Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Dolata
‹Tam, gdzie kwitną jabłonie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Dolata
TytułTam, gdzie kwitną jabłonie
OpisRocznik ’92, absolwent filologii polskiej na UAM-ie ze specjalnością wydawniczą. Miłośnik literatury, w szczególności fantasy, wielbiciel rodzimego hip hopu, muzyki celtyckiej i filmowej, kinoman. Publikował m.in. w „Qfancie”, „Esensji” i w serwisie Poltergeist.
Gatunekfantasy

Tam, gdzie kwitną jabłonie

« 1 2 3 4 8 »

Marcin Dolata

Tam, gdzie kwitną jabłonie

Była zupełnie sama.
Niebo pociemniało od burzowych chmur, które nadciągały z północy. Zerwał się świszczący, porywisty wicher, przeganiający stada mew i kormoranów. Morze z wściekłością zaatakowało klif, dudniąc złowieszczo, wlewając się we wszystkie rozpadliny, fale chłostały stromą ścianę bez cienia litości, z pluskiem rozbijały się o wystające skały. Bláithín stanęła na krawędzi i spojrzała w dół. Co właściwie ją tutaj trzymało? Dlaczego nie skoczyć? Dlaczego raz na zawsze nie uwolnić Éire od swojej przeklętej obecności?
Nie potrafiła dalej tego ciągnąć. Brakowało jej wewnętrznej siły i choćby cienia nadziei, że kiedyś będzie lepiej. Mówią, że podobno czas leczy wszystkie rany… Podobno Aoifa zupełnie przypadkowo przemieniła Dzieci Lira w łabędzie. Nonsens. Czas nigdy nie uleczy samotności.
Spojrzała po raz ostatni za siebie. Żegnaj, piękna Éire, pomyślała, żegnajcie wrzosowiska, żegnajcie bagna pachnące wilgotnym mchem i zbutwiałym drewnem. Żegnajcie góry i lasy. Kochana Móirín, idę do ciebie.
Tylko jeden krok do przodu. Cóż to jest – jeden krok?
I wtedy u podnóża klifu zobaczyła jednego z tych bezpańskich psów, które włóczyły się czasem po gościńcach. Wyliniałe, wygłodzone zwierzę wyraźnie kulało na przednią nogę, z jego pyska wystawało jednak coś wyglądającego na małe upolowane stworzenie.
Naraz Bláithín poczuła się dziwnie głupio. Skoro taka słaba i porzucona przez ludzi istota do końca walczy o swoje, to dlaczego ona nie miałaby próbować? Gdzieś z głębin jej podświadomości wydobył się z dawna niesłyszany szept, który pouczał, że choćby nie wiadomo jak było źle, trzeba walczyć, że w nieustannym boju o lepsze jutro zawiera się cała istota człowieczeństwa. Pamiętała dobrze, kto wiele razy kierował do niej te słowa.
– Dobrze, Móirín! – wrzasnęła, próbując przekrzyczeć wicher. – Ostatni raz! Ostatni raz powalczę dla ciebie!
• • •
Nie zastanawiała się długo. Po prostu wzięła z chaty wszystko, co mogło jej się przydać po drodze. Do sakwy zapakowała resztki żywności, bukłak ze źródlaną wodą, nóż, krzesiwo, ciepły koc i trochę ubrań.
Ruszyła, kiedy burza odeszła w głąb wyspy. Nie znała wprawdzie dokładnej drogi, ale przypomniawszy sobie słowa wypowiedziane ongiś przez Siwowłosą, wiedziała z grubsza, w którym kierunku iść. Przez kolejne trzy dni szła pofałdowanymi łąkami. Zewsząd otaczały ją zielone wzgórza, obsypane licznymi głazami. Czwartego ranka dotarła do celu. Chata zbudowana na skraju lasu, tuż nad leniwie płynącym strumieniem, zdawała się jedynym domostwem w promieniu kilku mil, więc nie było mowy o pomyłce. Ta niewielkich rozmiarów budowla, ze spiczastym dachem pokrytym darniną i jednym wąskim oknem, nieśmiało przycupnęła pomiędzy dwoma wielowiekowymi, rozłożystymi dębami, ocierając się o grube, powykręcane konary wyrastające z pni na wszystkie strony i skutecznie kryjąc się w ich cieniu.
Bláithín odeszła niepewnie do drzwi zbitych z kilku desek, zastukała trzy razy. Minęła długa chwila, zanim otworzył jej ten, o którym kiedyś wspomniała Móirín.
Áedán był już stary i pomarszczony jak ususzone winogrono, wszystkie włosy wypadły mu z głowy. Wyglądał na jakieś siedemdziesiąt lat, ale równie dobrze mógł już przeżyć i dwieście wiosen. Wątłe ciało okrywała ciemnoszara tunika, na szyi nosił okrągły, złoty medalion. Na widok dziewczyny nie odwrócił wzroku, tylko jego brwi drgnęły lekko.
– Bądź pozdrowiony, synu natury. Twa sława jest…
– Do rzeczy – warknął zniecierpliwionym tonem, sprawiając, że dziewczyna oblała się rumieńcem.
– Jestem Bláithín i przybyłam, żeby prosić cię o pomoc.
Mężczyzna milczał, spoglądając na nią z kamienną miną.
– Widzisz tę oszpeconą twarz, prawda? Mam ją taką, odkąd sięgam pamięcią. Proszę, spraw, żebym wyglądała… normalnie. Myślę, że tylko prawdziwy kapłan natury posiada moc zdolną ulżyć takiemu cierpieniu.
– Druidzi nie używają swych mocy do spełniania dziewczęcych zachcianek – powiedział zimno.
– Proszę… Jesteś moją ostatnią nadzieją – szepnęła, chwytając go za rękę. Starzec wybałuszył oczy, porażony bezceremonialnością dziewczyny, a potem wyszarpnął dłoń z jej uścisku.
– Nie pomogę ci, dziecinko. Wracaj do domu.
– Już go nie mam – odparła zgodnie z prawdą, jeśli tylko słowo „dom” znaczyło coś więcej niż cztery ściany przykryte strzechą. – Zapłacę ci!
– Jesteś bez grosza przy duszy.
– Mogę ci się odwdzięczyć inaczej. Jak kobieta.
Druid parsknął.
– Powiadają, że imiona mówią wszystko o tych, którzy je noszą, ale ty, dziecinko, jesteś zaprzeczeniem tej zasady. Wiesz, co oznacza słowo „Bláithín”?
Dziewczyna kiwnęła głową przecząco.
– Mały kwiat. A ty ani nie jesteś mała, ani tym bardziej nie jesteś kwiatem. Chyba że zwiędłym i kolczastym. Takiego kwiatu nikt nie zerwie na łące, nawet ja. Lepiej będzie, jeśli odejdziesz w swoją stronę.
Rzekłszy to, Áedán odwrócił się na pięcie i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Bláithín zadrżała; do oczu napłynęły jej łzy, dłonie zadygotały spazmatycznie. Chciała się rozpłakać, ale w porę przypomniała sobie o bezpańskim psie. I o obietnicy danej Móirín.
Usiadła nieopodal pod drzewem, w cieniu rozgałęzionego dębu, tak żeby mieć dobry widok na chatę druida. Długo myślała nad własnym losem, zastanawiając się, co począć. Siwowłosa zawsze przestrzegała ją przed druidami i nigdy nie chciała się zgodzić, aby odwiedzić któregoś z nich i poprosić o pomoc. O Áedánie jako jedynym znanym jej druidzie w okolicy wspomniała kiedyś tylko dla świętego spokoju, gdy mała Bláithín zasypywała ją gradem pytań. Teraz Bláithín już jako dorosła kobieta nie widziała dla siebie innego źródła ratunku. Owszem, mogła spróbować poszukać innego kapłana – niektórzy żyli w odosobnieniu jak Áedán, inni zaś przebywali na dworach u boku władców, biorąc udział w wojnach i wielkiej polityce. Wątpiła jednak, aby udało jej się przekonać któregoś z nich, poza tym nie miała sił do dalszej wędrówki.
Nagle chwyciła najniższą gałąź i ułamała ją z trzaskiem. Po raz pierwszy tego poranka poczuła wszechogarniającą złość. Zaklęła szpetnie, skrzyżowała ręce na piersi i zdecydowała, że nie ruszy się stąd choćby na krok, dopóki druid jej nie pomoże.
Siedziała w milczeniu aż do wieczora, słuchając łagodnego szumu drzew i wpatrując się nieustannie w drzwi chaty. Mężczyzna nie pojawił się już na zewnątrz, w ogóle nie dawał oznak życia. O zmroku Bláithín posiliła się resztką zapasów, po czym zapadła w głęboki sen. Kolejny dzień wyglądał podobnie – dziewczyna spędziła go oparta o pień dębu, zabijając nudę na zmianę struganiem patyków i dłubaniem nimi w ziemi. Czasem wstawała, by rozprostować kości, i przechadzała się po polanie, ale wciąż nie udało jej się zwrócić uwagi druida.
Ujrzała go dopiero trzeciego dnia o świcie, kiedy wyszedł z chaty z pustym koszem i podłużnym nożem u pasa. Nie okazał zdziwienia na widok dziewczyny skulonej na skraju polany, musiał obserwować ją przedtem z ukrycia. Nie dał jednak po sobie poznać, że dostrzega intruza – raźnym krokiem, nucąc coś pod nosem, udał się w głąb lasu.
Bláithín, poirytowana jego zachowaniem, odczekała, aż zupełnie zniknie jej z oczu, po czym wstała i powoli okrążyła chatę, oglądając ją dokładnie z bliska, próbując przeniknąć wzrokiem zamknięte okiennice. W końcu bezceremonialnie rozsiadła się na ławeczce stojącej tuż obok drzwi. Teraz Áedán po powrocie na pewno nie będzie mógł jej zignorować.
Potem jednak zastanowiła się, czy nie postępuje zbyt zuchwale. Nagle przypomniała sobie historie o druidach, którzy składali bogom krwawe ofiary. Śmierć z ich rąk, jeśli wierzyć plotkom, była nadzwyczaj okropna. Podobno ostrym narzędziem rozbijali głowę nieszczęśnika, jednocześnie zaciskając mu pętlę na szyi i podrzynając gardło. Kiedyś Móirín opowiedziała też o pewnym sanktuarium ukrytym gdzieś pośród mrocznych lasów w Bréifne i o tamtejszych jamach ofiarnych wypełnionych po brzegi zwłokami krów, wołów i byków. Zwierzęta pozostawiono tak na kilka miesięcy, by powoli uległy rozkładowi i ucieszyły bóstwa podziemnego świata. Dziewczyna zbladła na samą myśl o czymś takim. Nie namyślając się długo, opuściła ganek i z powrotem przykucnęła u stóp dębu.
« 1 2 3 4 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Ranę zadałeś, ranę otrzymasz
— Marcin Dolata

Nic osobistego
— Marcin Dolata

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.