Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7

« 1 4 5 6 7 8 11 »
Gdyby żył, nie stalibyśmy tu sobie tak spokojnie.
Han skinął głową, a ona mruknęła coś pod nosem po huttyjsku. Solo aż postukał się w głowę:
– A skąd ja mam wiedzieć, jakie są mandaloriańskie zwyczaje pogrzebowe? Guri, ja ledwie pamiętam, jak skurwysyn wygląda, a ty się mnie pytasz, jaką religię wyznawał!
– To chociaż chodźcie ze mną, zabierzemy go stąd.
– Ghhhrrrr? – wzruszył ramionami Chewbacca.
– Czasem trzeba zachować minimum przyzwoitości!
– Wrrrkh grr. Grrrrhhhhhhk wrkhh.
– I co z tego?!
– Chewie dobrze mówi! – wtrącił się Han. – Czy ty aby nie tracisz właściwych proporcji, Guri? On ci zabił chłopaka, to już nie były pogróżki nad wódką.
– Taka praca! Nie każdy zarabia na życie, wożąc wygodnie tyłek po Galaktyce z transportem wróżki w ładowni!
Wookiee zaryczał ostrzegawczo, a po chwili dodał coś, wskazując na Zantarę.
– Nie tylko przemytniczką, Chewie, nie tylko! – odpowiedziała dobitnie. – Idziemy, chłopaki. Zabierzemy stąd Bobę i załatwimy mu porządny pogrzeb. Był w końcu jednym z ludzi Sebulby.
– A co nas to obchodzi?
– Racja, was nie. Ale był też w grupie Jabby, tak jak wy.
– My nie byliśmy w żadnej grupie, gangu, mafii, czy jak wy się tam nazywacie! Zapamiętaj sobie, Guri, jedyną osobą, której rozkazów słucham, jestem ja sam!
– W porządku, już się ciebie nie czepiam. Spędziłeś trochę czasu na Tatooine, myślałam, że się czegoś nauczyłeś. Nie to nie, sama sobie poradzę!
Odwróciła się na pięcie i weszła na zasypane gruzem schody na piętro strażnicy. Han i Chewbacca popatrzyli na siebie niepewnie i poszli za nią.
Wnętrze budynku było doszczętnie zniszczone, z trudem przechodzili przez klatkę schodową zawaloną resztkami mebli i zerwanego podmuchem wybuchu stropu. Kiedy dotarli do najwyżej położonego pomieszczenia, zastali tam kilku szeregowców. Właśnie podnieśli betonową płytę, żeby dostać się do ciała, które leżało w paskudnej, nienaturalnej pozycji.
– Wynocha stąd! – krzyknęła najemniczka. – Nie dotykajcie go! Jeszcze tego brakuje, żeby ktoś obcy miał tego świra dotykać.
Żołnierze już mieli sięgnąć po broń, ale widząc Hana, spojrzeli na niego pytająco.
– Porucznik Zantara jest trochę zdenerwowana. Możecie nas zostawić samych?
Szeregowcy zasalutowali i wyszli, a Wookiee wymamrotał coś wyjątkowo wrednego.
– No właśnie, Guri. Trzeba nam było od razu powiedzieć, że ty masz spore doświadczenie w dotykaniu Fetta. To zmienia sytuację.
– Debil! – Zantara odwróciła się, tym razem naprawdę wściekła. – Jeżeli chcesz wiedzieć, nigdy w życiu nie daliśmy sobie nawet buziaka na do widzenia. Pewne rzeczy po prostu należy zrobić.
Uklękła przy Fetcie, przewróciła go na plecy i ostrożnie zdjęła hełm. Zaklęła. Ręce miała całe we krwi, więc sięgając do kieszeni po chustkę, umazała sobie nogawkę spodni. Wytarła choć trochę twarz łowcy i przysiadła na piętach, opuszczając bezwładnie ramiona, jakby nagle opuściły ją siły.
– Bo jak myślicie, chłopaki, kto mnie będzie zbierał z ziemi albo wyciągał ze spalonego „Troublemakera”? Ktoś z Tatooine, bo niby kto inny?
Chewbacca zaryczał cicho, przykucnął przy Guri i objął dziewczynę ramieniem. Han miał zrobić to samo, ale zrezygnował i tylko stał w ciszy nad nimi.
• • •
Darth Beyre szła korytarzem liniowca. Zwolniła, nie biegła już, wsłuchana w emanacje Mocy osób, których obecność wyczuwała przed sobą. Nie mogła wręcz uwierzyć, ale najwyraźniej ktoś tu próbował organizować samozwańczą grupę oporu. Ukryte za kolejnym zakrętem istoty szykowały się do walki. Niektóre z nich nawet robiły to z rutynowym skupieniem zawodowców, bez strachu.
Dla lady Sith priorytetem był pośpiech, a zatem minimum zdrowego rozsądku nakazywałoby zawrócić na klatkę schodową, zejść jeszcze jedno piętro i owszem, dostać się do obstawianego przez narwanych pasażerów hangaru, ale drogą na skróty – przez otwór wycięty mieczem w suficie. Nawet rąk nie musiałaby sobie poparzyć o nadtopioną stal, wystarczyłoby trochę wyżej podskoczyć.
Ale – Beyre cofająca się przed garstką cywilów? Wolne żarty.
Szła więc przed siebie w kierunku miejsca, gdzie w ciasnej przestrzeni między stalowym stropem a ozdobną podsufitką skulili się trzej spośród organizatorów zasadzki. Nie wszyscy byli w równym stopniu otrzaskani z sytuacjami zagrożenia, ale też żaden nie panikował.
Atakować Sitha, pomysł po prostu genialny – Beyre skrzywiła się w ironicznym uśmieszku.
Płynnym ruchem sięgnęła po miecz i włączając go, skoczyła przed siebie, sithowskim, efektownym susem. Jeszcze będąc w powietrzu, cięła miękki plastik.
Jednak podsufitka, zamiast tylko przepalić się w miejscu kontaktu ze świetlnym ostrzem, spadła na Beyre, uginając się elastycznie i oplątując ją jak sieć. Dziewczyna bluznęła po huttyjsku i błyskawicznie oswobodziła się, tnąc mieczem, po to tylko, żeby w ostatniej chwili stłumić w sobie odruch przecięcia nim również spadającego na nią ciężkiego, metalowego przedmiotu. Próba rozwalenia w ten sposób gaśnicy nie była chyba rozsądna.
Coraz bardziej wściekła Beyre odepchnęła od siebie Mocą gaśnicę i w ten sposób straciła ułamek sekundy, który wystarczyłby do okaleczenia co najmniej jednej ze skaczących z półki pod stropem istot. Zakotłowali się po podłodze, Sith w lodowatej furii, dwóch błękitnoskórych humanoidów i Bothańczyk w służbowym stroju firmy sprzątającej.
Beyre poczuła bolesne ukąszenia wyładowań, na ramieniu, udzie i ostatnie, wyjątkowo nieprzyjemne, pod jednym z lewych żeber. Kogo innego pozbawiłoby pewnie przytomności, ale serce posługującej się Mocą dziewczyny potrzebowałoby znacznie silniejszego bodźca, żeby stracić rytm. Dygocząc z odrazy, strząsnęła z siebie kudłatego Bothańczyka i w ostatniej chwili uniknęła ugryzienia w twarz jego ostrymi jak brzytwy kłami.
• • •
Anis Lai wychyliła się zza rogu. W ręku trzymała płaskie metalowe pudełko z monitorem, wyglądające jak damski aparacik holograficzny. Wysunęła z niego wąską lufę, załadowała dozownik z trucizną i uważnie wpatrując się w ekran celownika, usiłowała wykorzystać daną jej przez Kha’lera i gliniarzy okazję na strzał.
Jednak Beyre była ubrana w grubą mundurową kurtkę i szeroki płaszcz, próba trafienia jej przez ubranie nie powiodłaby się prawie na pewno. Pozostawały twarz, szyja i dłonie, ale te ostatnie chroniła czarna skóra rękawic.
No i przede wszystkim lady Sith poruszała się zbyt szybko. Jedna z wystrzelonych przez Anis igieł odbiła się od pasa, na którym zawieszony był karabin Beyre, a druga trafiła Bothańczyka, nie mogąc mu już jednak wyrządzić żadnej szkody zważywszy, w jakim znajdował się stanie. Trzecia i czwarta pomknęły w pustkę, mijając walczących.
Lai czekała, uważna i spokojna.
• • •
Beyre doprowadzona do szału świadomością, że nie dość, iż na własne życzenie wpakowała się w tę szarpaninę, to jeszcze znowu popełnia idiotyczne błędy, rozniosła przeciwników praktycznie na strzępy.
Kiedy wyłączała miecz, czuła tylko bardzo słabą obecność nieprzytomnego, ciężko rannego młodszego z humanoidów. Nie chciało jej się cofać, żeby go dobić. W zasadzie nawet nie żałowałaby, gdyby napastnik przeżył i czekał godzinami na pomoc.
Kopnęła z przejścia rozładowany policyjny paralizator i ruszyła w stronę rozwidlenia korytarza. Trójka pozostałych uczestników zasadzki trwała tam na stanowiskach, z uporem iście samobójczym i godnym lepszej sprawy.
• • •
Chemik stał w bocznym korytarzu. Patrząc na czekającego po przeciwnej stronie Tivokkę, wskazał dłonią najpierw na siebie, a potem na niego. Nieodstępująca naukowca Anis przygryzła usta, sięgając do skrytki w pasku po kolejną igłę.
Ustalając plan, mieli nadzieję, że równoczesne porażenie prądem z trzech paralizatorów po prostu musi odnieść widoczny skutek, nawet gdy ofiarą będzie Sith. Nic bardziej mylnego. Kobieta w czarnym płaszczu nie sprawiała w najmniejszym stopniu wrażenia zdezorientowanej czy obolałej.
Chemik się nie bał. Po prostu zbyt był skoncentrowany na tym, co ma się zdarzyć za chwilę.
• • •
« 1 4 5 6 7 8 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.