Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Barbara Konopka
‹Lagasz. Za cenę krwi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBarbara Konopka
TytułLagasz. Za cenę krwi
OpisMagister kulturoznawstwa, specjalistka ds. marketingu i public relations, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Inne publikacje: Sznur Inanny, „Esensja” 07(CIX)/2011; Sordino, „Qfant” nr 19/2013; Anakranateum w: Dziecko w domu. Antologia grozy, „Esensja”, październik 2015 (wszystko pod dawnym nazwiskiem Maturska). Publikacje naukowe: Szum informacyjny i jego rola w kształtowaniu warunków medialnych i kulturowych, „Transformacje. Pismo Interdyscyplinarne” nr 1–2(104–105)/2020; Fobia społeczna, hikikomori, kokonizm – o potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym, „Media – Kultura – Komunikacja Społeczna” nr 3(16)/2020.
Gatunekfantasy

Lagasz. Za cenę krwi

Barbara Konopka
« 1 5 6 7 8 9 10 »

Barbara Konopka

Lagasz. Za cenę krwi

Skupiony na Hefirhenn Nasserheh ledwie zauważył, że Isirhat wprowadził obcego przybysza. Uniósł nieznacznie brwi, czując ukłucie niepokoju. Wiedział, że tylko wyjątkowe okoliczności mogły sprawić, by zaufany wojownik dopuścił przed jego oblicze tego obcego – tak bezceremonialnie i najwyraźniej w ogromnym pośpiechu. Mężczyzna niósł jeszcze na sobie kurz i brud z podróży. Długa broda nadawała mu dostojeństwa i miał postawę człowieka nie pochodzącego z gminu.
Isirhat pokłonił się odrobinę niżej niż należało.
– Wybacz, królu, to najście i moje zachowanie, lecz musisz poznać najnowsze wieści. Ten oto człowiek, do niedawna doradca króla Szaachanna, przywozi ci ważne wieści z Lagasz.
Hefirhenn, która początkowo ściszyła tylko tony swej melodii, teraz przerwała grę. Z napięciem przyglądała się nowo przybyłym.
Nasserheh przeniósł surowy wzrok na obcego mężczyznę.
– Jak cię zwą?
– Jestem Jisimanu i, jak powiedział twój wojownik, doradzałem królowi Szaachannowi, który umarł wskutek spisku. Zginęli jednej nocy, on i jego drugi syn, Girunhem.
– Padli ofiarą spisku? – spytał Nasserheh, przeczuwając już następstwa.
– Mówi się, że za sprawą księcia Hegala, który pragnął przedwcześnie przejąć władzę. Ale mój panie! Książę ma tylko czternaście lat. Jest bystry, to prawda, ale sam nie mógłby tego sprawić!
– Kogo więc oskarżasz? – wtrąciła Hefirhenn głosem stężałym z niecierpliwości. Ona także miała złe przeczucia i wiedziała, jakie imię padnie w odpowiedzi. – Kto twoim zdaniem stoi za tą rodzinną tragedią?
– Myślę, że to Hassem, który rządzi teraz w Lagasz w imieniu młodego Hegala. Asystuje mu także matka księcia i chory z ambicji kapłan Gizzoh. Wspólnie wygnali wszystkich uczciwych doradców, wiernie służących staremu królowi i kazali utopić pozostałe królewskie dzieci płci męskiej.
– Powiedz, dobry człowieku, czy wasz stary król zgodził się poprzeć roszczenia Hassema do miasta Urhussum? – spytał Nasserheh.
– Nie, nie wyraził na to zgody – odrzekł Jisimanu. – Odmówił, gdyż nie chciał wojny.
– Popełnił straszliwy błąd, lekceważąc bratanka. – Nasserheh wymienił znaczące spojrzenia z Hefirhenn i Bahtu. – Złe to dla nas nowiny.
Isirhat ponuro kiwał głową.
– Wkrótce Hassem zbierze armię i wyruszy. Musimy się przygotować.
– Być może – podjęła Hefirhenn. – Nie zapominaj jednak, że musi najpierw zabezpieczyć swą władzę. Nie sądzę, by jego pozycja w Lagasz była stabilna. Poza tym, już raz pokonałeś go w polu. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Dlaczego miałby podjąć to ryzyko?
– Z zemsty. Myślisz, że nie chciałby mi udowodnić swej wyższości? Poświęciłby wszystko… i każdego, by mnie dopaść i zniszczyć. Czuje się władcą Urhussum, a moja obecność tutaj jest mu solą w oku.
– Masz słuszność, mój panie – odezwał się Jisimanu. – Hassem pragnął bitwy o Urhussum. Liczył, że wuj da mu wojsko, a gdy te nadzieje okazały się płonne…
– Usunął go – dokończyła ponuro Hefirhenn. – Osadził na tronie młodego i posłusznego jego woli księcia. W ten sposób nie tylko zabezpieczył swoje roszczenia wobec Urhussum, gdyż nikt już nie odmówi mu pomocy w jego przedsięwzięciu, niejako zdołał podporządkować sobie Lagasz, zyskał tam władzę, którą z czasem będzie nawet mógł rozszerzyć… Zwłaszcza jeśli uda mu się nas zwyciężyć.
• • •
Hefirhenn patrzyła na żywą wstęgę rzeki. Tyle poranków stała w tej samej komnacie, patrząc jak Eufrat spokojnie płynie – tak niewzruszony w porównaniu z jej pędzącym życiem, pełnym niepokojów i napięć. Obserwowała mężczyzn łowiących ryby, praczki, dziewczęta noszące wodę. Patrzyła, jak chłopcy pływają w rzece, ścigając się i przekrzykując. Na chwilę zapominała o bólu i krwi, o ciężarze złych decyzji, które nie pozwalały jej spać, zatruwając długie godziny w oku nocy. Jej historia, wspomnienia, były skażone obecnością Hassema. Zatrute, niszczyły ją od środka.
W zamyśleniu zasznurowała wiązania błękitnej sukni i nałożyła naszyjnik, misterną konstrukcję złotych liści i kwiatów z chalcedonu. Dziś był wyjątkowy dzień. Nasserheh ułoży pierwsze cegły nowej świątyni boga Ningirsu. Wieczorem wszyscy będą świętować, jeść i tańczyć; to była wyjątkowa okazja. Artyści stworzą stelę, która upamiętni tę chwilę.
Widziała posąg Ningirsu, który miał spocząć w świątyni – imponująco piękny, ubrany w najpiękniejsze stroje i klejnoty, czekał na swój nowy dom, odzwierciedlenie niebiańskiego pałacu. Nasserheh często udawał się do niego i na wiele godzin znikał w „zgrozę budzącym miejscu”. Nie wystarczało mu, że kapłani otaczali go czcią i modlili się wiele razy dziennie, zanosząc prośby i ofiary zwykłych ludzi.
Ale Hefirhenn bała się Ningirsu. Zbyt długo składała ofiary innemu bogu, temu, którego imienia teraz nie wolno jej było nawet wymawiać. Zbyt mocno miała w pamięci stary ziggurat, labirynt pradawnych cel i korytarzy. Żywe w jej pamięci były jeszcze twarze dawnych kapłanów. Wspomnienia ożywały. Pamiętała, gdy to Hassem udawał się do „ciemnego pokoju” boga. Czuła się tak, jakby zburzono nie tylko pradawną świątynię, ale też i jakąś część jej jestestwa. Zmiany, które zachodziły w jej świecie, zachodziły też w samym rdzeniu jej samej. Prochy dawnego życia rozwiał wiatr, a nowe, chaotyczne zalążki nie potrafiły jeszcze stać się stabilną całością, na której mogłaby polegać. Pomimo dobroci Nasserheha, jego miłości i troski, czasami pragnęła tylko uciec gdzieś z dala od tego wszystkiego, z dala od walki i cudzych ambicji.
– Ensi wzywa cię, pani. Jego eskorta zaraz wyruszy. Musisz mu towarzyszyć.
– Tak – wymamrotała Hefirhenn. – Oczywiście.
Wiedziała, że zwleka zbyt długo. Nie powinna kazać mu czekać, ale dręczyły ją złe przeczucia. Nie potrafiła ich nazwać, ale czuła, że Hassem wkrótce przeprowadzi swą zemstę. Zburzy ich szczęście. Gdyby tylko potrafiła przewidzieć, kiedy i skąd nadejdzie uderzenie…
Kapłani od wielu dni śledzili gwiazdy i formowali proroctwa, a mimo to nie uzyskali odpowiedzi. Bogowie nie chcieli im jej udzielić. Nie chcieli, by dowiedzieli się prawdy. Wahadła losu były ciągle w ruchu, a to oznaczało, że Hassem mógł być faworytem w tej rozgrywce. Być może bogowie na nowo obdarzyli go sympatią i rozważali, czy jego odwaga i śmiałość nie powinny zaskarbić mu zwycięstwa. W krótkim czasie odzyskał utraconą pozycję i niezależność. Ponownie stał się potężny. Nawet Hefirhenn pomimo całej swej nienawiści, musiała niechętnie przyznać, że było to imponujące. Zręczność, wyrachowanie i spryt cechowały każde jego działanie. Za każdym razem umiał sprawić, by niczego nie podejrzewające ofiary jego intryg działały zgodnie z jego zamysłem, aż do samego końca.
– Pani? – ponagliła cicho skonsternowana niewolnica, widząc, że nadal w bezruchu stoi przy oknie.
– Tak, pora iść.
• • •
Hadnatuss udał się do prywatnych komnat króla w towarzystwie czterech silnych niewolników i dwóch wielkich skrzyń pełnych tabliczek klinowych, aby zdać pełen raport na temat stanu spichrzy oraz planu tegorocznych zbiorów. Liczby były dobre i wiedział, że zyskają aprobatę nowego króla. Z trudem zachowywał opanowanie. Nerwowość i niepokój sprawiały, że ręce miał zimne i wilgotne, a żołądek ściskał mu się w ciasny węzeł.
Dopiero kilka miesięcy minęło, odkąd czujne oczy przestały obserwować go na każdym kroku i zyskał nieco swobody. Wielu innych urzędników zostało straconych. Nie tak ostrożnych. Nie tak dbałych o każde słowo i okazywanie posłuszeństwa nowemu władcy. Ale Hadnatuss przetrwał czystki. Był pracowitym sługą, który robił, co do niego należało. Nikomu nie wadził. Nikomu się nie narażał. Nie zadzierał głowy zbyt wysoko. Był cierpliwy.
Komnata wyglądała nieco inaczej niż wówczas, gdy jej rezydentem był Hassem. Draperie miały teraz jasny kolor, przepuszczały więcej światła. Ciężki stół zastąpił mniejszy mebel o rzeźbionych nogach i blacie inkrustowanym kością słoniową. W kącie komnaty stał malowany dzban pełen kwiatów. I przy samym wyjściu na tarasy, wśród zieleni i poduszek, półleżała Hefirhenn. Wycięcia jej sukni rozbudzały wyobraźnię. Spoczywała w zmysłowej, nieco uwodzicielskiej pozie, niby upajając się słońcem poranka, niby tylko popijając napój z hibiskusa – ale jej oczy śledziły uważnie Hadnatussa i jego ludzi. Wiedział, że nie umknie jej żaden detal ani słowo.
Wysoką pozycję miała teraz przy Nasserhehu. Wiele plotkowano o niej i o miłości króla. Oczywiście cieszył się, że jest tu dzisiaj… Plan zakładał jej obecność. Nastręczyłoby wielu nieprzyjemnych konsekwencji, gdyby król był sam.
« 1 5 6 7 8 9 10 »

Komentarze

11 VII 2022   13:11:11

Czyta się nieźle. Ale wrażenie psują braki w researchu.
Z powodu niewielkiej zawartości fantastyki (brzytwa Lema się kłania!) zwróciłem uwagę na błędy że tak je nazwę - technologiczne.
Mezopotamia, Sumer - to mniej więcej opisany stopień rozwoju cywilizacyjnego (świadczą o tym także nazwy bóstw).
Otóż wtedy w uzbrojeniu królował brąz. Dość prymitywny jeszcze brąz, czyli brąz stosunkowo MIĘKKI.
Podstawowym uzbrojeniem wojowników na rydwanach była więc broń kłująca - czyli dzidy/ oszczepy oraz sieczna - ale nie miecze, tylko topory. A do tego łuki. Miecze z brązu były głównie uzbrojeniem pieszych falang - i służyły do dźgania przeciwnika, czyli robienia w nim głębokich dziur, a nie masywnych cięć opisanych przez Autorkę. Tego typu cięcia "rozpruwające ciało od pachwinny po udo" były takimi mieczami czy sztyletami (także używanymi do DŻGANIA a nie cięć - po prostu absolutnie niemożliwe - to stało się dopiero możliwe po upowszechnieniu się wysokogatunkowej stali, czyli dopiero za czasów BARDZO późnego cesarstwa rzymskiego.
I druga sprawa - te "strzałki ze środkieem obezwładniającym". NIE BYŁO TAKIEJ OPCJI w owej epoce histpryczno-technologicznej. Ówczesne strzałki nie mogły wyglądać jak strzykawki - bo ich wówczas nie znano. Zatem jeśli nawet były czymś zatrute, to nie opioidami, czy syntetykami, a najwyżej toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE, albo przewlekle, ale dopiero po dłuższym czasie (godziny, dni, tygodnie).
Powtórzę - czyta się nieźle, ale przez te technologiczne solidne anachronizmy, z miejsca włącza się kryterium niewiary. Szkoda.

25 VII 2022   17:42:40

@Paweł- "toksynami zwierzęcymi czy roślinnymi, działającymi albo dopiero po kilku-kilkudziesięciu minutach, czyli NIE OD RAZU - nie znali takich technlogii! - ale wyłącznie ŚMIERTELNIE…" Powiedz to wszystkim ofiarom kurary, której działanie jest praktycznie natychmiastowe, a tylko od dawki zależy, czy ofiara umrze, czy też zostanie sparaliżowana na dłuższy czas. W rejonie Środkowego Wschodu podobną rolę mógł pełnić tojad albo cis.
PS- topór jako broń sieczna? Jestem sobie to w stanie wyobrazić, ale tylko w trakcie pokazowego pojedynku. Nie bez powodu zalicza się go do broni obuchowych- zadaje rany tzw. "rąbano-szarpane" o bardzo niekształtnych brzegach, trudne do opatrzenia, często zawierające elementy uszkodzonego/rozerwanego uzbrojenia.

24 VIII 2022   15:06:06

Niestety, F, nie masz racji.
Kurara, i to ta najzjadliwsza, działa po kilkunastu sekundach ALE WYŁĄCZNIE WSTRZYKNIĘTA w konkretnej dawce ze STRZYKAWKI wprost do głównych naczyń krwionośnych.
Człowiek UKŁUTY igłą z kurarą domięśniowo, a w opku TYLKO to mogło mieć miejsce, zaczyna to odczuwać dopiero po kilku-kilkunastu minutach.
Cis i tojad - a przeczytasz to nawet w wiki, działają głównie oraz najefektywniej po bezpośrednim SPOŻYCIU - i też DOPIERO po dłuższym czasie. Co najmniej kilkudziesięciu minutach, a nawet po paru godzinach. Sam wyciąg z cisu czy tojadu, którym posmarowano by igłę (bo nadal powtórzę - w Sumerze STRZYKAWEK jeszcze nie wynaleziono) i wkłuto ją w mięsień może najwyżej doprowadzić do lokalnego podrażnienia. Itd itp. Toksykologia piękną nauką jest.
Topór ówczesny owszem, był bronią przede wszystkim sieczną. Przypominał nieco zwyczajną dzisiejszą siekierę na długim trzonku, coś jak przerośniętą ciupagę ze znacznie szerszym ostrzem. Właśnie do zadawania CIĘĆ. Obuszek takich toporów był znacznie mniej skuteczny.
I w niczym nie zmienia to faktu, że MIECZE ówczesne, oraz SZTYLETY - wszystkie z brązu, były zdecydowaie za miękkie, by ciąć i pruć ciała niczym japońskie katany czy szable z bułatu. Zatem służyły niemal wyłącznie do zadawania PCHNIĘĆ. I nawet wówczas potrafiły się zwyczajnie wygiąć na byle skórzanej zbroi. Twardy i ostry (PRAWIE jak śedniej twardości stal) BRĄZ BERYLOWY wynaleziono dopiero ze sto lat temu.
Materiałoznawstwo, i to solidne, właśnie dlatego (obok toksykologii ;) podstawą pisania o wojnach starożytności jest!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.