Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Osikowicz-Chwaja
‹Rozstaje›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Osikowicz-Chwaja
TytułRozstaje
OpisCzyta dużo, pisze za mało. Miała zamiar pisać powieści historyczne, ale z powodu (nie tylko) lenistwa przerzuciła się na fantastykę. Chciałaby być genialna. W dziedzinie niemal dowolnej. Współpracuje z internetowym czasopismem poświęconym fantastyce pt. „Silmaris”.
„Rozstaje” należą do tego samego cyklu, co opublikowane wcześniej „Miasto”.
Gatunekfantasy

Rozstaje

« 1 2 3 4 5 »
– Nie usłyszeliśmy, jak pan wchodzi. Mariko – zwróciła się matka do dziewczynki – mówiłam, żebyś sama nie otwierała drzwi. Następnym razem przyjdź po mnie albo po ojca. A teraz idź do kuchni, przynieś panu kapitanowi kolację.
Kalawa podszedł do kredensu, wyciągnął trzeci kieliszek i napełnił go winem. Matka obserwowała go w napiętym milczeniu. Odetchnęła, gdy Asger przyjął trunek i z rozkoszą pociągnął spory łyk.
– Evar właśnie mi mówił, że nie jesteście tacy jak ci tutaj.
Sidort spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
– Jacy?
– Alkohol został zakazany, zabawy zostały zakazane, muzyka, nieodpowiednie książki, nawet głośne rozmowy. W każdej chwili mogą wpaść strażnicy i wlepić mandaty. Albo aresztować. Ostatnio jest sporo aresztowań.
– Dlaczego?
– Horena wraca.
– Kto?
Kobieta roześmiała się.
– Pan naprawdę nie wie, co się tu wyrabia. To przywraca mi nadzieję. Może tylko nasze miasto oszalało i wszystko uda się jeszcze naprawić. Horena.
Wreszcie pojął. Horena. Dawna bogini, przez wielu zapomniana; zresztą, nie tylko ona. Najbardziej ponura z całej boskiej zgrai, zasadnicza i sztywna jak kij od miotły, sympatyczna jak wściekła wilczyca, wypełniona moralnymi nakazami i zakazami aż jej się ulewało.
– Kto by chciał jej powrotu? – zapytał.
– Major Krister i jego ludzie.
Nie dodała nic więcej, bo w drzwiach pokoju jednocześnie pojawili się Marika z kolacją i potężny mężczyzna. Od razu było widać, po kim Evar odziedziczył posturę. Syn zerwał się z krzesła i podbiegł do ojca; nie wpadł mu jednak w ramiona, wstrzymując się w ostatniej chwili. Oczy przybyłego zaszkliły się, ale jego postawa wymusiła dystans. Uścisnęli sobie dłonie i Asger widział jasno, że to chłodne powitanie nieprzyjemnie zdziwiło Evara.
Gospodarz usiadł przy stole i sięgnął po przeznaczony dla Asgera chleb. Marika wymknęła się do kuchni, by przynieść drugą porcję. Oficer zauważył na rękawie gospodarza czarną opaskę, szeroką na dłoń. Oznaka członków cywilnych patroli.
– Ojcze, to…
– Poznaję. – Mężczyzna przerwał synowi prezentację. – Kapitan Asger Sidort. Trudno, żebym nie znał. Evar o panu pisał. No i pamiętam, kiedy pan tu był ostatnio. Całe miasto huczało. Taki bogaty, taki ładny. Najlepsza partia na całej północy. Pan pewnie mnie nie pamięta. Kto by pamiętał takiego szaraka.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Evar patrzył na ojca szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w gorycz i zgryźliwość, która biła z jego głosu. Matka na chwilę spuściła wzrok, szybko jednak postanowiła ratować sytuację:
– A kiedy pan tu był ostatni raz, kapitanie?
– Nie jestem pewien… Miałem chyba piętnaście lat.
– Czyli całkiem niedawno!
Evar zarechotał, Asger uśmiechnął się lekko. Tylko gospodarz pozostał niewzruszony.
– Co pana tu sprowadza? Bo chyba nie towarzyskie uprzejmości.
– Knud! – syknęła kobieta, ale mąż ją zignorował.
– Nie – odparł oficer. – Chcę się spotkać z Matsem Prebenem.
Knud Kalawa pokiwał głową.
– Jasne. Z bankierem Sidortów. Ale zmartwię pana. To już nie ten człowiek, co kiedyś.
– To znaczy?
Jednak gospodarz chyba powiedział już, co miał do powiedzenia, bo zajął się kolacją. Nalał sobie pełen kielich wina i opróżnił go jednym haustem.
– Ludzie majora go napadli – podjęła pani Kalawa.
– Bądź precyzyjna, Islo – przerwał jej mąż, z ustami wypchanymi chlebem. – Nie ludzie majora, tylko obywatelski patrol. Taki jak mój. – Pokazał opaskę na rękawie. – Ludzie, którzy go świetnie znali, z którymi się bawił i pił, którym pomagał, gdy mieli kłopoty. I ci sami ludzie prawie go zabili. Bo… Bo chuj wie co.
– W każdym razie go napadli – mówiła dalej Isla Kalawa, gdy już odzyskała głos, zatroskana słowami i tonem męża. – Znał go pan wcześniej. Dusza towarzystwa, wiecznie chętny do żartów i zabawy. Postanowił żyć tak, jak dotąd, nie przejmując się zakazami, Horeną i całym tym gnojem. Dlatego major kazał dać mu nauczkę. Pewnego dnia Mats zniknął i nie było go kilka dni. Nikt się tym na początku nie przejął, zawsze chadzał przecież własnymi ścieżkami. Ale potem wrócił. Blady, zgarbiony, osowiały. Zamknął się u siebie i nie wychodzi niemal w ogóle. Mówi się, że został pobity za miastem, w lesie, i pozostawiony na pastwę losu. Podobno odzyskał przytomność dopiero po dwóch dniach i jakoś przywlókł się do domu. Nie chciał nikogo widzieć, nawet lekarza. Nie ma w nim nic z dawnego Matsa Prebena. Major wygrał.
• • •
– Przepraszam za ojca, kapitanie.
Asger zmusił się do uśmiechu.
– Nie wiem, co mu się stało. Nigdy taki nie był.
Oficer milczał, próbując zebrać myśli. Bez skutku.
– Kalawa, coś tu nie gra. Tu jest dziwnie, w tym mieście.
Zorientował się, że już dziś coś takiego powiedział. Tym razem jednak jego podwładny zgodliwie skinął głową. Asger rozejrzał się wokół. Nie było dla niego niczym nadzwyczajnym, że dzieli kwatery ze swymi ludźmi, wciąż jednak czuł się wówczas nieswojo.
– Rozmawiałem z tym majorem. Jest w nim coś niepokojącego. Coś… groteskowo przerażającego. I ma na swoje rozkazy spory oddział wojska.
– Ale mój ojciec… On nie jest tchórzem!
– Nie. Jednak nie odpowiada tylko za siebie.
Zamilkli. Asger skonstatował, że pokój jest dość obszerny, a oprócz łóżka stoi w nim kanapa. Odetchnął z ulgą.
– Kalawa, gdybym w nocy… Gdyby…
Żołnierz spojrzał na niego z roztargnieniem.
– Wiem, że zdarza się panu krzyczeć przez sen. Trudno. – Twarz Asgera stężała. Kalawa dodał łagodnie: – Każdy ma swoje demony, kapitanie. Nie jest pan wyjątkiem.
• • •
Mats Preben postarzał się. Asger widział go raptem trzy razy w życiu, z czego ostatnio ze dwanaście lat temu, mimo to dobrze zapamiętał małego, pękatego, tryskającego energią człowieka. Został niski wzrost i pękatość. Jednak bankier nie sprawiał wrażenia załamanego, czego spodziewał się oficer. Był blady, niemal szary, w jego oczach czaiła się melancholia. Ale nie apatia.
– Też się zmieniłeś, chłopcze – zaczął Preben, jakby czytał w myślach Sidorta. – Wydoroślałeś i sposępniałeś. Ale masz całe życie przed sobą. Pamiętaj o tym. Chociaż chyba powinienem mówić: panie kapitanie.
Asger nie był w nastroju na życiowe mądrości, postanowił więc przejść do rzeczy:
– Mój ojciec złożył u pana pieniądze. Na potrzeby powstania. Właśnie stały się potrzebne.
Preben skinął głową.
– Złożył. Sporą sumę. Chodź.
Wyszli z mrocznego, wypełnionego ciemnymi meblami gabinetu. Preben prowadził pozbawionym okien korytarzem, potem w dół, do piwnic. Mimo panującej duchoty Asger poczuł na plecach zimny dreszcz trwogi.
– Spokojnie, kapitanie – powiedział Preben, nie odwracając się. – Wiem, że bankierzy mają opinię krwiopijców, ale ja zawsze wolałem piwo. No, jesteśmy.
Pomieszczenie, do którego weszli, było ciasne i ciemne. Preben zapalił lampkę i w jej słabym świetle otworzył sejf. Niemal pusty – tylko na górnej półce leżały ciasno ułożone banknoty, a na nich aksamitny woreczek.
– Może nie wygląda to imponująco – stwierdził bankier – ale ma sporą wartość. W woreczku jest głównie złoto. Wszystko należy do ciebie.
– Do rebelii – poprawił Asger.
Kąciki ust Prebena uniosły się w słabym uśmiechu.
– Jesteś spadkobiercą Eriga Sidorta, będziesz decydować.
– Mój ojciec jasno wskazał, na co chce przeznaczyć te pieniądze.
Preben zamknął sejf. Jego dłonie były niemal przeźroczyste. Żyły na nich przypominały sine kreski rzek na starej mapie.
– Przygotuję dokumenty. Jutro w południe wszystko będzie gotowe. Przyjdź wtedy. Ale zastanów się jeszcze.
– Nie mam nad czym. Wiem, co robić.
Preben spojrzał na niego uważnie, długo.
– Jesteś pewien? Nie widzisz, co się dzieje? Myślisz, że ojciec by to popierał?
– Co popierał? Tutejszy major za bardzo uwierzył we własną dziwaczną misję, to prawda. Ale to jeden major i jeden stojący za nim oddział. I jedno niezbyt duże miasteczko. Wygląda na to, że udało im się zastraszyć mieszkańców. Jutro dotrze tu pułkownik Elif i wszystko wróci do normy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

22 X 2018   21:22:25

Bardzo fajne opowiadanie, napisane przystępnym językiem, klimatyczne, trzymające w napięciu i zaskakujące! Zawsze z przyjemnością czytam o przygodach kapitana Sidorta i czekan na więcej odsłon!

24 X 2018   11:06:27

Ciekawe ponowne spotkanie z Asgerem. Mam nadzieję, że kiedyś się uda stworzyć zbiór opowiadań o nim i świecie w którym przyszło mu żyć. Cóż, samo przesłanie wiecznie żywe i niepokojąco aktualne...

25 X 2018   13:08:40

Dziękuję za komentarze. :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Miasto
— Agnieszka Osikowicz-Chwaja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.