Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Negatywy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułNegatywy
OpisPisze dla przyjemności. Urodziła się w roku, w którym pilot Hermaszewski ruszył na podbój kosmosu, a pilot Pirx na podbój srebrnego ekranu. Być może właśnie dlatego najlepiej czuje się w mocno niemodnym już kręgu klasycznego sci-fi. Uparcie płodzi też mroczne kryminały, rozgrywające się na pograniczu rzeczywistości. Związana z portalami Nowa Fantastyka i Herbatka u Heleny, gdzie można znaleźć większość jej opowiadań. Autorka domowej roboty e-booka pt. „Metastaza” — minipowieści fantastyczno-naukowej, dostępnej za darmo w sieci.
Gatunekkryminał, sensacja

Negatywy

« 1 4 5 6 7 8 11 »
Cichoń wskazał ruchem głowy na zamknięte już drzwi komory.
– Nic bardziej obrzydliwego niż to. Jestem po prostu zmęczony.
– Nie wierzę. – Partner spojrzał na niego podejrzliwie, marszcząc brwi. – Ale niech ci będzie. – Skierował się do wyjścia z kostnicy i już miał nacisnąć klamkę, ale odwrócił się nagle i spytał: – Na pewno nie spotkałeś tej ciężarnej po tamtej stronie?
– Nie – odwarknął starszy detektyw.
Po twarzy Góreckiego przemknął cień zawodu; detektyw wyszedł, zostawiając kolegę samego. Cichoń stał chwilę nieruchomo, bijąc się z myślami, po czym wyciągnął dłoń w stronę komory oznaczonej inicjałami „NN” i stał tak przez chwilę, wpatrując się we własne, lekko drżące palce, ale nie odważył się dotknąć drzwiczek. Zmienił zdanie i otworzył kolejne, opisane nazwiskiem „Nowak Anna”, wysunął tacę i otworzył worek.
Długo, uważnie obserwował uwolnioną z plastikowego całunu chudą, wymizerowaną twarz martwej narkomanki i oglądał ślady po licznych wkłuciach na przegubach ramion, z wysiłkiem upewniając się, że to, co widzi, jest prawdą. Nabrał wreszcie odwagi; wrócił do komory z NN, odetchnął głęboko raz i drugi. Już miał wysunąć tacę, gdy pojawili się technicy z ciałem Wiesławy Białas. Zaklął pod nosem na ich widok, ale zaraz potem poczuł ulgę, że nie spojrzy więcej w twarz NN.
Może to i dobrze; nie chciał jej takiej pamiętać. Wolał wspomnienie małej dziewczynki ściskającej większą od siebie lalkę, wystraszonej pierwszą wizytą w szkole świeżo upieczonej uczennicy, ba, nawet zbuntowanej nastolatki, wściekłej na niego i cały świat.
Jego małej dziewczynki.
• • •
Zapadł wczesny, jesienny zmrok. Większa część personelu komendy skończyła już pracę i Cichoń z zadowoleniem powitał pustoszejące korytarze. Odczuwał niechęć na samą myśl o powrocie do ciemnej, zimnej kamienicy i do ciasnego mieszkania na poddaszu. Szczerze nienawidził tych czterech ścian i okna wychodzącego na dach sąsiedniego budynku. Nikt tam na niego nie czekał; już nikt nigdy nie będzie tam na niego czekał…
Postanowił, że resztę wieczoru poświęci na przygotowanie raportu z ostatnich dni. Podumał chwilę przy automacie z kawą, czekając, aż sprzątaczka opuści jego służbowy pokój. Brzegiem dłoni starł kurz z biurka i złorzecząc lekceważącej swoje obowiązki kobiecie, uruchomił komputer. Zaczął od sprawdzenia rejestru broni palnej, ale otrzymany wynik wprawił go w konsternację.
„Musiałem coś pomylić”, uznał, i wpisał numer seryjny jeszcze dwa razy, za każdym razem uzyskując ten sam rezultat. Przypatrywał się ekranowi w osłupieniu, aż wreszcie wzburzony wstał i otworzył okno, ale zamiast orzeźwiającego, chłodnego powietrza pokój wypełnił smród spalin i wyziewów przemysłowych. „I po co ja rzucałem palenie”, pomyślał Cichoń z rezygnacją, zaciągając się znajomym, obmierzłym smogiem. „Musiałem się pomylić”, uspokoił się po chwili, „zawinił czeski błąd, przestawiona cyfra. Nieprawdopodobny zbieg okoliczności”.
Bo w jaki inny sposób mógł wyjaśnić fakt, że w tutejszym rejestrze pod tym właśnie numerem figurowała jego prywatna broń?
• • •
Czekała na parkingu przed nieczynnym barem zagubionym na trasie między dwoma wielkimi miastami. Nie wysiadła z samochodu i nie wyłączyła silnika, podświadomie czując, że w każdej chwili musi być gotowa do ucieczki. Nie obawiała się kierowców przemykających obok tirów, już raczej przypadkowego spotkania z jakimś zabłąkanym kolegą po fachu, choć mogłaby swoją obecność na tym odludziu łatwo wytłumaczyć śledztwem i dyskretnym oczekiwaniem na informatora.
Paweł się spóźniał. Pieprzony sukinsyn; czy on nigdy nie może zdążyć na czas? Przyszło jej nawet do głowy, że przegapił zarośnięty drzewami zjazd i daremnie wypatruje go teraz w ciemniejącej z minuty na minutę namiastce lasu ciągnącej się po obu stronach trasy. Korciło ją, żeby włączyć telefon i rzucić w eter kilka ostrych słów, powstrzymała się jednak. Zabębniła tylko palcami w kierownicę i zaklęła raz i drugi.
– Jesteś, skurwielu – mruknęła z ulgą, gdy na zjeździe zalśniły reflektory znajomego auta.
Pojazd zatrzymał się nieopodal, usłyszała odgłos otwieranych drzwi i po igliwiu zachrzęściły ciężkie kroki. Marecka wysiadła z samochodu dopiero, gdy rozpoznała w nich stąpnięcia Pawła.
– Nareszcie, Mońka – usłyszała i natychmiast otoczyły ją potężne męskie ramiona. – Ciężko było bez ciebie. Nie wiesz jak ciężko.
Rozbrojona miękkim, tęsknym tonem, pozwoliła wsunąć sobie język do ust i przycisnąć się do auta. Tolerowała dłonie Pawła, bez przeszkód błądzące pod bluzką; zajęta odwzajemnianiem pocałunku nie od razu poczuła palce rozpinające jej pasek, rozsuwające zamek w spodniach i bez zbytniej delikatności wślizgujące się pod bieliznę. Wtedy dotyk Pawła zaczął sprawiać ból, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej.
– Przestań! – Odepchnęła go od siebie.
– Co jest? – warknął. – Zawsze lubiłaś na ostro. Co ci odpierdoliło?
– Mieliśmy tylko pogadać. – Zapięła spodnie. – Nie możemy się teraz widywać. Wiesz, co by było, gdyby nas ze sobą powiązali?
– Boisz się o własny tyłek. – Usłyszała, jak Kurczych spluwa z pogardą.
– Boję się – odparła twardo. – Wolno mi. Nie pójdę za tobą do pierdla. To, że jeszcze chodzisz na wolności, to tylko moja zasługa.
– Więc zrób tak, żeby żadne z nas nie poszło. Przecież to ty, kurwa, prowadzisz to śledztwo. Nie takimi dochodzeniami manipulowano.
– Myślisz, że to takie łatwe? – żachnęła się. – Twoja głupia narzeczona pierdoli takie rzeczy, że ja też mam ją, kurwa, ochotę zajebać. Wyszarpać za te parszywe blond kłaki, obić różową, świńską mordę. Musiałeś tak kurewsko spartolić sprawę nad zalewem?
Pytanie Mareckiej nie doczekało się odpowiedzi, zawisając w gęstniejącym mroku. Śledcza, zmieszana, przygryzła wargi aż do krwi; dopiero teraz zdała sobie sprawę, co tak naprawdę wykrzyczała przed chwilą. Pod stopami Pawła ponownie zachrzęściło igliwie i wkrótce poczuła ciepło jego dłoni na szyi. Mężczyzna znów znalazł się obok niej, tak blisko, że gdy mówił, na płatku ucha poczuła drobne krople śliny wyrzucanej z jego ust.
– Można to jeszcze naprawić. Siedzi w areszcie, może jej się przytrafić nieszczęście. Niektórzy źle znoszą zamknięcie, tną się, wieszają… Pogadam z jednym takim… Pracuje tam.
– Pogadaj – szepnęła, przytulając się do niego mocno.
– Opóźniaj przesłuchanie, jak tylko się da. – Dłonie Pawła powróciły w okolice jej podbrzusza. – Poproś o orzeczenie psychiatry, rób, co tylko, kurwa, potrafisz, byle nie zaczęła gadać.
– Zrobię – obiecała.
Nie opierała się już, gdy otwierał drzwi samochodu i wepchnął ją na tylne siedzenie; zgodziła się na wszystko, zaciskając zęby, żeby nie wrzeszczeć. Jeszcze zanim zaczął, pojawił się ból; rozumiała jednak, że powinna pozwolić Pawłowi na więcej niż zazwyczaj, by zmotywować go do szczególnych starań o ich wspólną przyszłość.
O ile jakakolwiek ich czekała.
• • •
Odprawa u inspektora trwała dłużej niż poprzednie. Nie było to Cichoniowi na rękę, ale wieloletnia służba nauczyła go cierpliwości. W imieniu zespołu dochodzeniowego wypowiadał się głównie Górecki i to na niego spadł ciężar zdawania relacji z postępów śledztwa; Cichoń ograniczał się tylko do pobłażliwego kiwania głową. Rewizja w mieszkaniu Piotra Nogaja, młodego konwojenta, nie przyniosła żadnych rozstrzygnięć, a badania balistyczne wykluczyły, by jego walther miał coś wspólnego ze zbrodniami z torowisk. Niespodziewanie jednak okazało się, że broń podejrzanego została nie tak dawno użyta podczas strzelaniny w lokalnym klubie nocnym, a Nogaj, zapewne mając na sumieniu i inne ciemne sprawki, uniknął śledztwa, wieszając się we własnej łazience. Czeski błąd, rozważał Cichoń, z niesmakiem wspominając uczucie triumfu, z którym po zmianie kolejności dwóch ostatnich cyfr w numerze seryjnym odnalazł w rejestrze dane Nogaja. Przecież po tamtej stronie mężczyzna również miał związek ze sprawą. To wydawało się całkiem naturalne, ale nie popchnęło śledztwa do przodu.
Szkoda, pomyślał Cichoń, kolejna porażka. Górecki referował właśnie następne z ich niepowodzeń: Tomecki parę dni wcześniej zginął w wypadku samochodowym, a że po tej stronie wydawał się być zwykłym, spokojnym obywatelem, przykładnym ojcem i mężem, szybko wyłączono z dochodzenia jego wątek. Inspektor, od początku sceptycznie podchodzący do całego nowatorskiego projektu, teraz otwarcie wątpił w sens delegacji do bliźniaczej rzeczywistości. Błądząc wzrokiem za oknem, stukał długopisem w pierwszą stronę raportu Cichonia. Mało brakowało, a zacząłby po nim rysować jak po pierwszej lepszej gazecie.
« 1 4 5 6 7 8 11 »

Komentarze

09 IV 2016   12:21:07

Zauważyłem, że kobietom znacznie łatwiej przychodzi odnajdywanie się w gąszczu postaci. Czy to w telenoweli czy w swojej własnej twórczości. One doskonale wiedzą kto jest kto oraz kto z kim i kiedy. Faceci gubią się po trzecim nazwisku. Ale generalnie opowiadanie fajne.

10 IV 2016   22:47:52

Nie wiem tak do końca, jak jest w telenowelach, bo nie lubię i nie oglądam, ale generalnie możesz mieć rację. Wielkie dzięki za przeczytanie i pozostawienie śladu :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Luka w pamięci
— Marianna Szygoń

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.