Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Kidaj
‹Skradziony Statek›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Kidaj
TytułSkradziony Statek
OpisSympatyczna, bezpretensjonalna opowieść o hrabim i jego lokaju jako doskonała podstawa do równie sympatycznej i bezpretensjonalnej space opery.
Gatunekspace opera

Skradziony Statek

« 1 2 3 4

Andrzej Kidaj

Skradziony Statek

– No cóż… Nie to nie. W takim razie będziesz zmuszony patrzeć, jak rozbieram twój statek na kawałeczki – zaśmiał się sadystycznie.
– Nie zrobisz tego – powiedział niepewnie Prrry.
Ale stary Cipciuch już podchodził do maszyny i zaczął dłubać przy kadłubie. Przez jakiś czas patrzyli na niego w milczeniu, licząc, że blefuje, ale kiedy na ziemię upadł z głośnym brzękiem kawałek pancerza, kosmita nie wytrzymał.
– Przestań!
– Słucham? – Cipciuch udał, że nie dosłyszał.
– Przestań! Wypuść mnie, a wszystko ci pokażę.
– A nie uciekniesz mi?
– Przecież masz pistolet.
– No tak – zgodził się Cipciuch. – Zastanawia mnie tylko, dlaczego uległeś? Przecież statku i tak nie odzyskasz. Wiesz o tym.
– Ale przynajmniej ochronię go przed zniszczeniem.
– Aż tak go kochasz? No no… Jakie to wzruszające.
– Nie o to chodzi. To mogłoby być niebezpieczne, zwłaszcza gdyby zaczął pan grzebać przy napędzie.
– Ooo… To ciekawe – zainteresował się stary podchodząc do krat. – A cóż w nim takiego niebezpiecznego?
– W zasadzie sam się na tym nie znam, ale podobno to jest gorsze od bomby atomowej. No i bardziej delikatny. Nie chciałbym być w waszym układzie słonecznym, gdy pan chociaż go dotknie.
– Kitujesz.
– Założymy się?
– Eee… Może lepiej nie – Cipciuch tak jakby stracił trochę pewności siebie. – Dobra, wypuszczę cię, ale twoi przyjaciele zostaną tutaj. Jeśli wykręcisz jakiś numer, to oni… – wykonał znaczący gest dłonią po gardle.
– Ogoli ich pan?
– W pewnym sensie. Zgolę im głowy z karków.
– Nie radziłbym. Mogliby tego nie przeżyć.
– I o to chodzi – Cipciuch znowu się zaśmiał. – Wyłaź – otworzył kratę i wciąż trzymając wszystkich na muszce wypuścił Prrry, po czym z powrotem zamknął tę prowizoryczną celę.
– I co teraz? – westchnął hrabia, kiedy został sam ze swym lokajem. Popatrzył na Jana z nadzieją, że ten coś wymyśli.
– Czy życzy pan sobie cygaro?
– A na cholerę mi teraz cygaro? Chociaż… zaczekaj. To jest dobra myśl. Dawaj jedno – odgryzł końcówkę i zaciągnął się na sucho. – schowaj tę zapalniczkę, durniu – syknął. – Jakby co, to nie masz jej przy sobie.
– Ależ panie hrabio…
– Zamknij się, durniu! Hej! Cipciuchu! – zawołał. – Możesz tu na chwilkę podejść?
– Czego chcesz? – stary z kosmita wchodzili już na statek, ale na głos hrabiego zawrócili. Prrry pierwszy, żeby był cały czas na widoku i nie wykręcił żadnego numeru.
– Masz może ognia?
– A co? Twój służący zmoczył ze strachu zapałki?
– Nie. Po prostu zapomniał. Stary już jest i głupi.
– Ależ… – Jan próbował protestować, ale umilkł kopnięty przez hrabiego w kostkę.
– Powinieneś go wymienić na nowszy model – Cipciuch zaśmiał się ze swojego dowcipu.
– Dam ci doskonałe zagraniczne cygaro, jeśli tylko poczęstujesz mnie ogniem. To chyba uczciwe, co?
– Jak dla kogo. Ty na tym interesie więcej stracisz, niż zyskasz. Ale skoro tak ci zależy…
– Bardzo mi zależy. Każdy ma swój nałóg, a ja już dłużej nie mogę wytrzymać.
Cipciuch podszedł do krat i wyjąwszy z kieszeni pudełko zapałek, rzucił hrabiemu.
– Obsłuż się… – nie dokończył, gdyż Prrry nagle skoczył i ugryzł go mocno w rękę, w której trzymał pistolet. Broń upadł na ziemię tuż obok krat i wypaliła rozrywając hrabiemu cygaro tuż przy ustach.
– Szlag by to… – jęknął słabo pobladły ze strachu Niepomucen. Zachwiał się i upadłby, gdyby nie wierny służący, który podtrzymał hrabiego.
– Wszystko w porządku panie hrabio? – spytał troskliwie lokaj.
– Tak, tylko… zesrałem się. I to dokładnie.
– Och nie, panie hrabio. Tylko nie to. Jesteśmy zamknięci w takiej ciasnej celi…
Tymczasem Prrry wciąż tkwił zębami w ręce Cipciucha, chociaż ten machał nią na wszystkie strony, usiłując pozbyć się kosmity. Bez skutku. Prrry mimo kilkukrotnych uderzeń głowa o ziemię trzymał mocno.
– Możesz go puścić! – usłyszał w pewnej chwili głos hrabiego Mordokleja. Posłusznie uwolnił rękę Cipciucha i odskoczył kilka metrów na bok przed jego ewentualnym odwetem. Niepotrzebnie, gdyż poszkodowany siedział spokojnie i ściskał boląca rękę. Poza tym hrabia celował w niego z jego własnego pistoletu.
– A ty wypuść nas – hrabia zwrócił się do Cipciucha.
– Niby z jakiej paki? – próbował oponować stary.
– Niby z takiej, że muszę iść zmienić spodnie. A jeśli będziesz się stawiać, to mały… znaczy się Prrry ugryzie cię w drugą rękę. Jasne? – Kosmita na dowód słów hrabiego odsłonił zęby i zawarczał. Gdzieś wyczytał, że to robi wrażenie na ludziach.
– Taaa… – mruknął Cipciuch i podszedł do znajdującego się w ścianie przełącznika i nacisnął przycisk. Kraty powoli wjechały do góry uwalniając hrabiego i jego lokaja, który od razu odsunął się od swego pracodawcy na neutralną odległość.
– Jeszcze tylko otworzysz ten swój bunkier, żebyśmy mogli odlecieć i będziemy kwita.
– Jak to kwita? A co ja będę z tego miał? Na razie jestem stratny.
– Ach tak, zapomniałbym. Masz, obiecałem ci – hrabia rzucił Cipciuchowi cygaro i zapałki, które tamten złapał zdrową ręką. Dwie rzeczy na raz. Nieźle jak na takiego starego. Hrabia był pod wrażeniem.
– A teraz otwieraj.
Cipciuch westchnął ciężko, ale pstryknął kilkoma przełącznikami i cały strop hangaru począł się rozsuwać. Hrabia potrzymał jeszcze przez chwile Cipciucha na muszce, aż strop otworzy się na całą szerokość, w razie gdyby stary nagle zmienił zamiar, po czym szybko wbiegł na statek, gdzie Prrry już się przygotowywał do startu.
Wystrzelili gwałtownie do góry i zawiśli przez moment nad hangarem, który już zaczął się zamykać. Sztuczna trawa po chwili wszystko zakryła.
– Jego łąka – mruknął domyślnie hrabia. – Wiedziałem, że coś z nią nie tak. Spryciarz z tego Cipciucha.

– Podrzucę pana hrabiego do pałacu – zaproponował kosmita – i wysadzę koło głównego wejścia. Zgoda?
– Mam inną propozycję. Nie chciałbym, żeby pan leciał po nocy, bo to niebezpieczne i łatwo o wypadek. Więc może by pan przenocował u mnie, Prrry? Zaraz każę przygotować najlepszy pokój, będzie pan moim gościem.
– Hmm… Bardzo kusząca propozycja. Ale nie chciałbym nadużywać gościnności pana hrabiego…
– Ależ to żaden kłopot! – zaoponował hrabia Niepomucen. – Będę zaszczycony, jeśli zechce pan u mnie zostać!
– W takim razie przekonał mnie pan. Zostaję. Gdzie zaparkować?
– O… tam. Za ta limuzyną. Tylko proszę nie porysować lakieru. Zmieści się pan?
– Czy ja się zmieszczę? – kosmita udał obrażonego. – Od urodzenia jestem zawodowym pilotem. Mógłbym z zamkniętymi oczami…
– Lepiej niech pan je otworzy, proszę.
Kosmita zmniejszył wysokość i powoli wsunął się za limuzynę. Potem ostrożnie posadził statek na podjeździe przed głównym wejściem do pałacu. Przez chwilę zatrzęsło, ale Prrry już gasił silniki. Następnie wyłączył światła i na zewnątrz zapanowały nieprzeniknione ciemności. Gdyby znajdowali się w Egipcie, można by stwierdzić, że to były egipskie ciemności, ale…
Kosmita otworzył właz i mogli opuścić statek. Hrabia z wiadomych powodów z ulgą odetchnął świeżym nocnym powietrzem, podobnie jak pozostali, i krytycznym okiem spojrzał na kurniki doszczętnie zgniecione przez rufę statku. Maszyna była większa, niż przypuszczał, ale nie chciało mu się już tego komentować. Przynajmniej limuzyna był cała. Prrry był rzeczywiście doskonałym pilotem, wylądował dokładnie dziesięć centymetrów za tylnym zderzakiem.
Hrabia schował linijkę do kieszeni i pomógł kosmicie przymocować statek grubym łańcuchem do krat studzienki ściekowej. Tak dla pewności, gdyby staremu Cipciuchowi albo komuś innemu przyszły go głowy jeszcze jakieś głupie pomysły. Prrry sprawdził kłódkę i schował klucz.
Weszli do pałacu.

Świt rozjaśnił pokoje złotymi promieniami słońca już o piątej, a może nawet trochę wcześniej, jednak życie towarzyskie w pałacu hrabiego Niepomucena Mordokleja rozpoczynało się zwykle koło dziesiątej. Tak było i tym razem.
Śniadanie tradycyjnie składało się z naleśników, które hrabia wprost uwielbiał i ogromnego kufla mleka, bez którego hrabia nie wyobrażał sobie śniadania. Bywały dni, kiedy zamiast mleka życzył sobie kakao, ale w gruncie rzeczy chodziło o to samo.
Hrabia pokazał gościowi swoją ulubioną potrawę z naleśników. Posmarował okrągłą powierzchnię warstwą dżemu truskawkowego, a następnie zawinął w rulon i wsunął do ust niczym cygaro. Kosmita był zachwycony tym pomysłem, toteż czym prędzej uczynił to samo. Naleśnik nawet smakował lepiej.
Śniadanie zjedli w milczeniu. Kiedy jednak po posiłku Jan tradycyjnie przyniósł szklanki zimnego piwa, Prrry nie wytrzymał.
– Skąd pan hrabia bierze ciągle tyle piwa? Ma pan gdzieś mały browar czy co?
– Browar? Mam gdzieś browary. Są do kitu – Hrabia zaśmiał się dobrodusznie. – Ja mam coś lepszego. Chodźmy, pokażę panu.
Wyszli na taras, skąd rozciągał się widok na ogromny ogród, w którym wysokie żywopłoty tworzyły skomplikowany labirynt. W samym środku rosło wysokie, widoczne z tarasu drzewo. Hrabia zaprowadził kosmitę do drzewa. Było dziwne, trochę przypominało dąb, trochę sosnę i jeszcze kilka innych gatunków. Korę miało gładką, a wśród gęstych igieł i liści gdzieniegdzie widać było zielone szyszki.
– To jakaś odmiana chmielu? – zapytał Prrry.
– Skąd. Nic podobnego. Poza tym chmiel nie jest drzewem. To specjalna, bardzo rzadka odmiana. Ja to nazywam drzewem perłowym. Proszę spojrzeć.
Hrabia podszedł do drzewa, wziął do ręki stojący nieopodal kufel i odkręcił wbity w korę niewielki kranik. Do kufla spłynął złocisty, pieniący się napój.
– Proszę spróbować – hrabia podał kosmicie kufel.
– Piwo! – wykrzyknął Prrry spróbowawszy. – Na księżyce Proximy, najprawdziwsze piwo!!!
– Mam cały sad takich drzew – powiedział z dumą hrabia. – Każde jest warte niewyobrażalną ilość pieniędzy. Ale i tak z trudem zaspokaja moje potrzeby. I jest bezalkoholowe – hrabia znacząco mrugnął okiem.
– Coś wspaniałego – westchnął Prrry. – Mogę prosić o jeszcze jeden kufelek?

Dochodziło popołudnie, kiedy statek kosmiczny uniósł się nad posiadłość hrabiego Niepomucena. Przez chwilę wisiał nieruchomo, po czym gwałtownie wzleciał do góry i znikł wśród chmur. Hrabia z lokajem jeszcze długo machali rękami na pożegnanie. Wreszcie przestali, kiedy się zorientowali, że minęła godzina.
– Janie.
– Tak panie hrabio.
– A może dla odmiany zakupimy krzewy spirytusowe?
Czerwiec – 2000
koniec
« 1 2 3 4
1 lipca 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Smacznego i inne opowiadania
— Andrzej Kidaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.