WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Paweł Wącławski |
Tytuł | Ono ci wszystko wybaczy |
Opis | Paweł Wącławski – rocznik 82. Na papierze można go znaleźć w antologiach fantastycznych. Kinoman i miłośnik szeroko pojętej muzyki rockowej i filmowej. Mieszka i pracuje w Warszawie. |
Gatunek | realizm magiczny |
Ono ci wszystko wybaczyPaweł Wącławski
Paweł WącławskiOno ci wszystko wybaczy– Dobra, za dwa dni mam nocną zmianę – stwierdzam po chwili. – Może być? Klepie mnie po plecach i podnosi kciuk do góry, potwierdzając, że mu to pasuje. Odchodzi bez pożegnania, zostawiając mnie samego w tym przeklętym miejscu. Długo stoję, czekając nie wiadomo na co. W końcu ruszam z powrotem do domu. • • • Kolaż: Wojciech Gołąbowski – I co? Znowu idziesz kogoś nielegalnie wpuszczać do jeziora?! – krzyknęła w końcu. – Nie każdy jest takim aniołem jak ty. – Nie trzeba być aniołem. Wystarczy nie robić złych rzeczy. – Wiesz przecież, że dzięki temu mamy na wszystko. Dzięki temu możesz poświęcić się pomaganiu, możesz tym zasypać wszystko, wypełnić tę pustkę w sobie. – O czym ty pieprzysz? – Możesz wpłacać na te wszystkie fundacje bez żadnych problemów. Nasz budżet to dźwignie. – To nielegalne pieniądze. – Może i nielegalne. Ale dzięki tobie są przelane na właściwą sprawę. – Nie masz pojęcia, o czym gadasz. I tak dalej. W końcu, nie wiedzieć czemu, powiedziałem, że może byłem po prostu kolejną rzeczą do załatwienia, żałosną istotą do uratowania i dlatego ze mną jest. Skwitowała to stwierdzeniem, że pierdolę głupoty i nie ma zamiaru ze mną gadać, po czym wyszła, trzaskając drzwiami. Siedziałem wkurzony, bo od Justyny biła jakaś światłość i siła, nawet kiedy się kłóciliśmy, co naprawdę mnie irytowało, bo chciałem czasem posiedzieć w mroku. Ale teraz nie czas na rozpamiętywanie, zajmę się tym po powrocie. Wszystko wyprostuję i wytłumaczę. Będzie dobrze. Przekazałem strażnikom z nocnej zmiany, że będę miał gości. Zajechałem z boku, w miejsce, o którym wiemy tylko Jarek i ja, gdzie można dojechać samochodem niemal pod sam mur wyznaczający granicę rezerwatu. Wysiadam i idę na miejsce spotkania. W końcu ich widzę. Jarek, jakaś dziewczyna i jeszcze trzech mężczyzn ubranych w garnitury. Słyszę ich głosy już z oddali, a gdy się zbliżają, noc zdaje się jeszcze ciemniejsza. – No to przyszliśmy – rzuca do mnie Jarek. – To jest Agata, a tamci trzej, to smutni zagraniczni panowie. Nie rozumieją polskiego, więc można z nich drzeć łacha po całości – dodaje i uśmiecha się brzydko. Witam ich skinieniem głowy, potem macham dłonią całej piątce, pokazując, żeby szli za mną. Idziemy naokoło do bocznych drzwi, przy których wyłączyliśmy kamery. Wklepuję kod, otwieram drzwi, wchodzimy. Najpierw trzech obcokrajowców, potem Jarek i Agata, w końcu ja. Zamykam za nami, mówię przez krótkofalówkę do jednego ze strażników, że może wrócić na stanowisko i włączyć kamery, bo już weszliśmy. Ruszamy przed siebie. Idziemy ledwie wydeptaną ścieżką, wśród drzew, oświetlani przez lampy rozrzucone po całym kompleksie. Ta jasność zawsze mi przeszkadzała. Tak samo, jak Jarek, który cały czas coś mówi, jakby próbował zagadać swoje myśli. – Wszystko zaczęło się od tego, że wpadł do niego pijany małolat – tłumaczy mój przyszywany kuzyn. Chyba streszcza Agacie całą historię tego miejsca. – Zdziwili się, bo przychodzili tu całą bandą od bardzo dawna i nigdy wcześniej nie było żadnego jeziora. W każdym razie jeden wpadł, a reszta równie pijanych kumpli wskoczyła, by go ratować. A potem cała czwórka zaczęła chodzić po okolicy jak na świętych prochach i gadała prawdy objawione. Wyspowiadali się wszystkim ze wszystkiego, namawiali do wizyty w jeziorze. Przerywa, mówi dziewczynie coś na ucho, mocno przy tym gestykulując. Ona się śmieje i daje mu kuksańca w ramię. – W każdym razie sprawa się rozniosła, pojawiły się służby, dziennikarze, pierwsi ochotnicy, by wejść i też spróbować – kontynuuje po chwili. – Lokalne i centralne władze próbowały jakoś nad tym zapanować, zbadać to, odgrodzić. Wytłumaczyć, że nie wolno tam wchodzić, że trzeba sprawdzić, że to globalne zjawisko, bo podobne jeziora pojawiły się wtedy na całym świecie. Urywa na chwilę i patrzy w ciemność lasu, jakby coś tam zobaczył. – No i? – dopytuje ona. – No i ostatecznie musieli odpuścić. Nie mieli szans. Presja społeczna była zbyt duża. Dziewczyna się potyka, on ją łapie i przyciska do siebie. Jestem prawie pewien, że sam ją popchnął. Ci trzej mężczyźni z pewnością zapłacili za nocne wejście poza kolejką, ale jej po prostu chce zaimponować. – No, ale co tam takiego się wtedy stało? – pyta po chwili Agata. – Przez to, że nie chcieli tam nikogo wpuszczać, doszło w pewnym momencie do całkiem krwawej rozpierduchy, po której musieli pójść na kompromis – odpowiada. – Ludzie próbowali wejść, oni to ogrodzili, postawili strażników, trochę tak jak teraz, tylko mniej profesjonalnie, i nie można było wchodzić na teren nawet za opłatą. Były głosy, że to dar, że nie można tego blokować, że to znak i że każdy powinien podejmować decyzję sam, czy chce wejść, czy nie. No, i w końcu poszło na ostro. Kilkudziesięciu rannych, ofiary śmiertelne i afera na pół Europy. Dziewczyna robi duże oczy, Jarek rechocze, ucieszony, że udało mu się wywołać taki efekt. – I tak powstało to – podsumowuje. – Nowoczesny odpust na miarę naszych czasów. Zbawienie w hurcie i detalu w sam raz na dwudziesty pierwszy wiek. – Nieźle. – No. – No, ale co tam takiego się dzieje? Czemu ludzie tu tak naprawdę przyjeżdżają? – A ty czemu tu jesteś? – Bo jestem ciekawa. – Ciekawa, ta, jasne – drwi Jarek. – Jesteś tu, bo tak jak każdy, masz w sobie sekret, jakieś zakopane zło, którego chcesz się pozbyć. Ona kręci głową, odwraca się, on ją uspokaja, coś mówi na ucho. – A ty tam wszedłeś? – pyta w końcu dziewczyna. – Ja nie muszę. – Szczerzy się. – Jestem czysty jak łza. Zresztą jezioro robi dziwne rzeczy z człowiekiem. Raz jeden z setki najbogatszych ludzi w Polsce się w nim zanurzył, długo nie wypływał, w końcu wyszedł, zniknął na miesiąc, a potem rozdał cały majątek biednym i zniknął. Podobno pomaga ubogim w jakimś odległym zakątku świata, tak się oczyścił. Chce jeszcze coś powiedzieć, ale zastyga, bo w końcu je widzimy i to najpewniej zapiera dech nawet w jego piersi, choć przecież widział to już kilkanaście razy. Jezioro mieni się karmazynowym odcieniem, bije od niego łuna oświetlająca okolicę. W powietrzu zdaje się słyszeć jakiś śpiew albo szept, choć wiem przecież, że to tylko szum drzew. – A to nie jest niebezpieczne? – dopytuje Agata. – Jasne, że nie – uspokaja Jarek. – Sprawdzali to na promieniowanie, robili setki badań. Testowali to wzdłuż i wszerz. Zresztą ludzie korzystają z tego od lat. Chodź! – Chwyta ją za dłoń i ciągnie za sobą. Trójka obcokrajowców podąża za nimi. Najwyższy z trzech mężczyzn się rozbiera i powoli wchodzi do jeziora. Z daleka widać, że bardzo się boi, ale i tak jest z nich najodważniejszy, bo zanurza się pierwszy. Karmazynowa toń go pochłania, znika pod powierzchnią, nie ma go minutę, potem dwie, trzy. Pozostali dwaj zaczynają panikować, mówię im po angielsku, że to normalne i zawsze tyle trwa, żeby się nie martwili. Kątem oka widzę, jak Jarek wyciąga z kurtki ćwiartkę jakiejś wódki, upija łyk, podaje Agacie, ta przysysa się do butelki. Chcę im zwrócić uwagę, ale wtedy mężczyzna wypływa na powierzchnię, gramoli się na brzeg, tamci dwaj chcą mu pomóc, ale odgania ich dłonią. Siada przy brzegu i zaczyna płakać, coraz głośniej i głośniej, w końcu ryczy jak dziecko, jakby ponownie się narodził. Pozostali dwaj znów zaczynają panikować, więc tłumaczę im, że są różne reakcje i że taka też dość często się zdarza. Niespecjalnie mi wierzą. Irytuje mnie to coraz bardziej, bo Jarek powinien się nimi zajmować, skoro ich tu przyprowadził, ale zajęty jest upijaniem Agaty. Pokazuję mu na migi, żeby przyszedł, ale wskazuje na dziewczynę – sugerując, że ma ciekawsze zajęcie. W końcu dwaj mężczyźni rozmawiają z tym najwyższym, który wyszedł z jeziora. Chyba ich przekonuje, bo obaj się rozbierają i wchodzą do wody. Widać, że strasznie się boją, ale to, co zalega im w duszy i nie daje spać po nocach, jest chyba jeszcze gorsze. Nie ma nic straszniejszego niż własna głowa. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Fajne opowiadanie,a to jezioro to jak "czyściec", gdzie dusze oczyszczają się z "brudu" ludzkich czynów, myśli i słów nagromadzonych przez wiele lat.
Pozdarawiam!