Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 13 14 15 16 17 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

– A pomyślałeś, że to może być niemożliwe? To już nie zależy od nas! Jeśli coś pójdzie nie tak, wszyscy trafimy… my do akademii, a rodzice do kopalni! Są tylko te dwa wyjścia!
– Zawsze jest wyjście, zawsze! – pewność z jaką to powiedział zaskoczyła nawet jego. – Sam mi to pokazałeś, ale już nie patrzysz jak trzeba!
– To była tylko próba! – Arto spróbował podnieść głos, lecz zamiast tego skulił się. – Jutro zrobią to jeszcze raz, nie tylko ze mną. Oni jutro nas zabiją.
Iwen chciał zaprotestować, lecz nie potrafił. Arto był mądrzejszy i lepiej znał szkołę, a jednak nie potrafił choćby pomyśleć o tym, by się jej sprzeciwić.
– Możemy zostać w domu i nie będzie to podejrzane. Jeśli powiemy… Arto, jeśli powiemy o wszystkim na policji, zaczną się przyglądać szkole, a nie nam! To, co się tam dzieje… To wy jesteście problemem! Gdybyście przestali robić z tego tajemnicę, wszystko by się skończyło! Dorośli by wam pomogli, ale nie mogą, bo wy tak chcecie!
– Tak myślisz? Dorośli musieliby zamknąć wszystkie szkoły! A co z tymi, którzy je skończyli? Nie wiedzą o tym, czy wierzą, że to się skończyło? A może… – zadrżał – może, gdy dorastamy i przestajemy być zakładnikami, oni zwyczajnie się nas pozbywają…
Nie zrozumiał o czym mówi, lecz zrozumiał co chciał powiedzieć.
– Dorośli nie są wrogami! – zaprotestował. – Zawsze byłeś tutaj, nie wiesz jak to jest gdzie indziej – jego głos stał się błagalny. – Musimy iść na policję! Gdy powiemy im o Anhelu, będą musieli go zabrać, a nas zostawią! Powiemy, że tylko on bije i zabija uczniów, że inni tego nie robią. Szkoła będzie bezpieczna, my będziemy bezpieczni, wszyscy…
Spojrzenie Arto powiedziało mu, że aż dotąd taka myśl nawet nie przeszła mu przez głowę. Nie wierzył, że dorośli mogą pomagać, nawet po tym jak jego matka uratowała mu życie.
– Policja potrzebuje dowodów a Anhelo jest za sprytny, by je zostawić. Może kiedyś, ale teraz… – skrzywił się z bólu. – Iwen, teraz on jest doskonały w tym co robi. Bawi się z nami jak zechce. Wiesz co zrobią z nami starszaki, gdy się dowiedzą, że jakiś młodszak wydał jednego z nich policji?
– Anhelo nie ma tylu przyjaciół! Jest niebezpieczny, inni się go boją. Szkoła będzie nam wdzięczna!
– Nie on jeden doprowadzał do wypadków! – twarz Arto wygiął grymas gniewu wymieszanego z bólem. Wzniósł dłoń – Zresztą, w porządku, pójdziemy i powiemy tyle, by go zamknęli. Udowodnisz, że nas bił, bo chciał zabić? Bo inaczej on wróci i…
– I co? Myślisz, że wtedy będzie gorzej? – odpowiedział z przejęciem. Arto był zły, bo się wahał! – Nie może być gorzej! Zobaczysz, przekonamy ich, wystarczy, że cię zbadają.
– Nie! Żadnych badań!
Arto chwilę milczał. Patrzył na Iwena jakby chciał zajrzeć w jego myśli.
– Taka wiadomość szybko się rozniesie – powiedział w końcu. – Dorośli zaczną się przyglądać szkole i dawnym wypadkom, a to zaszkodzi szkole. Rodzice zaczną zadawać pytania. Nawet jeśli jeden karaluch na sto coś powie…
Urwał. Na jego twarzy pojawiło się zdumienie i niedowierzanie.
– Wtedy wszystko się wyda – dokończył Iwen. – Możemy zniszczyć szkołę!
Arto skamieniał. Zapomniał o bólu; siedział i myślał, minuta po minucie. Dla niego taka myśl była niepojęta, lecz już robił rzeczy, które dla innych były nie do pomyślenia. Dobrowolnie zrzekł się dowództwa, by z wojownika stać się wyrzutkiem.
Zniszczyć szkołę? To jakby zniszczyć stację, albo wysadzić Ziemię! Żył nią przez lata, wrósł, nie znał nic poza nią. Był jej częścią, a ona była częścią jego. Myśl, że mógłby ją unicestwić… nie, taka myśl nie zjawiała się w ich głowach, nigdy. Byli przekonani, że to niemożliwe, wręcz chcieli, by szkoła istniała nadal, mimo tego jaka jest. To co, że Arto zmienił zdanie, zrobił to dopiero gdy obróciła się przeciwko niemu – i był z tą myślą sam. Dziś jej nienawidził, lecz jutro nie wiedziałby jak bez niej żyć.
Bez niego Iwen nie mógł wykonać swojego zamiaru. Bał się, brakowało mu wiedzy i doświadczenia; działając samemu pogorszyłby tylko sytuację. Arto był niewolnikiem szkoły; myśl o jej zniszczeniu niszczyła także jego. Jak głęboko sięgały te więzy, pomyślał, te kajdany – jak mawiał ojciec – że niewolnik (teraz już wiedział co to znaczy) nie mógł istnieć bez swojego pana? Dla Arto więzieniem były nie tylko pluskwy, czujniki i pancerz stacji, lecz jego własny umysł, sposób myślenia więźnia. To on czynił niewolnika niewolnikiem. Miał szansę, mógł wybrać – prawda i życie lub kłamstwo i śmierć – lecz Arto się wahał! Dla Iwena było to niepojęte. Przez głowę przemknęła mu myśl, że oni wszyscy mogą być gotowi umrzeć za swoją głupią szkołę i jej sekrety. Zacisnął oczy. Nie rozumiał tej lojalności; jakby to szkoła była dla nich rodziną, a nie…
– Arto, starszaki uciszą jednego, lecz nie uciszą setki. Gdy dorośli się biją, zajmuje się nimi policja. Pozwólmy jej zająć się szkołą. Arto… Obiecuję, nie powiem, że tam byliśmy. Moja mama i tak tam pójdzie jak tylko cię zobaczy, więc to będzie wszystko jedno… Arto, odpowiedz mi!
Arto milczał. Iwen wyciągnął rękę, bojąc się, że coś z nim nie tak, lecz Arto nagle ją chwycił i spojrzał na niego. Jego uścisk był mocny, oczy błyszczały żądzą zemsty równie silnej jak w chwili, gdy próbował zabić tamtego chłopca.
– Zróbmy to – w ochrypłym głosie brzmiało zdecydowanie. – Uprzedzimy ją. Zniszczymy szkołę i Anhela i nikomu o tym nie powiemy. To będzie nasza tajemnica.
• • •
Poszli na komisariat jak tylko uzgodnili co mają mówić. Arto czuł się w pełni usprawiedliwiony. Skoro kolonista mógł kontaktować się ze strażnikami, w imię powodzenia ucieczki, on mógł zrobić podobnie. Z początku sam opowiadał, Iwen tylko przytakiwał. Powiedział o Anhelu, o tym co kiedyś zrobił, z każdym szczegółem jaki sobie przypomniał. Myślał o Daelu i o śmierci tych siedmiu, których wybrał, o tym, że tylko przypadek sprawił, że nie był na ich miejscu i że nie pozwoli, by to poszło na marne. Lecz wraz z pierwszymi słowami pojawiło się przerażenie, że powie za dużo i policja wyśle go na badania. W tym jednym strach zwyciężył – nie powiedział o tym, co działo się przez ostatni tydzień.
Przesłuchujący ich dorosły patrzył na niego czujnie, starając się zachować spokój, lecz Arto widział jak trzęsły mu się ręce gdy wprowadzał projekcję rozmowy do konsoli. Jego własny strach przybrał na sile. Nagle nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Myślał już tylko o jednym – coś takiego spotkało Wela, a gdy się wygadał, znikli wszyscy dorośli, którzy o tym wiedzieli. Gdy sprawa ucichła, znikł także Wel. Tego nie zrobiły starszaki, wiedziałby gdyby tak było. Zrozumiał, że był ktoś jeszcze, ktoś spoza szkoły, kto chciał, by jej tajemnica pozostała bezpieczna. Pożałował, że tu przyszedł, ale było za późno.
Przesłuchanie zajęło dwie godziny. Pod koniec Arto zaczął gorączkować, lecz krył się z tym, poprzysięgając sobie, że tylko Rous pozwoli się obejrzeć. Nie chciał zniknąć, nie teraz, gdy policja poznała prawdę i znów zacznie pilnować szkoły i Anhela. Wreszcie przesłuchujący ich policjant spojrzał na nich dziwnie i kazał wracać do domów.

Wyjście na korytarz było niczym uspokajający balsam. Przestał zwracać uwagę na otoczenie, zapomniał o policji, myślami był w rozjaśnieniu, w którym mieli opuścić stację. Zrobią to, na wiele rozjaśnień wcześniej nim ktoś zechce, by zniknął. Nie będzie Anhela ani szkoły, tylko on, Iwen, rodzice i prawda, tylko prawda, nigdy więcej kłamstw, tajemnic, oszukiwania… Nigdy więcej koszmarów, bólu, wstrzymywanych łez, gdy budził się w środku zaciemnienia – wierzył, że to także zniknie, jak tylko odlecą. Nigdy więcej pluskwy, Opiekunki, akademii. Może wreszcie pozna co to jest, to normalne życie.
Widząc, że z nim źle, Iwen przynaglił kroku. Wkrótce musiał go prowadzić. Arto widział już tylko zamazane plamy. Całą siłę skupiał na tym, by iść w miarę normalnie, zwracając jak najmniej uwagi dorosłych, lecz w pewnym momencie, gdy nikogo nie było w pobliżu, nie wytrzymał i zwymiotował. Czuł ogarniającą całe ciało słabość, był rozpalony i mokry od potu. Co jakiś czas uderzenie fali gorąca rozlewało się od brzucha do czoła. Nie był pewien czy na chwilę nie stracił przytomności.
– Wytrzymaj jeszcze trochę – ponaglał go Iwen. – Już niedaleko. Wszystko będzie dobrze.
Przyspieszyli. Nie pamiętał jak doszli do jego domu, lecz gdy znalazł się w pobliżu znajomych drzwi, poczuł, że czuje się lepiej. Wiedział dlaczego. To był strach, przed Rous.
Rous zjawiła się niemal w tej samej chwili, gdy Iwen przytknął identyfikator do drzwi. Razem zanieśli go do pokoju i położyli na łóżko. Ból zelżał tuż po serii pośpiesznych wstrzyków. Znów mógł widzieć. Usiadł. Iwen obserwował go z niepokojem, jego matka była przerażona.
– Dziękuję, już mi lepiej – powiedział.
– Czujesz się lepiej, ale nic poza tym! – odpowiedziała gwałtownie. – Nie rozumiesz, że umierasz?
« 1 13 14 15 16 17 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.