Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Łuczyński
‹Skryba lub Nazwisko lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Łuczyński
TytułSkryba lub Nazwisko lilii
OpisAutor pisze o tekście: Jako że jestem przegorącym entuzjastą twórczości Andrzeja Sapkowskiego, razu pewnego spróbowałem nieudolnie popełnić opowiadanko, które w zamyśle mialo być pastiszem wykonanym w technice „sapkonady stosowanej”. Proszę się zatem nie dziwić zbytnio wielu zapożyczeniom, których odnalezienie w tekście dla żadnego entuzjasty „Sagi o wiedźminie” nie przedstawi zbyt wielkiej trudności.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Skryba lub Nazwisko lilii

« 1 2 3 4 5 6 13 »

Marcin Łuczyński

Skryba lub Nazwisko lilii

Opat popatrzył uważnie na Goranta, po czym skłonił się sztywno.
– Stokrotne dzięki, miły gościu. Podziękuj opatowi i powiedz, że odwzajemniamy wszystkie jego uczucia, z równą co on mocą.
Umbro zachichotał, nie bacząc na groźne spojrzenie swego opata. Goranto zmusił się do powagi. Pomyślał cichutko, że gdyby rzeczywiście postanowił w pełni przekazać to, co miał na myśli opat Dafar, to starczyłoby wsiąść na kobyłę, wrócić do Mantilei, stawić się przed Karmilenem i solidnie dać mu po mordzie.
– Miałem nadzieję, czcigodny ojcze opacie, że uzyskam twą zgodę na pobieżne studia nad jedną z ksiąg zgromadzonych w tym wspaniałym opactwie.
Opat popatrzył na Goranta ze zdziwieniem.
– Obawiam się, że twoja nadzieja może się okazać płonną. Czas jakiś zajmie nam wszystkim przywrócenie ładu w bibliotece i powrót do normalnego trybu życia.
– Do takiego samego wniosku doszedłem, czcigodny ojcze, gdy tylko przekroczyłem bramę. Nie sposób w takich warunkach i bałaganie prowadzić badania nad księgami.
Umbro spojrzał dobrotliwie na Goranta, uśmiechając się pod nosem.
– Nie ma powodu, by wzbraniać ci wizyty w tej części biblioteki, której nie objęły płomienie. Na pewno znajdziesz tam coś interesującego, nawet jeśli nie będzie to księga, po którą przybyłeś. Szkoda, by tak długa podróż poszła na marne.
– Ale przecież tam będzie mnóstwo dymu – zaoponował opat Dafar. – Wietrzenie zajmie nam co najmniej kilka dni.
– Toteż nasz dostojny gość wyszpera księgę, która go zainteresuje, weźmie ją pod pachę i zacznie czytać, ot, choćby tu na dziedzińcu, na świeżym powietrzu.
– Ależ ja nie mogę zezwolić na wynoszenie ksiąg poza bibliotekę!
– Przecież połowę z nich tak czy siak będzie trzeba wynieść, żeby ją spuścić w wygódce, bo do tego tylko się nada. Drugą połowę będziemy musieli wywietrzyć i oczyścić, a nie da się tego robić na sfajczonych półkach, w zwęglonych i zasmrodzonych salach.
Opat spojrzał z zakłopotaniem na Goranta.
– Nie chciałbym w niczym ubliżyć naszemu gościowi, ale…
– Rozumiem, czcigodny ojcze, że reguły opactwa zabraniają postronnym wynosić księgi poza pomieszczenia przeznaczone do ich czytania – powiedział Goranto.
– Właśnie – opat ogromnie ucieszył się z przenikliwości Goranta. – Cieszę się, że to rozumiesz, czcigodny gościu. Jest tak, jak mówiłeś – mamy swoje reguły…
– Reguły, to oczywiste! – zawołał Umbro. – Zapomniałem! Gdybyśmy na ten przykład zapisali w statucie klasztoru, że nie godzi się pobożnemu bratu puszczać z dymem bibliotecznych zbiorów, albo dali tam choć wzmiankę, że porąbanym po szczyt łysiny starcom nie wolno nawet wąchać stron innych ksiąg niż ich własne brewiarze, to nie mielibyśmy dzisiaj tego uroczego bajzlu, nieprawdaż?!
– Bracie Umbro… – zaczął z wyrzutem opat.
– Dobrze już, dobrze! Jeżeli tak bardzo zależy wam na bezpieczeństwie jednej księgi, chociaż z dymem poszło pewnie lekko licząc ze trzy tysiące, to gotów jestem uważnie patrzeć na ręce naszemu gościowi, gdy będzie szperał w teologii brata Micherona albo w jakiejś innej zgoła rozprawie.
– Nie będzie takiej potrzeby – zgrzytliwym głosem stwierdził opat.
– Będę bardzo rad z towarzystwa brata Umbro – pojednawczym głosem powiedział Goranto.
– Skoro tak, to nie widzę przeszkód – stwierdził opat, przywołując na twarz dobrotliwy uśmiech. – Mam nadzieję, że pobyt w naszych skromnych progach mimo tego nieszczęścia będzie dla ciebie miły, dostojny przybyszu.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – skłonił się Goranto.
– Brat Umbro wskaże ci jedną z naszych gościnnych cel i będzie twym przewodnikiem po naszym opactwie – dodał opat Dafar, po czym spojrzał z troską na wieżę. Dym wciąż unosił się z jej okien i dachu, wszelako był znacznie mniej obfity. Mnisi wciąż wynosili z wieży spalone elementy drewnianych konstrukcji regałów i wiaderka z popiołem. Kilku z nich, szczególnie osmalonych dymem, czerwonych na twarzy, z rękawami habitów zakasanymi do łokci i równie do łokci uwalanymi sadzą rękoma zgromadziło się w pobliżu wiader z wodą. Z trudem próbowali doprowadzić się do ładu.
– Ci to się spracowali – westchnął opat. – Chyba byli cały czas na pierwszej linii. Pójdę do nich.
Ruszył w kierunku grupki. Towarzyszący mu bracia ruszyli za nim.
– Na litość niebios, zostawcie to śmierdzidło, oni wyszli pooddychać świeżym powietrzem! – warknął Umbro. Jego mało pokorna prośba została zignorowana i dymiąca kadzielnica powędrowała w stronę wieży. Umbro wstał, ciężko wzdychając.
– Czcigodny gościu, może wyda ci się zbytnio obcesowe to, co powiem – stwierdził cichym głosem Umbro, pochylając się ku uchu Goranta – ale przekonasz się, zwiedzając nasze opactwo i poznając jego mieszkańców, że porąbane jest tutaj nie tylko drewno na opał.

III

Umbro wspinał się powoli po schodach wieży prowadzących do sal biblioteki. Goranto podążał za nim, ostrożnie stąpając po skrzypiących stopniach, nieco za wąskich jak na jego gust – dziwić się, że Terancjusz orła na nich wywinął! Wkrótce dotarli do pierwszej sali. Była niezwykle przestronna i bardzo jasna dzięki wysokim oknom. Zazwyczaj stały w niej rzędy pulpitów dla skrybów i regały zapełnione aktualnie wykorzystywanymi woluminami. Obecnie mieścił się tam osobliwy lazaret – pomieszczenie wypełniały osmolone i częściowo zniszczone płomieniami księgi rzucone na stoły i podłogę niedbale, jak leci, aby dalej od ognia. Swąd spalonego papieru, pergaminu i drewna okładek wypełniał powietrze mimo otwartych na oścież okiennic.
Goranto z wielkim bólem spoglądał na zniszczenia cennych zbiorów. Powoli podszedł do stołów uginających się pod zrzuconymi na nie w ogromnym pośpiechu księgami. Zaczął brać do rąk woluminy, otrzepywać z kurzu i popiołu, ostrożnie otwierać i przeglądać z ogromną ciekawością.
„Diabeł y wszelakie przymioty owego, iakie u słabych y podatnych na zło, wpędzić ich w sidła iego mogą.” O dziwo, ta księga wyszła spod ognia niemalże nietknięta. Nieco przybrudzona okładka i przysypane popiołem brzegi stron – to wszystkie ślady, jakie pozostawiły po sobie płomienie. Goranto z ironią pomyślał, że akurat ta księga, za którą najmniej by rozpaczano, najgodniej prezentowała się po ostatnich przejściach.
Nieco mniej już godnie wyglądała „Teologiia y nietrudne w rozumieniu iei pokazanie”. Goranto otworzył okładki dość mocno nadpalone na rogach i rzucił okiem na stan pierwszej strony. „Czytelniku, coś dostał w ręce owo idiotycze y nikczemne Dzieło moie…”. Reszta pokalań autora uszła z dymem. Podobnie jak po resztkach wyglądająca na wyborną ilustracja.
Wziął do ręki, dla odmiany leżący głęboko pod innymi, gruby wolumin, piekielnie ciężki – solidny zbitek dość dużej ilości pergaminu, bardzo fachowo przyciętego i zszytego. Najpierw z mozołem go wydarł spod innych ksiąg, potem z trudem otworzył przy akompaniamencie głośnego skrzypu i trzasków. Z zachwytem spojrzał na przepiękną stronę tytułową, na której widniały zgrabnie wykaligrafowane i bogato zdobione litery tytułu: „Psalmy y lamentacyie”. Pod spodem zaś dopisek: „Utwory marne lubo szczere, z hołdem i czcią naiprzednieiszą układane przez Braci Mnieiszych, z łaski Boga trwaiących w klasztorze Nermires, napoczęte w roku 1126 y pisane bez ustanku w hołdzie Panu, iako nakazuie reguła zakonu. Tom czeci”.
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Powoli przerzucał stronę za stroną. Psalmy były dość proste, niekiedy można by rzec – toporne. Wiedział, że pośród układających je w pocie czoła mnichów nad wyraz rzadko zdarzali się poeci, za to zwykle byli to gorliwcy, którzy na przekór niedostatkom w talencie chcieli swą bogobojność oddać słowami. Nagle zatrzymał się przy nietypowo wyglądającej stronie. Na dość szerokim marginesie obok zdobionego obramowania tekstu jakiegoś wierszydła, w którym nagminnie powtarzała się fraza: „Nie wiem, jak mi wyjdzie to pisanie, pomóż mi, pomóż, o Panie”, widniał zgrabnie obok dopisany dwuzwrotkowiec:

Dolina ciemności i zła przede mną
Przebyć ją muszę sam
Nie masz ramienia, co w słabości wesprze
Nie masz aniołów, co smutek odepchną
Bym godnie dotarł do niebios bram

Wichura i wściekły deszcz nade mną,
Nie lękam się błyskawicy.
Wśród mgły i ostrych kropel na wietrze
Kroczę doliną zła, tak bezkresną,
Bom największym jebaką w okolicy…

Goranto uśmiechnął się szeroko, czytając tę osobliwą i niezdarną mnisią poezję. Sam nieraz, gdy mozolnie kopiował księgi, dostając szewskiej pasji od zmęczonych oczu i bolących pleców, nie mógł się oprzeć pokusie dokonania z własnej inwencji jakiejś zmiany, bodaj drobnej. Czasami były to modyfikacje rysunków, które przez to nabierały charakteru satyrycznego bądź stawały się nieco pieprzne, czasem zaś gry słowne, naginane rymowanki, dające zabawny efekt literówki. Dlatego też koncept dotyczący zmiany słynnego „Psalmu o dolinie” bardzo mu się spodobał.
« 1 2 3 4 5 6 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jubileusz: „Esensja” – pieśń przyszłości
— Marcin Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.