Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 5

« 1 2 3 4 10 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 5

– Nie, sir. – Krztusi się zazimną kawą a nie zwykłą homo kofeiną serwowaną przez link ale prawdziwie trującą wylewaną ordynarnie niewirtualnie z cewnika na korytarzu. – Pańskie akta są czyste.
Mówił mi to ostatnim razem, i przedostatnim, i jeszcze wcześniej wiele razy, ale ja mu nie wierzę, ham. Na pewno coś na mnie mają. Odkryją to w chwili mojej słabości, wykorzystają bez skrupułów. Tak, mam słabości. Nawet ja Björn Samskö ham. Ham to odruch ham, werbalny, między innymi, nie potrafię go, wziął się nie wiadomo, mniam ham. A Firma zwraca uwagę na słabości. Kofeina to przecież słabość, ham. Jako narkotyk bezużyteczna, jako odsypiacz mało skuteczna. Tak, za kofeinę NCM mogłoby się pogniewać na samego diabła, ham.
– Co to pan wyrabia?! – Policjant powtórzy po raz n-ty, że nie zabiłem Promotora, Szymona, Beaty, nikogo. Nie zabił pan żadnego Promotora, Szymona, Beaty, sir. Oblałem go kawą, zmieniłem planimetrię przeprosin. Ostatnio muszę to robić. I poza tym, muszę to robić, ostatnio, dość ham, często, że plączą mi się wyrazy, słowa. Miewam ataki bólu kiedy wyrazy mi się opierają się buntują, patrzę z trwogą, dość ostatnio często, jak, choć jeszcze w ukryciu na tyle że tego w NCM nikt nie zniuchał patrzę z trwogą jak umykają mi jak linki baloników z dłoni, uciekinierzy od sprawnych gramatycznie parseidów. Swedenborg powiedział, że może mnie pocieszyć, że to mo, że to może to wynik tegoże wyrazy jako byty pojedynkowe, to jest pojedyncze, ham, stają się dla mojego nadumysłu zbyt kruche i nieistotne, że myślę już na wyższym poziom(ham)ie. I jednak denerwują mnie te nadskakliwe tmezy, berezy, bo już sam nie wiem o tym sądzić, ham mniam. Niesprawdziwy to wyraz: „n-ty”, bo ham pr, oponuje, że, N, ostatnia litera, albo taka ważna, tak szkarłatna, że trzeba ją wyszywać w kaftany każdego równania dążącego w nieskończoność, zabawną ósemkę upojoną SS, ham, padłą na bok i porzygującą w rynsztok swoją ham symbolikę. Oblałem policjanta kawą, dlatego tak fuka. Fuk off. Kofeina niezdrowa, gdybym to miał tylko takie ja to dopiero mam kłopoty, Firma mnie przejrzewa, trafię do piwnicy, po to mi ją pokazali, wciąż pokazują mi podziemia, bym zmyślił się nad przyszłością bym zwariował opętał się przez diabła gdy diabeł przyjdzie i wskaże w mnie krogulczym kriogenicznie czystym ham palcem ham fallusem dążącym w srom mego strachu. – Co to pan wyrabia?!
– Nie odpowiem na żadne pytanie bez pozrozumienia się z moim adwokatem diabła za skórą rozdartą w strzępy. Kto wie, może oskarżę posterunek o fukanie. (Jest pan pewien, że akta są czyste?)
– Napijesz się kawy? – pytam ojca i ruchem śledzion pokazuję mu wolne krzesło z trodami relaksacyjnymi. Rozlewam.
Ślepowron siada, relaksuje się, popija, ham. Popytuje z zasiadki, wielki łowczy, ham kawaler orderu pod wiązki światła.
– A pamiętasz jak umarła twoja matka?
Comm do pana, sir. – Policjant wykazuje mi link w starą centralkę światłowodową. – To zapewnie ten Rechtsanwalt.
– Słucham – mówię, bo wizję odjął system prymitywnych rozbezpieczeń, sztubackie to ham firma wie? No dobrze, ojciec, nie spieszy się nam nigdzie. Słuch też już nie ten. Nie zawsze rozumiem, co do mnie słyszą. Lecz taki Metelski nie słyszy w ogóle, ham więc będzie powinno jest być może dobrze będzie. Kawa rozpuszcza witraż z niebólem głowy. Czy diabły w archetypach zawsze mówią po niemiecku? Niby dlaczego. Później, proszę, później. Skądże. Ja nie proszę, ja ostrzegam.
– To ty, Biernacie? – pyta mnie Grzegorz, wskrzeszając archaiczną i małolubną sztukę wykorzystywania wołacza.
– A pamiętasz jak umarła twoja matka?
(Rekord Pacjenta:…pacjent w ostatnich dniach nadpobudliwy. Zmniejszyć dawkę stakka bo…)
Zaczynam zdeklamować przypomniany nagle kawałeczek, tchnięty cuchnącym przymusem z odwewnętrza:
Jedni rzekli, że mać zgubi starość,
Inni, że syn.
Żem wielbił wszechsynową wściekłość,
Byłem z tymi, którzy rzekli: starość.
Gdyby wszak mać dwakroć zdychał był,
Myślę, że znam tajną syna myśl
Dość, by rzec: starczyło i w nim
By ze śmiercią iść
Bo z-kurwy-syn.1)
– To ty, Robercie Frost? – pyta mnie mniam Grzegorz ham. Ich bin ein Frostiner, jest zapomniany prezydent zapomnianej witryny zapomnianego czasu i zapomnianego postrzału lodowaciejącego jego ciało na dnie limuzyny ze starego filmu ham niemego zdaje się. Strach mnie mrozi. Nie tajam. Wiedziałem, Firma coś na mnie ma. Oni wszędzie. Nawet w bebechach Szarej podkuwają mi nowe przekleństwo. Wiedziałem, że stary przyjaciel (a ciół nie mam przyj) (nie przyj, Szara Siostro, rozwiązania jeszcze nie czas) zadzwoni, że Grześ się ze mną połączy, wiedziałem skoro oddano mi w zastaw, no ten jakże się toto nazywa, Zukunfthellseherischkeit? Kto pomyślał: hell? Powiedział: jasnowidzenie? Czarno to widzę. (Widzenie.)
– Widzenie, sir? – dosłyszał moją myśl policjant, jakiś lepszy cwaniaczek. – Ale z kim?
– Ty masz swego Frosta a ja swą Emily Dickinson… – To z jakiegoś zapomnianego szlagieru. Znów ta niemiecka leksis.
– A pamiętasz jak umarła twoja matka?
(Rekord Pacjenta:…ostatnich nocach bardzo nadpobudliwy. Ograniczyć zasadniczo dawkę stakka bo i rozważyć…)
– Nie wiem czy to sobie przypominasz – mówi Grzegorz głosem którego łaknąłem od dawna, och zamknij się, – że dawno temu, kiedy gratulowałeś mi zdobycia stypendium, a ja opowiadałem o przyszłych projektach, spodobał ci zwłaszcza ten o ważeniu…no, miłości…skoro stwierdziłem czy jest dusza…to logiczną konsekwencją…a ty prosiłeś żeby ci przyrzec…że zadzwonię…kiedy będą sprawdzone…gdy będą pewne wyniki badań…stąd ten link…zważyłem…no wiesz…Uzyskałem jednoznaczne rezultaty…Ujmując rzecz w jednym…
– A pamiętasz jak umarła twoja matka, ham?
Nie, nie pamiętam. Nie rozpoznałem jej. Moja niby matka była uśmiechnięta takim niebiańskim uśmiechem, jaki nigdy z siebie nie wyparła, całkiem odmieniona, musiałem się napić. Moja matka nigdy nie potrafiła się tak uśmiechać, jak gdyby nagle dojrzała sens swego zmęczonego żywota. Nie rozpoznałem zwłok. Rozpoznał je ten skurwysyn doktorek Jasno, i coś tam. Kiedy go zabiję, kiedy. Ból głowy. Nie do zniesienia. Kiedyś zabiję ból głowy. Czy on jest karą? Czy bywa nagrodą? Konsekwencją? Ale czego ham? Nie pamiętam, nie chcę. Nie gadaj tyle, bo łeb boli. Wiesz co to ból łba? Taki, że liczysz milisekundy bez bólu? Bennu powiedział że epileptycy liczą. Nie jestem epileptykiem. Nie upadaczłem tak nisko. Jestem ham jeno drobnym niegroźnym schizo a że może część jaźni upada-cza to nie moja sprawa zlewa, no więc wiesz co to ból głowy? Jak się go doliczyć? Bo kiedy doliczysz do jednej, góra dwu, boli cię powrotnie i czyhasz na kolejną okazję, nigdy nie doliczysz dalej niż do dwu i nic ci nie pomaga, łakniesz samobójstwa, ale coś wytrzyma przy życiu, coś co przeklinasz nie krzyw się tak, pocałuj mnie, ham. Schizofrenia i epilepsja, bliźniaki z jednego jaja, śmiertelność ciała, nieodwracalna katarakta losów, Morbus Sacer, Grzesiu, no, czy potrafiłbyś zważyć to wszystko? Nie potrafiłbyś zważyć obłąkania? Nie? To zamknij ryj i wynoś się do wszystkich diabłów!
– Tak. Zdecydowanie tak. – Zrywam link i zwracam się do policjanta. – Życzę sobie widzenia. Kogo tu macie?
– Zabiłeś swoją matkę – mówi ojciec. – Pewne długi będą ci wybaczone. Thelema zajmie się pochówkiem.
– Bo ja wiem… – Policjant drapie się w ciemiączko ham. – Mamy tu niejakiego Żabbę, Dżabbę, jakoś tak. To ci dopiero. Diabeł wcielony. Jutro przyjeżdżają po niego czarterem krzyżowcy z Nettapo, wyjedzie w obstawie prosto na krzesło. Ale może darują mu krzesło. I wymyślą co innego, hihi. Taki jak on nie zasługuje na szybką śmierć. Wie pan, co on robił, sir? Chodził po ulicach, wciągał upatrzone ofiary w ciemne zaułki swoich sekciarskich nauk, i tak mącił, mącił, aż im…
– Prowadź, na tych miast.
– Gdzie jest teraz twoja siostra? – pyta ojciec. Kawa mu się właśnie skończyła: happy endem wróżebnych fusów.
« 1 2 3 4 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 4
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.