Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Wącławski
‹Ono ci wszystko wybaczy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Wącławski
TytułOno ci wszystko wybaczy
OpisPaweł Wącławski – rocznik 82. Na papierze można go znaleźć w antologiach fantastycznych. Kinoman i miłośnik szeroko pojętej muzyki rockowej i filmowej. Mieszka i pracuje w Warszawie.
Gatunekrealizm magiczny

Ono ci wszystko wybaczy

Paweł Wącławski
« 1 2 3 4 5 6 »

Paweł Wącławski

Ono ci wszystko wybaczy

– Światła nie działały jak powinny. Miałeś je wymienić, miałeś pojechać i je naprawić! – krzyczy, macha rękoma, ja stoję nieruchomo i patrzę na nią.
– Po tym, jak go potrąciłam, pojechałam dalej i nie potrafiłam zawrócić, bo bałam się, co tam znajdę – zaczyna od nowa. – Czekałam tam na ciebie godzinę. On już wtedy mógł umrzeć.
– Kto miał umrzeć? Przecież nikogo nie widziałaś? Nikogo nie znaleźliśmy. Tłumaczyłem ci…
– Już sama nie wiem, co widziałam, a czego nie widziałam. Spanikowałam. Ja… – urywa, zaczyna szlochać. – Muszę iść na policję, muszę się przyznać…
– Nigdzie nie będziesz szła. To nie ma sensu. Przecież nic nie zrobiłaś – mityguję, próbuję ją objąć i jakoś się uspokaja. Dygocze, gdy wyswobadza się z mojego uścisku, drżą jej ręce. Patrzę na jej obgryzione do krwi paznokcie, szarą cerę, oczy zmęczone niespokojnym snem, i mnóstwem wylanych łez.
– Muszę powiedzieć prawdę.
– Jaką prawdę? Znasz ją? Do niczego nie będziesz się przyznawać, bo nic nie zrobiłaś. Jedziemy do lekarza – zarządzam w końcu. Na szczęście słucha, bo chyba nie ma siły się sprzeciwiać. Poza tym dostrzegam w jej oczach strach, panikę, jakiej jeszcze nigdy u niej nie widziałem. Umawiam przez telefon wizytę u znajomego lekarza, który nas jakoś wciśnie w kolejkę, pomagam żonie się ubrać i wychodzimy.
Nie wiedzieć czemu, przypominają mi się nagle słowa Jarka o tym, że afera to dopiero będzie i czuję, jak kropla zimnego potu wędruje mi wzdłuż pleców.
• • •
Trzy godziny później jesteśmy znowu w mieszkaniu.
Justyna dostała potężną dawkę leków uspokajających. Skłamałem o tym, że umarł ktoś z dalekiej rodziny i że ona strasznie to przeżywa. Gładko poszło z tą bajeczką, a lekarz, człowiek, którego znam od dzieciństwa, równie gładko ją łyknął.
A może po prostu nie chciał znać prawdy.
Teraz Justyna znowu śpi, a ja włączam laptopa i szukam wiadomości. Od razu znajduję właściwą transmisję i aferę, o której mówił Jarek.
– Jarosław P., osoba z kręgu najwyższego kierownictwa zarządzającego Karmazynowym Jeziorem, podał niezwykłe i przełomowe fakty w sprawie – relacjonuje dziennikarka. Potem cięcie i uderza mnie widok błogo uśmiechniętego Jarka, który oznajmia:
– Należy powiedzieć również o innych sprawach, szczególnie o jednej, którą dosyć skrzętnie ukrywano. Było kilkadziesiąt przypadków, gdy ludzie po wypłynięciu z jeziora zupełnie oszaleli.
– Oszaleli? – dopytuje dziennikarka.
– Tak. Stracili zmysły. Zatracili zdolności poznawcze, nie można było z nimi porozmawiać ani się porozumieć w żaden inny sposób. Mieli tylko błogi uśmiech na twarzy i spokojne spojrzenie. Katatonia.
– I to było ukrywane?
– Tak. Od kilku lat.
– Jaki to odsetek?
– Bardzo mały. Jezioro przez lata odwiedziło kilkadziesiąt milionów ludzi. Przypadków obłąkania mieliśmy mniej niż sto. Więc to bardzo drobny odsetek.
– Ale jednak miały miejsce.
– Tak.
– I zostały z premedytacją ukryte.
– Tak.
– I co się stało z tymi ludźmi? Gdzie są?
– W różnych ośrodkach pomocowych. Wszystkimi zajęliśmy się w sposób rzetelny i humanitarny. Niczego im nie brakuje, niczego…
Urywam filmik, bo nie chcę tego słuchać. Czuję, jak serce wali mi w piersi, ciśnienie rozsadza głowę, gardło zatyka słona i lepka ciecz. Kilkadziesiąt przypadków zamieciono pod dywan, tak sprawnie, że nawet ja o tym nie słyszałem. A wydawało mi się, że wiem o wszystkim.
Wzdycham ciężko i kręcę głową. Mam spocone dłonie i czuję, że od kurczowo zaciskanych zębów bolą mnie dziąsła. Muszę się uspokoić i czymś zająć.
Najlepiej tym, o co prosiła mnie Justyna. Kazała mi odszukać osobę, którą potrąciła, albo dowód na to, że nic się nie stało.
Bo ona musi wiedzieć.
Podchodzę do łóżka, gdzie niespokojnie śpi moja żona. Ma zmarszczoną twarz, chyba męczą ją koszmary. Całuję ją delikatnie w czoło i wychodzę z mieszkania.
• • •
Jeżdżę wzdłuż miejsca, gdzie Justyna rzekomo kogoś potrąciła. Szukam śladów i dowodów, dzięki którym będę mógł przekonać ją, że nic takiego nie zaszło. Ale robię to bez wielkiego zaangażowania, bo sam mam mocne przekonanie o tym, że to się jednak stało.
Miałem przecież w rękach dowód.
Skrawek zakrwawionego materiału, który znalazłem podczas mycia samochodu. Był zaplątany w uszkodzony błotnik. Ten kawałek ubrania ofiary spakowałem do plastikowego woreczka i wrzuciłem na dno szafy. Nie potrafiłem się go po prostu pozbyć. Miałem wrażenie, że to jakaś relikwia, że wyrzucenie tego przedmiotu do kosza byłoby jak wywalenie dziecka na śmietnik.
Że to by było przyłożenie ręki do zbrodni.
Teraz wydaje mi się to odległym snem. Zastanawiam się, czy to się w ogóle wydarzyło, czy naprawdę znalazłem cokolwiek.
A do szafy boję się zajrzeć.
Po godzinie dalej nic nie znajduję, bo to przecież było bez sensu takie krążenie w tę i z powrotem. Zajeżdżam pod dom i po raz kolejny szukam w telefonie informacji na temat wypadków w tamtym miejscu. Nic nie ma.
W końcu wychodzę z samochodu i idę do domu. Otwieram drzwi i oznajmiam Justynie, że wróciłem. Nie odpowiada, szukam jej, w końcu znajduję. Obrazek jak z kiepskiego filmu: nieprzytomna postać na łóżku, na szafce obok puste opakowanie po lekach. Wszystko układa się w całość.
Szarpię nią i krzyczę. Otwartą dłonią uderzam w policzek.
– Justyna! – krzyczę. – Słyszysz mnie? Wiesz, kim jestem?
Zaczyna coś bełkotać, w końcu chyba nieco przytomnieje.
– Musimy jechać do szpitala.
– Nie! Tylko nie do szpitala! – krzyczy, po czym wychyla się przez skraj łóżka i wymiotuje na podłogę. Pomagam jej postawić stopy na podłodze i prowadzę do łazienki, gdzie znowu zwraca zawartość żołądka. Trzymam jej włosy i podaję papier toaletowy, żeby przetarła sobie twarz.
– Co ty chciałaś zrobić?! Co chciałaś zrobić? – pytam.
– Nie zasłużyłam na szpital – ignoruje moje pytanie. – A jeśli spotkam tam swoją ofiarę z przetrąconym kręgosłupem? Jeśli spotkam tam jego rodzinę pogrążoną w żałobie, bo właśnie zmarł na stole operacyjnym?
– Nikogo nie spotkasz bo nikogo nie zabiłaś, przecież…
– Zresztą ja w ogóle nie zasługuję na szpital, bo jestem złym człowiekiem. Więc żadnego szpitala – mówi wycieńczona. – Żadnego… Jak mnie tam zawieziesz, to się, kurwa, powieszę.
– Ale przecież ty…
Powstrzymuje mnie dłonią i znowu wymiotuje. Staram się przypomnieć sobie wszystkie procedury w wypadku zatrucia lekami i wiem jedno, że powinniśmy natychmiast jechać do szpitala. Wiem też, że ona na to nie pozwoli.
Justyna wymiotuje kolejny raz, a ja modlę się, żeby to wystarczyło.
• • •
Cztery godziny później jest już po wszystkim.
Justyna śpi dla odmiany spokojnie, jakby nic złego się nie wydarzyło, jakby znowu była tą radosną osobą, która myśli tylko o pomaganiu. Czy gdyby znała prawdę, czy gdybym jej powiedział, co znalazłem, poszłaby na policję?
Pewnie tak.
Czy to przyniosłoby komukolwiek jakąkolwiek korzyść?
Raczej nie.
Myślę o tym, jak ona się czuje, w jakich strzępach musi być jej psychika, skoro posunęła się do tego kroku. Może nie wzięła wystarczająco dużo tabletek, bo nie potrafiła jednak tego zrobić, a może po prostu nie wiedziała, ile wziąć, by zadziałało?
Chwilę jeszcze stoję przy drzwiach sypialni i przez szparę patrzę, jak moja żona oddycha. Potem odchodzę na palcach. Przypominam sobie o SMS-ach i nieodebranych telefonach od Radka – mojego szefa. Zaczynam je przeglądać. „Zadzwoń do mnie, pilne!”, „Odbierz!” i jeszcze ze dwa w tym tonie. Dzwonię, odbiera przy drugim telefonie.
– Cześć – zaczynam.
– No, w końcu oddzwaniasz.
– Co jest? Miałem nockę i wcześniej dłuższe zmiany. Nie ma chłopaków do pracy?
– No co ty, nie śledzisz tego, co się dzieje? Jest masakra, afera taka, że ja pierdolę. Jareczek zrobił nam z dupy jesień średniowiecza.
– Czyli co?
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

15 II 2023   08:59:15

Fajne opowiadanie,a to jezioro to jak "czyściec", gdzie dusze oczyszczają się z "brudu" ludzkich czynów, myśli i słów nagromadzonych przez wiele lat.
Pozdarawiam!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.