Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 1

« 1 18 19 20 21 22 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 1

– A jeśli ten wojownik będzie starszy od tych… właścicieli?
– Wreszcie chwytasz – Orfius uśmiechnął się. – Starsi mogą robić co chcą, jak długo są silniejsi od właścicieli. My, Nowy, jesteśmy silniejsi od czworaków – wydął wargi. – Nie zwracamy uwagi na to kto i jak dzieli się tą drobnicą. Dzielimy się trojakami i czworakami z innymi grupami w naszym wieku, ale z tymi młodszymi robimy, co chcemy. Możesz zapolować na jakiegoś dwojaka, ale nie wiem czy zdążysz – machnął ręką. – Oni i tak nic nie mają. Na taki wypadek mamy wspólną kasę. Każdy dokłada się jak coś ma, dla dobra grupy. Inne grupy płacą silniejszym za ochronę, ale my tak nie musimy robić. Jesteśmy najsilniejsi. To nam płacą za ochronę.
Iwen pojął, że poza zwykłym systemem przynależności istnieje także możliwość opłacania najemników. Nie był zdziwiony. Gdzie ludzie się biją zawsze znajdzie się ktoś, kto zgodzi się płacić za ochronę. Tak samo było z jajcogłowymi, tylko oni nie płacili impulsami, lecz swoją wiedzą. Szkoła aż za bardzo przypominała wilcze stado. Najsilniejszy pożywia się jako pierwszy, następni dostają resztki, a ci na samym dole zwykle obywają się smakiem i głodują.
– Kapitan… nie używa tej kasy? – spytał niepewnie.
– Arto? Nie, on nie – Orfius energicznie zaprzeczył. – Inni kapitanowie tak robią, ale nie on. Jak coś ma, dokłada się, jak wszyscy.
– Też będę, tylko nie mam z czego. Od rodziców dostaję tylko na jedzenie, ale dzisiaj już wydałem…
– Z jedzenia nie możesz rezygnować, bo osłabniesz. Coś wymyślimy. Możesz powiedzieć rodzicom, że potrzebujesz impulsów na coś do szkoły. Ale… wiesz, myślę, że na razie Arto pozwoli płacić twoje podatki z naszej kasy.
Dla niego takie rozwiązanie było tak samo tymczasowe, jak proszenie rodziców o impulsy. Co z tego, że czasem oszukiwał ich na Ziemi, tu nie chciał tego robić. Ale jaki miał wybór? Albo kraść od młodszaków, albo się zdać na łaskę grupy. W ten sposób nie zdobędzie niczyjego szacunku.
• • •
Zajęcia dobiegły końca, lecz Iwen nie udał się prosto do domu. Nawet to miało się zmienić. Każdego dnia po zajęciach grupa zbierała się na treningi. To było coś nowego. Jego ciekawość walczyła z obawą co taki trening może dla niego oznaczać.
Razem z grupą zagłębił się w labirynt korytarzy sekcji. Nie znał stacji tak dobrze jak oni, ledwie pobieżnie przyjrzał się ogólnemu schematowi i trochę dokładniej planowi sektora, w którym mieszkał, lecz było tego dość, by zrozumieć, że trafił do podsekcji magazynów i pomieszczeń technicznych. Nie był to plac zabaw, niemniej jego koledzy sprawiali wrażenie, że wiedzą co robią.
Skrzętnie omijali strzeżone części sekcji. Pół godziny później dotarli do dziwnie pofałdowanej ściany. Idąc wzdłuż niej znaleźli stare, na wpół zasunięte drzwi, wygięte na zewnątrz i tak mocno zdeformowane, że żaden siłownik nie zdołałby ich zamknąć. Bez trudu weszli do pogrążonego w głębokim półmroku wnętrza. Z początku Iwen widział jedynie wąski snop sączącego się z tunelu słabego światła. Bardziej czuł niż widział, że znaleźli się w dużej i pustej hali. Ktoś ustawił lampę; jej słabe światło pozwoliło mu rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wykonane z mocnego, grubego na ramię tworzywa ściany pokrywały deformujące je wypukłości. Tylko sufit i podłoga wciąż były płaskie, lecz chyba tylko dlatego że zrobiono je ze znacznie grubszych płyt. Zatrzymał się, rozglądając ze zdumieniem.
– Co to za miejsce? – spytał przechodzącego obok Orfiusa.
– Najnowsza sala treningowa. Cała nasza – zatoczył ręką szeroki łuk. – Podoba ci się?
– Jakaś dziwna…
– Nie trudno zauważyć, prawda? – Orfius roześmiał się w odpowiedzi. Jak na szkołę, często się uśmiechał. – To magazyn. Teraz jest porzucony, bo jakieś trzy lata temu wybuchł tu pożar.
– Pożar? Na stacji? Myślałem, że to niemożliwe…
– Bo to jest niemożliwe. Wszystko tutaj jest z niepalnego tworzywa. Ściany, ubrania, łóżko… Masz tu plastik lekki i ciężki, twardy i miękki, nieprzewodzący i przewodzący, przezroczysty i nie… I każdy z nich jest niepalny. Cała stacja to wielki kawał plastiku.
– Myślałem, że Delta Komet to jedna z tych starszych stacji i jej część wciąż jest metalowa.
Orfius przecząco pokręcił głową.
– Nawet jeśli tak było, dorośli dawno to wymienili. Pamiętaj, Nowy. Na stacji tylko metal lub to co go zawiera może coś ważyć. Metal jest, ale w tak małych kawałkach, że go nie zobaczysz. Jak coś nie musi być z metalu to zamienia się to na plastik, bo jest trwalszy.
– I tylko on pozostał? Podobno kiedyś używano też betonu, szkła i drewna…
– Nowy, nie w kosmosie! Nie wiem, co to jest ten beton… ale drewna to chyba nawet moi rodzice w życiu na oczy nie widzieli. Jedynie na promenadach rosną drzewa, ale to wszystko. Gdzieniegdzie zdarzają się kawałki czystego metalu, ale reszta… Może w muzeum stacji?
Więc nawet tutaj wszystko było z plastiku. Więc nie tylko Ziemia. Druga rewolucja przemysłowa, plastikowa rewolucja, to wtedy się zaczęło, dawno temu.
Dlaczego plastik? – spytał ktoś kiedyś. A dlaczego nie? – odpowiedzieli inni. Węgla, azotu, tlenu czy wodoru, nawet siarki, w kosmosie wszędzie jest pod dostatkiem, a metalu nie zawsze. Wraz z powstaniem pierwszych reaktorów H-He-N ludzie nauczyli się wytwarzać te pierwsze ze zwykłej wody, a tych drugich jeszcze nie mogli. Zaczęli używać plastików niemal do wszystkiego. Łatwo dawały się przetwarzać i kształtować, zaś zużyty bez trudu rozkładał się na pojedyncze cząsteczki, gotowe do ponownego złożenia. Podobno od tego czasu wszystko stało się jeszcze tańsze, lecz po cenach w sklepach na stacji Iwen wcale tego nie widział.
– Na stacji nic nie może się palić, tak?
– Tak musi być. Ogień przy sztucznym ciążeniu to koszmar. Jest jak woda, przyczepia się do wszystkiego i wypełnia całe powietrze, dlatego dorośli tak się go boją. Wtedy musieli tu trzymać coś, co mogło się palić i jakoś się zapaliło… a jak już się zaczęło, to wszystko trwało moment. Cale pomieszczenie wypełniła kula ognia, widziałem to na projekcji. To był widok! Obsługa stacji niewiele mogła zrobić. Gdybyśmy byli bliżej powierzchni, pewnie wyssaliby powietrze na zewnątrz, ale jesteśmy kilkadziesiąt poziomów w głębi kadłuba i musieliby wyssać je z całej sekcji. Odcięli magazyn od wentylacji i poczekali, aż ogień sam zgaśnie. Potem weszli tam w skafandrach, uprzątnęli resztki, wywietrzyli i tak to zostawili. Teraz magazyn jest pusty. Dorośli się tu nie kręcą i nie zadają pytań.
– Czy to bezpieczne?
Drapiąc się po głowie, Orfius spojrzał najpierw na sufit, a potem na podłogę, oceniając ich wytrzymałość.
– Czy ja wiem? – wzruszył ramionami. – Gdyby coś miało się zawalić, dorośli już dawno by się tym zajęli.
Orfius odszedł, dołączając do stojących na środku sali towarzyszy. Jajcogłowi zebrali się nieco z boku. Kręcił się przy nich jeden z wojowników, chłopiec, którego Iwen jeszcze nie znał. Wciąż stał blisko drzwi. Nikt nie powiedział mu co ma robić, nie kazał przyłączyć się do innych, więc uznał, że poczeka i popatrzy co się będzie działo.
Zaczął myśleć nad sposobem zdobycia prawdziwej akceptacji w grupie. W wielu ziemskich klasach podlizywanie się osiłkom było skutecznym sposobem na akceptację. Póki zadowalanie najważniejszych nie zamieniało się w bezczelne nadskakiwanie, było dobrym wyjściem do uzyskania własnej pozycji, bez konieczności bicia się z kimkolwiek. Iwen nigdy nie musiał tak postępować, lecz wraz z odkrywaniem „uroków” nowej szkoły zaczął rozważać nawet takie wyjście – aż do chwili, gdy zrozumiał, że tutaj wzbudziłoby to jedynie wzgardę. Tu walczyło się o swoje miejsce. Arto zakazał walk miedzy sobą, pozostawały więc walki na zewnątrz grupy, z innymi dziećmi. Na to nie czuł się jeszcze gotowy. Jak mógł zrekompensować brak siły? Oczywiście, sprytem. Tylko jak stworzyć odpowiednią sytuację?
Chłopcy zebrali się wokół tłumaczącego im coś Żimmiego. Iwen ledwo co słyszał, widział jedynie jak pokazuje dłońmi na uda i biodra. Stanął w rozkroku i wyrzucił w górę prawą nogę, utrzymując ją pionowo w górze. Obrócił się na stopie, przesuwając rękę wzdłuż łydki jednej nogi do uda drugiej, objaśniając coś pozostałym dzieciom. Iwen uważnie obserwował jak pewnie kontroluje ciało, utrzymując je w równowadze przez balansowanie całym torsem. Jego ruchy były niebywale precyzyjne. Jak długo musiał ćwiczyć, by to osiągnąć? I po co?
Żimmy dociągnął nogę do tułowia, zgiął ją, opuścił na ziemię i odszedł na bok. Słuchający go wojownicy ustawili się w trzy luźne szeregi. Jeden z nich pozostał przy Żimmym. Wciąż o czymś rozmawiali, lecz Iwen nie zwracał już na nich uwagi. Nagle coś go uderzyło. To Arto miał być najlepszym wojownikiem w grupie. Logiczne było, że to on powinien prowadzić zajęcia. Dlaczego robił to za niego jego zastępca? Dopiero teraz zauważył, że kapitan gdzieś się zapodział. Spróbował sobie przypomnieć, kiedy go widział po raz ostatni. Jeszcze na zajęciach dostrzegł w nim jakąś zmianę. Był mniej uważny niż wczoraj i trochę zamyślony, choć rozmawiając z innymi chłopcami nie sprawiał takiego wrażenia. Nie było go z nimi przez całą drogę do magazynu. Musiał zniknąć wcześniej…
« 1 18 19 20 21 22 24 »

Komentarze

30 III 2012   15:34:26

Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje. Czy to strach czy lenistwo? Czy matematyczne zadania są za trudne? Ta książka została wydana więc zapewne moja opinia nic nie znaczy, ale chętnie się wypowiem skoro już przeczytałam pierwszą część (rozdział?).
Świat przypomina swoją specyfiką większość książek Zajdla i to jest na pewno miłe skojarzenie. Psychologia dzieci przyciąga takie skojarzenia jak książka "Władca much", tylko, że tutaj dzieci nie stają się szalone. Są dojrzałe, normalne, podobne do dorosłych tylko z tymi wszystkimi zasadami wilczego stada. Podoba mi się to ujęcie psychologii w tej historii. Bardziej niż część technologiczna. Zarówno postać Arto jak i Nowego jest wyrazista, reszta odrobinę pozbawiona indywidualności. Sami dwaj główni bohaterowie robią wrażenie podobnych do siebie, nie ma między nimi wyraźnej różnicy, czegoś co by ich wyróżniało. Od środka oczywiście, nie z punktu widzenia innych. I dialogi służą fabule, a nie pociągają jej. Wynikają z fabuły, odpowiadają akurat na te pytania, które muszą być odpowiedziane, przez to tracą nieco na naturalności. Poza tym brak mi w tej książce estetyki. Wszystko jest bezbarwne. Postacie niemal pozbawione są wyglądu w oczach czytelnika. Opisy są lakoniczne, nie ma w nich artyzmu. No ale zapewne nie temu miał służyć "Więzień układu".

06 IV 2012   08:10:35

"Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje."
Może dlatego, że to tekst z 2005 roku?

06 IV 2012   10:54:26

Z 2005, ale ostatnio w związku z ukazaniem się "Więźnia" na papierze (podobno po lekkich zmianach) jego esensyjna wersja online przeżywa burzliwą drugą młodość ;)

W imieniu działu literackiego bardzo zachęcam do komentowania publikowanych tekstów! Będzie to na pewno bardzo ważne dla autorów, ale i nam pozwoli dowiedzieć się, czego oczekują czytelnicy.

07 IV 2012   09:22:17

1. tom "Więźnia..." ukazał się na papierze po solidnej redakcji w stosunku do wersji elektronicznej, odrobinę skrócony i w pięknej szacie graficznej. Szczerze polecam :) Tom 2. powinien wyjść w drugiej połowie 2012.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.