Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Żyłkowska
‹Fałszywie ujemny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Żyłkowska
TytułFałszywie ujemny
OpisRocznik 89. Mieszka na Podlasiu. Od dziecka zafascynowana opowiadaniem historii. Szczęśliwa posiadaczka męża, córki oraz stada owczarków australijskich.
GatunekSF

Fałszywie ujemny

Aleksandra Żyłkowska
1 2 3 5 »
Nie prowokuje się zaszczutego zwierzęcia. Zwłaszcza, gdy to zwierzę jest niestabilnym telepatą. Poprosiłem ojca, żeby się odsunął. Odparł, że nie będę mu rozkazywał w jego własnym domu. Nie pamiętam, czy wziął wdech, żeby powiedzieć coś jeszcze czy się na mnie zamachnął; to był jakiś gwałtowny ruch. Gwałtowny na tyle, że wystraszyłem się i skorzystałem z lewego skrzydła. Chyba.

Aleksandra Żyłkowska

Fałszywie ujemny

Nie prowokuje się zaszczutego zwierzęcia. Zwłaszcza, gdy to zwierzę jest niestabilnym telepatą. Poprosiłem ojca, żeby się odsunął. Odparł, że nie będę mu rozkazywał w jego własnym domu. Nie pamiętam, czy wziął wdech, żeby powiedzieć coś jeszcze czy się na mnie zamachnął; to był jakiś gwałtowny ruch. Gwałtowny na tyle, że wystraszyłem się i skorzystałem z lewego skrzydła. Chyba.

Aleksandra Żyłkowska
‹Fałszywie ujemny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Żyłkowska
TytułFałszywie ujemny
OpisRocznik 89. Mieszka na Podlasiu. Od dziecka zafascynowana opowiadaniem historii. Szczęśliwa posiadaczka męża, córki oraz stada owczarków australijskich.
GatunekSF
Niech zgadnę, znowu chcecie, żebym wszystko wam opowiedział. Który to już raz, co? Dobra. Nieważne. Lekarze mieli rację. Robienie notatek działa, pamięć powoli wraca, ale nie sądzę, żebyście dowiedzieli się czegoś przydatnego w tych waszych badaniach.
Nie pamiętam twarzy fotografa, który zrobił mi pierwsze zdjęcia aury. Był chyba gruby, nie dałbym sobie za to uciąć ręki. Szmat czasu minął, miałem wtedy sześć lat, teraz mam – to żałosne, że muszę szukać takich rzeczy w notatkach – siedemnaście. Cholera, wyglądam przynajmniej na dwadzieścia pięć. A czuję się jak emeryt.
Facet, ten od zdjęć, kazał mi stanąć na tle czegoś, co wyglądało jak stare prześcieradło. Miałem stać przodem do aparatu, który z aparatem miał tyle wspólnego, co ten pokój bez klamek z bezpiecznym środowiskiem. Czujecie się tutaj bezpiecznie? No właśnie. Gość zrobił mi zdjęcie, później kazał rozłożyć ręce i zrobił jeszcze jedno. Łącznie było ich sześć. Dwa przodem i po dwa na każdy bok. Trochę jak do kartoteki policyjnej, nie? Dochodzenie wykazało, że zrobił wszystko zgodnie ze sztuką, więc to nie była jego wina.
Pielęgniarka wysłała nas do poczekalni; mnie i rodziców. Korytarze pachniały chlorem. Wszędzie poznam ten zapach. Nawet gdy pomieszało mi się w głowie, wiedziałem, że chlor w powietrzu oznacza szpital. Albo gabinet dentystyczny. Mam bardzo fajne, traumatyczne wspomnienie związane z dentystą, jeśli chcecie?…
Jasne. Rozumiem. Żadnych dygresji.
Nie wiedziałem, o co chodzi. Rodzice byli podenerwowani. Z jakiego powodu? Mogłem się tylko domyślać. Próbowali rozmawiać o pogodzie, ale rozmowa się nie kleiła i w końcu stanęło na tym, że siedzieliśmy w ciszy. Ojciec podrygując nogą, mama czytając broszurki.
Chwilę później miła, młoda lekarka zaprosiła nas do gabinetu. Pokazała rodzicom moje zdjęcia, skupiając się na tym z opuszczonymi rękami i twarzą skierowaną w obiektyw.
Wyglądało, jakby ktoś źle ustawił jasność. Albo kontrast. Nie znam się na fotografii. Wiem! Wyglądało trochę jak negatyw. Między mną a tłem widać było płomienie. Jęzory jaskrawego ognia, zielonego jak te okropne, żelowe długopisy, tworzyły wokół mnie dziwaczny kontur.
Płomienie były efektem uwiecznionej na kliszy światłoczułej reakcji promieniowania z moją aurą. Co to za promieniowanie? Nie światło, nie RTG. Narobiliście mi ostatnio cały segregator takich fotek, ale nigdy nie wytłumaczyliście, jak to działa. Jeśli dostanę przez was raka, naprawdę się wkurzę.
Lekarka pokazywała rodzicom poszczególne fragmenty mojej aury i opowiadała, na co patrzą. Nie zrozumiałem wtedy ani słowa, ale skoro ojciec odetchnął z ulgą, a mama zaczęła się uśmiechać, uznałem, że to dziwne badanie niczego nie wykazało i jestem czysty.
Chciałem zapytać, dlaczego aż tak się cieszą, ale obiecali, że pójdziemy na lody, co wystarczyło, by odwrócić uwagę sześciolatka.
Teraz powinienem chyba wspomnieć o Liamie. Tak tu sobie zanotowałem. Zrobiłem notatki, widzicie? Przygotowałem się. Moglibyście mnie chociaż trochę pochwalić.
Nie pamiętam, jak dokładnie wyglądał Liam. Z twarzami w ogóle mam spory problem. Podobnie z kolorem włosów i ubraniami. Każdego dnia przeglądam się w lustrze i próbuję uwierzyć, że patrzę na siebie. Lekarze twierdzą, że to nic, że da się ten problem przepracować, tak jak opanowałem mówienie pełnymi zdaniami i posługiwanie się łyżką, ale gdy stąd wyjdziecie i nie rozpoznam was na korytarzu – nie miejcie pretensji.
Liam chodził ze mną do klasy od początku podstawówki. Był chudy, to akurat dobrze pamiętam. Chudy, niski i wiecznie skupiony. Tak. Skupiony. Właśnie po tym rozpoznaje się popaprańców. Więcej czasu spędzają we własnej głowie niż…
Liam był telepatą. Prawostronnym, co oznaczało, że potrafił czytać w myślach. Przez pierwsze trzy lata szkoły nikt nie miał o tym pojęcia. Ale w końcu, nie wiem, czy to przez stres, czy nieuwagę, stracił kontrolę nad pętlą ekranującą i ześwirował. Na lekcji. W cywilizowanych krajach każda szkoła zatrudnia kogoś, kto pilnuje dzieciaków ze zdolnościami i pomaga im założyć nową pętlę, ale w naszej dziurze, wiadomo, cięcie kosztów, braki kadrowe. Babka od ekranowania pojawiała się raz w tygodniu. W poniedziałki.
A Liamowi odwaliło w środę. Niechcący wypowiedział na głos myśli dziewczyny, która siedziała z nim w ławce. Ona, oczywiście, zaczęła krzyczeć, przez co stała się najgorsza rzecz, jaka mogła się stać – Liam spanikował. Pętla ekranująca zniknęła i myśli nas wszystkich zaczęły go atakować.
To uczucie… Przerwanie pętli jest jak pęknięcie zapory na rzece. Widzisz, co się dzieje, wiesz, że lada chwila wymknie się spod kontroli, ale nic nie możesz na to poradzić. W głowie Liama cała szkoła, może nawet osiedle, wszyscy zmieniliśmy się w kotłowisko bezsensownych, porozrywanych myśli.
Pamiętam, że próbował zatykać uszy rękami. Prosił, żebyśmy przestali do niego wrzeszczeć, a nawet zagroził, że jeśli się nie zamkniemy, będziemy żałować.
W końcu przyjechała karetka. Ratownicy wzięli się do roboty, niczego mu nie tłumacząc. Biedny dzieciak, wyczytał z ich myśli, że będą chcieli go zsedować, ale nie wiedział, co to znaczy. Walczył więc jak o własne życie. Mieli przewagę liczebną, trzech dorosłych facetów przeciwko może trzydziestokilogramowemu Liamowi. Nie mógł wygrać.
Długo nie przychodził potem do szkoły. I nie powiem, naprawdę się z tego powodu cieszyłem. Byłem wtedy zauroczony jedną postacią z kreskówki, a Liam siedział mi przecież w głowie. Gdyby wysprzęglił się przed klasą, moja reputacja ległaby w gruzach.
Ze szkoły odebrała mnie mama. Nie mieliśmy więcej lekcji, tylko rozmowy z rządowym psychologiem. Był też telepata, który zsondował umysły uczniów i sprawdził, czy ześwirowany dziewięciolatek nikomu niczego nie poprzestawiał. Prawostronni potrafią zmieniać wspomnienia. Może dlatego łatwiej im się ukryć.
Przy obiedzie ojciec zwykle przeglądał gazetę i głośno komentował sytuację w kraju. Wiecie, skretyniały rząd już dawno powinien rozprawić się z flotą statków naruszającą nasze wody terytorialne, a wysokie cła nasilają przemyt i tylko idiota może tego nie zauważać. Nie miałem pojęcia, o czym mówił, ale od czasu do czasu rzucał jakieś przekleństwo czy dwa, co naprawdę bawiło młodego mnie.
Gdy dowiedział się o sprawie z Liamem, po raz pierwszy usłyszałem jego opinię na temat telepatów. Powiedział:
– Jasna cholera, przecież to skandal. Powinni ich zamykać w jakichś ośrodkach. Albo lepiej utylizować, żeby nie stanowili zagrożenia.
Zapytałem, co to znaczy „utylizować”, niestety rodzice nie chcieli odpowiedzieć.
Mama zaczęła pytać, czy aby na pewno dobrze się czuję. Bo może boli mnie głowa? Może trzeba mnie zawieźć na pogotowie? Czułem się świetnie, mówiłem, że czuję się świetnie, ale nie chciała mi uwierzyć. Teraz wiem, że chodziło jej o wyłudzenie odszkodowania od państwa.
Na obiad mieliśmy roladki z kurczaka w sosie śmietanowym. Ciekawa sprawa. Nie pamiętam wielu rzeczy, mam problem z zasznurowaniem butów, mylą mi się kokardki, ale te roladki zapamiętam do końca życia. Roladki i ojca mówiącego, że telepatów powinno się utylizować.
Pierwszy sygnał sugerujący, że nie wszystko jest ze mną w porządku, pojawił się, gdy miałem dwanaście lat. Late bloomer, tak na to mówicie, prawda? Ładna nazwa, zagraniczna, poetycka. I kompletnie mijająca się z prawdą, większość late bloomerów smaży sobie mózgi, jeszcze zanim zorientuje się, co ich spotkało.
Były wakacje. Obudziłem się w południe. Rodzice pozwalali mi spać do późna, bo uważali, że dzieciństwo to jedyna okazja na odpoczynek i jeśli teraz porządnie się nie wyśpię, to już nigdy.
Sięgając po telefon, zauważyłem, że moja ręka się pali. Krzyknąłem przestraszony i to nie na żarty, a później objąłem płonący nadgarstek drugą ręką. I co? Macie rację. Druga też się paliła.
Zacząłem panikować. Ale nim spanikowałem do reszty, zorientowałem się, że nie czuję bólu, nie ma dymu, a płomień nie jest pomarańczowy, tylko zielony. Zielony jak – oczywiście – ten na zdjęciach mojej aury.
Zamknąłem oczy, sądząc, że jeśli zignoruję problem, on zniknie. Nie zniknął. Nie miał prawa zniknąć. Przede wszystkim dlatego, że nie można zobaczyć aury. Ogień, który widziałem, był tylko złudzeniem wywołanym przez bezpośrednie oddziaływanie pola na moją korę wzrokową. Mogłem zaciskać powieki i nakrywać głowę poduszką, ile wlezie, ale to niczego nie zmieniało. Wciąż otaczał mnie zielony kontur.
Nie wiem, ile czasu spędziłem, chowając się pod kołdrą i błagając okrutny wszechświat, żeby dał mi spokój, ale w końcu do pokoju weszła mama.
Spojrzała na mnie zaniepokojona. Przez chwilę myślałem, że też widzi te płomienie, ale nie. Siadła na brzegu łóżka, po czym przyłożyła mi rękę do czoła.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.