Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 16 17 18 19 20 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Od miejsca wpadki Iwena oddzielał ich szereg hałd. Na szczycie najbliższej i zarazem największej z nich rozpłaszczyło się kilku wojowników. Ostrożnie wychylając się przez krawędź, obserwowali wysypisko po drugiej stronie. Najciszej jak mógł, Iwen zaczął wspinać się w ich kierunku, a mimo to aż trzech odwróciło głowy, przykładając palce do ust.
Zdwajając wysiłek – i energię – doczołgał się do nich niemal na opuszkach palców i czubkach stóp. Uniósł głowę i wyjrzał na drugą stronę. Teren roił się od odzyskiwaczy, zażarcie przeszukujących resztki i równie zażarcie bijących się o co cenniejsze znaleziska. Prawdziwe szczury wysypiska. Pośpiech jego towarzyszy był jak najbardziej uzasadniony. Tak samo jak ryzyko, sądząc po tym, co udało mu się upchać po kieszeniach. Część pogubił podczas ucieczki, lecz reszta została. Jeśli taki wypad był niebezpieczny, to wolał nie myśleć jak wygląda wyprawa do magazynów, o której ostatnio tak często rozmawiali wojownicy.
Jednak nawet wysypisko budziło w nim mniej strachu niż myśl o tym, co następnym razem zrobi z nim starszak. Nie potrafił zapomnieć jego oczu.

Kolonie i Układ
– Panowie, tak dalej być nie może – twardo, stanowczo oświadczył Wilan, starając się, by nie zabrzmiało to groźnie. Byli zgranym zespołem; przez myśl mu nie przyszło zamienić woli współpracy na żołnierską dyscyplinę. Mógłby, lecz po co?
– Panowie i panie – poprawił go kobiecy głos Susumi. Zawsze zapominał, a ona zawsze go poprawiała.
Nie zapomniał, co powiedziała na temat strażnika, który próbował go przesłuchać. Nie bała się mówić tego, co myśli, nieważne czy zainteresowany to słyszał, czy nie. Przelotnie zastanowił się jak może wyglądać ich dom i jak Susumi daje sobie z nim radę. Jej mąż także pracował. Był strażnikiem przy magazynie; łącznie mieli całkiem niezłe zarobki – oraz dwójkę dzieci. Poczuł dziwne ciepło, gdy pomyślał, że nie tylko było ich stać na dwójkę, lecz także na życie w dobrych warunkach. Nie byli tak majętni jak Wilan, za to nie wiązała ich ulga. Widział w tym także wadę. W jego czasach matka w domu była niemal standardem. Czy dlatego, mimo ciężkich warunków życia i twardego prawa, społeczeństwo było spokojniejsze niż w czasach, gdy ludziom żyło się lepiej? Otrząsnął się z tych myśli. Od zawsze przyprawiały go najwyżej o niepokój, nie dając żadnych odpowiedzi w zamian.
Siedzieli w małym lokalu, znajdującym się w połowie drogi między pasażerskim dokiem sekcji a stocznią. Odwiedzali go zarówno zmęczeni pracą pracownicy, jak i zabijający swój czas koloniści, oczekujący na przeładunek statku. Ich hotele były stąd o rzut skafandrem. Za dnia lokal świecił pustkami, zapełniał się dopiero pod wieczór, jak teraz. Pomyślał jak dawno tu nie był, zbyt zajęty statkiem, by mieć czas choćby na tę odrobinę odprężenia.
Panował przyjemny półmrok. Gdzieś w tle płynęła cicha muzyka, z tych nowoczesnych, ostatnio modnych kawałków, niedrażniąca uszu, ale i nieusypiająca. Godzina była dość późna i gości nie było wielu. Ci, którzy zostali, rozmawiali między sobą cichym, charakterystycznym dla takich miejsc głosem, w godzinach szczytu wypełniającym lokal szmerem nieodróżnialnych, krzyżujących się dialogów. Automaty kręciły się jedynie sporadycznie. Rzadko kto zamawiał coś ponad torebkę napoju, którą potem wysysał powoli, w zamyśleniu, niemal z rytualnym namaszczeniem, zdawkowo prowadząc nic nie znaczące pogawędki z towarzyszami. Nic specjalnego. Robili to samo, tylko że ich było więcej i ich rozmowa miała swój cel. Zebrali się w piętnastu – najważniejsi pracownicy poszczególnych podzespołów. Zsunęli razem kilka stołów i rozsiedli się dookoła. Wilan nie mógł nie dostrzec, iż choć zaprosił Lerszena, ten się nie zjawił.
– Panowie i pani – poprawił się z uśmiechem. – Bomba czy nie, trzeba zabrać się za pracę, na poważnie. To było dawno i nikomu nic się nie stało. Szef zdążył mnie już za to zjechać, jego zdążyli zjechać za to jego przełożeni i teraz wypadałoby, abym ja zrobił z wami to samo – wlepili w niego swoje spojrzenia. – Zagrozić zwolnieniem czy obcięciem pensji. Ale nie jestem szefem. Więc ostrzegam… Nie, uprzedzam. Ci z góry nie są zachwyceni naszą wydajnością.
– A kiedyś byli? – burknął ktoś niechętnie.
– Nigdy, to prawda. Ale ktoś tam sobie obliczył, że nie wyrobimy się z czasem. I niech mnie wyssie przez śluzę, jeśli to nie jest prawda. Co się z wami dzieje? – rozejrzał się po ich twarzach, zmęczonych tak jak jego. Ale zmęczenie nie miało tu nic do gadania. – Kiedyś pracowaliście jak należy. Kiedyś byliśmy dobrym, zgranym zespołem. A teraz, kiedy nie stoję nad wami tak jak dawniej, wszystko zaczyna się sypać. Podobno jesteście odpowiedzialni.
– A nie jesteśmy? – odparł Hemul.
– Nie do końca – Wilan spojrzał na niego. – Pamiętasz jak to było z modułami?
– A co miało być? Nie dowieźli…
– A dlaczego? – Hemul nie powiedział, więc dokończył za niego. – Bo nie zauważyłeś, że się kończą i nie zamówiłeś nowych. Bo nie nalegałeś wystarczająco mocno, by jednak wysłali te moduły zanim nasze się skończyły. Tak, szef czepił się, że siedzę i nic nie robię, ale nie jest głupi. Wiedział, dlaczego siedzę. Nie zamierzam się usprawiedliwiać. Mogłem sobie znaleźć inne zajęcie, zrobić coś na jutro czy pojutrze – kilku przytaknęło – ale każdy z nas powinien myśleć z wyprzedzeniem.
Wilan czuł się jak hipokryta. Sam nie przykładał się do pracy tak jak dawniej, od kiedy był zajęty swoimi własnymi sprawami, ale teraz postanowił to zmienić. Skoro ja potrafię przesunąć moje plany, zmienić rozkład zajęć tak, by je dopasować do harmonogramu montażu, to wy możecie tym bardziej. Nie zauważyłem, by ktoś z was próbował zwiać i pracował nad tym między jednym a drugim podzespołem.
– Szef nie wydawał się aż tak przejęty jak ty – zauważył Rubio. – Przesadzasz, Wil. To nie było na poważnie. Zwykłe ostrzeżenie…
– Jeśli myślisz, że to nie na poważnie, to porozmawiamy jak cały zespół wyleci na ulicę – swobodnie używał ziemskiego slangu. O ile wiedział, wszyscy pracownicy pochodzili z dołu. Uznał to za ciekawe spostrzeżenie. Czy pochodzący ze stacji ludzie nie pracowali w stoczni? – Nie on podejmuje decyzje. Co więcej, może polecieć za nami. Nie od razu, ale wkrótce, sam to powiedział. Więc mu zależy. Jak masz wątpliwości, zobaczysz…
– Rozumiemy – ktoś zauważył. – Wystarczy. Nie musisz nic więcej mówić.
– Myślałem, że nie muszę, ale Rikad przekonał mnie, że się mylę. Nie uważacie co robicie! Buris, tobie ostatnio idzie wyjątkowo nieszczególnie.
Przeniósł wzrok na siedzącego obok milczącego inżyniera. Wydawał się nie zwracać uwagi na rozmowę, słuchał jej jakby jednym uchem, nawet nie zajmując się swoim koktajlem. Buris był ostatnio jakiś zgaszony. To widział każdy, choć nie każdy się tym przejmował. Każdy miał ciężką pracę, lecz ten etap budowy był dla Burisa najgorszy. Miał wiele roboty przy panelach, a to potrafiło wyssać z człowieka wszystkie siły. Był po prostu przemęczony, co nie zmieniało faktu, że jego praca szła straszliwie wolno.
Fil też taki był, pomyślał nagle, kojarząc jego zachowanie. Nie, to tylko przypadek. Czy każdy, kto zaczynał zachowywać się dziwnie był potencjalnym samobójcą lub uciekinierem? Na nieskończoną przestrzeń, ja chyba tak nie wyglądam?
Spojrzał na niego uważnie. Sam nie wiedział, czego szukał w jego zachowaniu, chyba jakiegoś znaku, czegoś dziwnego. Lecz niczego takiego nie widział.
Buris ocknął się z zadumy. Spojrzał na Wilana, jakby nie rozumiał, o czym mówi.
– Jak to nieszczególnie?
– Zrobiłeś dopiero połowę zewnętrznej osłony – przypomniał. – Przez ciebie automaty nie mogą w nocy dokończyć wierceń pod szyby dziobowe.
– Na przestrzeń, Wil, przecież zajmuję się tą wyssaną strukturą korytarzy! – odparł. – Kazali mi zbadać czy powierzchnia zdąży się uformować podczas przelotu, czy też trzeba…
– To możesz zrobić zawsze – zauważył ktoś inny. – A my tymczasem stoimy z robotą – Wilan wyczekująco spojrzał na Burisa. Wszyscy czekali na odpowiedź.
– No dobra, dobra, zajmę się tym – Buris wzniósł rękę w geście winy.
– To nie wszystko. Sprawdziłem powłokę ochronną korytarzy. Jest dwa razy grubsza od zaplanowanej! Jeśli to tak zostanie, by zapewnić standardowe sztuczne ciążenie rdzeń będzie musiał generować czterokrotnie silniejsze pole od zaplanowanego. Pole stacji nawet tu jest dość mocne, by się przebić, lecz cewki rdzenia, które dopiero co zamontowałem, nie podołają takiemu obciążeniu! Gdyby nie brak czasu, kazałbym skuć połowę tej warstwy. Cewki tym bardziej nie zdołam przebudować. Kolejna robota zwalona na kolonistów!
– Tak jest w dokumentach! – zaprotestował Buris. – Sam sprawdź! To nie moja pomyłka, ja tylko robię swoje. Nie poprawiam błędów innych.
« 1 16 17 18 19 20 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.