Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 8 9 10 11 12 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 7

Wejść do terminalu… Łatwo było powiedzieć, lecz z wykonaniem byłyby problemy. Dokładniej, jakieś dziesięć lat problemów, bo tyle im brakowało do pełnoletności. Iwen był szczęściarzem, tam na dole. Arto nawet nie podejrzewał, że istnieją dziecięce terminale, lecz zabawa w WIR-ze wciąż była dlań stratą czasu, jak gry jajcogłowych.
– Automat nie wpuści nas do WIR-u – stwierdził. – Czyta z identyfikatora. Po nim pozna, że jesteśmy za młodzi. I jest jeszcze pluskwa.
– Pluskwa nie ma tu nic do gadania – zapewnił Iwen. – Terminale nie mają własnych czujników, a wiek to żaden problem. Gdy uzyskam dostęp do jednego, drugi podłączę zdalnie i zezwolę, byś wszedł na mój rachunek. Jeśli raz przekonam komputer, że jesteśmy dorośli, to takimi będziemy. Skaner ciała wyciąga nasz wygląd z mózgu, ale go nie analizuje. Nie zauważy, że jesteśmy za młodzi, choć w WIR-ze pozostaniemy dziećmi. Wzrost też się nie liczy. Terminale same dopasowują się do kształtu ciała.
– A masz impulsy? – wspomniał mieszkanie Iwena. – To bardzo droga zabawa…
– Nie dla mnie. Terminale mają zamki czasowe. Trzymają identyfikator i naliczają twój czas. Wystarczy kawałek przewodu i… niczego nie zauważą, a my pozostaniemy w środku.
– Nie wiedziałem, że znasz się na elektronice – przyznał z zaciekawieniem.
– Na komputerach, i tylko trochę. Wszystkie urządzenia mają zasilanie i kontroler sygnału zezwolenia. Mogę sprawić, że terminal nas zaakceptuje nawet nas nie sprawdzając – Iwen machnął ręką. – Nawet jak nas przyłapią, to żadne przestępstwo. Nie bałeś się kraść, ale boisz się nielegalnego WIR-owania?
Iwen był pewny siebie. Brał Arto na ambicję, lecz i bez tego kusiło go coraz bardziej. Kto wie czy będzie miał drugą szansę ujrzenia Ziemi z bliska? Sale terminali nie były pilnowane ani przez ludzi, ani przez czujniki. Były w pełni automatyczne. Jak coś się stanie, najwyżej ich spiszą lub zaaresztują, na godzinę czy dwie. I jeszcze ten dorosły… Jak na to zareaguje?
W zamyśleniu położył dłoń na karku. Wiedział, że o czymś zapomniał. Terminal łączył się z człowiekiem przez rdzeń przedłużony i niektóre ośrodki w mózgu, a on…
Przesunął dłoń niżej. Poczuł kawałek plastiku.
– A ten… bioinduktor? – przypomniał sobie.
– Terminal nie pozwala na zagrożenie życia. Jeśli uzna, że nie powinieneś wejść w WIR, to wyłączy się i tyle. Tam nawet nie możesz dostać zawału, bo natychmiast cię wyrzuci i jeszcze dostaniesz wstrzyki. Arto, nikt nigdy nie umarł wewnątrz w pełni sprawnego terminala! Nie przez ostatnie trzysta lat, nawet w kosmosie. Zaufaj mi. Ja wlazłem za tobą do kanału plazmy.
– Więc spróbujmy – zgodził się. – Ale jakby co…
– Spokojnie, wtedy ja się będę tłumaczył. Robiłem to nie raz – Iwen wykonał gest w stylu „wszystkim się zajmę, bez żadnych obaw” i uśmiechnął się łobuzersko. – Wiesz, nie jestem taki grzeczny, na jakiego wyglądam.
Takiego Iwena Arto jeszcze nie znał. Na Ziemi mógł być niezłym rozrabiaką, lecz tutaj najgorszy ziemski rozrabiaka był zwykłym mięczakiem. Jeśli ty jesteś niegrzeczny, pomyślał, to ja i cała szkoła jesteśmy prawdziwymi bestiami.
Już w drodze rozejrzał się ostrożnie na boki, jakby naprawdę wierzył, że zdoła odszukać w tłumie znaną sobie postać.
• • •
Drzwi zamknęły się za nimi równie cicho jak się otworzyły. Sala terminali była pogrążona w półmroku; ostre światła promenady nie pomagałyby ludziom wychodzącym z WIR-u odnaleźć się w rzeczywistości. Byli sami, nie licząc ludzi w terminalach. W sali znajdowało się dwadzieścia takich urządzeń – trzymetrowych, błękitno-metalicznych wrzecion z tępo zaokrąglonymi końcami, sterczących pionowo na podstawach z przedziwnie poskręcanych rur, rządek za rządkiem. Rozchylone klapy większości wrzecion ukazywały puste, wyłożone miękką wyściółką wnętrze; w górnej części znajdowało się coś przypominającego kask. Kilka terminali było zamkniętych. Pod prawą ścianą stał rząd dwudziestu wysokich szafek.
Iwen wybrał parę terminali stojącą najdalej od wejścia i polecił mu wejść do jednego z nich. Arto stanął przed otwartym wrzecionem. By postawić stopę na krawędzi otworu musiał unieść kolano aż pod samą brodę. Spróbował chwycić klamry na wewnętrznych stronach obu klap. Wiedział z projekcji, że w ten sposób kosmonauci wchodzili do terminali, tyle że oni byli dorośli. Nie mogąc ich dosięgnąć, położył dłonie na dnie komory, wspiął się w górę i ułożył plecami na wyściółce.
– Co mam robić? – spytał.
– Przeczytaj instrukcję i połóż się wygodnie. Zaraz cię podłączę.
Iwen dotknął bocznej części kokonu. Rulon projektora konsoli wysunął się na zewnątrz, rozwinął się i usztywnił, uruchamiając projekcję powitalną. Iwen wystukał coś na konsoli. Wrzeciono terminalu poruszyło się lekko, bez wstrząsu, zmieniając położenie.
Rozejrzał się po wnętrzu. Na wewnętrznej stronie klap, na wykładzinie, znalazł powierzchnię pokrytą pismem. Ominął zakaz używania przez dzieci, przeleciał przez resztę, nie znajdując niczego interesującego. Swoją uwagę skupił dopiero na ostatnim akapicie, mówiącym jak należy się zachowywać po zakończeniu sesji. Miał chwilę poleżeć w terminalu, nim powróci orientacja i właściwe czucie ciała.
Kosmonauci tkwili w takich kokonach nawet po kilkanaście lat. Samo przyspieszanie trwało kilka miesięcy. Nie mogli wtedy wychodzić na zewnątrz, a jakoś musieli się odżywiać, o łazience nie wspominając. Nie sądził, by Iwen planował siedzieć tu aż tak długo, niemniej zaciekawiło go jak to było możliwe. Spojrzał w górę. Coś, co wyglądało jak kask posiadało całą siatkę rur w okolicach twarzy. Więc terminal ich karmił. Gdy przesunął się trochę w górę, znalazł w wyściółce zamknięte wgłębienie. Potem jego wzrok zatrzymał się na przewodzie z pierścieni, ułożonym wzdłuż dolnej części kokonu. Wyglądał jakby potrafił samodzielnie się zginać, zaś końcówka do złudzenia przypominała odbieralnik moczu.
Iwen stanął u stóp Arto. Oparł się piersiami o krawędź kokonu, sięgnął ręką do wnętrza i złapał za przewód.
– Wytrzymasz bez łazienki? – spytał.
– A jak nie? – nie to żeby czuł taką potrzebę, lecz wolał się upewnić.
– Masz trzy wyjścia. Albo pójdziesz tam teraz, albo zlejesz się w spodnie podczas sesji, jak byle pierwszak – Iwen powoli zaczynał wprawiać się w szkolnym slangu. – Możesz też podłączyć nieco więcej niż tylko mózg – pomachał końcówką przewodu.
– Chyba nie będziemy tu aż tak długo?
– Nie powinniśmy – Iwen odłożył przewód i wskazał na szafki. – Ci, którzy chcą tu siedzieć naprawdę długo najpierw rozbierają się do naga, by terminal poznał, że ma się nimi opiekować. To nie model międzygwiezdny – poklepał obudowę dłonią – ale swoje potrafi. Możesz w nim leżeć latami, a i tak zachowasz formę, tyle że się zestarzejesz. Terminal pobudza mięśnie by nie osłabły, utrzymuje stałą temperaturę, wchłania wilgoć, oczyszcza skórę płynem… Dzieciom pozwala rosnąć – Iwen pochylił się i zaczął szeptać. – Niektóre modele pozwalają dorosłym zachodzić w ciążę, gdy uprawiają ze sobą seks!
– Gadanie!
– Naprawdę! Takie terminale muszą być w jednym pomieszczeniu, ale nie wiem po co komu coś takiego.
Obaj wzruszyli ramionami.
– Jak to działa? – spytał Arto. – Podobno podłącza się przez skórę, ale nie wchodzi do ciała…
Iwen zamyślił się na chwilę.
– To trochę trudne – zaczął. – Wiem tylko tyle co tata mi tłumaczył. Interfejs neuronalny wytwarza słabe impulsy na karku i głowie, które nakładają się na siebie w głębi ciała.
Arto kiwnął głową. Znał tę technikę. Kiedyś, na promenadzie, gdy jeszcze chodził z rodzicami na spacery, był świadkiem obezwładnienia jakiejś kobiety. Mówiono, że była podziemiowcem. Dookoła był tłum ludzi, cel ledwo było widać, co dopiero mówić o aresztowaniu. Policja próbowała ją dopaść, lecz bezskutecznie. Wtedy wystrzeliły zainstalowane na ścianach ogłuszacze; każdy wysłał pojedynczą wiązkę słabego impulsu elektromagnetycznego. Nie po raz pierwszy widział taką akcję, lecz nigdy wcześniej nie znalazł się na ich drodze. Na chwilę promenada zawirowała, jego ciało przeszył lekki dreszcz – a przeszła przezeń tylko jedna z wiązek. Po dwóch sekundach wszystko wróciło do normy, za wyjątkiem kobiety, na której zogniskowano promienie – leżała na podłodze, nieprzytomna.
– Terminal trafia w pojedyncze nerwy – podkreślił Iwen. – Pobudza je lub mrozi. Wysyła miliony słabych impulsów, całą ich siatkę, by trafić w jeden wybrany nerw i nigdzie poza tym. Im więcej takich słabych impulsów, tym mniejszy cel możesz wybrać, ale tym trudniej je na nim… zogniskować. Od tego zależy jakość terminala i realizm jaki tworzy. To się nazywa wieloogniskowaniem rozproszonym, czy jakoś tak.
– Ale skąd to wie co chcę zrobić? Działa jak neuroskaner? Czyta moje myśli?
« 1 8 9 10 11 12 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.