Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 5 6 7 8 9 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

– Mógłbyś przestać mówić na mnie Nowy, kapitanie – powiedział. – Nazywam się Iwen. Inni mogą tak do mnie mówić, bo to kopalniaki, ale ty…
Zawiesił głos. Nie zabrzmiało to hardo czy gniewnie. Arto wiedział, do czego Nowy zmierza. Na swój sposób miał rację, co do wielu wojowników. To były głupki. Nowy wiedział, że jeśli kapitan powie, iż jest dobrym wojownikiem, wszyscy go za takiego uznają i zyska sobie imię. Tylko że na to było jeszcze o wiele za wcześnie.
– Nazywam cię jak chcę – przypomniał surowo, bez litości. – Jak sobie zasłużysz, będziesz o tym wiedział, ale na razie jesteś u nas nowy i pozostaniesz Nowy. Droga do imienia nie prowadzi tylko przez jedną bitwę, nieważne jak bardzo masz na nią wpływ. To jasne?
Nowy skinął głową i odszedł bez słowa. Był hardy, lecz nie głupi. To nie stanie mu na przeszkodzie stania się jednym z nich. Umie się poznać na innych. Będzie z niego dobry wojownik, o ile się nie złamie.
Uzmysłowił sobie, że choć minęły już dwa tygodnie, Nowy wciąż zaskakiwał go swoim zachowaniem. Gdyby nie brak umiejętności, już dawno zasłużyłby sobie na dobrą pozycję wśród innych wojowników. Lecz jego sympatia, bo musiał przyznać, że Nowy mu się podobał, nie miała tu nic do rzeczy. Kapitan nie może kierować się sympatią. Tyle teoria, gdyż nie było to łatwe. Mógł ją od siebie odpychać, ale nie mógł zdusić. Wydawało mu się, że widzi w Nowym coś jeszcze, coś znajomego. Czy dlatego że Nowy zaczął odkrywać to samo, co on kiedyś, zadawać te same pytania? A może dlatego że był tak samo samotny? Nie, przecież ma siostrę. Ma z kim porozmawiać. Tylko Arto nie mógł liczyć na rodzeństwo. Czuł, że Nowemu zależy na czymś więcej niż na uznaniu, że chce, by go dostrzegł. Jako kogo? Nowy, ja cię widzę, pomyślał, patrzę na ciebie cały czas, choć o tym nie wiesz. Ale…
Nowy to Nowy, pomyślał. Dert i Żimmy mają rację. Niewiele o nim wiemy, ale ja wiem już, czego potrafi się nauczyć. Ma to coś, co jest najważniejsze. Reszty się nauczy.
Jedna z najważniejszych lekcji, jakie Arto odebrał, mówiła, że na początku respekt zdobywa się poprzez strach lub zwycięstwo. Dopiero na nim można budować szacunek. Dotąd działało to na każdego. Po części nauczył go tego Dael, po części sam to odkrył, obserwując zachowanie innych. Gdy pojawił się Nowy, zastosował wobec niego ten sam stary sposób. Lecz na Nowego to nie działało. On był inny. Może dlatego iż nie pochodził ze stacji i szkoła jeszcze go nie zmieniła? To pytanie zadawał sobie od tygodni. Może sami byliby jak on, gdyby nie ona? Tylko czy to ułatwiłoby przyszłe życie? Nie sądził.
Obserwował, jak jego wojownicy pomagają pokonanym przeciwnikom, gdy Nowy znowu do niego podszedł. Spojrzał na niego, czekając, co powie.
– Kapitanie – powiedział Nowy. – Po bitwie pewnie nie będzie treningu, ale… – spojrzał gdzieś za siebie – Grejgy jest zbyt zbity, a ja…
Arto uniósł brwi. Nie mógł się powstrzymać, za bardzo go to zaskoczyło. Miał rację, po bitwie nigdy nie było treningów, bo mało kto miałby na nie siłę. Teraz, na upartego, mógłby skłonić większość do ćwiczeń, bo bitwa nie była szczególnie ciężka, lecz zasada była zasadą. Jednak Nowy nie chciał na tym korzystać. Na jego oczach zamieniał się w jeden wielki siniak, mimo to nie rezygnował.
– Naprawdę chcesz treningu? – spytał. Nie zdołał zapanować nad zdziwieniem w głosie.
Oparł dłonie na biodrach. Coś go kłuło w lewym barku, lecz nie zwracał na to uwagi. Spojrzeli na siebie. Po jego oczach Arto poznał, że Nowy nie zgrywa twardziela. Naprawdę chciał trenować.
– Nieważne czy go chcę, czy nie – odpowiedział twardo Nowy. – Ja muszę trenować. Tylko nie ma nikogo, kto by teraz miał na to ochotę, a ja nie chcę powtarzać wciąż tych samych ćwiczeń. Robię to już od trzech dni!
– Musisz to robić. Inaczej twoje mięśnie nie będą ci w pełni posłuszne. Będziesz zastanawiał się jak kopnąć przeciwnika zamiast po prostu to zrobić.
– To wiem. Ale zamiast powtarzać jedno ćwiczenie przez kilka godzin, wolę robić kilka różnych po godzinę na każde. Mniej się wtedy męczę i więcej się uczę.
Miał rację. Grejgy potrafił być uparty. Taką szkołę sobie wymyślił – zmęczyć się do granic wytrzymałości. Nie bez powodu mówili na niego Twardy; był taki, zwłaszcza wobec siebie. Potrafił bez końca ćwiczyć ten sam układ, póki mięśnie nie odmawiały posłuszeństwa, lecz rzadko tłumaczył coś swoim uczniom. Był uparty i dokładny, wypracowane przez siebie umiejętności walki doprowadził do perfekcji, co czyniło go dobrym wojownikiem, mimo to jako trener był mało skuteczny. Arto robił co mógł, by grupa wykorzystała jego niezwykłą szkołę walki, lecz za każdym razem, gdy wybierał go na trenera, wszyscy wojownicy utyskiwali, że Twardy chce ich zaholować na śmierć. Twierdzili, że Grejgy nie uczył ich jak walczyć, tylko jak się poruszać i jak wyprowadzać ciosy. Nie rozumieli, że wypracowany przez niego system walki opiera się na fenomenalnej precyzji i koordynacji. Twardy nie potrafił przekazać im swojej wiedzy, wręcz filozofii walki, więc próbował uczyć umiejętności – na próżno. Z Nowym było jeszcze gorzej. Grejgy nieustannie zapominał, że Nowy jest słabszy.
Przyznał Nowemu rację. Postanowił, że dzisiaj zacznie wyjaśniać wszystkie „dlaczego”, jakie tylko przyjdą mu na myśl. Dlaczego ma tak robić a nie inaczej i kiedy ma to robić. Jak długo. Zrozumienie ułatwi mu ćwiczenia, pokaże ich sens. A potem, kiedyś, gdy już opanuje podstawowe ruchy, gdy będzie zaczynał prawdziwą naukę walki, zmieni mu trenera.
Przesunął dłonią po czole. W sklejonych włosach poczuł suche płatki skrzepów, poprzetykane lepkimi grudkami. Uzmysłowił sobie, jak okropnie może wyglądać.
– Więc dobrze, Nowy. Dzisiaj będziesz trenował ze mną. Pokażę ci trochę więcej ćwiczeń. Może nawet więcej, niż Twardy pokazał ci przez ostatni tydzień. Lecz najpierw musimy doprowadzić się do porządku.
Nowy wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu.
– Dla wojownika najważniejsze sprawy to umieć się bić i malować – potwierdził.
Dziwny jest ten Nowy, powtórzył sobie Arto, ale nie widział powodu, dla którego nie miałby spełnić jego prośby. Tyle może zrobić. Niech to będzie dowodem uznania, nagrodą za to, że tak bardzo stara się być jednym z nich. Bo dziś na treningu będzie jednym z nich. Nie da mu żadnej ulgi, tak jak nigdy nie dawał jej sobie.

Zem
Następnego rozjaśnienia Iwen znowu był w centrum uwagi grupy. Spodziewał się tego i ze szczerą radością przyjmował podziw, z jakim większość chłopców wyrażała się o jego wyczynie. Wprawdzie niektórzy zaśmiewali się z tego jak na koniec niezwykle pokazowo wywrócił się na podłogę, lecz wiedział, że te żarty nie były złośliwe. Były szczere i sam też się z nich śmiał.
Wyszło jak wyszło, pomyślał sobie. Nie miał czasu przećwiczyć swojego pomysłu. Najważniejsze, że cała reszta wypadła dokładnie tak jak sobie zamarzył.
Nie dziwił się, że tak wielu z nich nie wiedziało, jak działa sztuczne ciążenie. Jeszcze miesiąc temu sam nie miał o tym pojęcia. Właściwie dopiero teraz zaczął się zastanawiać, dlaczego, gdy był na Ziemi, nigdy nie myślał o tym, co sprawia, że nie unosi się w powietrzu. Chodzenie twardo po ziemi było wtedy dla niego tak samo normalne, jak dla nich życie w sztucznym ciążeniu. Uznał, że to, co wydaje się naturalne, nie zwraca na siebie uwagi, aż do chwili, gdy wydarzy się coś nienaturalnego. Dopiero wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać „dlaczego”.
Tym chętniej wyjaśniał im na czym polegał jego pomysł. Niemal wszyscy pytali, jak tego dokonał, a on mówił im ponownie o stroju kompensacyjnym i o tym ile trwa, nim ciało przyzwyczai się do ciążenia na stacji. Tym razem naprawdę słuchali. Był pewien, że ponad połowa nic z tego nie zrozumiała, ale to nawet lepiej. Zapamiętają, że nie jest głupi.
Trochę żałował, że sam Arto nie wykazywał takiego zainteresowania jak inni. Wszystko przyjął z tym swoim życzliwym spokojem – i nic poza tym. Liczył, że chociaż raz jawnie wyrazi swoje uznanie, ale widocznie Iwen nie do końca rozumiał, jak to tutaj działa. Wprawdzie podczas wczorajszego treningu, do którego przyłączyła się dwójka innych chłopców, Arto nie tylko nie patrzył na niego z góry, lecz nawet pozwolił sobie na odrobinę więcej życzliwości – znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że „pozwolił sobie” to było dobre słowo – jednak poza tym jednym zdarzeniem stosunki między nimi pozostały niezmienione.
Nie zadowolił Arto, lecz pocieszał się, że osiągnął część z tego, co zamierzał. Nie wszystko, ale wiele. I był bliżej swojego celu. Pozostali, nawet ci najbardziej mu niechętni, nawet Żimmy czy Dert, nie patrzyli już na niego tak jak przedwczoraj. To nic, że pozostał Nowym. Nie był już obcy i zyskał wartość. Słowo Nowy nie oznaczało już statusu, stało się tym, czym miało być – przezwiskiem, jak Grubasek czy Dziadek.
To było dobre. Iwen chciał być z nimi, niezależny, jak oni robić rzeczy, o których dorośli nie mieli pojęcia. Zapragnął mieć wpływ na swoje życie zamiast pozwalać się biernie przewozić z miejsca na miejsce. Tutaj mógł robić co chciał, nie zwracając uwagi na dorosłych. To oni decydowali, co więcej, ich decyzje były ważniejsze, gdyż dotyczyły przetrwania. Oszukiwanie dorosłych było tu swojego rodzaju sportem, nagrodą samą w sobie, a ci, którzy to robili najlepiej cieszyli się największym respektem.
« 1 5 6 7 8 9 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.