Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Łuczyński
‹Skryba lub Nazwisko lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Łuczyński
TytułSkryba lub Nazwisko lilii
OpisAutor pisze o tekście: Jako że jestem przegorącym entuzjastą twórczości Andrzeja Sapkowskiego, razu pewnego spróbowałem nieudolnie popełnić opowiadanko, które w zamyśle mialo być pastiszem wykonanym w technice „sapkonady stosowanej”. Proszę się zatem nie dziwić zbytnio wielu zapożyczeniom, których odnalezienie w tekście dla żadnego entuzjasty „Sagi o wiedźminie” nie przedstawi zbyt wielkiej trudności.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Skryba lub Nazwisko lilii

1 2 3 13 »
– Skryba królewski, powiadasz – zdziwił się mnich. – Toś musiał widzieć niejedno ważne pismo królewskie i edyktów wiele pewno wysmarowałeś.
– Ano zdarzało się, a jakże. Miałem pieczę nad sporą częścią królewskiej kancelarii.
– Jak to się zatem stało, że król nie zadbał o swego kronikarza i teraz w mnichy poszedłeś?
Goranto lekko się uśmiechnął do własnych wspomnień i wruszył ramionami.
– Bo razu pewnego pojawił się w mej pracowni i przeczytał, co pisałem o nim w kronikach.

Marcin Łuczyński

Skryba lub Nazwisko lilii

– Skryba królewski, powiadasz – zdziwił się mnich. – Toś musiał widzieć niejedno ważne pismo królewskie i edyktów wiele pewno wysmarowałeś.
– Ano zdarzało się, a jakże. Miałem pieczę nad sporą częścią królewskiej kancelarii.
– Jak to się zatem stało, że król nie zadbał o swego kronikarza i teraz w mnichy poszedłeś?
Goranto lekko się uśmiechnął do własnych wspomnień i wruszył ramionami.
– Bo razu pewnego pojawił się w mej pracowni i przeczytał, co pisałem o nim w kronikach.

Marcin Łuczyński
‹Skryba lub Nazwisko lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Łuczyński
TytułSkryba lub Nazwisko lilii
OpisAutor pisze o tekście: Jako że jestem przegorącym entuzjastą twórczości Andrzeja Sapkowskiego, razu pewnego spróbowałem nieudolnie popełnić opowiadanko, które w zamyśle mialo być pastiszem wykonanym w technice „sapkonady stosowanej”. Proszę się zatem nie dziwić zbytnio wielu zapożyczeniom, których odnalezienie w tekście dla żadnego entuzjasty „Sagi o wiedźminie” nie przedstawi zbyt wielkiej trudności.
Gatunekfantasy, humor / satyra
W pokornym hołdzie dla Umberto Eco

I

– Jeżeli natychmiast nie podrapię się pod kolczugą, to szlag mnie tu trafi na miejscu i dalej będziesz jechała sama… – wymamrotał jeździec. Niosąca go chabeta zupełnie zignorowała groźbę, ten zaś raz po raz wyginał się do tyłu niczym kodeksowy paragraf, próbując dosięgnąć ręką pleców, by solidnym skrobnięciem palca dać im ulgę.
– Trzeba się było jednak, psiamać, przed podróżą wykąpać – mruknął, z dezaprobatą wąchając wyciągniętą spod kolczugi dłoń. – Wiesz, Beryl, tak mi się nie chce drałować do tego klasztoru, że ja nie mogę! Jestem właśnie w trakcie niezwykle ciekawych studiów, mnóstwo materiałów mam pod ręką, które mnie całkowicie pochłaniają, jak tylko wolną chwilę znajdę, więc po jakiego czorta akurat ja, właśnie ja mam jechać do Nermires? Przecież stu innych młodych zakonników mogłoby to zrobić szybciej. Z przykrością zauważam, że coraz więcej jest chwil, kiedy zupełnie nie rozumiem tych cholernych mnichów, przysięgam, żebym tak przyrósł dupą do tego siodła.
Chabeta zarżała, markując, że też nie rozumie.
– Budują te swoje klasztory na wzgórzach, że to niby bliżej niebios i bezpieczniej, w dodatku w niedostępnych miejscach, często na takich zakuprzach, że nawet wróble tam zawracają. A skryptoria i biblioteki, jeśli już takowe mają, stawiają obowiązkowo na szczytach wież. Też że niby bezpieczniej. I wiesz ty, co jeszcze, Beryl? Bo to mnie najbardziej wkurza – nie są w stanie się braciszkowie porozumieć i dogadać – kto, jakie księgi, gdzie trzyma. A potem rezultat jest taki, że najwspanialsze dzieła i najnudniejsze badziewie trzyma się razem, wszystko to przemieszane i porozchrzaniane po dziesiątkach opactw. Ale co ty w ogóle możesz o tym wiedzieć, głupia kobyło?
Chabeta zgodnie zarżała, że nic nie może wiedzieć.
– Ech, gdzież te dobre czasy! Człowiek siedział był w zamku i pracował w spokoju, a jak potrzebował rejestru czy księgi jakiej, dość było pójść piętro wyżej albo też – co zresztą jeszcze lepiej – pachołka w tyłek kopnąć, żeby po ową księgę skoczył. A dziś? Padają obyczaje jak muchy! Żeby daleko nie szukać: nasz czcigody opat – niechaj go co prędzej zaraza jaka zdusi! – zaparł się, cap jeden, że napisze traktat o ubóstwie zakonów żebraczych. Cud to prawdziwy, że chce w ogóle coś napisać – no i brawo! Do dzieła, jazda! Oryginalny to… Zwolnij, Beryl, to nie do ciebie było! Oryginalny… oryginalny to on jakoś specjalnie nie będzie, proszę ja ciebie, bo połowa dostojników kościelnych nagle ostatnimi czasy nabrała pisarskiego natchnienia, i to takiego, co się zowie! Każdy coś sobie smaruje gdzieś po kątach, uczciwym skrybom zajmując pulpity i psując na potęgę masę pergaminu! Radosna kaligrafia, psia ich mać!
Tłumaczyłem mu – gęba mi prawie odpadła – że wciąż jest wiele słabo rozpoznanych, niepodjętych wręcz tematów z zakresu teologii czy katechetycznej nauki, które się dużo bardziej nadają do nowych opracowań czy traktatów i nie będą przy tym nudne jak flaki z olejem, ale co tam! Groch o ścianę! Równie dobrze mógłbym ci tłumaczyć, kobyło, jak masz sobie kopytami grzywę pleść. Ubóstwo i ubóstwo!
No, a potem się zaczęło – efekt tego czuję każdym mięśniem, szlag by to trafił! Widzisz, Beryl, kiedy się normalnie pisze naukową rozprawę, to zwykle ma ona odniesienia do istniejących już teorii, do powszechnie znanych prac. Wtedy jest uważana za wartościową i rzetelną, bo nie porusza się w próżni i tezy w niej zawarte popiera nie tylko chciejstwo autora, ale również autorytet innych, częstokroć znakomitych i uznanych myślicieli. Khem, khem, tak się przynajmniej powszechnie uważa i jak tak popatrzeć, to nawet to jest logiczne i słuszne ze wszech miar, tylko widzisz – nasz opat to taki domorosły filozof, więc mało czasu mu zajęło dojście do wniosku, że z braku własnych tez i idei na razie przepisze to i owo z innych prac, a potem, to się zobaczy. Zaś do tego, by pisać o dobrowolnej biedzie i wszelakich umartwieniach, co jest przedmiotem jego ostatnich twórczych starań, niezbędne są mu podobno jako baza traktaty uzasadniające dostatek klasztorów założonych przed Soborem Pireńskim. Teologiczne uzasadnienie, żebyśmy się zrozumieli, kobyło. Zaraz, zaraz… Pireńskim? Dobrze mówię? Niech no chwilę pomyślę… dwadzieścia trzy lata po kanonizacji Tetryniusza, siedem niespełna przed Wielką Schizmą w świątyniach Ofiru, pięć mam w rozumie, więc to będzie… chyba… a zresztą, po co ja w ogóle się tu wysilam, tobie i tak wszystko jedno. Dość powiedzieć, że to nie kto inny, tylko właśnie ja muszę drałować do Nermires na ledwo powłóczącej kopytami kobyle, żeby stosowne odpisy porobić. Ech, zaraza!
Droga biegnąca wzdłuż grzbietu zbocza przeszła powoli w stromy podjazd wiodący do bramy widniejącego z dala opactwa.
– Jejciu, już prawie że, Beryl, prawie że… To na koniec ci jeszcze powiem, że bardzo jestem ciekawy, jak się z nami obejdzie opat Dafar, gdy mu powiem, że chciałbym uzyskać wgląd w księgę Micherona. Oni się ongiś trochę poprztykali. Oficjalnie nikt już o tym nie mówi, ale skądinąd wiem, że wolą Micherona było, aby jego następcą został nieco młodszy od Dafara Terancjusz. O tym gadano po kątach, zwłaszcza gdy Micheron dość mocno zaniemógł i znać było, że rychło ducha odda, bo był zbyt stary i słaby, żeby choróbsko przemóc. Ale Terancjusz, biedaczysko, zginął w wypadku i urząd przeszedł na Dafara.
No, co mi tu stajesz, Beryl?! Przecież musimy wjechać na górę! Na górę, kobyło! Łbem mi tu nie rzucaj, tylko jazda! Dokończę ci w tym czasie opowiadać. Stwierdzono mianowicie, uważasz, że śmierć zaskoczyła Terancjusza podczas samotnej pracy w bibliotece. Znaleziono go u podnóża długich i stromych schodów ze złamanym karkiem i dogłębnym zdziwieniem na twarzy. Dokoła niego leżały rozpirzone księgi, a jego habit był rozdarty na wysokości kostki. Wyglądało tak, jakby podczas schodzenia z księgami nadepnął sobie na skraj habitu i rozdarł go, tracąc przy tym równowagę i z koncertowym rozmachem zwalając się po schodach. Ja osobiście uważam… Zaraz, zaraz, zaraz! A co to jest?! – zawołał, wstrzymując Beryl szarpnięciem uzdy. Spoglądał z uwagą na klasztor, nad którym pojawiła się ogromna smuga dymu.
– Coś się tam solidnie jara! Nasz opat wygląda dokładnie tak samo, gdy po okresie postu dorwie się wreszcie do fajki. Cholera jasna, mam bardzo złe przeczucia… – wymruczał, po czym trącił boki Beryl, która znów posłusznie ruszyła naprzód. – No jazda, stara. Stromo, to prawda, ale jestem z tobą całym sercem. No, raaazem! Raaazem! Widzisz, jak dobrze nam idzie…

II

Brama była otwarta na oścież. Kiedy Goranto przez nią przejechał, stanął twarzą w twarz z chaosem. Mnisi biegali jak oszaleli, każdy z nich dzierżył wiadro, miskę bądź nocnik. Miotali się pomiędzy królującą na środku potężnego dziedzińca studnią, zbrojną w ogromną korbę i koło zamachowe, a wejściem do wysokiej wieży górującej nad wszystkimi zabudowaniami klasztornymi. Z jej okien, jak również z wejścia, w którego czeluści raz za razem znikało mrowie mnichów, buchał czarny, kłębiasty dym.
Goranto patrzył na poły z fascynacją, na poły z dezaprobatą na rozgrywający się dramat.
– Wiesz, Beryl – powiedział, opierając się mocno na łęgu siodła – co prawda nie godzi się tak mówić o poświęconym miejscu, ale ja tu widzę niezły burdel.
Kobyła nie wydała żadnego dźwięku, z końską obojętnością spoglądając na miotających się po dziedzińcu zakonników.
– Jak świat światem, nie widziałem, żeby ktokolwiek gasił pożar w ten sposób – stwierdził Goranto, kręcąc z dezaprobatą głową tuż po tym, gdy korpulentny braciszek z fantazyjnym rozmachem próbował władować w swój nocnik zawartość potężnego studziennego czerpaka. Beryl patrzyła na lewo i na prawo, wodząc spokojnym wzrokiem za furkoczącymi w powietrzu habitami służb pożarowych i wsłuchując się w dzwony bijące na trwogę.
Goranto obserwował, jak zakonnicy przeciskali się między sobą w drzwiach wieży. Z absolutnym niedowierzaniem zauważył, że ci, którzy chcą wejść, często kopią po tyłkach tych, którzy wybiegają z wieży, nie bacząc na to, że przy tym rozlewają część wody z wiaderek. Tutejsza brać zakonna była oczytana, to pewne, bowiem fruwające w powietrzu klątwy pochodziły ze zgoła innych źródeł, niźli strony brewiarza.
Kątem oka dostrzegł mnicha, który wyszedł z położonych po lewej stronie zabudowań klasztornych i powolnym, ociężałym, starczym krokiem, utykając nieco na lewą nogę, skierował się w stronę studni, w której pobliżu stała dość duża ławka. Goranto zsiadł z konia i podszedł do zbliżającego się zakonnika, Beryl posłusznie poczłapała za nim. Mnich usiadł na ławce, z ciekawością i dość osobliwym zadowoleniem spoglądając na uwijających się współbraci i kompletnie nie zauważając gościa. Raz po raz oglądał swoje dłonie, próbując usilnie wydobyć spod paznokci jakiś brud.
– Witaj, czcigodny bracie – ukłonił mu się Goranto.
Mnich spojrzał na niego z roztargnieniem, jakby dopiero co zbudził się z głębokiego snu. Zmarszczył czoło, rozejrzał się wokół, po czym znowu skupił uwagę na gościu. W jego oczach pojawiło się zaciekawienie.
– Witaj, przybyszu – powiedział z powagą, skłaniając lekko głowę. – Kim jesteś, jeśli wolno spytać?
1 2 3 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jubileusz: „Esensja” – pieśń przyszłości
— Marcin Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.