Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 1

« 1 20 21 22 23 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 1

Samotnie ruszył do wyjścia, unikając spotkania z grupą. Był w połowie drogi, gdy dostrzegł wychowawczynię jego klasy, prowadzącą ożywioną rozmowę z jakimś mężczyzną. Dorośli spoza szkoły rzadko tu przychodzili, a jakby tego było mało, obok stał jakiś dwojak, uparcie kręcący głową ile razy wychowawczyni zwróciła się do niego z pytaniem. Skarżypyta. Wychowawczyni znalazła sobie informatora. Malec wszystkiemu zaprzeczał, ale tacy jak oni w końcu pękali. Arto nie znalazł powodu do obaw. Młodszaki nie obrywały na poważnie. Główną zmorą pierwszaków i dwojaków były trojaki, a rzadko który miał dość siły, by zadać poważne obrażenia, nie mówiąc o połamaniu kości. Starszaki prawie nie zwracały uwagi na taki drobiazg. Ten malec z pewnością nie miał wiele do powiedzenia czy udowodnienia. Takie gadanie kończyło się najwyżej na lekkich karach. Potem zajmą się nim trojaki, na które naskarży. Gorzej z wychowawczynią. Jako nauczyciel była w porządku, lecz zbyt usilnie wypytywała o szkołę. Arto chętnie coś by z tym zrobił, tyle że nie bardzo wiedział co. Takimi sprawami zajmowali się uczniowie z ostatnich klas.
Oparty o ścianę, udając zmęczonego, Arto obserwował rozmowę spod lekko przymkniętych powiek. Nie słyszał co mówili, mimo to bał się zbliżyć, by wychowawczyni go nie rozpoznała. Rozmowa nie trwała długo. Młodszak wciąż uparcie milczał. Dobrze dla niego. Wiedział, co robić by nie sprowadzić kłopotów na szkołę. Dorośli się rozeszli. Arto ruszył w swoją drogę.

Wyszedł ze szkoły, skręcił w bok i zaczął iść dobrze sobie znana trasą. Zwolnił, uświadamiając sobie jak wiele czasu stracił na obserwację rozmowy. Już wiedział, że się spóźni. Musiał poczekać na koniec następnego cyklu.
Minął główny korytarz i skręcił w jeden z bocznych, zwykle pustych. Przeszedł jakieś sto metrów nim na wpół odruchowo przekręcił lekko głowę, udając, że patrzy na mijaną właśnie tablicę z numerem korytarza – dość, by posłać szybki rzut oka na przebytą część korytarza.
Ktoś tam był. Kątem oka dostrzegł młodego mężczyznę, około czterdziestu czy trochę więcej lat. Szedł w tę samą stronę. Arto szedł dalej, nie zmieniając tempa. Skręcił w bok, trzymając się swojej stałej trasy. Odruchy zastąpiło świadome działanie.
Dorosły skręcił za nim. Teraz Arto zaczął się bać. Przypadek? Nie obejrzał się ponownie. Z tego co dostrzegł dorosły wyglądał na Kosiarza, choć nie nosił ich charakterystycznych emblematów. Skręcił, schodząc z trasy, skrywając napięcie pod maską nieuważnego, automatycznego spaceru. Już miał rzucić kolejne ukradkowe spojrzenie, gdy odgłos cichych kroków podpowiedział mu, że dorosły nie poszedł za nim. Arto odwrócił się. Kilkoma zwinnymi i cichymi susami dopadł do narożnika. Wyjrzał. Dorosły pośpiesznie szedł dalej. Odetchnął, karcąc się w myśli za skłonność do przerysowywania rzeczywistości. Od kiedy to ktoś chciałby go śledzić osobiście? Od tego były automaty poszukiwawcze, a nawet jeśli tropiłby go ktoś spoza Kosy, nie byłoby trudno złożyć własnego szpiega. Sądził, że ta myśl go uspokoi, lecz wynik był odwrotny. Przeszył go dreszcz. Nikt nie mógł mieć pewności czy nie jest obserwowany. Wiedział, co potrafi technologia, lecz niewiele mógł zrobić, najwyżej starać się o tym nie myśleć.
Nie od razu puścił ten przypadek w niepamięć. Chwilę krążył po korytarzach nim uspokojony zniknął w niewielkiej odnodze bocznego korytarza. Kilka minut później zatrzymał się przed kwadratowym otworem szybu wentylacji, szerokości około pół na pół metra. Jak w większości szybów w szkole i jej okolicy, nie był zabezpieczony kratką.
Czasem dorośli wstawiali nowe, lecz szybko dzieliły one los perceptorów. Ostawały się tylko te, które nie przeszkadzały uczniom w podróżowaniu. Starsi uczniowie byli zbyt leniwi na czołganie się przez wentylację, jednak dla młodszych klas szyby były czymś na kształt drugiej sieci korytarzy. Tam mogli robić wszystko.
Szyb na ścianie naprzeciwko Arto był najkrótszą drogą do głównego szybu sekcji. Podskoczył, uchwycił się krawędzi, wczołgał do środka i ruszył tonącą w mroku trasą. Parę zakrętów dalej było już zupełnie czarno. Szedł z pamięci, po ciemku. Bał się, że światło zwróci uwagę wszędobylskich automatów. Żaden nigdy nie zareagował na jego obecność, niemniej wolał być zbyt ostrożny niż zbyt pewny siebie. Słuchowi i pamięci ufał równie mocno jak oczom. Gumowe naszywki na spodniach pomagały mu w szybkim poruszaniu się wewnątrz szybu. Nie bez powodów takie modele cieszyły się wśród dzieci szczególnym uznaniem.
Dmuchające w kark powietrze przypominało mu, że jest już blisko. Po kilkunastu minutach doczołgał się do wylotu. Z głębi długiej, trzymetrowej średnicy rury głównego szybu sektora wydobywał się przytłumiony, ostrzegawczy szum wentylatora. Tutaj musiał skręcić.
Wystawił głowę. Pęd powietrza, dość silny, by zwalić z nóg nieprzygotowane dziecko, gnał ku odległemu źródłu hałasu. Zręcznie chwycił się umocowanych w ścianie klamer i wysunął się z wąskiego przejścia. Trzymając się niewidzialnych w mroku uchwytów, popychany podmuchem powietrza, ostrożnie ruszył do przodu, uważając na każdy stawiany krok. Musiał daleko wyrzucać rękę, by uchwycić się kolejnego zaczepu. Szerokie rozstawienie klamer pomagało technikom w poruszaniu się szybem, ale oni zawsze mieli łatwiej. Na wpół automatyczna, sterująca działaniem stacji Centrala wyłączała dla nich każdy wentylator, do którego się zbliżyli. Dla niego nikt by tego nie zrobił. Gdyby dorośli wiedzieli gdzie wlazł, mógłby liczyć jedynie na policyjny areszt i, być może, na akademię.

W końcu stanął przed wentylatorem – wielkim, skrytym w ciemności kołem szybko wirujących łopatek. Jedynie słuch ostrzegał go przed zagrożeniem. Dudniący, hałaśliwy świst, zdolny zagłuszyć każdy krzyk, wędrował wiele dziesiątków metrów w głąb szybu. Tu Arto musiał zachować szczególną ostrożność. Jeden fałszywy krok i wpadłby między łopatki. Wariacko kręcący się wentylator tarasował całe przejście, lecz nie tędy prowadziła jego droga. Znał tu każdy uchwyt, nawet tu światło nie było mu potrzebne.
Przyklęknął. Prawą ręką mocniej uchwycił się klamry, lewą szukając przejścia. Wiedział, że gdzieś tutaj, wycięta w dolnej części cylindrycznej ściany, znajdowała się klapa. Wisiała luźno na zawiasach, dociśnięta do ściany przez ssącą siłę ciągu powietrza. Wystarczyło zatrzymać łopatki, by opadła w dół jak bezradnie opuszczona ręka. Dłoń natrafiła na znajomą krawędź. Arto cofnął się, usiadł, uderzeniem nogi odrzucił ją w dół i zatrzymał powracającą przeszkodę na podeszwie buta. Wciąż przytrzymując klapę stopą obrócił się na brzuch, złapał za krawędź i wsunął się w powstałą szczelinę, zawisając na rękach. Nie próbował odszukać drabinki, zresztą do podłogi nie było daleko.
Zeskoczył. Miękko opadł na zgięte nogi. Puszczona klapa kłapnęła cicho; hałas turbiny ucichł, zredukowany do ledwie słyszalnych wibracji. Był w rozdzielni, równie ciemnej jak wnętrze szybu. Jedyne światło, jakie cyklicznie rozjaśniało pomieszczenie, pochodziło ze ścian rur kanałów, rozgrzewających się do czerwoności, gdy przechodził impuls. Tuż obok niego kryły się w mroku trzy metrowe garby ich górnych połówek. Wychodziły z pomieszczenia obok, gdzie za ścianą wentylator tłoczył powietrze wprost między dwie z nich. Ogrzane przez nie powietrze szło do regeneratorów, a stamtąd rozchodziło się po całej sekcji stacji. To tam pojedyncza nić głównego kanału sekcji rozdzielała się na trzy części. Wszystkie kierowały się ku krawędzi stacji, lecz każda docierała tam inną drogą.
Spojrzał na słabo świecące cyfry wyświetlacza zegarka. Według rozkładu rury powinny być już chłodne. Ostrożnie dotknął dłonią najbliższą z nich. Wciąż była lekko ciepła. Kanały nigdy nie stygły.
Odszukał w ciemności płytkę skrywającą schowek z bezcenną zawartością. Wsunął rękę w odsłonięty otwór i zacisnął na znajomej rękojeści. Ciepło ciała i uścisk palców uaktywniły niewielki wyświetlacz klucza molekularnego.
Były tylko dwie drogi ucieczki ze stacji. Ta w dół odpadała. Pozostał kosmos. Arto tak długo szukał dojścia do doków, aż odkrył kanały plazmy. Zbudowano je ze złożonych w pierścienie modułów, sczepionych molekularnym złączem. Skradziony ojcu klucz potrafił je rozłączyć. Był kluczem do jego planu.
Obsługa była maksymalnie prosta. Elektronika klucza automatycznie lokalizowała szew złącza. Wystarczyło nacisnąć przycisk i przesunąć narzędziem wzdłuż granicy elementów, by zmienić konfigurację molekuł w grubej na palec ścianie cewki. Po wyjęciu modułu powstawał półmetrowy otwór. Czająca się za nim niebezpieczna otchłań była jego jedyną nadzieją.
Wystarczyło wybrać odpowiedni kanał. Lewy ogrzewał pomieszczenia stoczni numer osiem, w której pracował ojciec. Prawy docierał do pasażerskiego doku dla gwiazdolotów. Do środkowego nie wchodził nigdy. To był kanał zrzutu bezpośredniego. Ukryty w grubej izolacji, szedł do zewnętrznej śluzy, otwierającej się tylko po to by przepuścić rozżarzone spaliny prosto w próżnię.
Główne kanały plazmy rozchodziły się promieniście od centralnego reaktora stacji, gdzie płonęło bez ustanku małe słońce, zapalone wiedzą Obcych i możliwościami ludzi, zasilane wciąż dopływającą plazmą, na jaką zmieniła się rozgrzana woda. Wewnętrzna warstwa komory zbierała i przetwarzała wytworzoną energię. Wyssane z jądra komory spaliny kierowano impulsami do kanałów. Stygnące resztki tworzyły, nadającą się od biedy do oddychania, atmosferę. Podwyższona zawartość tlenu i dwutlenku węgla przyprawiała go czasem o przejściowy ból głowy, lecz Arto traktował to jako ostrzeżenie. Ograniczał swoje wyprawy i starał się nie przebywać w kanale ni chwili dłużej niż musiał.
« 1 20 21 22 23 24 »

Komentarze

30 III 2012   15:34:26

Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje. Czy to strach czy lenistwo? Czy matematyczne zadania są za trudne? Ta książka została wydana więc zapewne moja opinia nic nie znaczy, ale chętnie się wypowiem skoro już przeczytałam pierwszą część (rozdział?).
Świat przypomina swoją specyfiką większość książek Zajdla i to jest na pewno miłe skojarzenie. Psychologia dzieci przyciąga takie skojarzenia jak książka "Władca much", tylko, że tutaj dzieci nie stają się szalone. Są dojrzałe, normalne, podobne do dorosłych tylko z tymi wszystkimi zasadami wilczego stada. Podoba mi się to ujęcie psychologii w tej historii. Bardziej niż część technologiczna. Zarówno postać Arto jak i Nowego jest wyrazista, reszta odrobinę pozbawiona indywidualności. Sami dwaj główni bohaterowie robią wrażenie podobnych do siebie, nie ma między nimi wyraźnej różnicy, czegoś co by ich wyróżniało. Od środka oczywiście, nie z punktu widzenia innych. I dialogi służą fabule, a nie pociągają jej. Wynikają z fabuły, odpowiadają akurat na te pytania, które muszą być odpowiedziane, przez to tracą nieco na naturalności. Poza tym brak mi w tej książce estetyki. Wszystko jest bezbarwne. Postacie niemal pozbawione są wyglądu w oczach czytelnika. Opisy są lakoniczne, nie ma w nich artyzmu. No ale zapewne nie temu miał służyć "Więzień układu".

06 IV 2012   08:10:35

"Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje."
Może dlatego, że to tekst z 2005 roku?

06 IV 2012   10:54:26

Z 2005, ale ostatnio w związku z ukazaniem się "Więźnia" na papierze (podobno po lekkich zmianach) jego esensyjna wersja online przeżywa burzliwą drugą młodość ;)

W imieniu działu literackiego bardzo zachęcam do komentowania publikowanych tekstów! Będzie to na pewno bardzo ważne dla autorów, ale i nam pozwoli dowiedzieć się, czego oczekują czytelnicy.

07 IV 2012   09:22:17

1. tom "Więźnia..." ukazał się na papierze po solidnej redakcji w stosunku do wersji elektronicznej, odrobinę skrócony i w pięknej szacie graficznej. Szczerze polecam :) Tom 2. powinien wyjść w drugiej połowie 2012.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.