Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 1

1 2 3 10 »
Wniknąć w cudzą głowę i napić się. Spragnionego napoić. Opowiadam ludziom o tym, że potrafię czytać w myślach a oni mają mnie za szaleńca. Albo wzruszają ramionami. Przykładają mi ręce do czoła w poszukiwaniu zaginionej temperatury. Zmieniają temat. Klepią po plecach. Po powadze. Dowcipkują.

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1

Wniknąć w cudzą głowę i napić się. Spragnionego napoić. Opowiadam ludziom o tym, że potrafię czytać w myślach a oni mają mnie za szaleńca. Albo wzruszają ramionami. Przykładają mi ręce do czoła w poszukiwaniu zaginionej temperatury. Zmieniają temat. Klepią po plecach. Po powadze. Dowcipkują.

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF
– Możemy zaczynać?
Pytanie było jeszcze proste ale już zawierało dogmat o początku, a zarazem zgodę na ów początek.
– Panie Zarzyński, zechce pan tu podpisać.
Podpisuje bez oporu. Starsi ludzie nie stawiają oporu. Wygodny, miękki fotel ich krępuje, uprzejmość zaskakuje, uśmiech dekoncentruje. Uważają, że nie zasługują. Chyba że weterani zeszłosystemowi. Zeszłosystemowi czepiają się szczegółów, wywrzaskują, że znają prawo, że wciąż mają znajomych a krewnych, że tu a tu, że takich a takich, cóż to oni mogą i czego nie mogą komu na co, że się co a co popamięta. Często ruski rok. Nie wiadomo dlaczego, bo ów ruski akurat nie różni się bardzo od naszego. Pogoda sroższa, wódka głębsza, sztuka tęższa, historia droższa. I zmodyfikowana cyrylica na panelach. Wielkie mecyje? Trzeba im widzieć te japońskie systemy operacyjne. Już sama furigana z objaśnieniami jest zabójcza. A ruski rok to pewnie archetyp z minionego milenium. Pyskaci od razu wzbudzają podejrzenia, że mają coś, to a to, tu a tam do ukrycia. Kto jest bez winy, nie rzuca kamieniem słowa. Z kolei tamci cisi i błogosławieni… O, a choćby Zarzyński. Nie połapał się w nowej reformie. (To dziwny wyraz: „reforma”. Zabytek po łacinie, na fundamencie reformido: wzdrygać się, lękać, cofać w strachu.) Zarzyński lęka się. Nikt mu nie doradzi. Nie zapyta syna, ponieważ syn zajmuje się arcyważnymi sprawami drugiej półkuli. Znajomi nie przydają się, bo też są starzy. Zarzyński zamawia broszurę rządową, rozpoznaje w niej jedynie otłuszczone paragrafy, że należy się decydować, że szybko, że szybko, bo sankcje. Niebawem do drzwi wpuka się doskonale ubrany, budzący zaufanie szczygiełek oferujący swoje bezcenne usługi. Tak bezcenne, że on za pół ceny. Bo szczygiełek bardzo lubi Zarzyńskiego. Usługi ma w promocji, nie dla każdego, tylko co trzeci blok, co siedemnaste drzwi, i na pana trafiło. Szczęściarz z szanownego pana. Tu taniej niż u konkurencji, przyzna szanowny pan, u tych krwiopijców, rekinów ludojadów, a tfu. I powie, że lepiej skryć chorobę, wtedy prowizja ubezpieczyciela niższa. I powie, że są sposoby. Że wystarczy tyle a tyle. Że wiadomo, że aborcja części systemu nerwowego nielegalna, ale kto dziś jest zupełnie legalny? Ostatni legalni powymierali. Zarzyński waha się, przypomni mu się niby mimochodem o tłuszczu paragrafów. Oj, dopiero Zarzyński się zgodzi. Opłaci pośrednictwo. Reszta oszczędności dla sokoła. Sokół ubiera się w brudny fartuch, przyjmuje w dzikim gabinecie o ponurych porach, zażąda kategorycznie pełnej przedpłaty, nie udzieli żadnych gwarancji, z umysłem to jest śliska rzecz, o której się poetom nie śniło, po odejściu od zmysłów reklamacji nie uwzględnia się, i dalej odbębnić masówkę. Suikarta. Szybka przeliczka. Wciągnąć gila z powrotem w dukt nosa, odchrząknąć. Gdy sokół wyparza obręcze, Zarzyński rozgląda się po gabinecie. Z południowej ściany krzyczy reklama w jankeskim stylu byle było kolorowo i ekstra byle. Na rencie nie musisz udawać rencisty, czy coś w ten deseń. W kolejnej Zarzyński zauważa błąd [„Nareszcie system dla młodych ludzi i nie tylko”]. I coś nieszczerego w prześmiechniętej kobiecie zachęcającej do pampersów krzemowych. [„Skóra cyborga potrzebuje oddychać.”] Nieprzydatne zboczenie pedagoga: czystość (również) języka.
– Przez zieloną granicę?
A dla sokoła najlepszy język to ten bez podmiotów, a jeszcze lepiej bez orzeczeń. Po cóż jęzor strzępić skoro kasa stygnie. Kolejka czeka, panie starszawy. Zielona granica - prosta sprawa. Skrobał pan się kiedy ze wspomnień? Nie? Szkodzi nic. Wszystko podobna idea: tu się wycina, tam robi podwójny obwód, gdzie indziej spali laserem. Banalka. Detektor kłamstw przeskoczony. „Czy choruje pan na poważną chorobę układu XYZ?” pyta detektor. „Nie” odpowiada Zarzyński. I śpi sobie spokojnie. Okaz zdrowia, niższe składka, wyższe premie, i tak dalej. Wypada się uśmiechnąć. Zarzyński uśmiecha się, ale dość niepewnie. Jeszcze nie wie, że szczygieł wie, że sokół wie, że towarzystwo ubezpieczeniowe wie zwłaszcza.
– Zechce pan podpisać… Tak, klauzulę o świadomości odpowiedzialności karnej.
Oszuści Półgębkiem przynajmniej pozorują, że przeprowadzają przez zieloną granicę. Zwiodą naiwnych, powiadomiwszy wcześniej łowców nagród. Udają zdziwienie, że ich złapano. Oszuści Pełną Gębą wprost przekazują naiwnych władzom. Ależ skąd, nie boją się zemsty. Czy kto słyszał o zemście emeryta, tym bardziej takiego, którego posadzą? Zarzyński trafił na Półgębka, bo najprostsze detektory dały mu spokój. Potem podpisuje klauzulę o interbrainie. W krześle inkwizycyjnym zaczyna się bardzo denerwować. Ale nie krzyczy, nie tupie nogami, nie próbuje uciekać. A niby dokąd. Strasznie się poci. Ociera chusteczką. Chusteczka biała, starannie prasowana. Stara, nierdzewna inteligencja. Otwieram jego umysł, sam nie wiem jak, jak puszkę ryb, i nie podoba mi się to, co znajduję wewnątrz. Nie przepadam za więdnącymi mózgami. Pełno w nich bólu i nieprzyjaznych wspomnień. Żadne tam poetyckie zgodzenia z jesienią życia. Żadne tam pokrzepiające frazesy. Żadne cieszę się, że niebieskie pastwiska. Żadne, że pan moim pasterzem - czy nie ulęknę się. Lękają się. Boją. Nie będę tego przedłużać. Brzytwa. Non sunt tormenta multiplicanda sine necessitate. Odkurzam maskowaną ścieżynę neuronalną, urodne grzyby halucynogenne w runie, o Boże (tego słowa używam bardziej z genetycznie kolektywnego przyzwyczajenia niż z chęci czy wiary), co ten sokół mu wstrzyknął? Nieważne. Teraz jeszcze raz spytać go o chorobę płuc. Ściślej: o raka. Uleczalnego ale kosztownego. A pan nam nic o nim nie powiedział. Pan zataił.
– Panie Zarzyński, jest pan aresztowany. Ma pan prawo…
Raczej nie lubię tej roboty, sto złotych za każdy rok więzienia, w zawieszeniu sześćset. (Lepsze to niźli wieczne wakaty w ekonomicznych gimnazjach, faktoring w upaństwowionym molochu, doradztwo w nieznanej kompanii analitycznej, działy marketingu w fabrykach; nadawcy przekonują, że choć dadzą wiele zarobić, można by rzec, że dadzą zarobić skromnie, za to satysfakcji zawodowej mieć się będzie po dziurki w nosie, i można podnosić kwalifikacje, co wedle kodeksu należy się bez łaski; no tak, jedyne, co poprawia się na rynku pracy to semiczna jakość ogłoszeń.) Siwogłowy zwiesza głowę. Zajmę się swoją. Moja mnie boli. Rwie jak diabli (tego słowa używam bardziej z chęci dotarcia do adresata). Trzeba stakka bo. Na zajęciach wypada zjawić się w formie.
• • •
– O czym rozprawiacie? - zapytał Ben Abba rozedrganego, kolorowego tłumu.
– Rabbi - powiedział mu jeden z owych, - przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten włada nim w ogień, a często też i w wodę. I demon, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a syn wtedy powstaje i kruszy łańcuchy, iż spętać go nie możemy, albo leży i pieni się, i zgrzyta zębami, i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, aby wyrzucili demona ale nie mogli tego poczynić.
(„Chwila zastanowienia. Jakże cicho się zrobiło. Błogosławieni cisi.”)
(„A jednak coś trzeba im powiedzieć. Przecież dlatego przychodzą.”)
(„Z ciekawości świata, krzywdą wiedzeni, łamaną mową, łamaną drogą. Przybywają, by słuchać.”)
(„Jak w złotych czasach radia. Słuchają w oczekiwaniu natchnienia.”)
– Nie podołali temu - odrzekł nareszcie Ben Abba, - bo owy duch nieczysty silniejszy od nich, a dwa są jakoby mniejsze duchy w tym jednym; i kiedy przewraca syna twego, wtedy dąży on do ziemi, która go przyjęła, a kiedy wzbija nim przez moc łańcuchów, wtedy tęskni on za swym Bogiem, który go wypędził sprzed majestatu gniewu. Przeto nie mogę uzdrowić twojego syna, bo jedynie od niego zależy czy przyłączy się do ducha, kiedy ten jest dobry i pragnie nieba (wtedy zaś łaską zbawienia okryją się oboje) czy też skieruje pianę ust ku czeluściom piekieł nieśmiertelnych w chwili wściekłości ducha i jego pychy, i jego zła.
Lecz pyta uczony z tłumu:
– Rabbi, jak to możliwe, że miłosierny Bóg na zawsze potępia syna człowieczego, gdy ciało syna jest we władaniu takiego ducha niemego, głuchego i głodnego?
I odparł mu nauczyciel:
– Małej wiary jest ten syn! Bo gdyby wiarę miał a choć jak ziarnko gorczycy, nie byłby już synem człowieczym a synem Ducha, o nie byłby teraz we władaniu szatana ale szatanem by przed się władał, nie byłby wobec Boga ale w Bogu!
Ale że ony mąż uczony w Pismach i Nekronomikonach nie pojął tego, co powiedziano, dalej pytał:
– Dlaczego szukać trzeba wiary, która jest silniejsza niźli gniew? Skoro tak obwieścił prorok: Miłosierny jest gniew Boga.
I powiedział mu Ben Abba:
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.