Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jewgienij T. Olejniczak
‹Riffy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułRiffy
Opis„Riffy” to już czwarte (po „Sztucznych palcach”, „Czarnym punkcie” i „Pasażerze”) opowiadanie krakowskiego pisarza z rocznika ’72, które publikujemy na naszych łamach. Jednocześnie jest ono najmroczniejsze z dotychczasowych, dla czytelników o raczej mocnych nerwach.
Gatunekgroza / horror

Riffy

« 1 8 9 10
Poprzedniego wieczoru, po wielu godzinach wahań i walki z samym sobą, podjąłem wreszcie decyzję. Zadzwoniłem do Miodraga i poprosiłem go spotkanie. To był z całą pewnością najtrudniejszy telefon w moim życiu. Słowa ledwie przechodziły mi przez gardło. Najprostsze słowa. Cześć, chłopie. Co tam u ciebie? Może się spikniemy?
Odpowiedział tym samym bezbarwnym, syntetycznym głosem, jaki nagrał się na mojej poczcie. Cześć. Po staremu. W czym problem? Z początku nie chciał nawet słyszeć o spotkaniu, zgodził się dopiero wtedy, kiedy wyjaśniłem, o co mi chodzi. Powiedział, żebym przyjechał pod jego blok o dziewiętnastej i czekał. Cała rozmowa trwała najwyżej dwie minuty, ale ja byłem mokry, jakbym przebiegł właśnie dziesięć kilometrów w czterdziestostopniowym upale.
A więc klamka zapadła.
Kiedy wjechałem na osiedle Na Stoku, była 18:43. Minąłem sklep, kosmiczny kościół, potem ABC, pod którym stał samochód firmy Justus, następnie skręciłem w prawo i wjechałem powoli między bloki. Zaparkowałem najbliżej, jak tylko się dało, niemal pod samą klatką. Zapaliłem papierosa i uchyliłem lekko szybę. Ciemność i gęsty śnieg nie pozwalały dojrzeć, czy ktoś stoi w pobliżu. Światło reflektorów grzęzło w mroku, nie wyławiając żadnych kształtów. Włączyłem radio, ale niemal natychmiast je zgasiłem. Byłem cały spocony. Rozpiąłem kurtkę, pod którą miałem jeszcze gruby polar.
Czekałem.
Jakże chciałem już mieć to z głowy! Wrócić do domu, napuścić gorącej wody do wanny, otworzyć piwo, włączyć telewizor, obejrzeć jakiś głupi program o rywalizacji kucharzy albo tancerzy. Wiedziałem jednak, że nigdy się od tego całkowicie nie uwolnię. To się ode mnie już nie odczepi.
– Masz przesrane – powiedziałem sam do siebie.
18:57.
Zaczerpnąłem głęboko powietrza. Serce odrobinę zwolniło, ale niepokój pozostał. Miałem wrażenie, że jestem obserwowany. Tak, to się dało odczuć. Koleś na pewno patrzy na mnie przez okno albo stoi gdzieś z tyłu, niewidoczny w ciemnościach. Bawi się ze mną. Nerwowo zerkałem we wsteczne lusterko, gasiłem i zapalałem papierosy. 19:03. Chyba mi o dwie minuty śpieszy. Zacząłem bębnić palcami po kierownicy, pogwizdując dla dodania sobie odwagi. Potem wsadziłem spoconą dłoń do kieszeni kurtki i dotknąłem palcami zimnego metalu. Wszystko będzie w porządku, pomyślałem. Przecież się zgodził, prawda?
O 19:11 usłyszałem głos elektrycznej gitary Miodraga. Po plecach przeszedł mi lodowaty dreszcz.
Przytłumiony dźwięk, ale przecież grę Jugola rozpoznałbym wszędzie. Wiosło w rękach geniusza. To już nie były nawet sola. Geniusze nie grają solówek. Monotonne, ciężkie riffy brzmiały tak, jak gdyby Miodrag postanowił zagrać na rozstrojonej gitarze. Szarpiące nerwy współbrzmienia, hipnotyczny rytm – tak musi muzykować sam diabeł. Słuchałem, zafascynowany, niemal zapominając, po co tu przyjechałem. Wyobraziłem sobie Jugola, siedzącego na tapczanie, oświetlonego jedynie blaskiem z ekranu telewizora, z głową przy samym gryfie gitary, oczy zamknięte, włosy opadają na twarz. A wszystkie cztery ściany i sufit oblepione są pulsującymi człekopodobnymi istotami.
Minęło kilka minut, nim się otrząsnąłem i wyjąłem telefon, żeby przypomnieć Miodragowi o naszym spotkaniu.
Już wystukiwałem numer, kiedy nagle rozległo się pukanie w szybę. Spojrzałem w lewo i omal nie wrzasnąłem. Strach był jak uderzenie prądem.
Spoglądała na mnie twarz nachylonego do okna Miodraga Kranjcara. Jego nos niemal dotykał uchylonej odrobinę szyby. Jugol stał tuż obok mnie.
Tyle że muzyka wciąż rozbrzmiewała.
Kto w takim razie grał na gitarze?
Chciałem włączyć silnik i odjechać stamtąd jak najprędzej, ale sygnał z mózgu nie dotarł do rąk. Siedziałem jak sparaliżowany, trzymając w palcach dymiącego papierosa. Riffy brzmiały teraz jakby ktoś wrzucił radio do wody. Dźwięki zniekształcone, rozciągnięte, pozostawiające po sobie osobliwy pogłos. Muzyka piekieł.
Wreszcie przełamałem ten bezruch. Powoli, bardzo powoli zgasiłem fajkę. Potem opuściłem szybę do samego dołu.
– Cześć – powiedziałem przez ściśnięte gardło.
Nie odezwał się. Patrzył na mnie bez emocji, twarz miał nieruchomą. Jego oczy były puste jak ślepia jakiegoś podmorskiego stworzenia.
– Przyjechałem. Zgodnie z umową.
Wciąż milczał.
Położyłem prawą dłoń na kolanie i powoli przesunąłem w stronę kieszeni kurtki. Trzęsła się i byłem wściekły, że nie umiem nad tym zapanować. Że nie potrafię ukryć swojego strachu.
– Będzie między nami zgoda? – spytałem.
Cisza.
Odchrząknąłem. W ustach miałem tak sucho, że nie mogłem przełknąć śliny. Jeszcze w domu planowałem zapytać go o Emilię, o pogrzeb, o chorobę nerek, ale najwyraźniej przeceniłem swoją odwagę.
Dłoń znalazła się w kieszeni i zacisnęła na metalu.
– Przywiozłem ci… – głos odmówił mi posłuszeństwa.
Z sercem bijącym jak trashowy perkusista wyjąłem z kieszeni klucz od piwnicy i nie patrząc Miodragowi w oczy, wystawiłem go przez okno.
– Możesz przyjeżdżać i grać, kiedy tylko chcesz – powiedziałem. – Piwnica jest twoja.
Wykrzywił usta, odsłaniając zęby.
– Między nami zgoda? – spytałem raz jeszcze.
Ledwie dostrzegalnie skinął głową. Potem odebrał ode mnie klucz.
– Po staremu? – nalegałem. – Jesteśmy kumplami?
Ale on już odwrócił się do mnie plecami, by po chwili zniknąć w ciemnościach.
23
Teraz siedzę w domu, zamknięty w swoim pokoju, otoczony pustymi puszkami po piwie. Niedługo minie tydzień od tamtego spotkania. Kawał czasu, jeśli ani przez chwilę nie przestaje się o nim myśleć.
Przychodzi codziennie i siedzi w piwnicy po kilka godzin. Nie widujemy się, ani razu nie zszedłem na dół. Nawet nie wyglądam przez okno, kiedy wychodzi. Mam tylko nadzieję, że nie żywi już do mnie urazy i że nie zrobi krzywdy swojemu kumplowi. Wspólnikowi, można by rzec.
Nie reaguję na dzwonek telefonu. Mam już kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Boję się pytań o Tamarę. Wiem, że zaginęła, chociaż nikt mi jeszcze o tym nie powiedział. Po prostu wiem.
Telewizor nastawiłem teraz na cały regulator, żeby nie słyszeć dobiegających z dołu drapieżnych riffów oraz kolczastych jak gniazda drutu solówek.
Podziemny łoskot, niczym odgłosy z fabrycznej hali.
Z papierosem w ustach patrzę w ekran telewizora. Katastrofy lotnicze. Ten odcinek już widziałem. Bagno wchłonęło czterdziestosześciotonowy samolot. Spadł zaraz po starcie. Rozbił się na tysiące kawałków o skalne dno. Uderzył z szybkością ośmiuset kilometrów na godzinę. Ekipy ratownicze przeszukują bagno, a po przerwie na reklamy zgromadzi się pewnie grupa dochodzeniowa, żeby wyjaśnić przyczyny.
Trzęsącą się ręką odkładam papierosa na brzeg przepełnionej popielniczki.
Czekam.
koniec
« 1 8 9 10
12 lutego 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Albo krócej, albo dłużej
— Wojciech Gołąbowski

Pasażer
— Jewgienij T. Olejniczak

Czarny punkt
— Jewgienij T. Olejniczak

Sztuczne palce
— Jewgienij T. Olejniczak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.