Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Zimniak
‹Sny Marcina›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Zimniak
TytułSny Marcina
OpisMagdalena Zimniak pisze nieprzerwanie od czterech lat. Jej opowiadania ukazywały się w „Akancie” i „Magazynie Fantastycznym”. W sierpniu 2008 debiutowała na rynku powieściowym książką „Szlak”. W ubiegłym roku została laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne ogłoszonego przez agencję literacką Pal Twins i Związek Literatów Polskich. Ukończyła wydział anglistyki na Uniwersytecie Warszawskim i prowadzi własną szkołę językową. W życiu prywatnym szczęśliwa żona i matka dwóch ślicznych córek. Interesuje się psychologią i uwielbia jazdę na nartach.
Gatunekgroza / horror

Sny Marcina

« 1 2 3 4 6 »
Być może mu się przyśniło, a może matka po prostu grała, chcąc coś przed nim ukryć. Nie wierzył jej już bezgranicznie jak kiedyś. W każdym razie szczegóły zamazywały się, a wspomnienie o pogrzebie przypominało koszmary cmentarne. Zadrżał lekko, nie chcąc wracać do nich myślą. Wolał już reminiscencje z dzieciństwa, chociaż nie było w ścisłym znaczeniu tego słowa szczęśliwe. Ojciec, wykładowca fizyki na uniwersytecie, często wracał do domu pijany, awanturował się, bił matkę, rzadziej jego. Marcin jednak rozwijał się prawidłowo, zresztą był pewien, że życie w każdym domu wygląda podobnie. Łatwo nawiązywał kontakty z rówieśnikami, przedszkolanki chwaliły go za chłonny umysł i ciekawość świata. Mama każdego ranka, zanim odprowadziła go do przedszkola, powtarzała, że nie wolno mówić, co dzieje się w mieszkaniu, groziła jakąś straszliwą karą z niebios, gdyby wyniósł to na zewnątrz. Wzruszał tylko ramionami. Oczywiście widmo kary robiło wrażenie, ale tak czy inaczej awantury domowe nie wydawały się najciekawszym tematem do rozmów. Któregoś dnia, Marcin chodził już wtedy do pierwszej klasy, ojciec zniknął. Mama powiedziała, że odszedł z inną kobietą, wydawała się smutna. Chłopiec nie rozumiał tego smutku, ale próbował na swój dziecięcy sposób pocieszyć najważniejszą kobietę w życiu.
• • •
Matka weszła do pokoju. Marcin zadrżał, patrząc na nią.
– Nie śpisz już? – powiedziała, prześlizgując się po synu spojrzeniem. – Już siódma, wstawaj.
Wysunęła się na korytarz, nieco za głośno zamykając drzwi. Coś w nią wstąpiło, przypominała siebie z okresu, kiedy ojciec ich zostawił. Dawno tak nie wyglądała.
Chłopak wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Był dość wysokim jak na swój wiek, szczupłym brunetem o delikatnej twarzy i ogromnych czarnych oczach. Słyszał niejednokrotnie, jak dziewczyny, śmiejąc się, mówiły, że jest ładny. Nie lubił tego określenia, uważał, że nie pasuje do mężczyzny. Mężczyzna mógł być przystojny, ale powinien przede wszystkim odznaczać się siłą. Dlatego Marcin od dwóch lat regularnie ćwiczył na siłowni. Wzruszył ramionami, szybko przemył twarz i skierował się do kuchni.
Na stole jak zwykle stało przygotowane śniadanie, ale matki nie było. Przez chwilę miał ochotę ją zawołać, chciał, żeby z nim posiedziała przy posiłku, lecz zrezygnował. Kiedy tak wyglądała, należało zostawić ją w spokoju.
• • •
Wtedy, jako siedmioletni chłopiec, jeszcze o tym nie wiedział.
– Mamusiu – powiedział, obejmując jej szyję rączkami. – Nie płacz, teraz jest nam lepiej. Tata nas bił.
Strząsnęła brutalnie dłonie syna.
– Co powiedziałeś? – zasyczała, wbijając spojrzenie piwnych oczu w źrenice chłopca.
Marcin cofnął się. We wzroku matki dostrzegł coś, co go przeraziło. Nigdy do tej pory nie bał się jej, nawet kiedy straszyła makabryczną, abstrakcyjną karą. Łagodna i śliczna, ciemnowłosa i ciemnooka, dość wysoka i szczupła, o klasycznych, regularnych rysach twarzy, zawsze wydawała się azylem i ukojeniem. Teraz jednak, z potarganymi włosami i szaleństwem w oczach, nasuwała skojarzenie z czarownicami z bajek, które sama mu opowiadała. Marcinem wstrząsnęło poczucie winy. Jak mógł tak pomyśleć? To przecież jego mamusia, jest tylko smutna. Postąpił krok do przodu.
– Powiedziałem, że tata nas bił, a teraz…
Nie dokończył, bo kobieta chwyciła go za drobne ramiona i potrząsnęła z całej siły.
– Bił cię, kiedy na to zasługiwałeś – syczała, nie podnosząc głosu. – Teraz też zasługujesz.
Otwartą dłonią uderzyła go w policzek. Opuściła ręce i Marcin pomyślał, że to już wszystko. Mylił się jednak.
– Połóż się i ściągnij majtki.
Ojciec używał takich samych słów i nawet jej głos wydał się chłopcu podobny do głosu mężczyzny, który już z nimi nie mieszkał. Nigdy nie przeciwstawiał się tacie, nie przyszło mu też na myśl przeciwstawić się matce. Posłusznie wykonał polecenie i odwrócił głowę, obserwując ją. Kobieta rozejrzała się niepewnie. Ojciec zawsze nosił pas, który ściągał w takich sytuacjach. Ona miała na sobie obcisłą sukienkę.
– Zostań – powiedziała rozkazująco i wyszła z pokoju.
Wróciła po chwili, przynosząc skakankę, na której ćwiczyła, żeby utrzymać linię. Zamachnęła się i pierwsze uderzenie smagnęło obnażone ciało piekącym bólem. Nie liczył razów, nie krzyczał. Za czasów ojca też nigdy nie krzyczał.
Potem siedziała, tuląc go w objęciach, przemawiając czułymi słowami, a on pozwalał się pieścić i całować. Na powrót wydawała się dobrą wróżką, ukojeniem i azylem.
Skończył śniadanie, włożył naczynia do zmywarki i zamiótł dokładnie podłogę. Łazienka była zajęta, więc zrezygnował z umycia zębów, nie chciał pospieszać matki. Chwycił plecak i kładł już rękę na klamce, kiedy drzwi toalety się otworzyły i ciemnowłosa kobieta wyszła do przedpokoju. Wbrew sobie wpatrywał się w jej twarz, nie odrywając wzroku. Minęło osiem lat, a ona wyglądała tak samo jak wtedy: czarownica z włosami w nieładzie i szaleństwem w oczach.
– Co się tak gapisz? – Jej głos był schrypnięty, a mięśnie napięte.
Marcin wyrwał się z odrętwienia.
– Nic. Cześć, mamo – rzucił swobodnie i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, wypadł z mieszkania.
• • •
Oczywiście tamto lanie osiem lat temu nie było jedynym. Podobne przypadki powtarzały się nieregularnie i były zupełnie nieprzewidywalne. Czasem matka biła go za bałagan w pokoju, innym razem za uwagę w dzienniczku, ale zdarzały się też razy skakanką za krzywe spojrzenie czy niewłaściwie użyte słowo. Zawsze po tym następowały łzy, pocałunki i czułe objęcia. Trudno powiedzieć, że Marcin wybaczał; uważał, że nie ma nic do wybaczenia. Za każdym razem zasługiwał na karę, a miłość, którą potem mama okazywała mu ze zdwojoną siłą, wynagradzała ból. Naprawdę ta śliczna, ciemnowłosa kobieta o łagodnych piwnych oczach, kojącym dotyku i słonecznym uśmiechu, była dobrą wróżką, wybawianiem i azylem.
• • •
Autobus nadjechał prawie pusty. Marcin wcisnął się w siedzenie i zapomniał o przeszłości. Pod powiekami czuł ziarenka piasku, więc zamknął oczy, niemal dając się uśpić łagodnemu kołysaniu pojazdu. Bezbłędnie jednak rozpoznał przystanek przed szkołą i raźnym krokiem opuścił autobus. Nie czuł już zmęczenia, jakby kilkuminutowy wypoczynek zregenerował dokładnie organizm.
Był w drugiej klasie gimnazjum według wielu rankingów uznawanego za najlepsze w Warszawie. Dostał się bez problemów do klasy matematycznej i radził sobie całkiem nieźle, chociaż paru jego kolegów miało opinię geniuszy nauk ścisłych, a on do nich we własnym mniemaniu nie należał. Pociągała go fizyka, początkowo opierał się, bo nie chciał w niczym przypominać ojca, ale matka wspierała jego pasję i uległ jej. Jeżeli miał jakiekolwiek braki w talencie, nadrabiał pracowitością i znajdował się w czołówce klasy z tego przedmiotu.
– Cześć – rzucił w szatni i po drodze do klasy pogrążył się w rozmowie na temat ostatniego eksperymentu, który przeprowadzali w ramach pracy domowej.
Pierwszą lekcją była fizyka, prowadzona przez wychowawcę, Piotra Cichowskiego, wysokiego mężczyznę o siwych włosach i niebieskich, rozbieganych, roztargnionych oczach naukowca. Ledwo Marcin zajął miejsce, rozległ się dzwonek. Nauczyciel jednak nie nadchodził, co wydawało się dość dziwne, zazwyczaj był punktualny. Nikt poza Marcinem nie zwracał na to uwagi, w klasie panował gwar, w powietrzu latały papierki, zdawało się, że uczniowie, włączając matematycznych geniuszy, świetnie się bawią.
Po pięciu minutach drzwi się otworzyły i gwar powoli ucichł. Wszedł Cichowski, ale nie był sam – prowadził śliczną blondynkę o figurze modelki i oszałamiającym uśmiechu. Marcin spojrzał i zabrakło mu oddechu. Miał wrażenie, że dziewczyna kogoś mu przypomina, ale pamięć nie potrafiła wyłowić żadnego konkretnego obrazu.
– To wasza nowa koleżanka, Monika Augustowska – przedstawił nauczyciel. – Przeprowadziła się z Krakowa i będzie chodziła do naszej klasy.
Uśmiech Moniki stał się jeszcze bardziej olśniewający. Podobnie jak inni, miała na sobie białą bluzkę i krawat, strój, który obowiązywał codziennie oprócz piątków, ale w połączeniu z granatową spódniczką do pół uda dodawał jej seksapilu. Po klasie ponownie przeszedł szmer.
– Spokój. – Cichowski podniósł rękę, uciszając uczniów. – Usiądź z Magdą – zwrócił się do dziewczyny i otworzył dziennik.
Nowa jednak nie ruszała się z miejsca.
– Która to Magda? – zapytała dźwięcznie i Marcina znów ogarnęło uczucie deja vu, jakby nie pierwszy raz słyszał ten głos.
– To ja – odezwała się niska szatynka z ławki stojącej w tym samym rzędzie, co ławka Marcina.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Niebezpieczne związki, mroczne tajemnice
— Agnieszka Hałas

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.