Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leon Brand
‹Zelotka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Brand
TytułZelotka
OpisAutor pisze o sobie: Warszawiak przyjezdniak. Chronicznie chory na fantastykę, odmawia leczenia.
Gatunekpost-apo, SF

Zelotka

Leon Brand
1 2 3 10 »
W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.

Leon Brand

Zelotka

W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.

Leon Brand
‹Zelotka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Brand
TytułZelotka
OpisAutor pisze o sobie: Warszawiak przyjezdniak. Chronicznie chory na fantastykę, odmawia leczenia.
Gatunekpost-apo, SF
Szłam w tłumie chłopców. Kroczyliśmy przed siebie w kierunku wąskiej bramki i wejścia do sali testów. Obdarte ubrania, buty owinięte szmatami. Niektórzy z widocznymi śladami odmrożeń – musiały sprawiać im ciągły ból. Szli jednak bez słowa, bo od wyników egzaminu zależała ich przyszłość. Tak czy siak, marna i krótka.
– Bahrindu Miris – odpowiedziałam jak najgrubszym głosem, kiedy zapytano mnie o nazwisko.
Pochyliłam twarz obwiązaną brudnym bandażem. Miris to mój młodszy brat. Nie miałby szans zdać egzaminu. Ręka odziana w zimowy mundur wskazała korytarz prowadzący do egzaminatorium. Odetchnęłam z ulgą i kłąb pary uniósł się przed moją twarzą.
Chłopak, z którym posadzono mnie w ławce, wyjął ołówek, a potem wykonaną ręcznie pokraczną maskotkę lodownika. Ja także miałam zabawkę na szczęście, ale trzymałam ją w torbie. Byłam teraz Mirisem, a on nie lubił lalek. Ani latawców.
Postawiony na ławce lodownik przekrzywił się na jedną stronę, miał odprute oko, ale w czasach, kiedy nikt już masowo nie produkował zabawek, był zapewne skarbem dla całej rodziny. Na koniec mój sąsiad z ławki położył obok siebie lniany woreczek. Nie musiałam zaglądać do środka, żeby wiedzieć, co zawierał. Mimo chłodu, dotarł do mnie zapach wędzonego mięsa i dosłownie zalał usta śliną. Chłopak dostał z domu wszystko, co najlepsze, żeby zdać. Nie wyobrażałam sobie, co przeżywała teraz jego matka.
– Witamy na egzaminie kwalifikacyjnym. – Ekran na ścianie przed nami zamrugał i pojawiła się Haprit, profesorka zarządzająca miasta–świata.
Tłumaczyła, że jest coraz zimniej, że coraz trudniej – każdy to widział. Ale chłopak z ławki patrzył na Haprit rozszerzonymi oczami, jakby wierzył, że postawą kujona ubłaga komisję. Może kiedyś taki numer nawet by zadziałał. Kiedyś wiele numerów działało. Świat kiedyś działał.
Przemowa się skończyła i dostaliśmy formularze. Bardziej podniosłyby mi ciśnienie, gdybym widziała je po raz pierwszy. Na szczęście, zdawałam ten test już wcześniej. Pod własnym imieniem. Pierwsze strony o historii miasta–świata Urc. Proste, bo potwierdzonych faktów z czasów, kiedy świat rozciągał się poza miasto, było niewiele, a zmyślanie i dodawanie interpretacji mogło zostać uznane za próbę krzewienia religii. Oblany egzamin to najmniejszy wymiar kary za coś takiego.
Zrobiłam.
Dalej o słupie.
Co wiadomo? Też niewiele: że dzięki wydobywanemu oleum jest źródłem życiodajnej mocy na świecie. Dodałam od siebie, że każdy, kto chciałby w jakikolwiek sposób uszkodzić słup, podlega karze śmierci za zbrodnię przeciwko społeczności.
Jak działa słup? To akurat pytanie podchwytliwe, bo nie wiadomo. Napisałam, co trzeba i pół strony zostało wolne. Naprawdę przeznaczyli na to aż tyle miejsca?
Kolejne strony – obliczenia. Matematyka, inżynieria, fizyka – królowe nauk, na których opiera się życie. No, to teraz się zacznie… Oto moje przekleństwo. Już raz widziałam te zadania. I zrobiłam. Szkopuł w tym, że niestety, nie wiedziałam jak.
W sali zrobiło się cicho. Tylko jakiś chłopak z zawiązanymi uszami albo może już tylko miejscami po odmrożeniach oddawał test, płacząc. Próbował chyba jeszcze o coś prosić. Nadzorcy wręczyli mu żółtą kartę identyfikacji. Żółtą jak oleum, które już od jutra będzie skrobał. Następnie odwrócili wzrok i wskazali wyjście. Młodziak powlókł się korytarzem.
Dyskretnie zerknęłam na sąsiada z ławki. Był blady jak ściana i wciąż głowił się nad drugim pytaniem o cechy klimatu Urc. Zacisnęłam zęby i niby przypadkiem, podsunęłam mu swoją kartkę. Przebiegłam wzrokiem po odpowiedzi: „Wiatr wiejący w jedną stronę. Źródło nieznane. Od stu dwudziestu lat temperatura nieustannie spada o 0,000011 stopnia na godzinę. Przyczyna nieznana. Zmienności pór roku nie odnotowywane od przynajmniej dwustu lat. Cały świat, w tym spora część miasta–świata Urc, pokryta lodem, którego granica postępuje wraz ze spadkiem temperatury, co powoduje…”. Powinien dać radę odczytać. Trochę gryzmoliłam, żeby upodobnić pismo do bazgrołów brata, ale nie chciałam za bardzo utrudniać pracy oceniającym.
Chłopak z ławki zerknął na mnie szklanymi od łez oczami i uśmiechnął się delikatnie. Miał wielką żuchwę i mocne przednie zęby. Musiał być z południa. Uśmiechnęłam się dolną połową twarzy. Chyba wyszło niezręcznie, bo zesztywniał i zaczął spisywać odpowiedzi.
Wróciłam do zadań obliczeniowych. Oby wystarczyło punktów z teorii, bo za te odpowiedzi nie ręczę. Wzięłam wdech i podążyłam uwagą za resztkami ciepła w moim ciele. Patrzyłam na treść, na cyfry i na pytanie. Potem prześlizgnęłam się wzrokiem między wierszami, znów próbując rozluźnienia. Przepełnił mnie smutek.
I nagle okazało się, że w pierwszym zadaniu chodziło o cyfrę 17 i wielki trójkąt podparty kwadratem. Napisałam, co trzeba, naszkicowałam figury. Dalej poszło jak z płatka. Kolejne zadanie. Wdech…
Wielka dłoń opadła nagle na naszą ławkę. Podskoczyłam, spoglądając w górę, na pokrytą purpurowymi plamami twarz nadzorcy wykwitającą znad kołnierza, niczym owoc ragad. Funkcjonariusz patrzył na mnie, marszcząc brwi, a potem zmierzył wzrokiem mojego sąsiada. Na moment przykrył ręką jego test. Gdy ją podniósł, na środku została żółta karta identyfikacyjna. Mężczyzna sugestywnie przesunął moje arkusze z odpowiedziami na stronę ławki, po której siedziałam i odwrócił je czystą stroną do góry. Zamarłam, spodziewając się drugiej żółtej karty. W takim przypadku poszłabym skrobać oleum za Mirisa. Bez dwóch zdań. Nadzorca stał jednak nadal, patrząc na kulącego się chłopaka, aż ten drżącą ręką podniósł z blatu żółtą kartę. Mężczyzna niemal natychmiast chwycił go pod ramię i wyprowadził z sali. Zostałam w ławce sama. Lodownik patrzył na mnie z wyrzutem.
– To nie przeze mnie – wypsnęło mi się szeptem. Nadzorca natychmiast odwrócił się w moją stronę i podniósł palec.
Zwinęłam ręce w pięści. Co więcej mogłam zrobić? „Nie wychylaj się, to przeżyjesz dłużej” – powtarzałam sobie.
• • •
Staliśmy na wielkim tarasie, czekając na wyniki testów. Obiecałam sobie, że po tym, jak wręczą mi zieloną kartę dla Mirisa, w mgnieniu oka będę za progiem tego koszmarnego miejsca. I więcej tu nie wrócę. Zgarnęłam do torby maskotkę lodownika i woreczek z mięsem. Lodownika oddam, jeśli spotkam jeszcze kiedyś chłopaka z ławki. Co do mięsa – nie podjęłam jeszcze decyzji.
Chyba wszyscy patrzyli teraz na Słup. Założę się, że żadne z nas nigdy nie było tak blisko konstrukcji. Z bliska wyglądał prawie jak prosta ściana. Czy na pewno był kolumną? Wiele lat temu, zanim temperatura na świecie spadła, podobno można to było ocenić z daleka. Książki mówią, że by trafić do Urc, miasta wokół słupa, nie potrzeba było map, bo ginącą w chmurach kolumnę było widać z końca świata. To pewnie gruba przesada.
Od wielu lat chmury pędzą nisko nad ziemią, gnane lodowatym wiatrem, porywającym wszystko, co tylko wychyli się ponad zwartą linię budynków i osłon na dachach, a słup dla wszystkich mieszkańców stał się po prostu ścianą. I tak też pogardliwie mówią na niego mieszkańcy Urc.
– Kradzież jest surowo karana – odezwał się nagle głos obok mnie.
Odwróciłam głowę. Spod futrzanej czapki spoglądała na mnie para ciemnych jak węgle oczu. Chłopak szczerzył się, trzymając obie ręce w kieszeniach, a potem skinął głową, wskazując nosem mój plecak.
– O czym ty mówisz? – burknęłam.
– Przestań, przecież widziałem. – Zmarszczył brwi. – Jak masz na imię?
Odwróciłam się, szukając wzrokiem brata. Dobrze by było szybko przekazać mu kartę, którą zaraz dostanę.
– Nie zaczynamy dobrze, co? – Obszedł mnie i znów stał przede mną. – To może inaczej.
Pochylił się w moją stronę.
– Czemu pisałaś z chłopakami?
Stężałam. Odruchowo sprawdziłam, czy nie ma w okolicy żadnego z nadzorców. Daję słowo, że przeszło mi przez myśl, żeby tego kolesia po prostu zabić. Jakiś głos w środku mojej głowy postawił mnie przed wyborem: „Albo on, albo twoja rodzina”.
Spojrzałam mu w oczy, ale nie dostrzegłam w nich niczego poza głupim cwaniactwem. To chyba było najgorsze – nigdy nie wiesz, czego się po takich spodziewać.
– Jaketan. – Wyprostował się i wyciągnął dłoń. Uśmiechał się, jakby nie zdawał sobie sprawy, że jedno jego beztrosko rzucone słowo pośle mnie i Mirisa na ścianę, do skrobania.
– Porozmawiamy potem, dobra? – Zagrałam na czas, siląc się na najspokojniejszy ton, jaki byłam w stanie przecisnąć przez krtań. Kiedy już oddam kartę bratu, ten… Jaketan będzie mógł rozpowiadać, co będzie chciał.
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.