„Dlatego korzystam z bezpiecznego kanału
” – chętnie odpisałby, że dlatego są bezpieczne kanały, ale wiedział, czym taka arogancka odpowiedź by się skończyła. Nigdy tego nie zrozumiał – im starszak silniejszy, tym zwykle głupszy. Dotyczyło to niemal wszystkich uczniów.
„Po prosu wyduś czego chcesz nim zrobię to sam a potem spadaj
”
Arto uznał, że dostał pozwolenie, więc przeszedł do interesującej go sprawy. Niemniej pozostał ostrożny, wyczuwając u rozmówcy pewne zniecierpliwienie.
„Potrzebujemy dzisiaj wolnej chwili po lekcjach chciałbym wiedzieć jeśli mogę czy nie staniemy się celem
”
Nie od razu otrzymał odpowiedź. Informacja, o którą prosił, z samej swojej natury była niechętnie podawana.
„I myślisz że potrafię lub chcę ci to powiedzieć
”
„Nie jesteś byle starszakiem znasz układy na górze może wiesz czy ktoś się na nas zasadza
”
Uznał, że drobne pochlebstwo znajdzie uznanie, nawet jeśli pochodzi od młodszaka.
„A co ciebie to obchodzi jak zechcemy to was spierzemy jak nie to nie
”
„To wasze prawo ale dzisiaj chciałbym to wiedzieć
”
„A co chcesz uciekać karaluchu
”
„Mamy ważną sprawę do załatwienia jeśli dzisiaj któraś ze starszych klas coś planuje to przełożymy to na jutro znamy reguły wy jesteście starszakami a my tylko głupimi młodszakami przepraszam że się odezwałem myślałem że wciąż pamiętasz jak pozwoliłeś mi sobie pomóc w przejściu do następnej klasy ale taki ważny starszak jak ty na pewno nie zaśmieca sobie głowy takim drobiazgiem jak ja byłby to dla mnie zbyt duży zaszczyt oczywiście zrobisz jak zechcesz
”
Tak to już jest, pomyślał, pisząc to na konsoli. Czasami trzeba się upokorzyć, by osiągnąć swój cel. Ale szybko spojrzał na to w inny sposób. Nie chciał, żeby starszaki zaskoczyły ich podczas sprawdzania Nowego. To, co robił nie było poniżaniem się, lecz ceną, jaką musiał zapłacić za bezpieczeństwo. Ta myśl od razu poprawiła mu nastrój.
Tu płaciło się za wszystko. Za bezpieczeństwo w szczególności.
„Dobrze że znasz swoje miejsce mały szczurze ciesz się że cię jeszcze pamiętam nie jestem tylko pewien czy to nie za duże oczekiwania dla takiego śmiecia w zamian za tak niewielką pomoc
”
Gdyby nie tamta niewielka pomoc, ty wielki pryszczu, nie siedziałbyś teraz ze swoimi towarzyszami, tylko dowodził jakąś bandą młodszaków, równie tępą jak ty sam, pomyślał. To, co myślał nie miało oczywiście znaczenia, lecz dzięki temu poczuł się odrobinę mniej upokorzony.
„Przecież nie chcę byście zostawili na w spokoju tylko byś mi powiedział czy coś się stanie nawet nie pytam kiedy gdzie i kto tylko czy coś
” – odpisał, siląc się na spokój.
„No to ciesz się pryszczu bo nic mi nie wiadomo by ktoś chciał się dzisiaj dobierać do waszych żałosnych jaj nie zastanawiamy się nad takimi kawałkami gówna jakimi jesteście nie obiecuję że jutro będzie tak samo nie wszyscy dają się tak łatwo opłacić jak wasi beznadziejni ochroniarze a teraz wylatuj
” – gdy tylko tekst przepłynął przez okno, jego informator rozłączył się.
Właśnie dlatego nie byłem pewien, co zrobią niektórzy kapitanowie, ty niedouczona pałko, pomyślał. Nie wszyscy w tej szkole są mi coś winni. Ale i tak odetchnął z ulgą. Informator zapewne nie kłamał. Jego doświadczenie podpowiadało mu, że gdyby tak robił, starałby się go przekonać, że mówi prawdę, zamiast dawać do zrozumienia, że ma to gdzieś. Ten starszak nie był na tyle bystry, by aż tak udawać. Łączyło ich jedno – obaj byli straszliwie znudzeni lekcjami.
Wywołał Derta, swojego drugiego zastępcę. Jakiś czas temu polecił mu zająć się sprawą Nowego z nieco innej strony. Miał pogrzebać w komputerze stacji, na ile to potrafił. Same ogólnie dostępne informacje, nic, co by potrzebowało roboty jajcogłowych, lecz nawet takie rzeczy mogły okazać się przydatne.
„Coś nowego
” – napisał.
„Nic ciekawego
” – zauważył, że Dert dołączył do ich kanału także Żimmiego – „nowy to zwykły planetarianin jego rodzice znaleźli tu pracę ale wcześniej dużo się przeprowadzali zaliczył przez to kilka szkół przez ostatnich kilka lat byli niemal na każdym kontynencie nawet po trzy razy
”
Arto uznał to za ciekawą informację. Skoro tyle razy się przenosili, to Nowy mógł być coś wart. Musiał nauczyć się dostosowywać.
„Co mówił o nim rejkert podobno już skończył
” – do rozmowy włączył się Żimmy.
„Twierdzi że jest za słaby ale może go podciągnąć
”
„Nie warto
” – Dert bardziej to stwierdził niż pytał. Arto nie zareagował na to drobne przekroczenie uprawnień. Dert nie próbował podważać jego pozycji. To bardziej pasowałoby do Żimmiego. Jedynie stwierdzał fakt. Miał słuszność, lecz nie wypadało, by przyznał mu rację. To nie on miał się zgadzać z innymi, to grupa miała się zgadzać z nim – lub słuchać, zależnie od okoliczności.
„Myślę że dzisiaj starszaki dadzą nam spokój więc postępujemy zgodnie ze zwyczajem dert upewnij się gdy wyjdziemy ze szkoły że teren będzie czysty
”
Nie oczekiwał potwierdzenia. Dert przyjął polecenie i jego kapitan wiedział, że sumiennie się z niego wywiąże.
„Najwyższy czas
” – uznał Żimmy – „pora pokazać nowemu gdzie jego miejsce musi się przekonać że nie jest już na ziemi tu nie ma miejsca dla byle kogo już i tak jest tu ciasno
”
„Na ziemi jest jeszcze ciaśniej
” – przypomniał mu Arto.
„Tym bardziej powinniśmy pilnować aby nie było tak i u nas jeśli to co mamy tutaj to mało to ja nie chcę wiedzieć co to znaczy dużo
”
Wymówka dobra jak każda inna. Żimmy myślał tylko o tym jak dobrać się Nowemu do skóry. Liczył, że to jego wybierze za przeciwnika. Żimmy lubił pokazywać grupie swoją siłę i sprawność. Ostatnio nie było ku temu możliwości, żadna grupa nie chciała z nimi walczyć, więc czepiał się niemal każdej okazji.
Marne szanse, Żim, pomyślał. Nowy nie wybierze kogoś, kto jest najwyższy w grupie. Nie wygląda na kompletnego durnia. Choć może…?
Ilustracja: Rafał Kulik
W jednym Żimmy miał rację. Ziemia była przeludniona, podobnie jak, przekształcone na jej podobieństwo, Mars i Wenus. Nie lepiej było na pozostałych osiemdziesięciu kilku koloniach wewnątrz Układu ani na, jeszcze liczniejszych, stacjach orbitalnych, podobnych do tej na której mieszkali. Żyło się tu ciężko i w ciągłym zagrożeniu. Tu, na górze, niezależnie czy oznaczało to orbitę Ziemi, Marsa czy Jowisza, wypadki przy pracy zdarzały się do dwunastu razy częściej niż na dole, zaś wypadków poza pracą bywało jeszcze więcej. Mimo to produkcja nie mogła ustać nawet na chwilę, nieważne, co się działo. Od tego zależały losy setek, może nawet tysięcy kolonii.
Stacja nie była bezpiecznym miejscem, a oni dobrze o tym wiedzieli. Nowy powinien szybko poznać gdzie się znalazł i przekonać ich, że do czegoś się nadaje. Inaczej jego los mógłby okazać się przypieczętowany. Beksy i wyrzutki nie wytrzymywały tu długo.
Ostatnia lekcja zbliżała się ku końcowi, ale to właśnie te ostatnie minuty zwykle dłużyły się najbardziej. Był wtedy najbardziej niecierpliwy. Nigdy nie nauczył się czekać.
Jego stanowisko znajdowało się w pierwszym rzędzie, w kolumnie umieszczonej przy lewej ścianie. Tylko to było wolne, gdy dwa dni temu jeden z nauczycieli przyprowadził go do jego nowej klasy. To oraz to drugie, przy drzwiach. Wybrał to, by inni uczniowie nie pomyśleli, że się boi przebywać razem z nimi w tym samym pomieszczeniu. Nawet na takie drobiazgi nauczył się zwracać uwagę.
Inni chłopcy siadali w każdej klasie na tych samych miejscach. Uznał, że to, które zajął teraz należy do niego. I dobrze. Był zadowolony ze swojego wyboru. Nie przeszkadzało mu, że nic nie zasłaniało go przed spojrzeniem nauczycieli. Potrafił dobrze kryć swoją niecierpliwość; zwykle tylko kryć, tłumić już nie zawsze. Umiał siedzieć spokojnie przez całą lekcję, lecz rzadko kiedy potrafił się skupić na tym, co się działo.
Nauczycielka musiała widzieć, że nie uważa, lecz szczęśliwie wcale się o to nie czepiała. Był nowy, starała się być wobec niego wyrozumiała. Chciała dobrze, Iwen o tym wiedział, ale doświadczenie nauczyło go, że skutek bywał odwrotny. Zwykle tolerancja nauczycieli prowokowała inne dzieci do działania. Na szczęście nie tutaj.
Pomyślał o chwili, gdy wyjdzie ze szkoły i wróci do domu. Męczyły go te ciągłe zmiany – wciąż nowe otoczenie, wciąż nowe dzieci. Zawsze było tak samo. Mijały miesiące w nowym miejscu; sprawy zaczynały układać się po jego myśli, zaczynał wierzyć, że może tym razem już tu zostaną – i zawsze się mylił. Obiecał sobie, że tym razem się nie pomyli.
Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje. Czy to strach czy lenistwo? Czy matematyczne zadania są za trudne? Ta książka została wydana więc zapewne moja opinia nic nie znaczy, ale chętnie się wypowiem skoro już przeczytałam pierwszą część (rozdział?).
Świat przypomina swoją specyfiką większość książek Zajdla i to jest na pewno miłe skojarzenie. Psychologia dzieci przyciąga takie skojarzenia jak książka "Władca much", tylko, że tutaj dzieci nie stają się szalone. Są dojrzałe, normalne, podobne do dorosłych tylko z tymi wszystkimi zasadami wilczego stada. Podoba mi się to ujęcie psychologii w tej historii. Bardziej niż część technologiczna. Zarówno postać Arto jak i Nowego jest wyrazista, reszta odrobinę pozbawiona indywidualności. Sami dwaj główni bohaterowie robią wrażenie podobnych do siebie, nie ma między nimi wyraźnej różnicy, czegoś co by ich wyróżniało. Od środka oczywiście, nie z punktu widzenia innych. I dialogi służą fabule, a nie pociągają jej. Wynikają z fabuły, odpowiadają akurat na te pytania, które muszą być odpowiedziane, przez to tracą nieco na naturalności. Poza tym brak mi w tej książce estetyki. Wszystko jest bezbarwne. Postacie niemal pozbawione są wyglądu w oczach czytelnika. Opisy są lakoniczne, nie ma w nich artyzmu. No ale zapewne nie temu miał służyć "Więzień układu".