Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Filipczak
‹Eva›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Filipczak
TytułEva
OpisOpowiadanie osadzone w realiach świata Hitalia.
GatunekSF

Hitalia: Eva

« 1 2 3 4 5 7 »
Barczysty mężczyzna roztarł ścierpniętą nogę. Siedział w tym miejscu już od ponad dwóch godzin. Zielone bawoły zrobiły się ostatnio cholernie płochliwe. Najwidoczniej nauczyły się już rozpoznawać człowieka jako jedno z zagrożeń. Zresztą łowy na Hitalii, przy wszechobecnej telepatii, nie były zbyt łatwe. Nie wystarczyło podejść zwierzęcia od strony wiatru. Myśli momentalnie zdradzały łowcę, gdy ten tylko się zbliżał. W tej chwili najlepszym wyjściem dla samotnego myśliwego było znalezienie wodopoju, zaszycie się tam i oczekiwanie na zwierzynę. Ponadto, gdy zwierzęta się zbliżały, należało powstrzymać się od myśli, szczególnie takich o zabijaniu. Nie było to łatwe. Całe jego życie opierało się na tym. Był żołnierzem i zabijanie stanowiło jego chleb powszedni. Nie pamiętał już nawet pierwszego razu. Po ukończeniu Szkoły Oficerskiej Cesarstwa Ziemi awansowano go na kapitana, po czym wysłano na front. Później były kampanie na Neglhor i Van Tagahor. Odziały specjalne i jego słynne „Czarne Koty”, przez niektórych zwane „Krwawymi Kotami”, zwłaszcza po stłumieniu powstania na Wenus… A później baza Silver Dale - powinien był wtedy zginąć… Nie miał prawa przeżyć… Ale stało się. Przeżył, łamiąc tym samym kodeks honorowy mówiący, że dowódca powinien zginąć wraz ze swoimi podwładnymi. To dlatego musiał uciekać, kryć się przed ludźmi, z którymi walczył kiedyś ramię w ramię…
Daleko, na stepie pojawiło się stado zielonych bawołów. Miał jeszcze sporo czasu zanim tu dojdą…
Kto by się spodziewał, że będzie siedział tu, w zaroślach, próbując upolować zwierzę, którym nakarmią jednego z wenusjańskich buntowników… Jakimś cudem Flowerowi udało się umknąć jego „Kotom”. Ironia losu. Kat i jego niedoszła ofiara. Tu, na końcu wszechświata. Uśmiechnął się mimowolnie.
Zwierzęta zatrzymały się przy kępie zielonej trawy. Widocznie nie czuły jeszcze pragnienia.
Zgrzytnął zębami. Ech, mieć pod ręką jakąś porządną broń! Porozwalałby je nawet z tego miejsca… Ale Kaktus nie pozwala. „Khorst”, powiada, „naboje są zbyt cenne, by je marnować na zwykłe polowanie…” Cicho… Zwierzęta podniosły głowy wyraźnie zaniepokojone. Spokój… Nie wolno mi ich spłoszyć… Muszę pomyśleć o czymś innym. Jager… Tak, dawno już nie widziałem Jagera. Przejął się swoją rolą opiekuna obozu na polanie. Szkoda. Brakuje mi druha, z którym mógłbym powłóczyć się po sawannie… Gdyby tylko ci głupcy zrozumieli, że istnienie gwardii jest niezbędne. Jesteśmy na obcej planecie i nie wiemy, jakie czekają nas niebezpieczeństwa. Poza tym, gdzieś w pobliżu znajduje się Russo i jego Legion, Barbarzyńca ze swoją panienką, Natchniony - wcielenie „boga”, równie szalonego jak jego nagi prorok - po którym wszystkiego można się spodziewać i dziesiątki innych świrów, które uciekły z wraku.
Gwardia zapewniłaby bezpieczeństwo i porządek. Nie doszłoby wtedy do takich rzeczy jak zabójstwo Rodrigueza. Wziąłby to rozleniwione bractwo za mordę i zrobił z nich prawdziwych żołnierzy. Takich jak jego „Koty”. Było tu dużo dobrego „materiału”. Ech, gdyby Kaktus dał mu wolną rękę… „Koty”, moje „Czarne Koty”, dlaczego was tu nie ma… Znów poszlibyśmy w cug. Raz dwa zaprowadzilibyśmy porządek… Tak jak tam, na Wenus… Hej, znów znaleźć się w ogniu walki… Zabijać…
Podniecony, dopiero po chwili spostrzegł, że spłoszone stado ucieka. Zeskoczył z drzewa i zaklął. Miał już dosyć zieleniny. Chciał w końcu zjeść coś konkretnego, zanurzyć zęby w krwisty befsztyku i gryźć. Klnąc soczyście ruszył na sawannę. Obiecał sobie, że dzisiaj zje pieczyste i zamierzał dotrzymać słowa…
• • •
– Sahm, odczep się, z łaski swojej, od Cloudaca.
– Bo co, wodzu?
– Bo mam już tego dosyć. Przyjęliśmy cię do naszej kompanii, więc zachowuj się jak człowiek.
– Właśnie się zachowuję jak człowiek. To wy zachowujecie się jak cioty. Myślałem, że przynajmniej tu znajdę facetów z jajami…
Russo zatrzymał się nagle. Wolnym krokiem podszedł do albinosa.
– O co ci, do diabła, chodzi? - zapytał lodowatym głosem.
– O to wszystko - albinos zatoczył ręką krąg. - Łazicie bez ładu i składu. Rozpoznanie terenu… Pięknie, tylko dla kogo to robicie? Dla tych niedołęg na polanie? Dla tych popieprzonych anarchistów? Czy też dla tego czarnucha i jego bandy?
– Nie podoba ci się, droga wolna. Nikt cię nie zmusza, byś z nami szedł. Ta planeta jest na tyle duża, że pomieści również takie ścierwo jak ty…
Sahm wykrzywił blade wargi i przechylił głowę.
– No? Czekam? - szare oczy patrzyły nieustępliwie.
– Żartowałem, wodzu - uśmiechnął się złośliwie. - Idę z wami.
Russo odchrząknął i wrócił na początek kolumny. Nie widział jak Shogun zostaje w tyle, by poklepać albinosa po ramieniu.
• • •
Khorst uparcie podążał śladem stada bawołów. Przecież nawet spłoszone zwierzęta w końcu się zatrzymają. A wtedy powoli podkradnie się na odległość strzału z kuszy i voila… Pieczyste z rusztu. Przyśpieszył, czując jak usta wypełnia mu napływająca ślina…
• • •
– Nie pójdę po drzewo. Mam już powyżej dziurek w nosie wykonywania twoich rozkazów, Russo.
– Tak? A przy czym będziesz grzał swój aryjski tyłek, Shogun?
– Niech cię o to głowa nie boli, wodzu.
– Proszę, proszę. Cóż za niespodziewany sojusz. Zaprzysięgły rasista i albinos. Wygląda na to, że znalazłeś swój ideał białego człowieka, Shogun.
– Gówno cię to obchodzi, Russo. To moja sprawa. Może i jestem rasistą, ale gdy ktoś mówi rozsądnie…
Szpakowaty założył ręce na piersiach.
– A cóż takiego mądrego powiedział ci Sahm? - zapytał z przekąsem.
– Samą prawdę, wodzu, samą prawdę. Nie ma sensu dalej włóczyć się po tych pustkowiach. Pora wracać na polanę i zaprowadzić tam trochę porządku. Naszego porządku!
– Słucham dalej.
– Widzisz, Russo. Tutaj zgrywasz wielkiego szefa, ale tak naprawdę jesteś jedynie pieskiem Kaktusa. Gdy zachciało ci się władzy, to Kaktus raz dwa pokazał ci, gdzie jest twoje miejsce. A ty, zamiast walczyć, potulnie schowałeś ogon pod siebie i wyniosłeś się z polany! Stworzyłeś Legion i to ci się chwali. Ale nie masz wizji. Każesz nam włóczyć się po tych ostępach i rozpoznawać teren. I na cholerę? Wiesz, co mi się wydaje? Ty po prostu trzymasz nas z dala od polany, od tych życiowych pierdoł, żebyśmy im przypadkiem nie zrobili krzywdy. Ale koniec z tym. Wracamy po nasze dziedzictwo.
– Co ty pieprzysz, Sahm? Jakie dziedzictwo?
Albinos zaczął bawić się trzymanym w dłoniach kijem.
– Nasze dziedzictwo jest na polanie. My też jesteśmy rozbitkami. Nam też należy się część łupów wydobyta z wraku. Poza tym są jeszcze kobiety… Kobiety, które jeszcze nie mają swojego opiekuna… Jednym słowem, wracamy. Najpierw zdobędziemy broń, a później… Później przyniesiemy tej planecie błogosławieństwa cywilizacji…
Russo cofnął się do tyłu. Kątem oka widział jak Shogun, trzymając w ręku grubą pałkę, zachodzi go od tyłu. Słyszał ich myśli. Wiedział, do czego zmierzają. Znów się cofnął, mając nadzieję, że grube drzewo za chwilę osłoni jego plecy…
Nie zdążył. Świsnęła rzucona pałka, a niebo nagle rozbłysło milionem gwiazd. Upadł…
– Nie trzeba było mnie drażnić, Russo - but Shoguna wylądował na jego brzuchu. Zwinął się, z trudem pokonując wymioty.
– Cloudac… - wykrztusił z trudem.
– Cloudac to mądry chłopiec i na pewno nie będzie się wtrącał, prawda, grubasie?!!! - ostatnie słowa Sahm wykrzyczał wprost do ucha siedzącego na ziemi mężczyzny. Ten spuścił wzrok.
– Poza tym przyda nam się jeszcze, gdy zrobimy z Legionu to, czym powinien on być.
Kolejny kopniak trafił go w głowę. Z rozbitych ust pociekła krew. „Muszę wstać… Muszę, bo inaczej zabiją… Zabiją, jak psa…”
– Tak, dokładnie jak psa, Russo. Jesteś psem tego mutanta, Kaktusa, więc zdechniesz jak pies.
Kolejne kopnięcia przeplatane uderzeniami drewnianej pałki znów rzuciły go na ziemię. Albinos przyklęknął obok. Gestem powstrzymał Shoguna.
– Widzisz, wodzu, ja tam nic do ciebie nie mam, ale sam rozumiesz… Nie możemy pozwolić, by ktoś ostrzegł ludzi na polanie… My musimy zdobyć broń… Umrzesz w słusznej sprawie. Umrzesz za cywilizację - wstał i otrzepał spodnie z liści. - Skończ z nim - zwrócił się do rasisty.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kamuflaż
— Marcin Jankowski

Projekt „Hitalia”
— Andrzej Filipczak

Gwardia
— Andrzej Filipczak

Historia interaktywnej opowieści
— Jarosław Grzędowicz

Cyfrowo
— Marcin Jankowski

Przyjaciel dobrego
— Marcin Jankowski

Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Marnotrawny
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.