Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Artur Laisen
‹Sto lat w słońcu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorArtur Laisen
TytułSto lat w słońcu
OpisLaureat jednego z konkursów poetyckich a także konkursu na opowiadanie SF Wydawnictwa Paperback. Autor publikowanych w antologiach tekstów: „Księdza Marka trzy spotkania z demonem”, „Pocałunek Królowej Piasku” oraz „Pieśń żywiołów”, a także thrillera metafizycznego „CK Monogatari”. Prezentowany tutaj tekst „Sto lat w słońcu” stanowi fragment sagi fantasy „Teraia”, której pierwszy tom, „Studnia Zagubionych Aniołów” ukazał się w bieżącym roku nakładem Wydawnictwa Genius Creations. Po przeczytaniu opowiadania należy obowiązkowo odsłuchać piosenkę „Warrior” zespołu Wishbone Ash.
Gatunekfantasy

Sto lat w słońcu

« 1 2 3 4 5 6 »

Artur Laisen

Sto lat w słońcu

Harahan uderza, ubiegając ruch zdrajcy o jeden niedostrzegalny ułamek sekundy, by wybić go z rytmu. Żaden z jego dotychczasowych przeciwników nawet przez mgnienie nie przeczuwał, jak szybki i zabójczy potrafi być w jego ręku boski oręż. Tamten nie próbuje uniku, nieoczekiwanie zmienia rytm w drugim takcie, ostrze mknie na spotkanie młota. Harahan widzi już, jak klinga rozpryskuje się na setki okruchów, a młot druzgocze ciało zdrajcy wbijając odłamki jego własnej zbroi do serca i płuc.
Impakt. Dziwny, niesłyszalny niemal zgrzyt, jak zawsze, tysięczną część sekundy przed samym zderzeniem. Falowanie powietrza. Falowanie materii świata. Przesilenie.
Młot rozpada się, przecięty wpół. Impet odrzuca Harahana w tył. Władca Tanmuku upada na pośladki, podpierając się rękami. Srebrzyste ostrze zatrzymuje się o kilka cali przed jego szyją.
Harahan nie rozumie, nie widzi, nie słyszy. Przez chwilę tkwi jeszcze w alternatywnej rzeczywistości, gdzie to on sam spogląda z góry na zmiażdżone ciało zdrajcy. Rozpaczliwie, całą mocą swego umysłu, opiera się tamtej drugiej, zupełnie obcej i niepojętej, która nieubłaganie wciąga go w głąb siebie.
Dyskretne falowanie. Falowanie Wszechświata.
Rzeczywistość Harahana przegrywa.
Zdrajca odwraca głowę ku towarzyszom.
– Mówiłem przecież, że sukinsyn nie zaufa mu na tyle, by wyposażyć go w coś więcej niźli niedoróbkę!
– Ej! Ej! – krzyczą triumfalnie przyboczni, podjeżdżając bliżej. – Ej, ej, Taja igri Sai Saion Tengit!
Zdrajca uśmiecha się do Harahana leniwym, kocim uśmiechem. Władca Tanmuku z rezygnacją poddaje się w końcu tej nowej, nieprawdopodobnej rzeczywistości, która podstępnie go oszukała.
Spóźnionym rykoszetem uderza go bluźnierstwo, wypowiedziane przez tamtego, dociera sens jego słów. Gniewnie wykrzywia usta, by zdobyć się na odpowiedź, lecz nagle ze zdumieniem zdaje sobie sprawę, iż wynik pojedynku to jego przeciwnikowi przyznał rację, on sam zaś nigdy nie zwykł dyskutować z werdyktami wydawanymi przez stal.
Znów spoglądają na siebie w milczeniu. W oczach zdrajcy Harahan dostrzega… Zdziwienie? Żal? Radość?
Kilku barbarzyńców zeskakuje z koni i otacza ich luźnym kręgiem. Ej, ej! – skandują.
Sai Saion Tengit – odzywa się jeden z nich z wyraźnym wyrzutem w głosie. Ten nie ma żadnych tatuaży, a do hełmu i zbroi przypiął sobie jakieś kolorowe wstążki. Chyba należy do innego plemienia. – Czy pomyślałeś choć przez chwilę o nas, którzy musielibyśmy później stanąć z twymi zwłokami przed obliczem Ihuru?
Harahan wzdryga się, słysząc kolejne bluźnierstwo. Ihuru. Również i to słowo zna, choć tamci przy nim wypowiadali je bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Nigdy jednak nie pomyślałby, iż ktoś jest w stanie używać go w stosunku do…
A zdrajca uśmiecha się tylko, jakby przepraszająco, i przykłada palec do ust. Wytatuowani wojownicy patrzą z pobłażaniem na tego ze wstążkami, on zaś z prycha z irytacją.
Nieprzyjacielski wódz z powrotem obraca się do Harahana.
– Pozwolisz mi wstać? – pyta z godnością władca Tanmuku. – Ja zawsze pozwalałem wstać tym, których pokonałem w pojedynku, o ile tylko wykazali się męstwem i, rzecz jasna, byli jeszcze w stanie to uczynić. Honorowy wojownik ma prawo, by przyjąć śmierć na stojąco.
Tamten patrzy na niego jakby zdziwiony, po czym cofa ostrze.
– Wstawaj – odpowiada miękko. – Tak się niewygodnie rozmawia.
Harahan powoli dźwiga się z ziemi i potrząsa głową.
– O czym jeszcze mielibyśmy rozmawiać? Czyny powiedziały już wszystko.
– Wciąż masz do mnie żal za tamto? – marszczy czoło młodszy mężczyzna. – Myślałem, że po tych paru latach choć trochę ci przejdzie. W końcu, jak słyszałem, miałeś w międzyczasie wiele innych spraw na głowie.
– Tobie ufałem najbardziej ze wszystkich moich dowódców – krzywi się Harahan. – Byłem gotów oddać ci rękę mej córki. W przyszłości może nawet uczynić następcą. A ty mnie zdradziłeś.
– Gdy zdobyłem dla ciebie Fariz – odpowiada tamten rzeczowo – przysłałeś list, w którym rozkazałeś mi wbić żonę i dzieci Kandara na pal przed murami jego górskiej twierdzy, następnie zaś zdobyć ją i tak samo postąpić z obrońcami…
– Byłeś w stanie to uczynić. Dobrze wiesz, że nie wydałem tych rozkazów bez powodu. Wojna rządzi się własnymi prawami. Madan stawił zbyt duży opór. Ty zaś…
– Puściłem ich wolno i poradziłem Kandarowi, by zbiegł do Ledh.
– I zawróciłeś moją armię do stolicy! – Harahan zaciska pięści w bezsilnej złości.
– Wiedziałem, że zbytnio ci to nie zaszkodzi. Wojska Madanu i tak były już niemal rozbite.
– Pozbawiłeś mnie zwycięstwa! Jak tchórz zbiegłeś na wschód, bojąc się spojrzeć mi w oczy!
– Rzeczywiście, wolałem nie spoglądać ci w oczy z wysokości pala – potwierdza tamten. – Czułem wtedy, że są jeszcze inne rzeczy, które powinienem choć raz w życiu zobaczyć. I nie pomyliłem się.
– Zdradziłeś mnie!
– Cóż – tamten wzrusza ramionami. – To prawda. Nie będę zaprzeczał.
Znów chwilę milczą.
Wreszcie Harahan zatacza dłonią krąg, wskazując step i barbarzyńskich wojowników.
– Czy było warto? Mogłeś odziedziczyć moje królestwo, a zostałeś wodzem koczowników. Oczywiście i tak zadziwiająco ci się poszczęściło – twoje kości już od czterech lat powinny się bielić na stepie, na którym właśnie stoimy. Lecz co teraz? Ruszysz ze swą armią na podbój świata? Z Jedenastoma Królestwami nie pójdzie ci łatwo, tak jak mnie nie poszło. A może założysz stolicę gdzieś pośrodku tamtej krainy – wskazuje na wschód – i zostaniesz dumnym władcą tysiąca namiotów i dziesięciu tysięcy reniferów? Ty, który mogłeś kiedyś zasiąść na Orlim Tronie? Sai Saion Tengit – uśmiecha się szyderczo.
Tamten wygląda na rozbawionego.
– Ten tytuł nie będzie miał żadnego znaczenia, gdy tylko wojna się skończy – wyjaśnia, z trudem powstrzymując wesołość. – A sądząc z tego, co właśnie oglądamy wokół, skończy się przed zmrokiem. I, delikatnie mówiąc, nieco przeceniłeś mój stan posiadania. Mam tylko jeden namiot i to w dodatku pożyczony. Dla mnie i dla mojej kobiety jednak to w zupełności wystarczy.
Sai Saion Tengit – wtrąca jeden z wytatuowanych. – Obawiam się, że jesteś zbytnim optymistą. Założę się, że jak tylko to wszystko się skończy, Saion Tengit Rahon każe ci oddać ten namiot z powrotem. Bywa małoduszny, a chyba obraził się na ciebie za to, że nie posłuchałeś go podczas wczorajszej narady…
– Cóż – wzdycha zdrajca – wtedy znów przyjdzie nam pomieszkiwać kątem u Erzhany…
– Ptaki ćwierkają – odzywa się teraz z kolei ten z wstążkami przy hełmie – że i tak już się u niej cały czas stołujesz, więc w sumie co za różnica…
– Hm… – przeciwnik Harahana z zakłopotaniem drapie się po głowie. – Moja kobieta nie lubi gotować. Erzhana próbowała ją czegoś tam uczyć, ale… – rozkłada bezradnie ręce.
– Zaiste – podsumowuje z powagą przyboczny. – Nikt nie jest doskonały.
I wtedy cała grupa wybucha zgodnym śmiechem.
Harahan przygląda się tej scenie z mieszanką niesmaku i zdziwienia. Oto, zdaje sobie sprawę, jego prawdziwe upokorzenie. Nie przegrana bitwa, ale ten moment, gdy bezbronny i bezradny stoi przed tamtymi, oczekując wykonania wyroku. Gdy zdrajca celowo odwleka egzekucję, ostentacyjnie go lekceważąc.
Tamten tymczasem jakby przypomina sobie o Harahanie. Ma właśnie coś powiedzieć, gdy znów rozlega się tętent kopyt.
Sai Saion Tengit! Sai Saion Tengit!
Samotny jeździec osadza wierzchowca i zeskakuje z niego niemal w biegu.
Sai Saion Tengit – z trudem łapie oddech. – Ciężko cię znaleźć.
Nowo przybyły ma na sobie skórzaną zbroję nieco innej konstrukcji niż pozostali, a twarz w całości pokrywają mu czerwone i białe pionowe pasy. Jego słowa brzmią też inaczej, bardziej śpiewnie niż tamtych. Podobnie jednak jak oni ma przymocowany do zbroi czarny proporzec. Nie tyle znak rozpoznawczy, bo tamci zapewne znają się nawzajem od dawna i raczej nie pomyliliby odwiecznych adwersarzy z nowymi wrogami, co raczej symbol wspólnoty armii stworzonej z rywalizujących ze sobą do tej pory ludów. Mądre posunięcie, ocenia niechętnie Harahan.
– Hm… – zdrajca rozgląda się wokół. – Gdzie sztandar?
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Czerwiec 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Anna Nieznaj, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.