Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Wiejak
‹Całopalenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdam Wiejak
TytułCałopalenie
OpisAutor pisze o sobie:
Nazywam się Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszawą. Studiuję lingwistykę (sekcja niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najchętniej czytam fantastykę polską poruszającą zagadnienia polityczne, społeczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepiły mi sceptycyzm do przekładów. Dlatego interesuję się głównie klasyką francuską i niemiecką w oryginale, w czym zresztą i dla fantastyki znajduje się miejsce.
Gatunekfantasy

Całopalenie

1 2 3 10 »
Guślarz niewiele mógł zdziałać wobec potężniejącej siły tłumu. Niespodziewane podniecenie zatrzęsło nim na całym ciele i nie zauważył nawet, kiedy z ust wydobyły mu się te same nawołujące do rzezi okrzyki, które rozlegały się raz po raz w gromadzie.

Adam Wiejak

Całopalenie

Guślarz niewiele mógł zdziałać wobec potężniejącej siły tłumu. Niespodziewane podniecenie zatrzęsło nim na całym ciele i nie zauważył nawet, kiedy z ust wydobyły mu się te same nawołujące do rzezi okrzyki, które rozlegały się raz po raz w gromadzie.

Adam Wiejak
‹Całopalenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdam Wiejak
TytułCałopalenie
OpisAutor pisze o sobie:
Nazywam się Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszawą. Studiuję lingwistykę (sekcja niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najchętniej czytam fantastykę polską poruszającą zagadnienia polityczne, społeczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepiły mi sceptycyzm do przekładów. Dlatego interesuję się głównie klasyką francuską i niemiecką w oryginale, w czym zresztą i dla fantastyki znajduje się miejsce.
Gatunekfantasy
Adalbert nie znosił much, a tu jak na złość jedna taka, seledynowa, brzęczała mu koło nosa. Nie dał się jednak sprowokować i pozostał w bezruchu. W przeciwnym razie bowiem zaszeleściłby liśćmi, a nie chciał zdradzić młodszej siostrze idealnej kryjówki w wądole. Przypomniał sobie, jak niegdyś licząc ledwie kilka lat zabawiał się wyrywaniem odnóży wścibskim owadom. Nagle poczuł, jak mucha nonszalancko spaceruje po jego wargach. Niby miłe łaskotanie, ale jaki smród! – pomyślał. Nie, tego było już za wiele. Prychnął niespodziewanie, aż mucha zakręciła się bezładnie przed oczami. Nim zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, zniknęła w dłoni chłopca. Adalbert, krzywiąc się, strząsnął ofiarę.
Rzeczywiście, liściaste legowisko dało znać o sobie i Adalbert przeklinał się w duchu, że znowu przegra w chowanego. I to z młodszą siostrą! Wychylił nieznacznie głowę nad brzeg wądołu, usłyszawszy trzask gałązek i szelest jesiennego dywanu pod niezdarnymi krokami Marysi. Między drzewami nie dostrzegł jednak złotego warkocza. Tak, tak, mama mawiała, że najpierw widać warkocz, a dopiero potem Marysię. Dziewczynka mogła po prostu nic nie zauważyć. Przejdzie nieświadoma, naburmuszy się i zmarszczy białe czółko, ale jaki będzie triumf Adalberta! Może nawet jej nie powie, gdzie siedział. Ha! Najśmieszniej będzie, jak nabajdurzy, że się zaczarował i zniknął; że ma taką moc jak guślarz Waresz! Tata zabrania mówić o Wareszu i o magii, ale może się Marysia nie wygada.
Chłopak usłyszał nagle w prawym uchu odrażające brzęczenie. Nowa mucha usiadła na policzku. Nim podniósł rękę, kolejna zawirowała przed nosem. Opędzał się, nie zwracając już uwagi na szelest liści. Poczuł, że serdecznie dość ma swojej kryjówki. Zbierał się do wyjścia, kiedy obejrzał się w głąb wądołu i znieruchomiał. Pod sosną, na wystających korzeniach gnił trup. Muchy latały nad nim jak opętane, tworząc wokół ciemny obłok i wypełniając leśną ciszę złowrogim brzęczeniem.
Przerażenie wpiło się w Adalberta jak setki pijawek. Mimo to, targany dziką ciekawością, chłopiec zbliżył się do zwłok. Krew rozlana z otwartych ran znaczyła podłoże rdzawymi plamami. Coś musiało bezlitośnie kąsać ofiarę, o czym dawały znać poodrywane płaty skóry. W odsłoniętych wnętrznościach ucztowały owady. Twarz wprawdzie była zmasakrowana, ale nie na tyle, by Adalbert nie mógł rozpoznać Miłka.
Jezusie przenajświętszy! – pomyślał Adalbert – Miłko przecie na dwór książęcy do Gniezna wyruszył. Przed końcem lata to było, a on tutaj z muchami! Matko Chrystusowa, daj ulgę Wareszowi po stracie syna. Po Rudku i Miłku wszystkie dzieci postradał.
Chłopak ocknął się z modlitewnej zadumy i rzeczywistość uderzyła go ponownie zimnym okrucieństwem. Muchy kleiły się do strużek potu. Zerwał się wreszcie i pobiegł co sił w nogach. Chciał znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
– Adalbert!
Przed nim stała Marysia.
– Gdzie ty się schowałeś? Nie mogłam cię znaleźć. No, poookaż swoją kryjówkę! To tam? W dole?
Patrzył na siostrę nieruchomym, tępym wzrokiem jak u Swaroga na kultowych obeliskach. Kiedy mijała go , by wbiec do wądołu, chwycił ją za ramię.
– Aua!!! Zostaw mnie! No zostaw, do diaska! – ze złością poprawiła skórzany kubraczek i przyczesała włoski – O co ci chodzi?
– Nie idź tam.
Marysia spojrzała na brata. Chyba jeszcze nigdy nie widziała go równie bladego. Nawet wtedy, gdy zapadł na suchoty tak poważnie, że tato wzywał mnichów z Międzyrzecza na modły ku dobrej śmierci.
– Nnno dobrze. Adalbercie, co ci się stało?
Chłopak dyszał ciężko i przewracał oczami.
– Marysiu, biegnij do domu i przywołaj tatę.
– Ale… co się stało?
– Nie pytaj. Po prostu zrób, o co cię proszę – wysilił się na cień uśmiechu – W nagrodę… w nagrodę wystrugam ci w drewnie… baranka.
– Ale większego niż ten ostatni?
Przytulił ją i pogłaskał włosy.
– Większego…
Marysia wyrwała się z objęć i pobiegła. Przeraziło ją niezwykłe drżenie na ciele brata.
– Nie wracaj tu, Marysiu. Słyszysz? Nie wracaj!!! – dobiegł ją głos za plecami. Odwróciła się na chwilę i z wysokości pagórka dostrzegła, jak Adalbert wymiotuje pod drzewem.
• • •
Ksiądz Stefan prawie nigdy nie rozmawiał z guślarzem Wareszem. Tym razem jednak trzeba było przezwyciężyć osobiste i religijne animozje. Ktoś po prostu musiał powiadomić wiejskiego czarownika o śmierci ostatniego syna. Stefan długo deliberował z żoną, aż wreszcie dał się przekonać, że paradoksalnie jest jedynym człowiekiem w osadzie, który nadaje się do bolesnej funkcji. Istotnie, do końca wojen króla Bolesława z cesarzem niemieckim, w czasie zwycięskich wypraw na zachód żył z Wareszem w niezachwianej przyjaźni. Nie było nad nich większych kompanów w królewskiej drużynie. W ciągu kilku zaledwie wiosen wiele się zmieniło. Wcześniej wrócił do osady Waresz, lecz przyniósł tragiczne wieści o przyjacielu. Jakoż słuch o nim zaginął, więc żona, której wówczas jeszcze na imię było Miłka, okaleczyła się w żałobie. Tymczasem dwie wiosny minęły, jak zaginiony zjawił się w domu i oświadczył, że narodził się na nowo. Nie pozwolił nawet nazywać się Jamroszem, lecz stwierdził, że na chrzcie przybrał imię Stefana. Przyjął bowiem wiarę w Boga, któremu poddał się nawet król w stolicy i któremu sam cesarz germański składał ofiary. Później ochrzcił swą rodzinę, nadając żonie imię Magdaleny, a synowi – Adalberta, ponoć na cześć jakiegoś obrońcy nowej wiary przeciw plemionom północy.
Odtąd zaczął się nieustający spór Stefana, który w poznańskim biskupstwie wyuczył się na księdza, i Waresza, który został guślarzem, tłukąc się po ostępach leśnych ze swym mistrzem. Złośliwi gadali, że tak naprawdę nie o żadne wierzenia chodziło, lecz o Magdalenę, na którą Waresz w młodości łypał okiem, i której Stefanowi rzekomo nigdy nie odżałował.
Koniec końców, Stefan zjawił się w chacie Waresza. I chyba dobrze się stało. W przeciwnym razie czarownik mógłby popaść w czarną rozpacz. A przecież słynął z wybuchowego charakteru. Wszak wszystkie żony albo go opuściły, albo zostały przegnane po śmierci pierwszego syna Rudka, którego zmogły suchoty. Teraz guślarz mógłby się wyżywać tylko na sobie samym. Wszelako siedział spokojnie, drapiąc palcem wskazującym po wierzchu ławy. Bierwiona trzaskały w kominku.
– Gdzie go chcesz pochować? – zapytał.
– Ty jesteś ojcem, ty decydujesz. – odparł Stefan.
– Tak? A o Rudku kto decydował?
– On był chrześcijaninem… to znaczy nie ochrzczonym, ale wierzył i chciał spocząć u nas.
– U was. Z krzyżem.
– Juści, krzyż przecież to znak Chrys…
– Dobra, przestań – przerwał Waresz – Nie trudź się. Już ja znam te wasze bajki. Złamałeś stare dobre prawo, odwieczny obrzęd. I mój syn na tym cierpi.
– Nie cierpi, jeno szczęśliwy żyje w niebie – odparował ksiądz.
– W niebie jest Swaróg, a tyś się do niego nie modlił.
Zapadło dłuższe milczenie. Guślarz wpatrywał się w jęzory ognia. Wreszcie ksiądz prawie szeptem zagadnął:
– To kiedy palisz ciało?
Z ust przygnębionego ojca dobyło się westchnienie:
– Jutro o zachodzie słońca.
Stefan poczuł nagle zakłopotanie. Wypełnił go przejmujący smutek i współczucie dla tego barczystego olbrzyma pozbawionego rodziny. Przez myśl przemknęło mu pytanie, na jakiej to zasadzie Bóg układa ludzkie losy? Równie szybko wszakże umknęło.
– Pójdę już – powiedział, wstając od ławy. Zatrzymał się na chwilę i jakby z wahaniem dodał:
– Bardzo ci współczujemy… Magda też.
Waresz spojrzał na niego przenikliwie, gdy podnosił już pled w wejściu:
– Jamroszu.
– Mam na imię Stefan – poprawił ksiądz – Potrzebujesz pomocy?
– Nie. Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś nie przychodził na ciałopalenie.
– Twoja wola. – Stefan starał się uśmiechnąć, ale jedynie dziwny grymas pojawił się na jego twarzy. Po chwili zniknął za pledem.
Po bliznach na twarzy guślarza spłynęły łzy i pogrążyły się w rudej brodzie.
• • •
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.