Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Opar absurdu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułOpar absurdu
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec (od towarzyskiego, przez rock’n’roll po flamenco), sport i wędrówki po Tatrach. Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
GatunekSF

Opar absurdu

« 1 7 8 9 10 11 »
Przekrzywiła głowę, cisnęła torebkę na posłanie swoich współlokatorów, którzy od wielu dni nie pokazywali się, gdy ona była w pobliżu.
– Serio? Mógłbyś pomagać, zamiast gadać ze mną. Jeszcze w to wierzysz?
– Nie wiem, czy wierzę, nie myślę w ten sposób. Wiem, że muszę pomóc.
– Czyli co? Nauczysz się wszystkiego ode mnie, a potem pójdziesz między ludzi?
Potwierdziłem.
– Chciałbyś – zaśmiała się.
Zabrzmiała wrogo, ale po reakcjach jej mózgu wyczułem obniżenie nastroju. Z obserwacji wiedziałem, że w tych lepszych chwilach zawsze dopadał ją strach przed samotnością. Niemalże byłem w stanie wykryć wzorzec fal elektromagnetycznych emitowanych przez jej neurony w takich chwilach. Zrobiło mi się jej żal.
– Możesz mi pomóc.
– Nie nadaję się między ludzi.
– Radzisz sobie z nimi doskonale.
Potoczyła spojrzeniem po piwnicy. Potem znów spojrzała na mnie. Chyba był w tym wzroku jakiś przekaz, ale mój wzór interpretacji go nie wychwytywał.
– Dobrze, pomogę ci. Tylko najpierw będziesz musiał mi w czymś towarzyszyć. To naprawdę wejście na wyższy poziom.
Znów zalew euforii. Była przyjemna, pozwoliłem ją sobie z nią współdzielić.
• • •
W lasku było zimno. Rozgwieżdżone, bezchmurne niebo, polana, kilka altan i pustka. Diego – dojrzały mężczyzna o niepozornej aparycji zasiedziałego przed telewizorem kibica – kilkakrotnie obszedł teren. Wreszcie zawrócił do stojącej w jednej z altan Ayi.
– Podoba mi się tu. – Uśmiechnął się kącikiem ust. – Ile mamy czasu?
– Za godzinę zaczną się schodzić uczestnicy – odpowiedziała mu płynnym hiszpańskim.
Pokiwał głową i podszedł do ogniska, nad którym grzało się kilka pustych jeszcze naczyń.
Aya zapadła znów w swój świat przyprawiających o zawrót głowy ćwiczeń oddechowych.
– Nie przemęcz się. – Przerwał jej Diego. – Możesz być za słaba, by przejść całą drogę.
Uśmiechnęła się bez słów, a gdy odszedł wróciła do swojej pracy.
Wreszcie przyszli. Ósemka starannie wyselekcjonowanych osób – tych, które na sesjach Majki wykazywały największą czułość i opanowanie. Oddawały się truciźnie, ale nie pozwalały przytłoczyć tripowi. Diego posadził ich na matach w półkolu, jedynie Majkę umieścił obok siebie. Na wygaszonym palniku ustawionym nieopodal studził się wywar.
– Spotkacie się dziś z naparem bogów. Z czystym głosem ayahuaski. Poprowadzę wasze pierwsze kroki i będę czuwał nad waszą podróżą, ale odbywać będziecie ją sami. Nie ingeruję w doświadczenie. Zapewniam opiekę i ochronę, na wypadek, gdyby siła roślin was przerosła.
Młoda amfetaministka – Aya nie umiała myśleć o niej inaczej, choć dziewczyna wykonała niesamowite postępy – westchnęła głęboko i odrzuciła głowę do tyłu. Była gotowa, lecz na pewno wystraszona. Zresztą… Majka uśmiechnęła się w duchu. Kiedyś sama bałaby się obezwładniającego tripu w bliskiej zera temperaturze gdzieś na odludziu. Przesunęła dłonią po trawie i poczuła jak pajęcza struktura Letha cofa się spod jej palców. Kilka iskier strzeliło między jej włosami a paltem, jakby istota ją karciła za zbytnią poufałość. Zresztą… Może po prostu mu przeszkadzała – nieustannie pracował.
– Teraz skup się – szepnęła, gdy Diego rozpoczął okadzanie miejsc, na których siedzieli uczestnicy ceremonii.
Wzięła głęboki wdech, gdy dym otoczył ją gęstym kłębem. Wyobraziła sobie w nim ciepłą obecność życzliwej przewodniczki. Ayhuasca nie była dla niej matką psychodeli, boginią otwierającą nowe szlaki, lecz naturalnym drogowskazem, pozwalającym zabrać daleko stąd i umysł, i ciało. Potem z głębokiej chmury wyłoniły się dłonie szamana, dzierżące czarkę z naparem. Majka powoli zaczerpnęła kilka dużych łyków. Była spokojna i czuła powagę chwili. Szczenięce podniecenie wykorzeniono z niej kiedyś w Peru. Wtedy odrobinę jeszcze bała się „długofalowych konsekwencji”. Teraz to głównie na nie czekała.
– Leth, chodź tu. Najbliżej jak jesteś w stanie.
Osnułem jej włosy siatką swojego ciała, wniknąłem cząsteczkami w najgłębsze zakamarki odzieży, gdzie nic poza jej odczuciami nie mogło mnie sięgnąć. Wygasiłem syntezy i procesy analizujące. Czekaliśmy.
• • •
Działanie ayahuaski rozkręcało się powoli. Było lawiną widzianą na zwolnionym filmie. Majka smakowała każdy kadr z leniwą rozkoszą. Nie zamykała oczu, choć w krótkich mrugnięciach widziała już kolorowe fraktale. Nie chciała jednak dać się zwieść obrazom. W głowie przepracowywała, z uporem chirurga masochisty, który doskonale wie, gdzie ciąć, by najbardziej bolało, swoją beznadziejną samotność. Jej umysł był już w rękach boskiej ayi. Wywracany na nice, zmuszany do podróży w poszukiwaniu znaczenia, miast żałosnego konstatowania rzeczywistości. I była już daleko od tej chorej, zniszczonej Ayi. Wszystkie dręczące ją wątki ostatnich miesięcy i chaos całego życia zaczynały się łączyć.
Damian znów rozpaczliwie dodzwaniał się do niej, wystawał pod drzwiami, sprawdzał w dziale IT jej służbowe maile, odstraszał dealerów, szukał Pawła. Wieczny, żałosny współuzależniony.
Pawła… Pawła, który ją całował, z którym się kochała. Którego kochała. Który teraz ostrożnie, krokiem złodzieja wchodził na działki. Wiedział już przecież, że w oknach domku jest ciemno, ale wciąż paliła się w nim iskierka nadziei. Tak jak i w niej jeszcze dzień przed ceremonią, gdy obsesyjnie co kwadrans sprawdzała telefon. Teraz już o tym nie pamiętała. Albo raczej wiedziała, że nie pamięta. Szła za Ayą – jedyną Ayą godną pisania wielką literą.
Zobaczyła siebie siedzącą pośrodku pustej polany. W jej ciało wrastały nici i choć ich końce ginęły gdzieś w lesie, doskonale wiedziała, która do kogo prowadzi. Sięgnęła po scyzoryk, którego przecież zwykle starała się nie mieć przy sobie w czasie tripu. Odcinała po kolei nici. Matka. Tomasz. Damian. Ojciec. Ojczym. Drugi ojczym. Sandra. Johann. Bolało, jakby rozrywała warstwy własnych mięśni. Wrzynała się w unerwienie psychiki każdego człowieka – jego zakorzenienie w innych. Przyłożyła scyzoryk do nici łączącej ją z Pawłem. Przejechała po niej najpierw ostrożnie, potem z gwałtownym szarpnięciem. Bez efektu. Znów docisnęła ostrze. Bolało jak nic innego w życiu, ale wciąż nie pomagało. Zrozumiała, że to siedzi głęboko w niej. Dosłownie.
Diego chciał powstrzymać Ayę, gdy nagle wbiła sobie scyzoryk w ramię nieco ponad łokciem. Uderzenie podobne porażeniu prądem, które prawie posłało go na ziemię, uświadomiło mu jednak, że w to doświadczenie nie powinien ingerować. Tutaj ayahuasca miała wszystko pod kontrolą.
• • •
Odepchnąłem tamtego człowieka bez trudu. Aya nie robiła nic złego – scyzoryk sięgał nie głębiej niż to było niezbędne. Chłonąłem nasycone zimnem ładunki mknące po stali. Drgałem zamknięty w tej pustce połączeń razem z Ayą. Ogarnęła mnie bezbrzeżna ulga, gdy kobieta pozbyła się ostatniego bezsensownego połączenia i pomknęliśmy w nawałnicy emocji naprzód, wprost przez ściany strachów. Nagle coś mnie szarpnęło, oderwało od niej. Trzeźwa myśl – wspomnienie mojej planety – sprawiło, że wypadłem z rytmu drgań. Ona dalej leciała w ciemność wszechświatów z otwartym scyzorykiem w dłoni.
– Leth. Nie zostawiaj mnie teraz.
Jej władcze oczy gasły zalewane mgłą euforii. Pognałem za nią, ale chwyciłem tylko krople krwi pozostałe z wyciętych połączeń.
– Leth!
Wpiłem się w ten trop z całych sił, ale ona już przepadła za barierą, której nie mogłem sam pokonać. Sam.
Jakie to słowo miało nagle przejmujące znaczenie! Byłem sam. Sam! Na Ziemi. Bez swojego domu. Bez Ayi. Bez istot mnie rozumiejących. Zwinąłem się w obłok ciężkiego, zabójczego dla ludzi powietrza i zaszyłem wśród wilgotnych traw. Szukałem ucieczki od beznadziei istnienia w świecie, który z samej swojej definicji nie mógł mnie pojąć. Pewnie poddałbym się i rozproszył w tamtej chwili na atomy, gdyby nie organiczna siatka, która spajała mnie i wiązała z życiem w rozumieniu ziemskim. Zalewany straszliwą tęsknotą tkwiłem w oczekiwaniu, aż coś przerwie ten koszmar. Spróbowałem zsyntezować połączenia między moimi cząsteczkami, czy już nawet komórkami, a kryształkami, w które obróciła się krew Ayi. Uciekały jednak reakcjom, gdy tylko próbowałem ich dotknąć.
• • •
« 1 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.