Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stanisław Witold Czarnecki
‹Flamingi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorStanisław Witold Czarnecki
TytułFlamingi
OpisStanisław Witold Czarnecki w fandomie bardziej znany jest jako Stan. Urodził się w Mławie, przez większą część życia mieszkał w Inowrocławiu. Ukończył fizykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Obecnie jest pracownikiem naukowym tej uczelni. Mieszka na wsi, z żoną i synkiem. Debiutował w "Fenixie” opowiadaniem „Oswojony”.
Nie po raz pierwszy teksty Stana trafiają na nasze łamy, „We śnie”, „W samotności” i „Jedno zwykłe polowanie” ukazały się we Framzecie.
Poniższe opowiadanie zdobyło trzecie miejsce w konkursie literackim Esensji.
Gatunekkryminał, sensacja, SF

Flamingi

Stanisław Witold Czarnecki
1 2 3 5 »
W tle kręgu celowniczego zobaczył kolejno: ściany podziurawione kulami, czarny prostokąt wyjścia, jednonogiego kalekę nieruchomo opartego plecami o ścianę i na końcu trzech policjantów w czarnych mundurach, kamizelkach kuloodpornych i tytanowych hełmach. Stali nieruchomo w kałużach łusek, z dymiącymi karabinkami w dłoniach i z absolutną pustką w oczach.

Stanisław Witold Czarnecki

Flamingi

W tle kręgu celowniczego zobaczył kolejno: ściany podziurawione kulami, czarny prostokąt wyjścia, jednonogiego kalekę nieruchomo opartego plecami o ścianę i na końcu trzech policjantów w czarnych mundurach, kamizelkach kuloodpornych i tytanowych hełmach. Stali nieruchomo w kałużach łusek, z dymiącymi karabinkami w dłoniach i z absolutną pustką w oczach.

Stanisław Witold Czarnecki
‹Flamingi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorStanisław Witold Czarnecki
TytułFlamingi
OpisStanisław Witold Czarnecki w fandomie bardziej znany jest jako Stan. Urodził się w Mławie, przez większą część życia mieszkał w Inowrocławiu. Ukończył fizykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Obecnie jest pracownikiem naukowym tej uczelni. Mieszka na wsi, z żoną i synkiem. Debiutował w "Fenixie” opowiadaniem „Oswojony”.
Nie po raz pierwszy teksty Stana trafiają na nasze łamy, „We śnie”, „W samotności” i „Jedno zwykłe polowanie” ukazały się we Framzecie.
Poniższe opowiadanie zdobyło trzecie miejsce w konkursie literackim Esensji.
Gatunekkryminał, sensacja, SF
„Od czegoś muszę zacząć” pomyślał, kiedy wreszcie poznał odpowiedź na najważniejsze pytanie swojego życia. Wyciągnął więc z szafy swoją starą, ulubioną, ale niemożliwie złachaną kurtkę dżinsową, którą już od lat wstydził się nosić. Wstyd nareszcie minął. Mało tego, na jego miejsce przyszła odwaga. Bez wahania odpruł nożem rękawy, nie troszcząc się specjalnie o estetykę - przyciął tylko co bardziej wystrzępione nitki. W rupieciarni wyszukał sporą torbę chromowanych, graniastych ćwieków i zrobił z nich na plecach wielką gwiazdę szeryfa. Zawiesił kurtę na wieszaku, wieszak zaczepił o żyrandol i oglądał swoje dzieło ze wszystkich stron. „Będzie im ułatwiać celowanie” - zauważył z rozbawieniem, kiedy przeciąg zakołysał kurtką i ćwieki zamigotały odblaskami światła. Była gotowa, dokładnie taka jak trzeba. Pozostało mu na nią zasłużyć - cherlawy, blady i zgarbiony od ślęczenia przy komputerze, nie mógł jej założyć.
Na razie zdjął foliowy pokrowiec ze swojego najlepszego garnituru i zapakował w niego kurtkę. Nie wiedział, jak długo będzie czekała - nie chciał, żeby się kurzyła.
Potem poszedł do sypialni, wyciągnął z szafki swój dziennik i, siedząc na łóżku, plecami oparty o ścianę, zaczął czytać. Od początku, od nieregularnych zapisów, które robił jako nastolatek, nie bardzo rozumiejąc po co. Przemierzał własne życie, wracał do momentów które zapisał, żeby o nich nie zapomnieć, natrafiał na dziury - puste strony przypominające dni kiedy działy się złe rzeczy. Ich nie musiał zapisywać, pamiętał doskonale, wbrew swojej woli. Patrzył na nieczytelne bazgroły z nocy, kiedy pierwszy raz z premedytacją upił się do nieprzytomności. Tyle bólu - musiał pić, żeby zniknąć, przestać istnieć choć na kilka godzin i uciec od cierpienia. Ale teraz nawet do tych bazgrołów potrafił się gorzko uśmiechać. Nareszcie miały sens. W pogmatwanych liniach kreślonych pijaną dłonią tkwiła odpowiedź. Zbliżał się do niej ze strony na stronę, minęły lata, zanim zaczął podejrzewać, że istnieje. A dziś ją poznał.
Kiedy skończył czytać, był już środek nocy. Odkręcił nasadkę Pelikana, na pustej stronie zanotował datę i godzinę. Pisał bardzo długo. Kiedy skończył, przez okno wpadało już pierwsze światło świtu. Potarł zmęczone oczy i rozejrzał się po pokoju: stół, komputer, szafa, kilka półek, pod oknem rower treningowy. Przeżył tu większość dorosłego życia. Nie chodził do pracy, bo łączność z firmą zapewniał mu komputer i stałe łącze. Większe zakupy i kontakty z ludźmi również załatwiał przez sieć. Zamiast spacerów miał rower, na który rzadko wsiadał. Na półkach i w szufladach spoczywały wszystkie materialne ślady jego życia: książki, płyty, ulubiony kubek, pamiątki ze szkolnych wycieczek, kalendarz z flamingami zawieszony nad biurkiem… Zabrać mógł tylko najpotrzebniejsze rzeczy - reszta musiała zniknąć.
Wziął zimny prysznic, wypił kawę i wyszedł pozałatwiać co trzeba, w banku i na poczcie. Potem zabrał się za telefony: jak się spodziewał, już w pierwszym biurze podróży czekała atrakcyjna oferta „last minute”. Inaczej być nie mogło. Na koniec obszedł sklepy przemysłowe i zrobił zakupy, zgodnie z poradnikiem „terrorist encyclopaedia” ściągniętym z sieci.
Nazajutrz, w samolocie, poprosił stewardessę o piwo. Dziewczyna wprost z reklamy linii lotniczych - zgrabna, ładna, miła, uśmiechnięta… Przez kilka minut obserwował śmiejąc się w duchu, jak chodziła w tę i z powrotem między rzędami foteli szukając pasażera, dla którego przyniosła na tacy litrową puszkę Faxe’a i szklankę z grubego szkła. Cztery razy przeszła obok, patrząc mu za każdym razem prosto w twarz, zanim się zlitował i gestem dał do zrozumienia, że piwo jest dla niego. Była zmieszana, ale byłaby jeszcze bardziej, gdyby wiedziała, co się się naprawdę stało.
– Mam na imię Noah - powiedział odbierając tacę i uśmiechnął się do stewardessy. Nie miał, ale zawsze chciał mieć. Spojrzał na zegarek - od prawie trzech minut jego stare życie płonęło w ogniu napalmu domowej roboty.
„Mam na imię Noah” - pomyślał i od tej chwili była to prawda.
• • •
Odkąd Daniel zaczął pracować w policji, miał dziesiątki snów w których wracały do niego rzeczy obejrzane na jawie. Były to straszne koszmary, ale nie straszniejsze od wspomnień. Nie znajdował w nich niczego dziwnego, niezrozumiałego. Po prostu umysł próbował strawić coś z natury rzeczy niestrawnego. I tyle.
Sen, od którego wszystko się zaczęło, był inny. W sumie, całkiem niezła, przygodowa historia.
– Że co? - Jacek parsknął obryzgując chodnik łykiem porannej kawy. Stali obok samochodu, zaparkowanego na niemal pustym parkingu, otoczonym ślepymi ścianami kamienic. W radiu piękny głos śpiewał „jak dobrze wstać, skoro świt”. Na masce postawili termos, styropianowe kubki i papierową torbę z ciągle ciepłymi pasztecikami. Daniel opowiadał partnerowi sen, jaki miał tej nocy.
– No… byłem Terminatorem, takim jak Szwarc w pierwszej części… Cholera! - kpiący uśmiech Jacka wyjątkowo działał Danielowi na nerwy - Wiem, że to głupio brzmi, ale posłuchaj przez chwilę…
– Dobra, nawijaj, ale tak między nami, ile razy na tym byłeś w kinie, kiedy ostatnio i czy masz na to jakichś świadków? - Jacek należał do wyjątkowo paskudnej grupy zboczeńców, którzy uwielbiają poranki i tryskają poczuciem humoru, gdy wszystkim dokoła kleją się oczy, a ręce drżą zaciśnięte na kubkach z kawą.
– Osiem razy, dziesięć lat temu, nie, chodzę do kina sam - tym razem Daniel zachował zimną krew i spokojnie opowiadał dalej.
– W tym śnie była podróż w czasie, i ktoś, jakby Sarah Connor i ten komandos, Kyle, który miał ją chronić, a ja… byłem widzem, chyba wiedziałem, że to film, aż nagle stwierdziłem, że ja sam jestem androidem. Oglądałem wszystko z dziwnej perspektywy, miałem broń, jakieś wielkie giwery, i czułem się silny, lekki, mogłem skoczyć z dowolnej wysokości, zresztą nieważne. W każdym razie, doszło do takiego momentu, że goniłem Sarę i Kyle’a w wielkim budynku, gdzie było dużo ludzi. On strzelał, ale nic nie mógł mi zrobić. Byłem coraz bliżej, aż wbiegli do pełnej ludzi sali, która wyglądała jak skrzyżowanie czytelni z restauracją. Ktoś krzyknął „Elektroniczny morderca!” i echo zwielokrotniło ten okrzyk. Ci tutaj wiedzieli kim jestem. Ale nie uciekali, Kyle coś do nich zawołał i zaczęli się tłoczyć przede mną, wyciągali do ręce, jakby chcieli mnie złapać, popchnąć. Musiałem strzelać. Strzelałem i strzelałem, padali, ale ciągle ich przybywało. Patrzyłem im w oczy, widziałem w nich świadomość, tego co robią. Poświęcali się, żeby mnie zatrzymać, dać czas uciekającym. Taka zimna, przerażająca determinacja: starszy pan w garniturze, młody chłopak we flanelowej koszuli, dziewczyna w sukience, kobieta w garsonce… Zwykli ludzie, dziesiątki zwykłych ludzi, widziałem jak nadchodzą z różnych korytarzy, zbliżają się, próbują mnie złapać, może przewrócić? Nie mieli szans, strzelałem i trafiałem, padali z rozwalonymi głowami, jakimś sposobem, jeszcze nie usypał się kopiec z ich ciał. I wtedy zacząłem się bać.
Jacek spojrzał spod uniesionych brwi.
– Bać? Przecież byłeś robotem. Nie mogłeś się bać.
– No właśnie. Jednak tak było. Nagle zrozumiałem, że nie przejdę. Że ta hekatomba ma sens. Nie byli w stanie mnie odepchnąć, ale ich dotknięcia sprawiły, że zacząłem się cofać. Bałem się.
– I co z tego wynika twoim zdaniem?
– Jeszcze nie wiem, ale czuję, że coś ważnego. Nie mogę przestać o tym myśleć - Daniel potarł dłońmi policzki i zaczerwienione oczy. On bardzo nie lubił rano wstawać.
Jacek pociągnął łyk kawy. Potem zrobił zamyśloną minę, popatrzył na słońce i pogłaskał krótko przyciętą szczecinę szarych włosów. W końcu odezwał się obrzydliwie mentorskim tonem.
– To rzeczywiście pasjonujący problem, jestem pewien, że twoja podświadomość chciała powiedzieć coś ważnego, dając ci rolę w przeboju kinowym sprzed lat. Niewątpliwie jest to również ukłon w stronę twojej imponującej muskulatury. Myślę jednak, że mamy na dziś jeszcze bardziej zajmujący materiał do rozważań. Na przykład: jak wejść do meliny przy Śródmiejskiej 5, przesłuchać świadka i wyjść w taki sposób, żeby nie mieć obrzyganego płaszcza, a butów przesiąkniętych moczem i oblepionych kałem? Masz już może pomysł na skuteczne przesłuchanie nałogowego alkoholika, który prawdopodobnie za nie dalej niż kwadrans wypije swoje pierwsze śniadanie?
– Cholera, wszystko potrafisz spłycić…
– Po prostu nie chcę, żeby twoje ciężko ranne wstawanie poszło na marne - Jacek wrócił do swojej zwykłej, przyjaźnie kpiącej intonacji. - A jak się nie pospieszymy, to tak właśnie będzie. Zbieraj się, możemy jeszcze pogadać wieczorem.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jedno zwykłe polowanie
— Stanisław Witold Czarnecki

We śnie
— Stanisław Witold Czarnecki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.