeczywistości. Związana z portalami Nowa Fantastyka i Herbatka u Heleny, gdzie można znaleźć większość jej opowiadań. Autorka domowej roboty e-booka pt. „Metastaza” — minipowieści fantastyczno-naukowej, dostępnej za darmo w sieci.
Gatunekkryminał, sensacja

Negatywy

« 1 6 7 8 9 10 11 »
– Chodzi o to, co mówiła pani o ciemnej materii. Że wypełnia ona przestrzenie międzygalaktyczne i międzygwiezdne. To nielogiczne, nie uważa pani? Skoro jest dla nas niewidoczna, może być wszędzie. Może kłębić się tuż na wyciągnięcie ręki. Co jeśli obok nas istnieje identyczny świat, ale zbudowany z ciemnej materii? Co wtedy?
Zdziwiona Białas uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Wtedy każdy z nas mógłby mieć swojego sobowtóra albo raczej własny negatyw. – Spoważniała nagle, marszcząc brwi. – Wiem, o czym pan mówi, to pobudzające wyobraźnię, ale całkowicie błędne koncepcje pewnego szaleńca. Rzeczywistość bliźniacza… Nikt ze środowiska naukowego nie bierze tego na poważnie, bo widzi pan, doświadczenia nie potwierdzają obecności ciemnej materii obok nas w ilościach, które mogłyby powodować mierzalne oddziaływania fizyczne.
– Może to wina niedoskonałych urządzeń. Nie sądzi pani, że te negatywy mimo wszystko mogłyby być od nas szczęśliwsze? – zauważył melancholijnie detektyw; na wzmiankę o szaleńcu poczuł znajome pulsowanie w skroniach. Instynkt śledczego budził się z letargu.
Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, panie…
– Cichoń – przedstawił się. – Mam jeszcze jedno pytanie.
– Słucham. – Schowała klucz do kieszeni żakietu.
– Pozwoli pani zaprosić się na kawę? Chciałbym porozmawiać o tych szalonych koncepcjach.
Białas uśmiechnęła się znowu.
• • •
– Jest pan gotowy? – spytał.
Pod nieobecność kolegi Górecki miał sporo czasu, by przemyśleć wszystkie aspekty prowadzonej sprawy. Nurtowała go śmierć niepasującej do profilu reszty ofiar ciężarnej kobiety. Badania DNA płodu też nie wniosły nic nowego; na tym etapie śledztwa nie było z czym ich porównać. Początkowo detektyw miał nadzieję, że materiał genetyczny, pochodzący od ojca, okaże się zbieżny z włosami, naskórkiem prawdopodobnie należącymi do sprawcy, odnajdywanymi z rzadka na ciałach ofiar, ale nadzieje te okazały się płonne. Wrócił więc do wertowania list osób zaginionych i prawie od razu trafił na świeży trop. Zaledwie kilka godzin wcześniej ktoś zgłosił zaginięcie kobiety, niedawno przybyłej z Irlandii; zgłaszającym był nie kto inny, jak Paweł Kurczych. Ten sam, który w odpowiedzi na pytanie detektywa teraz niezdecydowanie potrząsał głową.
– Dobrze – odparł Górecki, odkrywając ciało NN.
Jeszcze zanim wysunął tacę, zapachy unoszące się w kostnicy sprawiły, że mężczyzna mający za chwilę spojrzeć na zwłoki zbladł jak papier i oddychał płytko, z trudem powstrzymując mdłości. Na widok sinej, opuchniętej twarzy trupa zzieleniał i, by nie zwymiotować, przygryzł palce. Nie wytrzymał długo; czym prędzej wybiegł z kostnicy. Górecki spokojnie zabezpieczył zwłoki, choć również, jak tylko potrafił, omijał je wzrokiem.
Odnalazł Kurczycha na półpiętrze, przy otwartym oknie wychodzącym na plac za budynkiem. Mężczyzna głęboko wciągał chłodne, przesycone wilgocią powietrze.
– To ona – wyjąkał, gdy detektyw stanął obok. – Chyba ona. Bo jest taka… inna…
Zawiesił głos i odetchnął donośnie, ciężko jak astmatyk.
– Dowiemy się – obiecał Górecki. – Zgodzi się pan na pobranie materiału genetycznego do porównań?
– Z żoną? – padło pełne konsternacji pytanie.
– Z dzieckiem – sprostował detektyw. – Po co pańska żona wróciła do kraju?
Paweł gwałtownie potrząsnął głową; nie chciał, by śledczy dostrzegł spływające po policzkach łzy. Odwrócił wzrok i otarł oczy rękawem.
– Chciała spotkać się z rodziną, powiedzieć o ciąży… Pożegnać się. Widzi pan, jadę na kontrakt do Urugwaju… Kto wie, czy wrócimy jeszcze do Polski… – Westchnął głęboko. – Jak znalazła się w tamtej pokolejowej ruderze?
– Jeszcze nie wiemy. – Górecki zamknął okno. – Ktoś miał po nią wyjść na lotnisko? Z kim miała się tu spotkać?
– Między innymi z ojczymem. – Paweł bezwiednie zacisnął pięści, a w jego głosie pojawił się gniew. – Zawsze mówiła, że to kawał sukinsyna. Uciekła od niego, jeszcze zanim skończyła osiemnaście lat, i nie odwiedzała go nawet, gdy przylatywaliśmy do kraju. Zawsze zatrzymywaliśmy się u moich rodziców. Ostatnio jakieś pół roku temu. – Pociągnął nosem i znów otarł oczy, tym razem palcami. – Nie wiem, czemu nagle teraz zmieniła zdanie… Pamiętam, zdziwiło mnie to, ale…
– Może chciała się pogodzić – zaczął Górecki, ale przerwał, widząc, jak rozmówca łapie się za głowę i mocno ściska ją palcami, jakby chciał zgnieść czaszkę.
– Myślę, że skurwiel ją wykorzystywał, panie podkomisarzu. Nie powiedziała tego wprost, ale jestem pewien. Po czymś takim…
Kurczychowi załamał się głos; znów uciekł wzrokiem gdzieś za okno.
– Rozumiem – przyznał zamyślony Górecki. – Poda mi pan nazwisko tego człowieka?
– Nie znam. Monika nigdy go nie wymieniła. Nie chciała rozmawiać o tym bydlaku.
– A panieńskie nazwisko pańskiej żony?
– Marecka – jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.
Zamyślony detektyw patrzył bez słowa, jak rozmówca łka bezgłośnie. Marecka, Marecka, znał to nazwisko. W tej chwili nie potrafił skojarzyć skąd, ale był pewien, że w końcu sobie przypomni. Po głowie plątało mu się wspomnienie słów Cichonia: „Ta dziewczyna nie pasuje do schematu…”.
Miał rację. Nie pasowała.
• • •
Wysłana na przymusowy urlop Marecka nie mogła sobie znaleźć miejsca. Miotała się po domu, zżymała na bezczynność i martwiła coraz bardziej prawdopodobnym wewnętrznym dochodzeniem w jej sprawie. Odsunięcie od prowadzonego śledztwa nie wróżyło nic dobrego, podobnie jak dwie kreski na wykonanym rano teście ciążowym. Już sam romans z podwładnym był błędem, zachodziła jednak w głowę, jak mogła dać się wciągnąć w tak grubą aferę? W dodatku niezarejestrowany numer na kartę, za pośrednictwem którego porozumiewała się z Pawłem, uparcie nie odpowiadał. Ustalili co prawda, że nie będą się kontaktowali, aż sprawa przycichnie, ale sytuacja się zmieniła; taka wiadomość nie mogła czekać. Marecka, co prawda, widziała Kurczycha poprzedniego dnia na pogrzebie Anki, ale z daleka skrzyżowali tylko spojrzenia i nie zamienili nawet słowa. Obecne milczenie mogło oznaczać, że został aresztowany i to tylko kwestia czasu, gdy dobiorą się do niej. Na samą myśl żołądek podchodził kobiecie do gardła, działając jak ponura przepowiednia nadchodzących ciążowych mdłości.
Perspektywa posiadania dziecka nie ucieszyła Mareckiej tak, jak powinna. Ostatnie wypadki sprawiły, że do kwestii rodzicielstwa podchodziła z dużą rezerwą, a wspomnienie nieudanego małżeństwa rodziców jeszcze pogarszało sprawę. Zresztą będzie mogła mówić o szczęściu, jeśli nie trafi za kratki, a po prostu wyrzucą ją z policji. Ładne mi szczęście, pomyślała natychmiast, lekko uderzając pięścią w płaski jeszcze brzuch. Z czego będziemy się utrzymywać?
Zaczęło zmierzchać, ale nie zapaliła lamp. Zmęczona bezcelowym krążeniem po pokoju opadła na fotel i zastygła na chwilę w bezruchu, podkurczywszy nogi. Wpatrywała się przez moment w pogrążające się w mroku sprzęty; w końcu nie wytrzymała i sięgnęła po telefon. Po raz kolejny wybrała ten sam, nieprzyporządkowany do żadnego nazwiska numer, cierpliwie odczekała kilka sygnałów, po czym, zirytowana brakiem odzewu, ze złością cisnęła komórkę na stolik. Urządzenie uderzyło w kubek niedopitej herbaty i odbiło się od niego z brzękiem. Zgasło, pogrążając pokój w ciemności. Marecka odetchnęła ciężko, raz i drugi, zwalczając irracjonalną ochotę, by wyjść z domu i złożyć Pawłowi niezapowiedzianą wizytę. Następna myśl, by za pośrednictwem zwykłego SMS-a powiadomić sukinsyna, że zostanie ojcem, też zakrawała na zachowanie tyleż żałosne, ile nierozsądne i Marecka aż postukała się palcem w czoło. Istna „Moda na sukces”, mruknęła pod nosem.
Dźwięk nadchodzącej wiadomości sprawił, że prawie spadła z fotela. „Zejdz do garazu”, odczytała i jednym susem dopadła do okna, ale na podwórku pogrążonym już w mroku wczesnego jesiennego wieczora nie dostrzegła nikogo. Nie zdziwiło jej to; na odziedziczonej po rodzicach, ogrodzonej wysokim płotem posesji czuła się na tyle bezpiecznie, że nie zawsze zamykała garaż na klucz. Paweł o tym wiedział, na pewno czekał w środku; zeszła skąpo oświetlonymi schodami na parter, starając się nie okazywać zbytniego, kompromitującego pośpiechu. Tuż przy drzwiach zapachniało smarem i rozlanym paliwem; Marecka słyszała wyraźnie szuranie po drugiej stronie, ale szpara nad progiem tonęła w mroku.
– Mogłeś wejść, otwarte – powiedziała, chwytając za klamkę.
« 1 6 7 8 9 10 11 »

Komentarze

09 IV 2016   12:21:07

Zauważyłem, że kobietom znacznie łatwiej przychodzi odnajdywanie się w gąszczu postaci. Czy to w telenoweli czy w swojej własnej twórczości. One doskonale wiedzą kto jest kto oraz kto z kim i kiedy. Faceci gubią się po trzecim nazwisku. Ale generalnie opowiadanie fajne.

10 IV 2016   22:47:52

Nie wiem tak do końca, jak jest w telenowelach, bo nie lubię i nie oglądam, ale generalnie możesz mieć rację. Wielkie dzięki za przeczytanie i pozostawienie śladu :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Luka w pamięci
— Marianna Szygoń

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.