Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 1

« 1 2 3 4 5 6 9 »
Miała dwa – jeden załadowany do miotacza, drugi przy pasie. W tej chwili został ostatni, a i ten dogorywał. Za to człowiek, z którym miała walczyć, był uzbrojony po zęby. Z tego, co widziała, czego jak czego, ale narzędzi do zabijania to mu nie zabraknie. Nawet nie zaprzątała sobie głowy dywagacjami, co zrobiłaby, gdyby mogła użyć Mocy.
Powinna go zdjąć pierwszym strzałem, bo jeżeli wda się w dłuższą wymianę ognia, jej szanse spadną gwałtownie.
Taa… Jak to pięknie brzmi w teorii. Zdjąć pierwszym strzałem.
Bo człowiek ten był ubrany w częściową zbroję i hełm zakrywający twarz. Wiedziała, kim jest. Rozpoznała go za pierwszym razem, gdy wyczuła jego obecność.
• • •
Tymczasem Boba Fett minął ją, zatrzymał się pod ruinami mostka, zeskoczył ze skutera i uniósł ręce w górę.
– Pani, przychodzę z propozycją! – krzyknął przed siebie, w stronę gruzowiska.
Beyre, klęcząc za osłoną, przeniosła bezszelestnie ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
Gdyby chociaż miał plecak odrzutowy, może by się go dało jakoś celnym strzałem wysadzić w powietrze.
Poprawiła palec na spuście i przywarła jeszcze bliżej do muru, ignorując wbijający jej się w ciało drut zbrojeniowy. Fett zawahał się, rozejrzał uważnie po całej ulicy, następnie odwrócił prosto w jej stronę.
Co jest? Telepata czy jak? Bo Mocy to ty używać nie umiesz, przecież czuję.
– Nie oszukujmy się. Jesteś w sytuacji bez wyjścia. Zabicie mnie wiele ci nie pomoże, za to współpracując ze mną, niczym nie ryzykujesz.
Nawet nie próbuj, sukinsynu. Stój, gdzie stoisz.
– Jedi są teraz poza stolicą, ale to się może w każdej chwili zmienić. Jeżeli masz uciec, musisz to zrobić natychmiast. Mam statek i wiem, jak możesz się na niego dostać.
Tylko samobójca podchodziłby bliżej, pohamuj się, człowieku. O proszę, zatrzymał się, chyba jednak telepata. Zawodowiec po prostu.
– Mam osobistą urazę do Skywalkera i jednego z jego kumpli. Poza tym nie przepadam za Jedi. I jestem chwilowo bez pracy. Czy mogę już opuścić ręce? Te wyrzutnie na przedramionach to kawał żelastwa, mają swoją wagę.
Lepiej zdejmij hełm. Rozwiązałabym problem i nie musiałabym się zastanawiać. Że też cię jednak nie ubili razem z Jabbą, a takie ładne plotki swego czasu chodziły, nawet się wtedy trochę zmartwiłam.
Beyre nie była w stanie ocenić, czy łowca mówi prawdę. Znała ten typ ludzi, nie byli łatwi w manipulacji. W dodatku ten był ewidentnie wyszkolony w maskowaniu uczuć, zauważyła to już wcześniej. Ktoś, podejrzewała, że ojciec, uczył go tego od dzieciństwa.
Powoli wstała i wyszła zza muru z opuszczonym miotaczem. Boba Fett skłonił się krótko, po żołniersku. Odpowiedziała prawie niezauważalnie. Podeszła i stanęła naprzeciw niego w odległości dwóch kroków.
– Schowaj miotacz, pani, przyjemniej będzie się rozmawiało. Moje stalowe nerwy mają jednak ograniczoną wytrzymałość.
Beyre uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, ale wsunęła miotacz do kabury. Nie przypuszczała, żeby czas potrzebny jej na wyjęcie broni miał kluczowe znaczenie w pojedynku z łowcą nagród.
– A może uściśniemy sobie ręce na dobry początek i chwilowo założymy, że nikt nikogo nie zabija? – zaproponował Fett. – Do tej pory nasza współpraca przebiegała przecież wzorowo.
Nie dało się ukryć, że rzeczywiście te ich kilka spotkań na niszczycielu polegało na tym, że on dostawał zlecenie, a następnie był chwalony za jego wykonanie.
Chcesz ściskać za rękę Sitha? Jesteś odważny czy głupi? A może masz przygotowane zatrute ostrze?
– Zdejmij rękawicę – odezwała się po raz pierwszy od ich spotkania. W zasadzie to po raz pierwszy od bardzo dawna.
Łowca zdjął prawą rękawicę, podwinął rękaw na tyle, na ile mu pozwalała wyrzutnia, i powiedział:
– Zadowolona? Ale w takim razie nabrałem podejrzeń i liczę na wzajemność. Tak zresztą będzie o wiele grzeczniej – w jego głosie, nawet mimo zniekształceń przez głośnik hełmu, słychać było rozbawienie i to go uratowało.
Beyre też zdjęła rękawicę i wyciągnęła dłoń. Ściskając sobie ręce, patrzyli wprost na siebie. Beyre – w kamery hełmu, Fett – w oczy, ale nie wyczytał z nich wiele więcej.
– Czy teraz możemy już założyć, że nikt nikogo nie zabija?
– Chwilowo, jak wspomniałeś.
– Chwilowo – potwierdził Boba i cofnął dłoń. – Mój statek stoi w porcie towarowym na wschodnim krańcu tej dzielnicy, tuż nad rzeką.
Beyre skinęła głową. To był najbardziej zapyziały port, jaki udało jej się znaleźć. Mimo to nie wyobrażała sobie, jak miałaby się dostać do środka. To tam wystrzelała pół ostatniego magazynka, a za drugim razem udusiła pewnego Twi’leka, w ostatniej dosłownie chwili, kiedy próbował wezwać wsparcie. Dobry miała pomysł z tym, żeby nosić przy pasie cienki kawałek materiału, który wykorzystała jako garotę.
– Jak to sobie konkretnie wyobrażasz, Fett?
– Widziałem zabezpieczenia, kawał dobrej organizacyjnej roboty, nie da się ukryć. Ale znalazłem na nich sposób. To ich jedyny słaby punkt: nie spodziewają się, że nie będziesz sama.
Wsiadł na skuter i wskazał jej miejsce za sobą.
– Lecimy do pewnego magazynu w pobliżu portu. Tam ci pokażę, w jaki sposób przemycę cię na statek.
Beyre lekko wskoczyła na siodełko za plecami Fetta. Teraz nie miałaby wiele kłopotu z tym, żeby go zastrzelić. Zresztą zabić w inny sposób tym bardziej. Problem polegał na tym, że wcale już nie miała ochoty go zabijać.
To musi być pułapka. Idziesz w pułapkę jak małe dziecko.
• • •
Magazyn nie był duży. Akurat taki, że Fett mógł w nim zmieścić kontenery z zaopatrzeniem i lotoplatformę do ich transportu na statek.
Oraz rdzeń do hipernapędu.
– Możesz powtórzyć? – wycedziła Beyre, a jej ręka zaczęła wędrować kierunku kabury.
– Wiesz przecież, że mają wykrywacze żywych istot! Jedyny sposób to solidne ekranowanie. Masz pomysł na lepsze?
– Mam się w tym zamknąć? Z własnej woli dać się zapakować łowcy nagród w pudło do transportu? – wysyczała. – Może jeszcze kokarda i napis „Dla Jedi z okazji zwycięstwa”?
– Cieszę się, że potrafisz do tego podejść z poczuciem humoru – nie zabrzmiało to tak swobodnie, jak zapewne chciał.
Beyre aż zaniemówiła na chwilę. Już on zaraz pozna moje poczucie humoru.
Fett tymczasem, chcąc najwyraźniej okazać maksimum dobrych intencji, zdjął hełm.
Domyślała się, jak on wygląda, choćby dlatego, że przez pewien czas dowodziła oddziałami klonów. Ale w chwili, gdy zobaczyła twarz łowcy, uderzyło ją prawie namacalne, zesłane przez Moc wspomnienie.

Geonosis. Ciemny korytarz i nagle oślepiające słońce nad trybuną. Mace Windu z włączonym mieczem. Jango Fett kręci młynka miotaczem.
Skok za nim i mistrzem na arenę.

Samo wspomnienie trwało dosłownie ułamek sekundy, ale było tak silne, że oszołomiło ją na chwilę.
– Już ci tłumaczyłem: jeżeli będziesz chciała, możesz w każdej chwili wyjść, przecież plomb na ten rdzeń nie założę. Ale błagam, nie rozmyśl się, kiedy będziemy przechodzić przez kontrolę. Jeżeli już mam ginąć za Imperium, to w jakiś bardziej sensowny sposób.
Wiedziała, że żartami maskuje strach, ale teraz już była przekonana, że nagła możliwość ucieczki byłaby zbyt piękna, by okazała się prawdziwa.
Popełniłeś błąd, łowco. O jeden za dużo.
Błyskawicznym ruchem sięgnęła po miotacz i wycelowała go prosto między oczy Fetta.
– Pod ścianę, już! Odwróć się tyłem, ręce nad głowę, o tak, nogi szerzej. I ani drgnij!
Strzelaj, Beyre, na co jeszcze czekasz?!
Ale nie strzeliła. Stała tak z wycelowanym miotaczem i starała się gorączkowo zebrać myśli. Nie dało się ukryć, że teraz okoliczności do rozważań wydawały jej się znacznie bardziej komfortowe niż chwilę wcześniej.
Wsłuchała się w otoczenie magazynu. Nadal było pusto, na sąsiedniej ulicy przypadkowy przechodzień. Ani śladu wsparcia.
Wysłaliby go tak zupełnie samego? Podejrzewali mnie, że dam się nabrać na taką bzdurę?
– Pani, uważasz, że chcę cię sprzedać za ten – dosłownie słyszała jego uśmiech – milion kredytów? Zakładam, że za wywiezienie cię stąd też zostanę stosownie opłacony, prawda?
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

12 IV 2012   14:49:11

Cranberry w starej, dobrej formie, nie jestem co prawda fanem SW ale po przeczytaniu textu zastanawiam się co tę kobitkę tak doskonale konserwuje? jest jak wino...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.