Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 5 6 7 8 9 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

– Mogę. Miałeś szczęście, nie doszło do rozległego wewnętrznego krwotoku. Ten ktoś musiał uważać na to, co robi, przynajmniej na początku. Nauczka, żadne tam przypadkowe pobicie – spojrzała dziwnie. Arto poczuł się nieswój, lecz milczał. – To da się zaleczyć bez operacji, na razie. Nie mam kwalifikacji ani sprzętu by operować, czy regenerować, co dopiero przeszczepiać… Nawet gdybym miała aparaturę zastępującą organy i zdołała po cichu wyhodować nowe na ich miejsce, w takich warunkach nikogo nie otworzę! – machnęła ręką, wskazując na wyposażenie. – Lecz zrób tak jeszcze raz, a bez operacji się nie obejdzie. Medycyna dużo może, lecz nie wskrzesza i bardzo rzadko pomaga tym, którzy przychodzą za późno. Potrafisz to zrozumieć?
Chciała mu pomóc i za to był jej wdzięczny, lecz była dorosłym i nic nie rozumiała.
– Potrafię, proszę pani, Ale to nie zależy ode mnie.
– Na pewno nie ode mnie – wyciągnęła z szafki kilka wstrzkiwaczy i buteleczek. – Nie licz na znieczulenie. Skoro tak dobrze radzisz sobie z bólem to niech ci o wszystkim przypomina. Nakłonię twoje ciało, by odbudowało uszkodzenia, lecz będzie tego dużo i będzie działać szybko. Licz się z gorączką, zwłaszcza dzisiaj w nocy. Jeśli ci się pogorszy, będziesz musiał wybierać, śmierć albo porządny lekarz z porządnym gabinetem.
Oby nie musiał. Ból da się znieść, byle to przeżyć. Rous napełniła wstrzykiwacze i kolejno przytykała je do jego szyi. Jak podczas szczepienia przeciwko zarazie, niczego nie poczuł.
– Dziękuję – powiedział. – Naprawdę bardzo dziękuję. Za wszystko, za to, że…
– Że nikomu nie powiem? – Rous zebrała puste fiolki od wstrzykiwaczy. – Nie licz, że robię to tylko dla ciebie. Gdyby Iwen nie zagroził, że wydłubie z siebie lokalizator, nie wahałabym się ani chwili. Znam go dobrze, może nie dałby rady, ale na pewno by spróbował. Tym razem będzie po waszemu. Nie wiem co wyprawiacie, lecz jeśli myślisz, że nie będę na niego uważać tylko dlatego, że zawsze sprawiał kłopoty, to lepiej pomyśl jeszcze raz. Pewnie nie czuje się tu najlepiej, ale nie wraca do domu w takim stanie jak ty.
– Nic mu nie będzie – obiecał. – Nigdy. Przysięgam, że jemu nic takiego się nie przydarzy.
Głupio to zabrzmiało. Chętnie by to cofnął, lecz swoją obietnicę traktował poważnie, nawet jeśli była szczelnie spowita kłamstwem, niczym pluskwa taśmą. Liczyło się to, co było w środku; reszta była tylko warstwą ochronną, pilnującą, by nic nie wydostało się poza osłonę.
– Porozmawiajmy poważnie – Ros siadła naprzeciwko. – Nie jesteś głupi. Twoi rodzice są zamożni. Ojciec pracuje na wysokim stanowisku w stoczni. Zarabia tyle, że my możemy tylko o tym pomarzyć. W co się wpakowałeś? Słowo honoru dorosłego, nikomu nie powiem.
Pokręcił głową.
– Naprawdę nie mogę.
– Więc spróbuję zgadnąć. Szkolna wojna gangów? Wiem, czasami dzieci traktują niektóre sprawy bardzo poważnie, tylko… nie zawsze są one tego warte.
Arto zamarł. Iwen coś powiedział…?
– Może starsi chłopcy się w to bawią, ale nie ja – odpowiedział ostrożnie. Kłamstwo powinno być wiarygodne, powinno zawierać odrobinę prawdy. – To… całkiem inna sprawa.
Według niej był młodym, szkolnym gangsterem. Był na to gotowy i przełknął wszystko w milczeniu. Chciał powiedzieć, że to się nie powtórzy, lecz bał się, by nie zabrzmiało to zbyt nieszczerze. Dorośli dobrze znali tę wymówkę.
– Tak. To zawsze jest inna sprawa, a potem kończy się w kostnicy. Ty byłeś blisko. Jak się dasz pobić jeszcze raz, będziesz jeszcze bliżej. Zastanów się czy warto. Chcesz tak spędzić resztę życia?
– Nie prosiłem się do tego! Czasami nie ma wyjścia. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
– Te wasze dziecięce, męskie sprawy! – Rous przyłożyła dłoń do czoła i palcami rozgrabiła włosy. – Kamizelki ochronne… Na niezmierzony kosmos! Może jeszcze zaczniecie się kroić nożami, albo strzelać do siebie? Powinnam z tym iść na policję i obiecuję ci, jeśli to się powtórzy, tak właśnie zrobię. Szkoła powinna być spokojnym miejscem, a nie siedzibą awantur i placem zabaw dla chuliganów.
– Nie jestem chuliganem! – jego gniew był szczery. Co ona mogła wiedzieć o szkole?
– To wy tak twierdzicie. Jak dotąd słyszałam same dobre rzeczy, o tobie i twojej rodzinie. To typowe, że dziecko z dobrego domu wpada w nieodpowiednie towarzystwo. Myślałam, że mógłbyś pokazać Iwenowi stację, pomóc mu się tu odnaleźć. Aż dotąd unikał innych dzieci.
To mało zabawne, lecz teraz jest akurat odwrotnie, pomyślał.
– Ja go nie unikam. Nie wpędzę go w kłopoty. Tylko…
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Tak, wiem – machnęła ręką. – Mam nie zdradzać waszych mrocznych sekretów. Mali szantażyści… I tak mi nie uwierzysz na słowo, prawda? Bardzo dobrze. Jeśli przyjdzie mi wybierać między zdrowiem Iwena a twoim życiem… Wtedy nie licz na obietnice. Póki to się nie skończy, nigdy nie będziesz miał pewności co zrobię. Aż do odwołania jesteś pod moją obserwacją. Jutro masz tu być, zaraz po zajęciach. I zastanów się co robisz. Jesteście dziećmi, na wszystkie gwiazdy! Nie musicie być tak beznadziejnie dorośli.
Sięgnął po zbroję. Wiedział ile bólu będzie go kosztowało jej nałożenie, lecz dom Iwena był niebezpiecznie blisko miejsca gdzie go znalazł nieprzytomnego. By dostać się do windy będzie musiał podejść jeszcze bliżej szkoły. Już samo to miejsce było niebezpieczne. Znał tę sekcję. Nie musiał znać adresów, by wiedzieć, że to tu mieszkała połowa jego najlepszych wojowników. Wiedział jacy żyją tu ludzie i czym się zajmują. Nie myślał o tym gdy tu szedł, wtedy było mu wszystko jedno, lecz teraz… Co z tego, że wiedział jak się zachować, nie wyglądał jak jeden z nich. Tu jego wiek mu nie pomoże. Mógł zarobić plastik między żebra już tylko za to, że był ubrany jak syn bogaczy. Z drugiej strony, nawet tacy bandyci powinni wiedzieć, że dzieci w jego wieku nie mają przy sobie nic cennego.
Gdyby tu mieszkał, pierwszego rozjaśnienia sprawiłby sobie zbroję, nawet gdyby był dorosły.
Patrząc na zbroję uświadomił sobie, że przez niego Iwen będzie miał w przyszłości kłopoty. Kiedyś będzie musiał zacząć ją nosić. Jego matka kiedyś przypomni sobie to rozjaśnienie i zechce go sprawdzić. Przez niego już zawsze będzie się musiał przebierać poza domem.
Dlaczego jeden problem zawsze prowadził do następnego?
– Lepiej to nałóż, nawet jeśli zaboli – Rous dostrzegła jego wahanie. – W twoim stanie ta kamizelka może uratować ci życie. Zgaduję, że o tym też powinnam milczeć?
Nie musiał się wysilać, by jego spojrzenie było błagalne.
• • •
Wilan skończył pracę wcześniej niż zwykle, lecz wciąż był jednym z ostatnich ze swojej zmiany, którzy opuścili stocznię. Zamierzał szybko zrzucić roboczy kombinezon i wpaść na kilka minut do baru. Niemal tam nie zaglądał, odkąd zaczął bawić się w planowanie, choć dla reszty zespołu było to niemal zwyczajem. Czas skończyć ze statkiem i powrócić do ekipy.
Lecz w przebieralni już ktoś na niego czekał. Buris.
– Już wychodzisz? – spytał. – Czekałem w kadłubie, ale się nie pojawiłeś. Nie zamierzasz pracować dziś przy statku?
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał mu o tym powiedzieć. Czuł, że będzie to raczej prędzej. Wszedł, pozwalając drzwiom się zamknąć.
– Buris, to już skończone. Nie dostaniemy reaktora. Zamówienie zostało cofnięte. Jeśli spróbuję złożyć nowe, skończy się na poważnych kłopotach.
Myślał, że Buris będzie rozsądny. Mylił się. Gdy Wilan spróbował go wyminąć, złapał go za kombinezon.
– Nie wierzę – głos Burisa był groźny. – Na przestrzeń, po prostu nie wierzę! Chcesz się mnie pozbyć! Słuchaj, jeśli próbujesz…
– Niczego nie próbuję! Nie muszę! – Wilan odrzucił jego ręce i odepchnął do tyłu. Niemal ryknął mu w twarz – Bez reaktora statek nie będzie miał dość mocy. Albo polecimy za wolno, albo komory przestaną działać i zginiemy. To koniec! Z planu próżnia. Rozumiesz to, czy mam ci to inaczej wytłumaczyć?
– Spróbuj. Wyjaśnij mi, dlaczego po tylu trudach i ryzyku nagle mamy zrezygnować? Dlaczego ty twierdzisz, że mamy zrezygnować?
– Ja twierdzę? Naszej pracy? Akurat ty nie narobiłeś się wiele! Wiesz ile czasu i starań kosztowały mnie przygotowania? Mnie? Nie wiem czy będę miał taką szansę jak ta – wskazał gniewnie palcem w stronę doku. – To może ostatni z małych kadłubów, jaki tu buduję. Następny będzie okręt wojenny, a takie wyposażamy w pełni, bo wyrusza w podróż wraz z załogą! – złapał zaskoczonego Burisa za kombinezon i potrząsnął nim mocno, wyładowując złość. – Budowa takiego okrętu trwa najmniej trzy lata! Jest dziesięć, może dwadzieścia razy taki jak ta skała, a my będziemy go budować od zera, bez asteroidy jako szkieletu, płyta po płycie! Trzy przeklęte, długie lata!
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.