Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jewgienij T. Olejniczak
‹Czarny punkt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułCzarny punkt
OpisKtóż z nas nie napotkał na stojący przy drodze Czarny punkt? A są tacy, co obok niego wciąż mieszkają…
Gatunekgroza / horror

Czarny punkt

1 2 3 4 »
– Zdarzył się wypadek – odezwał się wreszcie, wciąż wpatrzony w ekran, na którym pojawiły się cztery odpowiedzi do wyboru. – Pewnie wiesz. Są dwa trupy.

Jewgienij T. Olejniczak

Czarny punkt

– Zdarzył się wypadek – odezwał się wreszcie, wciąż wpatrzony w ekran, na którym pojawiły się cztery odpowiedzi do wyboru. – Pewnie wiesz. Są dwa trupy.

Jewgienij T. Olejniczak
‹Czarny punkt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułCzarny punkt
OpisKtóż z nas nie napotkał na stojący przy drodze Czarny punkt? A są tacy, co obok niego wciąż mieszkają…
Gatunekgroza / horror
1
O tragicznym wypadku na zakręcie szosy Alicja dowiedziała się prawdopodobnie jako ostatnia – z ust pani Burskiej, swojej najbliższej sąsiadki i przyjaciółki, do której jak co dzień wstąpiła na przedpołudniową kawę. Wspólna kawa to był ich prawdziwy babski rytuał. Zawsze po śniadaniu, jeśli tylko nie padało, Alicja zabierała psa na długi spacer wzdłuż kolejowego nasypu, do stawu i z powrotem, by około jedenastej palić już pierwszego papierosa w wąskiej kuchni na tyłach starego, parterowego domu, gdzie pani Burska i jej cokolwiek ponury mąż spędzali większą część dnia. Pies znikał wtedy pod stołem, mężczyzna wychodził do zapuszczonego ogrodu, a kobiety miały pół godziny dla siebie. Ich rozmowy dotyczyły przeważnie pogody i tego, co wydarzyło się w ostatnim odcinku telewizyjnego serialu. Całkiem niedawno pojawił się jednak temat, który zdominował wszystkie inne: w nowo otwartej świetlicy mieszkańcy wsi przygotowywali teatralny spektakl. Alicja grała w nim jedną z głównych ról.
– Przynajmniej coś się dzieje – mawiała od kilku dni pani Burska, która również uczestniczyła w przedsięwzięciu. Miała przygotować kostiumy i afisz. -W takim miejscu można oszaleć z nudów.
Dziewczyna zgadzała się z nią całkowicie. Zawsze zgadzała się ze swoją sąsiadką.
Ale tego pochmurnego dnia zdarzyło się coś naprawdę niezwykłego, coś dużo bardziej dramatycznego niż amatorskie przedstawienie teatralne. Alicja poczuła to, gdy tylko znalazła się na żwirowej ścieżce prowadzącej do domu państwa Burskich i ujrzała, że gospodyni, ubrana jedynie w ciemnoczerwony szlafrok, czeka na nią przed frontowymi drzwiami, mimo zimna i wiatru, który niemal spychał ją z ganku. Już z daleka widać było, jak bardzo jest zniecierpliwiona i podekscytowana.
– Jesteś nareszcie – powiedziała, kiedy dziewczyna znalazła się przy niej. – Słyszałaś o wypadku?
– Że co?
– Nie słyszałaś? – zdziwiła się pani Burska. – Był straszliwy wypadek na szosie. Podobno jest mnóstwo zabitych.
Alicja stanęła jak wryta, machinalnie nadstawiając do pocałunku zimny policzek.
– Jaki wypadek? – spytała niezbyt przytomnie.
– Dokładnie ci nie powiem. Podobno rozbił się autokar z niemieckimi turystami. Makabra. Dzwonił Aleksander, ale niewiele się w sumie dowiedziałam, bo się bardzo śpieszył. Wszyscy tam poszli: Mostowiak, Krawczykowa, nawet ksiądz proboszcz, a wiesz przecież, jakie ma problemy z tą swoją nogą.
– Gdzie poszli? A co z próbą? Przecież dzisiaj o szesnastej piętnaście jest próba.
– Wszyscy poszli na miejsce wypadku – odparła sąsiadka. – To przy t y m zakręcie.
Sposób, w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie, sprawił, że Alicja poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Przywołała psa, który tarzał się w wysokiej trawie przy drucianej siatce i, nie wiadomo po co, zapięła mu smycz.
– Chodź, skarbie, do kuchni, napijemy się kawy – powiedziała pani Burska, chwyciwszy ją pod ramię. – Strasznie tutaj wieje. Naprawdę nic nie wiesz, czy tylko się zgrywasz?
Alicja dała się poprowadzić do środka, nie zadając po drodze żadnych pytań. Przekroczyły próg, przeszły przez ciemną sień i znalazły się w kuchni, gdzie przy stole obok okna siedział już pan Burski, sztywny i uroczysty, podobny do wyschniętej mumii. Swoim zwyczajem nie odezwał się ani słowem na widok gościa.
Pomimo niewielkich rozmiarów, kuchnia była miejscem, w którym państwo Burscy przebywali najchętniej. To tutaj biło zakopcone serce domu. Pokoje obok służyły wyłącznie do spania, a i to rzadko, ponieważ gospodarze od lat cierpieli na bezsenność. Nawet telewizor postawili sobie obok lodówki, przez co w kuchni zrobiło się jeszcze mniej miejsca.
– To ile jest ofiar? – spytała Alicja, siadając na krześle, z którego musiała usunąć najpierw stertę śliskich czasopism o gotowaniu i modzie. Pies położył się przy jej nodze ze smyczą w zębach.
– Trzy albo cztery – odparła pani Burska.
– Mówisz, że sami Niemcy?
– Chyba tak. Albo może Szwedzi. Mówił mi, ale nie pamiętam. Zresztą, cóż to za różnica?
– Właściwie żadna.
– Ksiądz zna chyba trochę niemiecki – powiedziała gospodyni po chwili zastanowienia. – Kilka razy jeździł do NRD.
Była starsza od Alicji o jakieś trzydzieści lat, miała w sobie jednak tyle energii, że dziewczyna wydawała się przy niej dziwnie spowolniona. Rozrzucając poły szlafroka, podeszła teraz do kuchenki, postawiła pękaty czajnik, a następnie z szuflady kredensu wyjęła paczkę mentolowych papierosów i, nie częstując przyjaciółki, zapaliła jednego od gazowego płomyka. Jej mąż już kopcił, zaciągając się ile sił w płucach i pokasłując regularnie, jakby chciał wszystkim przypomnieć o swojej obecności. Był to drobny mężczyzna po sześćdziesiątce, całkowicie łysy, z siną twarzą i zapadniętą klatką piersiową. Biały podkoszulek opinał jego ciało ściśle jak bandaż.
– Makabra – westchnęła pani Burska. – Aleksander zadzwonił po dziesiątej, kiedy byłam w ogrodzie, a potem drugi raz za dwadzieścia jedenasta. Powiedział, że takiego wypadku jeszcze tutaj nie było. Po prostu coś strasznego.
– Nie wiem, czemu Bóg pozwala na takie rzeczy – rzekła Alicja.
Tak naprawdę zastanawiała się jednak, dlaczego nikt nie uznał za stosowne zadzwonić również i do niej. Przecież miała w domu telefon, a do wypadku doszło nad ranem, zanim jeszcze wyszła na spacer. Nie jest przyjemnie dowiadywać się o t a k i e j sprawie na samym końcu. Poczuła się wykluczona.
– Bóg nie ma tutaj nic do rzeczy – burknął pan Burski ze swojego krzesła. – To niebezpieczny odcinek. Dawno już powinni coś z tym zrobić, tyle że jak zwykle nie mają pieniędzy. Nawierzchnia wygląda okropnie, a zakręt trzeba poszerzyć albo bardziej ściąć. Takie jest moje zdanie.
– Racja – przytaknęła żona. – Jak to nazwali?
– Czarny punkt – wyszeptała Alicja.
– No właśnie.
Ten krótki, może kilometrowy odcinek „krajówki” między drewnianym kościołem a warsztatem samochodowym na pierwszy rzut oka nie wydawał się ani bardziej, ani mniej niebezpieczny niż reszta trasy. Asfaltowa droga przecinała płaskie, puste pola, gdzie było chyba więcej słupów wysokiego napięcia niż drzew, a potem zakręcała i przez kilkaset metrów biegła prosto jak strzelił wzdłuż kolejowego nasypu. Nie było tutaj żadnych domów ani gospodarstw, na poboczach w ogóle nie spotykało się ludzi, tylko czasami kościelny przejeżdżał na rowerze w drodze do sąsiedniej wsi, gdzie robił zakupy i wypijał dwa piwka.
A jednak w przeciągu ostatnich trzydziestu lat zdarzyło się na tej trasie kilkadziesiąt wypadków, w których zginęło w sumie dwadzieścia osiem osób, a przynajmniej trzy razy tyle zostało rannych.
Informowała o tym sporej wielkości jaskrawopomarańczowa tablica, ustawiona sto metrów przed kościołem jako znak ostrzegawczy.
Najbardziej niebezpieczny był oczywiście zakręt. Prawie dziesięć lat temu pan Burski skasował w tym miejscu swojego czerwonego poloneza, gdy po pijaku wracał z imienin u szwagra. Była lutowa noc, odwilż, asfalt błyszczał od deszczu w świetle reflektorów. Pan Burski kręcił gałką radia, próbując znaleźć stację, która nie nadawałaby jazzu ani muzyki poważnej. Zanim mu się to udało, stracił panowanie nad kierownicą. Żona siedziała wtedy obok niego i chociaż miała zapięte pasy, nie uniknęła obrażeń. Do dzisiaj pozostały jej na ciele brzydkie blizny, które – jak tylko mogła – starała się ukryć.
– No to nici z dzisiejszej próby – powiedziała teraz. – Narobiłam się przy tych kostiumach jak głupia.
– Dla mnie to był od razu poroniony pomysł – rzekł mężczyzna. – Zwykłe zawracanie głowy.
– Odrobina kultury nikomu jeszcze nie zaszkodziła – powiedziała Alicja, cytując niemal dokładnie słowa Aleksandra. Podniosła do ust szklankę i upiła łyczek gorącej kawy. – A teatr, zwłaszcza romantyczny – dodała po chwili – pomaga wznieść się człowiekowi na wyższy poziom duchowy.
– Od tego jest telewizja, moja panno – odparł Burski. – O ile się nie mylę, teatr puszczają w poniedziałki na jedynce.
– Tylko że ty oglądasz w tym czasie sport albo ten program kryminalny – zauważyła jego żona. – Wiesz, że nie ma już papierosów?
– No i co w związku z tym? – spytał mężczyzna..
– Trzeba kupić nowe.
– Ja nigdzie nie idę. Wybij to sobie z głowy.
– Same się tutaj nie zjawią.
– Też tak myślę.
To już także był mały rytuał. Państwo Burscy nie znali litości. Mniej więcej co drugi dzień kończyły im się papierosy i odgrywali przed dziewczyną zawsze tę samą scenę, w której jedno usiłowało nakłonić drugie do wyjścia z domu po nową paczkę. Alicja znała na pamięć nie tylko każdą kwestię i pauzę, ale nawet kolejność pojawiania się ich w dyskusji, przestała więc słuchać, zajmując się własnymi myślami i tylko od czasu do czasu potakując, gdy pani Burska spoglądała na nią, aby znaleźć poparcie dla swoich argumentów.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Albo krócej, albo dłużej
— Wojciech Gołąbowski

Riffy
— Jewgienij T. Olejniczak

Pasażer
— Jewgienij T. Olejniczak

Sztuczne palce
— Jewgienij T. Olejniczak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.