Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Głęboki Grób›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułGłęboki Grób
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia inżynier okrętownictwa, z serca i duszy – pisarz. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu – z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Niniejsza publikacja na łamach „Esensji” jest już drugą. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naszej codziennej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Głęboki Grób – część 1

« 1 9 10 11 12 13 14 »

Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1

Nie potrafił powiedzieć, jak długo tak stał, zanim panująca w domu cisza w końcu zdołała go uspokoić. Przez cały ten czas starał się odsunąć od siebie wszystkie nękające go myśli, pozbyć się targających nim emocji; zgodnie z tym, co lubili powtarzać opiekujący się nim w szpitalu lekarze, ludzki umysł ma zadziwiającą zdolność do całkowitego wyciszania się, jeśli pozostawić go samemu sobie, zaś błądzenie w szaleństwie po omacku i chwytanie się niepewnych punktów oparcia zazwyczaj prowadziło tylko do katastrofy. Czując się tak, jakby nagle przybyło mu dwukrotnie więcej lat, a każda kość w jego ciele łupała tępym bólem, Karol chwiejnym krokiem ruszył korytarzem w stronę sypialni. Nie miał siły dłużej zmagać się ze swymi demonami; senność opadła na niego jak ciężka zasłona i teraz pragnął jedynie jak najszybciej wślizgnąć się do łóżka.
Zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, która jest godzina; chociaż niebo za oknami przypominało plamę rozlanego, czarnego atramentu, północ musiała minąć już dawno temu i świt zapewne gotował się do nadejścia gdzieś pod linią horyzontu. Oliwia nigdy nie kładła się spać, jeśli nie było go obok niej, co najwyżej czekała na niego w łóżku czytając, ale po przeżyciach wczorajszej nocy i męczącym dniu, Karol spodziewał się, że odstąpi ten jeden raz od tego, bądź co bądź miłego, zwyczaju. Jednak ich duża, połączona z łazienką sypialnia, była pusta.
Dopiero teraz zrozumiał, że przytłumione, niewyraźne dźwięki, które pierwszy raz usłyszał po wyjściu z gabinetu, wcale nie dolatywały z zewnątrz, tylko gdzieś z parteru. Zmarszczył brwi i zszedł na dół; na szczycie schodów udało mu się wygrać z samym sobą i nie spojrzeć w stronę „tego pokoju”. Oliwię znalazł w salonie; leżała w samej koszuli nocnej na kanapie, przykryta lekkim kocem, a na jej pogrążonej w głębokim śnie twarzy odbijały się refleksy włączonego, przyciszonego telewizora. Na podłodze, pod jej wyciągniętą, bezwładnie zwisającą teraz ręką leżał pilot; jedna z baterii wypadła z przegrody i odtoczyła kawałek.
Cóż, najwyraźniej tym razem zmęczenie po prostu wzięło górę, nie bawiąc się w pytanie o zgodę.
Po cichu, by nie zbudzić żony, Karol podniósł baterię i pilota; sięgając pod kanapę w poszukiwaniu przytrzymującej je w gnieździe pokrywki, zerknął przelotnie na ekran. Obraz był zamazany, przypominał raczej starą, zniszczoną kasetę video niż sygnał anteny i pomiędzy biegającymi, śnieżącymi pasmami zakłóceń z trudem można było coś zobaczyć. Spostrzegł jedynie niewyraźny kształt wysokiej kobiety z długimi, związanymi w kucyk włosami; szła ciemnym, opustoszałym magazynem, rozważnie oświetlając sobie drogę potężną latarką i rozglądając się badawczo po kątach.
„Musimy pozbyć się tych tradycyjnych kaset”, przemknęło mu przez głowę. Schylił się i zajrzał pod kanapę; zaginioną pokrywkę dostrzegł ukrytą za jedną z nóg. „Leżą tylko na półce i niszczeją. Czas najwyższy przestawić się na DVD”. Wsunął baterię do gniazda, zatrzasnął wieczko i wyłączył telewizor akurat w chwili, kiedy kobieta usiłowała przedostać się przez zabarykadowane przewróconą ukośnie szafką przejście. Ale kiedy spojrzał na stojące pod telewizorem video, na wyświetlaczu dostrzegł jedynie jarzące się niebiesko cyfry zegara; pokazywał 1:23. Nie było tam żadnego symbolu, który świadczyłby o odtwarzanym właśnie filmie, ani chociażby o włożonej kasecie.
Zmarszczył brwi i włączył ponownie telewizor na ostatnim używanym kanale; coś drgnęło w nim na wspomnienie widzianego przed sekundą obrazu i senność minęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zacisnął bezwiednie dłoń, z niepokojem oczekując na rozświetlenie się kineskopu; sekunda, może dwie, jakie upłynęły w tym czasie, zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a kiedy w końcu telewizor zaskoczył, na ekranie pojawił się tylko migoczący monotonnie, biały szum. Brak sygnału. Przez chwilę zastanawiał się, co było gorsze.
„Dlaczego pomyślałem, że ona znajduje się w akurat w jakimś magazynie?”
Oliwia poruszyła się przez sen, odruchowo poprawiając ułożenie głowy na poduszce i mruknęła coś niewyraźnie. Na jej twarzy malował się spokój, gałki oczne nieznacznie poruszały się pod powiekami i Karol doszedł do wniosku, że nie ma serca jej obudzić. Odłożył więc pilota na szklany stolik nieopodal, odgarnął jej włosy z czoła i bez większych trudności, zupełnie jakby nic nie ważyła, zaniósł do sypialni na górze.

7.
Zimny, przenikający do szpiku kości wiatr.
To on zdawał się rządzić tu niepodzielnie, narzucać innym swą nieprzejednaną wolę. W tym dziwnym miejscu, pod ciemno-pomarańczowym, niby rozżarzonym niebem, po którym mknęły pastelowe chmury – jak niedbałe maźnięcia pędzlem kiepskiego malarza, przekonanego, że tworzy arcydzieło; tutaj wiatr taki jak ten mógł przerodzić się z delikatnego, nic nie znaczącego powiewu w szalejący huragan i nikt nie ośmieliłby się mu w tym przeszkodzić.
Bo to było jego królestwo.
Dlatego popychał go do przodu, chłoszcząc mu skórę lodowatymi smagnięciami. Boże, ależ on był zimny! Nie potrafił uwolnić się z jego uścisku, nie potrafił znaleźć w sobie dość siły, by przeciwstawić się tej nieokiełznanej potędze. Brnął więc mozolnie do przodu tam, gdzie go prowadził, zapadając się po kostki w rozmiękłej, czarnej ziemi. Pomiędzy palcami stóp co chwilę prześlizgiwały mu się jakieś wiotkie, śliskie stworzenia.
Dobrze, idę, widzisz? Idę! Proszę, przestań sprawiać mi ból…
Wokół, gdziekolwiek by nie spojrzał, widział tylko groby. Aż po horyzont, gdzie tonęły w płomieniach nieba, ciągnęły się pospieszne usypane, nierówne kopce ziemi. Czuł podskórnie ich obecność, jakby stanowiły część jego samego; czuł, jak każdy z nich nawołuje do niego poprzez gorące, duszne powietrze, pulsując zaszyty głęboko gdzieś w zakamarkach jego umysłu. Miał wrażenie, że leży w każdym z nich z osobna, a jednocześnie we wszystkich naraz.
Wołały do niego bezustannie, ale ich głosy tonęły w podmuchach wiatru; lodowaty oprawca nagle okazał się być opiekunem, zasłaniającym go własnym eterycznym ciałem przed zawodzącym nawoływaniem mogił. Chciały mu coś powiedzieć… przypomnieć o czymś, o czym on wolał nie pamiętać.
Nagle zdał sobie sprawę, że tak naprawdę wcale nie pełznie do przodu w miękkim gruncie, lecz klęczy przed jednym z grobów, z głową pochyloną tak nisko, że słyszy szelest pełzających w ziemi robaków i czuje ich stęchły odór. Próbował poderwać głowę, lecz czyjaś silna dłoń trzymała go w stalowym uścisku za kark, przyduszając coraz niżej i niżej.
Usypany przed nim kopiec nie był czarny jak reszta, lecz ciemnoczerwony i pod pomarańczowym niebem zdawał się wręcz płonąć; niemal czuł bijący od niego żar na policzkach, od którego skręcały się pokrywające je włoski. Krzyczał najgłośniej ze wszystkich.
To tu musisz zacząć kopać, powiedział tuż przy jego uchu kobiecy głos, zagłuszając wycie mogił. To właśnie ten grób musisz rozkopać. Dla siebie i dla nas. Musisz odkopać i spojrzeć do środka.
Ziemia przed jego twarzą niespodziewanie rozsunęła się na boki z przeciągłym sykiem, odsłaniając wirującą, bezkresną czeluść. W jej głębinach, daleko w dole, jaśniało światło; przeraźliwie blade, zimniejsze nawet niż wiatr i wszystko inne, co tylko mógł sobie wyobrazić. W sercu poczuł ukłucie strachu; prawdziwego, zwierzęcego przerażenia. Targnął się desperacko, lecz trzymająca go za kark dłoń nawet nie drgnęła.
Pamiętaj. Musisz odkopać ten grób, bo tylko w ten sposób przekonasz się, jak jest głęboki.
Wrzasnął przeraźliwie, kiedy dłoń pchnęła go silnie do przodu. Jak cyrkowa kukiełka, której obcięto sznurki, poleciał bezwładnie w mrok, ku oślepiającemu, rosnącemu błyskawicznie światłu. Ostatnim, nadludzkim wysiłkiem woli obrócił się i na krawędzi malejącego coraz bardziej, otwartego grobu ujrzał…
…samego siebie.
Poderwał się gwałtownie i ciężko łapiąc powietrze usiadł na łóżku; tylko ściśniętemu do granic możliwości gardłu zawdzięczał, że nie krzyknął i nie obudził Oliwii, chociaż krzyk wirował jak oszalały po jego wnętrzu, szukając drogi ujścia. Przez kilka zbyt długich chwil, siedząc w mokrej pościeli, wciąż jeszcze czuł lodowate podmuchy wiatru i zapach cmentarnej, miękkiej ziemi, jakby niedawny koszmar w niepojęty sposób znalazł przejście pomiędzy jawą a snem i ciągle trzymał go w swych objęciach.
Powoli wypuścił powietrze z płuc, kiedy wzrok przyzwyczaił mu się do ciemności i sypialnia stopniowo zaczęła przybierać swe dawne, dobrze znane mu kształty. Za szerokim, balkonowym oknem wciąż jeszcze rozpościerał się jednolity mrok, nieznacznie tylko rozpraszany światłem gwiazd. Na elektronicznym wyświetlaczu stojącego obok łóżka budzika, cyfry przeskoczyły właśnie na 3:03; chociaż dawało mu to zaledwie półtorej godziny snu, Karol wiedział doskonale, że tej nocy nie zdoła już zmrużyć oka.
Mozolnie przerzucił nogi przez krawędź łóżka, z ulgą zsuwając się z wilgotnego śladu własnej sylwetki, jaki pozostał na skołtunionym prześcieradle. Przez chwilę rozważał pomysł pójścia do łazienki i sprawdzenia, czy czasem na karku nie pozostały mu sine odciski czyichś palców; wrażenie, że wciąż tam są i utrudniają mu poruszanie głową nie ustępowało, nawet kiedy sen zbladł w jego pamięci, wyparty powracającą przytomnością umysłu. W porę jednak wyśmiał samego siebie za to irracjonalne, wyjątkowo dziecięce zachowanie. Powiódł wzrokiem dookoła, zastanawiając się, co u licha ma teraz robić. Na samą myśl o położeniu się z powrotem zbierało mu się na wymioty.
« 1 9 10 11 12 13 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Pewne formy zła
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.