Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Światełko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułŚwiatełko
OpisAlternatywna kontynuacja „Drugiej strony Mocy” Achiki i Cranberry przy założeniu, że Cran została Darth Beyre. Akcja rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach opisanych w „Obławie”.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Światełko

« 1 2 3 4 »
Budynek Centrum był rzeczywiście piękny, wielkie szklane tafle okien odbijały ciemnoniebieskie niebo. Jednak stanowił on tylko mniejszą część ośrodka. Laboratoria znajdowały się głęboko pod ziemią.
Beyre obejrzała wszystko jakby należało do niej. Mogła sobie pozwolić na ten luksus, żeby wszędzie w galaktyce czuć się u siebie i kompletnie się nie przejmować innymi. Były tylko dwa miejsca, gdzie uważała na swoje zachowanie – pałac imperatorski i pokład „Executora”.
Wreszcie wyszli na taras widokowy. W dół biegły schody, a potem tunel prowadzący do końcowej stacji kolejki i parkingu dla śmigaczy. Za barierką porośnięte rzadkimi krzakami zbocze stopniowo przechodzące w łąkę.
Było tu jeszcze zupełnie pusto. W całym Centrum pracowało dzisiaj tylko kilka osób, tłumy pojawią się dopiero jutro.
Oprowadzający Beyre kierownik ośrodka mówił coś jeszcze, ale, jak wszystkich, peszyło go wygłaszanie monologu do Lady Sith, po której nie było nawet widać, czy słucha. Piett szedł pierwszy, nie zauważył, że jego pani zatrzymała się, żeby popatrzeć z góry na miasto.
Przez łąkę biegły prosto jak strzała aleja i tory kolejki, za nimi morze puchatych tropikalnych drzew w ogrodzie botanicznym, a na horyzoncie smukłe, białe wieże kampusu. Te psychodeliczne bajkowe budowle zawsze przyciągały Beyre. Dla tego widoku przyleciała na Chandrillę.
Stała tak, zapatrzona, kiedy nagle krzyknęła. Rzuciła się w dół schodów, roztrącając uczonych. Ale było już za późno. Piett podszedł do tunelu i przekroczył niewidzialną granicę zasięgu jakiegoś czujnika. Zboczem wzgórza targnęła eksplozja.
Beyre błyskawicznie podniosła się z ziemi i skoczyła do Pietta. Wejście do tunelu zasypane było gruzem, plastikowe obicie ścian tliło się jeszcze.
Upadła przy adiutancie na kolana. Wtedy wyczuła czyjąś obecność po drugiej stronie tunelu. Podniosła głowę. W dół zbocza, przedzierając się przez zarośla, biegł człowiek.
– Za nim! – krzyknęła do szturmowców. – Wszyscy! – dodała, bo część żołnierzy otoczyła ją kręgiem.
Zerwała rękawice i gołymi dłońmi złapała skronie Pietta.
– Potrzebuję lekarza! Natychmiast!
Pozostali byli zbyt oszołomieni, tylko Erskine Clavell skoczył do panelu alarmowego na tarasie.
– Piett! Daerno Piett! – powtarzała Beyre.
Wiedziała, jak to melodramatycznie wygląda, ale nie miała zamiaru przestać. Tak właśnie należało postąpić, zawołać rannego po imieniu, dotknąć go i zamknąć oczy. Potem… Samo przychodziło.
Ale nic się nie stało. Nie poczuła ciepła rozpływającego się z dłoni po całym ciele, które powinno otulić Pietta w bezpieczny kokon, pozbawić bólu i przywrócić do przytomności.
W tym momencie zobaczyła oczami duszy twarz dawnego mistrza i usłyszała jego słowa: „Ciemna strona nigdy nikogo nie uleczy.” Wtedy było to tylko stwierdzenie, teraz zabrzmiało jak drwina.
– Kurwa… – zaklęła i pochyliła się nad Piettem, prawie dotykając włosami jego munduru.
Pod powiekami zapiekły ją łzy, po raz pierwszy od lat; zresztą nie pozwoliła im wypłynąć. Ale była taka wściekła i tak potwornie bezsilna. Przecież kiedyś to umiała.
Słyszała już syrenę karetki. Duży medyczny śmigacz obniżał lot nad zrujnowanym tunelem. Na Chandrilli za barwę lekarzy uważano zieleń i dlatego w tym kolorze był śmigacz, światło migające na jego dachu i fartuchy wysypujących się z pojazdu istot.
– Proszę się odsunąć – nakazali uczonym, a przy okazji też i Beyre, która wstała bez protestu.
Krótko, tonem nie znoszącym sprzeciwu, określiła obrażenia, które jej zdaniem odniósł oficer. W jej głosie było coś takiego, że lekarz nie zaprotestował, mimo że potwierdzenie części diagnozy wymagałoby specjalistycznych badań.
Usiadła koło pilota i kiedy wystartowali wydała przez komunikator kilka rozkazów szturmowcom.
Karetka wylądowała na dachu uniwersyteckiej kliniki. Beyre przeszła przez izbę przyjęć jak burza. Sanitariusze popychali za nią antygrawitacyjne nosze z nadal nieprzytomnym Piettem. Na szpitalnym korytarzu był tłok, ale wszyscy rozstępowali się przed nimi.
Beyre Mocą nie pozwoliła zamknąć się drzwiom windy, która miała właśnie odjechać. Kazała pasażerom wyjść i nacisnęła numer piętra. Nie musiała czytać napisu pod klawiszem. Nigdy z życiu nie była w tym szpitalu, ale skądś wiedziała, jak ma dojść na chirurgię.
Zatrzymała ją dopiero lekarka w drzwiach bloku operacyjnego.
– Przepraszam, co się dzieje?! Tam nie wolno wchodzić.
Beyre aż nabrała gwałtownie powietrza, ale wtedy zaczęła kaszleć. Wreszcie wysyczała wściekle:
– Nazywam się Darth Beyre, jestem Sithem, uczennicą Imperatora i dowodzę flotą całych Terytoriów Zewnętrznych…
Lekarka stała bez ruchu. Nie miała zamiaru zejść Beyre z drogi.
– Mój adiutant został ciężko ranny w zamachu. Trzeba go operować, najlepiej niech go operuje ordynator. Natychmiast!
Lekarka przesunęła dźwignię i drzwi się rozsunęły.
– Dobrze. Zaraz się nim zajmiemy. Ale ty, pani, musisz zaczekać tutaj.

Beyre już kilka godzin spędziła na korytarzu. Nie weszła salę operacyjną, bo wiedziała, że rozprasza ludzi. Mało kto umiał efektywnie pracować w jej obecności.
Siedziała na ławie pod ścianą, po męsku, pochylona do przodu z łokciami opartymi na rozstawionych kolanach. Włosy rozsypywały się jej na twarz, schowaną w dłoniach. Znowu miała swoje czarne rękawice, które zabrała z ziemi, kiedy sanitariusze przekładali Pietta na nosze.
Coraz gorzej się jej oddychało. Wdychane powietrze drapało w gardle i zaczynała się krztusić. Kiedy już myślała, że się udławi, przechodząca obok lekarka spytała:
– Czy mogę jakoś pomóc, pani?
– Odejdź, bo zabiję – wychrypiała.
Zdenerwowało ją to na tyle, że przez moment poczuła się lepiej.
Wreszcie operacja się skończyła i Beyre mogła porozmawiać z chirurgiem.
– Będzie żył, zupełnie wróci do siebie. Przewozić?! Teraz? Ależ to niemożliwe. Na niszczyciel? Wierzę, że dobre warunki, ale wyposażenie izby chorych na okręcie i naszej kliniki… No, skoro tak mówisz, pani. Nie wiem, nie mam pojęcia. Oczywiście, natychmiast, o każdej porze – potwierdził jeszcze, że skontaktuje się z nią, gdyby stan Pietta pogorszył się albo poprawił na tyle, żeby można go było zabrać na „The Shadow”.
– Niech wasza radiostacja wywołuje niszczyciel. Potem niech łączą z Darth Beyre, na prywatny komunikator – wskazała na bransoletę.
Chirurg skinął głową, nawet nie wiedząc, jaki zaszczyt go spotyka.
Beyre zjechała windą na parter i zeszła po szerokich marmurowych schodach. Czekający w hallu szturmowcy zerwali się na jej widok i wyprężyli na baczność.
– Wyzdrowieje – powiedziała.
Sprawiła jej przyjemność ulga, która odmalowała się na ich twarzach. Ale znowu się zakrztusiła. Kaszląc, wybiegła na zewnątrz, za szybko jak na automatyczne drzwi. Żeby się nie uderzyć rozsunęła je Mocą tak, że aż iskry trzasnęły na szynach.

Kiedy tylko Beyre weszła na mostek dopadli ją łącznościowcy. Tbira, gubernator Chandrilii, czekał przy holokamerze w swoim biurze już od iluś godzin, żeby z nią porozmawiać. Kazała go odprawić. Pewnie będzie się tłumaczył z niedostatecznej ochrony Centrum.
Nie lubiła Tbiry. Był to śliski karierowicz, który wypłynął po wojnach klonów. Nic ciekawego.
Śledztwo na planecie szybko postępowało. Szturmowcy z gwardii przybocznej złapali przy tunelu nie jednego, ale dwóch zamachowców. Młodzi i niedoświadczeni, najpierw popełnili kilka głupich błędów, a potem spanikowali. Teraz trzeba było się dowiedzieć kto ich zachęcił do podłożenia bomby.
Beyre wydała najważniejsze rozkazy i zamknęła się u siebie. Weszła tylko do gabinetu, nie chciało jej się iść dalej. Klęknęła, opierając się rękami o podłogę. Dławiła się suchym, paskudnym kaszlem. Usiłowała się skoncentrować, ale za bardzo drapało ją w gardle. Zamiast mijać, narastało.
Uduszę się, cholera.
W końcu wyciągnęła z kieszeni ładne, kolorowe pudełeczko. Popatrzyła na tabletkę jak na truciznę. To lekarstwo przeciwuczuleniowe można było kupić w każdym supermarkecie galaktyki. Problem w tym, że Beyre nie miała zwyczaju brać żadnych lekarstw. Chyba, że była ciężko ranna.
Odchrząknęła i połknęła pigułkę. Kiedy po kwadransie zaczęło działać, Beyre nie zapalając światła ściągnęła z siebie ubranie i rzuciła je na podłogę. Robot jutro posprząta. Zwinęła się w kłębek na siedzisku naprzeciwko okna i schowała z głową pod miękki, czarny koc. Usnęła z poczuciem klęski i przekonaniem, że wcale nie musiała się leczyć, mogła przeczekać.
• • •
Profesor Nur’chadaa’ah został zaproszony na długą rozmowę do szefa policji. Obecny przy niej imperialny oficer najpierw tylko słuchał, a potem zasugerował, że polityczne awantury mogą być niebezpieczne dla awanturników i ich rodzin. Następnie fizyka wypuszczono, ale poproszono o nieopuszczanie Chandrilii.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.