Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Opar absurdu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułOpar absurdu
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec (od towarzyskiego, przez rock’n’roll po flamenco), sport i wędrówki po Tatrach. Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
GatunekSF

Opar absurdu

« 1 8 9 10 11 »
Gdy powróciła z dalekiej, szaleńczej podróży, na polanie czekał na nią Diego i poranny szron. Szaman otulił Majkę kocem i ułożył na matach. Naszykował też gorący napar, który przyjęła niechętnie. Zimno odpowiadało żałosnemu stanowi, w którym była. Słaba, przytłoczona, z pociętym ramieniem, w przepoconych ciuchach i z obrzydzeniem do rzeczywistości. Wypiła kilka łyków i gwałtownie zwymiotowała. Diego nie poważył się czynić żadnych komentarzy. Przyglądał się jej z szacunkiem, którym darzył ludzi mających odwagę pozwolić ayahuasce sięgnąć ran w ich duszy. Nie dziwiło go, że wyszła z tego sponiewierana. Opatrzył ją i odprowadził pod stację metra. Widział jeszcze, że kobieta do niej nie schodzi.
• • •
Powróciłem do rzeczywistości, gdy mózg Ayi zmniejszył aktywność, popadł w pewne otępienie. Byłem jej wdzięczny, że wracając ze swojej międzyświatowej podróży zabrała mnie z powrotem z próżni. Ten świat może nie był najlepszym z możliwych, ale już znanym. Wraz z całą swoją obcością. Uruchomiłem osłony, potem analizy. Aya była fizycznie wycieńczona, ale równocześnie jej mózg pracował zadziwiająco harmonijnie. Dotarła do naszego schronienia w piwnicy domu. Kiedy wchodziła do swojej komórki, za jej plecami stanął jeden z tutejszych. Wyciągnął drżącą rękę do jej ramienia, otworzył spierzchnięte usta, by coś powiedzieć, ale kobieta nagle przyskoczyła do niego, chwyciła za ubranie i drugą ręką sięgając po scyzoryk, wysyczała:
– Jestem tu sama, jasne?
Fala niechęci rozniosła się drganiami w moim ciele, aż wbrew woli oderwałem się od Ayi. Wiedziałem, że ten człowiek też się cofnie. Wleciałem do komórki i zaszyłem się wśród pajęczyn przy posadzce.
• • •
Majka dochodziła do siebie kilka dni. Z dala od ludzi, z dala od telefonu. Kiedy wreszcie naładowała komórkę, zasypały ją nieodebrane połączenia od Damiana. Wśród nich walało się kilka esemesów. Przeczytała wszystkie, zapamiętała jeden: „Majka, odezwij się. Paweł walnął złoty strzał. Nie żyje.” Zabolało, ale wiedziała, że to wszystko nieodzowna część jej życia.
„Dzięki za info” – odpisała. Potem w przebłysku empatii wstukała jeszcze: „O mnie się nie martw. Radzę sobie” – ale tego już nie wysłała. Zaczął oddzwaniać. Nie odbierała, ale zjawiła się w pracy.
– Jestem tu ostatni raz. Napisz sobie moje wypowiedzenie – oświadczyła, gdy palili szlugi na tarasie.
Damian w pierwszej chwili poczuł strach. Chciał się kłócić, wstrząsnąć nią, ale byli w firmie. Bezradnie wpatrywał się w jej wyniszczoną twarz i gruby opatrunek wyraźnie odcinający się pod koszulą. Podrapane dłonie, popękane wargi, połamane paznokcie. Pod porządnymi ubraniami kryła się istota zupełnie wycieńczona, patrząca na świat przez potłuczone okulary.
– Majka, nie wygłupiaj się, musisz z czegoś żyć.
– Muszę jakoś żyć. To tyle. Jak wszyscy.
– Wszyscy? Wszyscy? Jacy, kurwa, wszyscy?! Wszyscy żyją w świecie realnym, pracują, nie ciągną siebie i innych na dno.
Westchnęła, zgasiła papierosa o barierkę balkonu. Zaczęła obracać niedopałek w palcach.
– Jesteś żałosny, Damian. Z tymi swoimi celami, ideami, całą tą normalnością. Tak ciągnąłeś do niej Pawła, że zdechł na działkach. Sam. Szukając mnie, myśląc, że mam tam sesję. Przylazł zamiast zadzwonić, bo wstydził się przed sobą, że nie chce tej twojej pieprzonej normalności. A potem z rozpaczy walnął mieszankę z hery i fentanylu. – Oczy Damiana otworzyły się szeroko.
„Skąd wie?! Jak może mnie oskarżać?!”. Bezgłośnie mielił słowa, a ona kontynuowała:
– Twoja trzeźwość jest toksyczna. Jak każdego ćpuna na dupościsku. Boję się ciebie takiego. Jak oszalejesz, to spoko, nie wahaj się wziąć mnie ze sobą. – Strzeliła mu w twarz petem. – Zawsze będę kochać te wasze trupy i czekać na ponowne spotkanie.
– Wiesz… Wy… Wynoś się stąd, Aya. Nie wiem, jak śmiesz tak mówić. Po prostu się wynoś. – Starał się nie podnosić głosu, ale musiał być słyszalny za szybą.
Majka odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Zabrała torebkę z biurka – wyrzuciła z niej tylko smartfona.
– Naprawdę będę was kochać – dodała jeszcze szeptem sama dla siebie.
Damian patrzył za kobietą przez chwilę. Czuł, że złość w nim wygasa. Przez moment chciał nawet biec za Majką i chyba tylko obecność podwładnych go powstrzymała. Czy mogła mieć rację? Czy zrobił wszystko, by pomóc Pawłowi? Może przy niej by żył – wciąż się staczał, ale żył? Pomyślał o ranach na ciele Ayi, jej wychudzonej twarzy i szklistych oczach. „Manipulantka!” – wrzasnął w myślach. – „Ale sama jest swoją największą ofiarą…”. Przyjacielowi nie mógł już pomóc, a jej? Podszedł pospiesznie do biurka Majki. Porzucony telefon nie wróżył niczego dobrego. „Boże! Naprawdę chcę ją zostawić samą sobie?! Przecież ona nie wie, co robi”.
• • •
Zabrała z mieszkania kolejną torbę rzeczy – głównie ubrań – swoich i Pawła. Ostatnią. Nie zamierzała tu więcej wracać. Zamieniła jeszcze żakiet na sweter, a szpilki na ciepłe, eleganckie botki.
Znów powitała ją duchota piwnicy i sapanie któregoś z pijaczków. Weszła ostrożnie do klitki, z trudem wpychając przed sobą dużą torbę. Pomieszczenie wypełniał zapach spalenizny. Niezbyt nachalny, ale niepokojący. Zaciągnęła się mocno i wróciło lekkie oszołomienie, które wciąż jeszcze towarzyszyło jej po doświadczeniu z ceremonii. Usiadła pod ścianą. Coś było nie tak. Śmierdziało instalacją i jakby… spalonymi włosami? Spojrzała w górę, w miejsce, gdzie po suficie powinny pełznąć zabezpieczone kable, ale wzrok nie był w stanie przebić ciemności. Potrząsnęła głową, wstała i zaczęła po omacku układać rzeczy. Otwierała nowy rozdział – zgodnie ze wskazaniami ayi – nie mogła teraz dać się odstraszyć. I nagle, kiedy dławiący kurz zerwał się z podłogi w kącie, gdy cisnęła na nią stos spodni, zrozumiała, co się dzieje.
Obecność Letha zniknęła. Aya nie tylko nie czuła jego dotyku, wiedziała też, że po prostu go nie ma. Doskoczyła do wyrwy w ściance, próbując łowić resztki umykającego przyzwyczajającym się zmysłom zapachu. W ciemnościach zaświeciły latarki.
– Wywaliło całą instalację. W domu telewizor mi spaliło, a żonę prawie prądem poraziło. Panie, zróbcie coś z tym, bo to niebezpieczne – mówił jakiś człowiek.
Dopiero teraz do Ayi docierało, że pijackie rzężenie mogło być raczej jękiem bólu. Cofnęła się w głąb swojej kryjówki. Nie należała już do świata ludzi, których obchodziły skrzynki rozdzielcze i kable.
– Nie widziałem czegoś… – Latarka zamigotała i wysiadła. – Takiego… Kurwa.
– Poświecę panu komórką.
Aya nie musiała słuchać przekleństw, by wiedzieć, że telefon też nie działał. Więc Leth poszedł na całość.
„Czyli to jednak on miał mnie tu doprowadzić, a nie ja otworzyć jemu drogę?” Coś się nie zgadzało. Przygryzła mocno wargi i wpiła paznokcie w dłonie, upokorzona. Próbowała myślami wrócić do chwil, gdy po straszliwym cierpieniu pustki ayahuasca otworzyła przed nią wrota do spokoju. Wtedy Leth miotał się za bramą, odcięty przecież od klucza w postaci naparu. Pogubiony, wierzący w swoją misję dla innych, podczas gdy mógł być już tylko sam.
„Nie, nie mogłam się pomylić” – powtórzyła w myślach i zaraz przyszła fala zawodu i wściekłości. Pozwoliła sobie na poczucie wyższości i na pewność, która jest domeną pustych ludzi z za dużym ego. Łatwo przychodziło jej psucie tego, do czego doszła.
– Nie. Nie walcz, Aya. Nie ma jego, nie ma innych. Nie ma cię. Jest ciemność i twój umysł. Uspokój się. Uspokój… – szeptała do siebie gorączkowo.
Coś ją jednak więziło w dawnym myśleniu i budziło lęki. Przetarła dłonią zlaną potem twarz, szyję, kark. Nagle potrąciła palcami coś, co ją wręcz oparzyło. Drobna ozdóbka, a tak naprawdę łańcuch spajający ją z dawną, uzależnioną od ludzi Majką. Chwyciła długie kolczyki i szarpnęła z całych sił. Wrzasnęła z bólu, gdy sztyfty rozerwały jej płatki uszu. Krew potoczyła się po szyi wąskimi strumyczkami.
– Boże, co się tam dzieje?!
– A nie, zostaw pan, tam same pijaki siedzą.
– Przecież tam kobieta krzyczała.
Aya przycichła, oddychając głęboko.
– Nic mi nie jest – krzyknęła po chwili pewnym, spokojnym głosem w odpowiedzi na zbliżające się kroki.
Odeszli. Każdy boi się odszczepieńców.
• • •
« 1 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.