Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Wiejak
‹Całopalenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdam Wiejak
TytułCałopalenie
OpisAutor pisze o sobie:
Nazywam się Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszawą. Studiuję lingwistykę (sekcja niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najchętniej czytam fantastykę polską poruszającą zagadnienia polityczne, społeczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepiły mi sceptycyzm do przekładów. Dlatego interesuję się głównie klasyką francuską i niemiecką w oryginale, w czym zresztą i dla fantastyki znajduje się miejsce.
Gatunekfantasy

Całopalenie

« 1 2 3 4 5 10 »

Adam Wiejak

Całopalenie

Sławomir ruszył bezwiednym krokiem do kręgu. Tego było księdzu już za wiele. Chwycił go za ramię i szarpnął do siebie, lecz ten obrócił się jedynie nieznacznie niczym kłoda i bez słowa zmierzał do kurhanu. Krew zawrzała w Stefanie, pięść się sama zacisnęła i jak trzask grzmotu wylądowała na szczęce Sławomira. Chłopak nie stracił przytomności, wręcz przeciwnie: zdało się, że ją odzyskał, skoro spojrzawszy w stronę kręgu wykrzyknął:
– Jezusie, Maryjo!
Teraz także Stefan zauważył błysk miecza w dłoniach Waresza. Zbynia pokornie, ze śmiertelnym cieniem na twarzy zbliżyła się do kopczyka, uklękła, złożyła na nim główkę i odchyliła z szyi kasztanowy warkocz. Od dziada pradziada jedna z żon odchodziła w żałobie za swym mężem. Choć od powrotu z wojen guślarz ani razu nie włączał ścięcia żony do obrzędów pogrzebowych, to jednak po sporze ze Stefanem o miejsce pochówku starszego syna stał się nieprzewidywalny. Ksiądz w mgnieniu oka zdał sobie sprawę, że oto na jego oczach ma się rozegrać zbrodnia.
Tymczasem Waresz uniósł miecz do cięcia i ze ściśniętego gardła wydobył słowa modlitwy:
– Przyjmij, o Ziemio, dar krwi, co by Miłko wygodnie spoczywał w zaświatach. Wichrze potężny, unoś męża z nałożnicą w odległe krainy. Niechaj ich wędrówka się nie kończy! Oczyść swym ogniem, wielki Swarogu, dusze odchodzących, co by im ciepło towarzyszyło na dalekich szlakach!
Już miał opuścić ostrze na szyję Zbyni, już napiął silne ramiona, gdy nagle poczuł żelazny uścisk na przegubach i nim zdążył się zdumieć, nurzał się plecami w rozmiękłej glebie. Stracił panowanie nad urokiem, przez co zgromadzeni jakby się ocknęli, zdając sobie sprawę z grozy całej sceny. Miecza jednak nie upuścił i jak na wprawnego woja przystało, po chwili stał na nogach, wpatrując się w przeciwnika jak buhaj w krwawe plamy. A przeciwnikiem był wielebny Stefan.
– Mało ci, psie przeklęty, żeś mi jednego syna zabrał do siebie? – syknął Waresz.- Chciałbyś i Miłka, co?
– Nie. Po prostu nie chcę morderstw.
Waresza drażniła gadanina o krwawym barbarzyństwie. Czuł wyraźnie, że nie wszystkie demony powróciły do lasu i niektóre wciąż panowały nad jego ciałem. A one zawsze skłaniały do prostych rozwiązań. Zarechotał więc tylko:
– To nie zabijaj. Obaczymy, jak na tym wyjdziesz.
Uniósł już miecz i przymierzył się do rozpłatania dawnego przyjaciela. Wtem przed oczami wyrósł mu bard Mścibor. Położył dłoń na ramieniu guślarza i przeszył karcącym spojrzeniem:
– Uspokuj się – rzekł łagodnie, acz stanowczo.
Wystarczyło.
Dziwne – pomyślał Waresz – zwykły bard, a wydaje się, jakby potrafił przepędzić leśne moce.
Rzeczywiście, urok, jeszcze przed chwilą trzymający w ryzach współplemieńców, zanikł zupełnie, a guślarz oprzytomniał. Złość jednak pozostała:
– Co się mieszasz, plugawy przybłędo?
Bard nie zraził się obelgą, tylko zbliżył usta do ucha rozmówcy i wyszeptał:
– Nie teraz, Wareszu. Jeszcze nie teraz.
• • •
Miecław beknął siarczyście, opuszczając od ust czarę miodu, aż się ludzie w szynku obejrzeli, a gospodarz skrzywił z niesmakiem. Stary hulaka, wiadomo, takiego nikt już nie wychowa. Siedział sam przy ławie, obserwując przez wejście dziedziniec osady, czy by się przypadkiem jakiś kompan do wypitki nie znalazł. Dziś szczęście mu sprzyjało. Zbliżyło się, krocząc po klepisku dziedzińca pod postacią białowłosego starca.
– Siermichu! – wrzasnął Miecław, podnosząc się na chwiejne nogi – Mistrzu magiczny! Kopę lat! Niech mnie wilki pożrą, wróciliście? Siadajcie, proszę, tu przy mnie, wypijcie czarę albo lepiej dwie, bo jedna to przecie żadna czara. I mnie byście jedną zakupili, bo ten szynkarz – łachudra już od dziesięciu pacierzy takim bazyliszkowym wzrokiem na mnie patrzy, że i wam byłoby nieswojo.
Starzec nieco zakłopotany wszedł do izby i skinął na gospodarza, który z powątpiewaniem pokiwał głową, wychodząc na zaplecze. Padli sobie w ramiona. W końcu Siermich pamiętał Miecława jeszcze jako pacholę, które pałętało się między magicznymi wywarami, tłukąc to i owo z przygnębiającą regularnością.
– Co was sprowadza, mistrzu, do naszej dziury? Córkę chcecie odwiedzić? – zagadnął Miecław, kiedy usadowili się przy ławie.
– Ach, do córki zawsze tęskno, ale co mnie tam, antychrystowi, do chrześcijan chodzić?
– Możecie być pewni, że się pani Magdalena ucieszy!
– Hm, Magdalena. – starzec powiódł wzrokiem po ławie – A Stefan w osadzie?
– Nie, ale o brzasku w drogę rusza.
– O tej porze? A dokąd?
– Do eremitów w Międzyrzeczu. Do klasztoru jedzie na targ, żeby nasze zboże na mąkę zamienić. Syna zabiera po raz pierwszy. Chłopak chodził po osadzie dumny jak paw. Stefan to pan zbrojny i potężny, więc nasze płody na jego wozy załadowaliśmy i tuszymy, że mu się na szlaku nic nie stanie.
– A był urodzaj tego lata?
– Ech – Miecław machnął ręką – lepiej nie mówić. – wzniósł czarę przyniesioną dopiero przez szynkarza – Wychylmy wasze zdrowie, szacowny przybyszu!
Siermich uśmiechnął się dobrotliwie. Wychylili.
– Nie tylko u was jedzenia brakuje. Nieurodzaj dotknął wszystkich Polan – podjął Siermich. – Cały kraj głoduje, a ludzie domostwa opuszczają, żeby innych grabić. Nie chcę być ciężarem dla rodziny, ale doprawdy, w lasach teraz nie da się mieszkać.
– Hm, u nas ludziska także rozeźleni. Najgorzej to było na paleniu Miłka…
– Co ty opowiadasz? Miłosz nie żyje?
– Ano kilka dni jakeśmy go spalili. Taka łuna była… no, nieważne. Waresz z księdzem skoczyli sobie do oczu. Ponoć o ofiarę Zbyni się rozchodziło. Miecz był rytualny, ale już by dawno Stefana rozpłatał, gdyby nie ten lirnik – przybłęda.
Siermich wsparł czoło na dłoni, a Miecław pociągnął łyka i kontynuował:
– Guślarz zarżnąć chciał księdza. Ani chybi, zarżnąć chciał jak świnię!
– I chrześcijanie nie pomogli?
– Ba, chrześcijan ci u nas nie brak, jeno jakbyście Wareszowi przy modłach w oczy spojrzeli, to zda się, że nie z człowiekiem się mierzycie, ale z bestią jakąś. Jak tu się nie bać? Takoż było przy paleniu Miłka. – Miecław rozejrzał się po szynku i zniżył głos. – Powiadam wam, że on wszystkie moce leśne w ręku dzierży.
– No ale przecie i Stefan rzecze, że jego Bóg to pan potężny. Skoro tak, to czego się obawiacie. Wy też chrześcijanin, Miecławie, nieprawdaż?
– Ano prawda, prawda – Miecław wzruszył ramionami. – Chodzę do stefanowej kaplicy, bo wdzięczny jestem księdzu, że mnie spod swego władztwa wyzwolił. Stefan surowym był panem, znaczy się gdy jeszcze zwał się Jamroszem, ale po powrocie z królewskich wojen zelżał jakoś na duszy. Pewnego dnia, uważacie Siermichu, wchodzi do naszego czworaka – znużeni byliśmy, pamiętam jak dziś, i plecy bolały od razów, bo jeszcze żniw nie skończyliśmy – i powiada niewolnym: „Idźcie, gdzie wam się żywnie podoba. Jeśli który zostać zechce, to mu pole dam i niech się w osadzie jako równy obok równych pobuduje.” No i wielu zostało, bo strach do lasu chodzić, jako że tam i duchy, i bestie, i zbóje – zresztą, sami wiecie.
Starzec przytaknął. Wypili. Po chwili zagadnął ze smutkiem:
– Żal Miłosza… Co mu się stało?
– Ach, nikt nie wie. W lesie go znaleźli rozszarpanego na strzępy. Niby wilki tak gryzą, ale ludziska gadają, że się coś po lasach kryje. Potwór jaki, czy co? Ten lirnik Mścibor pieśń ułożył, uważacie, o dzikiej bestii, co to straszna jest tak bardzo, że jak na nią spojrzycie – Miecław wysilił się na uśmiech – to jakbyście śmierci w oczy patrzyli. O, tak mniej lub bardziej brzmi ta ballada. – powiódł wzrokiem gdzieś po powale i zanucił fałszywie, po czym zapytał:
– A wy, mistrzu, znacie takie dziwy magiczne?
– Z legend zachodnich – odparł Siermich – ale magią już się nie param. Widzę, że dobrze czynię, wracając.
– Zali w bestię wierzycie?
Starzec nie odpowiedział, tylko podniósł się z cichym jękiem i poklepał rozmówcę po ramieniu.
– Na mnie już czas, Miecławie. Córkę odwiedzę, a potem nad kurhanem modły odprawię. – po chwili zapytał jakby mimochodem:
– Zatem powiadasz, że Waresz wciąż rzuca uroki?
– A jakże! Jest czarownikiem, więc czaruje! A wy nie, mistrzu?
Siermich odstawił czarę:
« 1 2 3 4 5 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.