Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 8 9 10 11 12 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

– To prawda – przyznał, nie patrząc na nikogo. – Z tej odległości mogą nas dosięgnąć tylko torpedy, ale nie opuszczą one wyrzutni. Z chwilą odczepienia statku od stacji chroni nas rozejm Drugiego Prawa Kolonialnego. Gdyby chcieli nas zniszczyć, już by to zrobili.
A jednak chroniło ich tylko Prawo Kolonialne. Prawo, które Rząd sam ustanowił, i widmo konsekwencji jego złamania. Flota była gotowa na wszystko, żadne działanie nie było dla niej zbyt drastyczne czy nieludzkie. Nie musiała działać bezpośrednio, by osiągnąć cel.
– Nie wierzę, by nas puścili, tak po prostu! – jakże Arto chciał, by dorosły się zamknął! Niczego nie rozumiał, siał tylko niepotrzebny niepokój. Dorośli…
– Więc po co się tu pchałeś? – odparł ktoś gniewnie.
– Flota nie będzie ryzykować rewolucji dla zaledwie kilku tysięcy ludzi – powtórzył astronauta. Jego głos stwardniał. Spojrzał w stronę dorosłego. – Robiliśmy to już kilka razy. Nigdy nie odważyli się nas zaatakować.
– Może nie znam dobrze Prawa Kolonialnego – stwierdził ojciec – ale czy jest w nim jakikolwiek punkt zabraniający ostrzelania emitera uciekającego statku? Flota nie ograniczy się do wąchania plazmy z dyszy napędowej.
– Mogą spróbować – przyznał astronauta. – Będą nas ścigać, będą próbować pochwycić gdy dotrzemy do celu. Obława się rozpoczęła, ale my wiemy jak im umknąć.
Z jakim wysiłkiem rozluźniał mięśnie, by wydobyć z siebie jak najbardziej naturalny głos. Był zwykłym człowiekiem, nigdy nie był w szkole, nie potrafił panować nad emocjami, a jednak tu był, jak reszta załogi, gotów na to co nastąpi.
– Kiedyś zaczną strzelać – powiedział cicho Iwen. Słyszeli go tylko ci, którzy stali najbliżej.
– Może kiedyś zaczną – Lerszen uspokajająco położył rękę na ramieniu syna i lekko je ścisnął. – Lecz nie teraz. Nie tym razem, mój synu.
Astronauta pochylił się lekko. Dłonią nakrył ucho, w napięciu wsłuchując się w komunikator. Ze zmiany na twarzy Arto wyczytał, iż wieści nie są dobre. Za oknem dostrzegł trzy szybko poruszające się gwiazdy. Wyglądały jakby oddalały się od siebie nawzajem. Na chwilę znikły w cieniu Ziemi, by pojawić się znowu. Nie, uświadomił sobie, one zbliżają się, do nas! Zbyt małe i zbyt szybkie jak na statki. Spóźnione kapsuły? Lecz żadna kapsuła nie osiągnęłaby takiego przyspieszenia! Nie zdążyłaby wyhamować…
Sekundę potem gwiazdy minęły ich statek. W chwili krótkiej niczym mrugnięcie oka mignął mu nad głową nadto dobrze znany z projekcji, złowróżbny kształt srebrzystej igły. Pozostałe dwie przeleciały bokiem, utrzymując formację skrzydła.
– Myśliwce! – zawołał. Bezsilnie zacisnął pięści.
Wokół zawrzało. Dorośli spojrzeli w stronę, gdzie znikły trzy pojazdy. Arto przypomniał sobie zasłyszane historie o atakach pilotów. Podczas akcji byli nieustannie pompowani substancjami wzmacniającymi ich refleks i znoszącymi wszelki strach. Ciężko było ocenić czy pilotowana maszyna była przedłużeniem ich woli, czy oni sami byli na wpół mechanicznie myślącym przedłużeniem myśliwca. Napęd magnetyczny pojazdu, jego zasilanie oraz konstrukcja ograniczały ich zasięg do roku świetlnego. Nie były przeznaczone do lotów dłuższych niż miesiąc, lecz posiadały zawrotne przyspieszenie i niewiarygodną zwrotność, ograniczoną jedynie wytrzymałością ludzkiego ciała, gdyż myśliwce były zbyt małe, by pomieścić komorę inercyjną. Przy lotach międzygwiezdnych, gdy słabło pole magnetyczne gwiazdy, przewagę uzyskiwały gwiazdoloty, których emiter mógł cały czas pracować na pełnej mocy. Ogromny ciąg emitera, modulacja częstotliwości wiązki i przesunięcia falowo-korpuskularnego dawał im przewagę, lecz póki lecieli na plazmie, ich statek był łatwym celem.
– Widzę trzy! – astronauta zawołał do komunikatora. – Czy to oni? Co macie na skanerze? Czy to na pewno oni? Powtórz!
– Jednak jesteśmy warci ryzyka – sucho zauważył ojciec. Arto złapał Lerszena i astronautę na wymianie szybkich spojrzeń.
– Dlaczego się wcześniej nie obróciliśmy? – czyjś głos wzniósł się niebezpiecznie wysoko, jego właściciel balansował na skraju paniki. – Dlaczego nie zaczęliśmy przyspieszać?
– Bo to by oznaczało katastrofę! – głos Lerszena brzmiał zaskakująco twardo i władczo. -Nawet ścigający nas okręt nie zdobędzie się na taką próbę. Wiązka emitera to śmiertelna broń. Nie jesteśmy warci tłumaczenia się przed społeczeństwem ze śmierci milionów! Wyścig zacznie się gdy dotrzemy do orbity Saturna, nie wcześniej.
– Jaki wyścig? – ktoś zawołał. – Już nas mają!
– Proszę się uspokoić! – głos astronauty wzniósł się ponad narastający hałas głosów. – Te myśliwce mają nas osłaniać!
– Osłaniać? Flota miałaby nam pomóc?
– To tylko myśliwce. Nie jest ważne skąd są, lecz kto w nich siedzi.
– Naprawdę?! Więc dlaczego tamten okręt nie posłał za nimi torped? – ktoś wskazał za szybę – Ich też chronią Prawa Kolonialne? Okłamujecie nas!
– A może nawet we Flocie wciąż są normalni ludzie – uciął krótko ojciec.
Astronauta przestał zwracać uwagę na otaczających go ludzi. Wsłuchał się w komunikator. Lerszen obserwował go z niepokojem.
– Na nieskończoną przestrzeń, co on tu robi? – astronauta odpowiedział do komunikatora. – Janus nie powinien się ujawniać! Miał siedzieć cicho!
Arto poczuł ucisk w piersi. Wszystko wokół zamarło, ludzie znikli, jakby dźwięk znajomego imienia zatrzymał czas i wykrzywił przestrzeń. Czy to możliwe, myślał, czy to naprawdę możliwe, że przez te lata… Czy to może być on?
– Janus? – doskoczył do astronauty. – Powiedział pan Janus?
– Poradzilibyśmy sobie, po co się pchał? – astronauta, zaabsorbowany rozmową, odsunął go delikatnie na bok. Arto skoczył na niego i złapał za kombinezon, niemal się na nim wieszając.
– Kim jest Janus? – wrzasnął, ściągając go w dół. Oczy wszystkich skupiły się na nim, zapadła cisza, lecz nie zważał na ich zainteresowanie. Chciał, musiał wiedzieć.
Astronauta nie mógł dłużej go ignorować – a jednak nie odepchnął go od siebie, nie odczepił. Mimo nagłego wybuchu wściekłości na ignorowanie go przez astronautę, na to, że traktował go jak dziecko, jak powietrze, Arto dostrzegł jak przez twarz dorosłego przemknął pośpiesznie skryty strach, silniejszy niż nieudolnie skrywane napięcie.
Astronauta spojrzał na Lerszena, potem całą uwagę przeniósł na Arto.
– Czy Janus jest z akademii? – Arto spytał błagalnie. – Czy to stąd te myśliwce?
– Udało nam się skontaktować z grupą starszych kadetów. Oni… zaoferowali nam pomoc. Nie od razu uwierzyliśmy, że w takim miejscu… Ale tak było. Janus pomógł rozpracować część zabezpieczeń. To młody, ale diabelnie zdolny człowiek.
– Ile… lat? – spytał przez zaciśnięte gardło, wciąż kurczowo trzymając się kombinezonu astronauty. Patrzył na niego, lecz miał wrażenie, że tylko jego głowa jest nieruchoma. Reszta pomieszczenia, nawet jego ręce, wirowały, zdawały się pulsować, oddalać i przybliżać.
– Osiemnaście, może dziewiętnaście… Miał zostać, pomagać w następnych misjach, stać się naszym robakiem w systemie Floty, ale…
Astronauta mówił coś jeszcze, ale Arto przestał słuchać. Puścił go. Zatoczył się do tyłu. Ktoś w porę go zatrzymał, nie pozwalając upaść.
– Arto, co ci jest? – jak przez mgłę doszedł go głos matki. – Kim jest…?
– Muszę z nim mówić – wydusił, odpychając się do przodu.
– To niemożliwe. Nie możemy…
– Muszę z nim mówić! – zawołał, wbijając wściekłe spojrzenie w astronautę. Był przeszkodą, stał mu na drodze. – Muszę się przekonać! Przyprowadziłem wam tylu ludzi a wy…
Odebrało mu głos. Zacisnął pięści. Czuł na plecach spojrzenie Lerszena. Możecie mieć tajemnice, pomyślał pod jego adresem, możecie mieć swoje sekrety, lecz ten jeden wydrę z was choćby gołymi rękoma! Tyle lat byłem pewien, niemal pozwoliłem sobie zapomnieć…
– Chcę się tylko przekonać!
– Dajcie dzieciakowi szansę – ktoś powiedział. – Gdyby nie on, nie byłoby nas tutaj.
– Pan nic nie rozumie…
– Co tu rozumieć? To tylko rozmowa!
– Janus może mieć rodzinę!
– Jeśli to on, to nie ma nikogo – jęknął Arto. – Obiecuję, jeśli się mylę…
Lerszen skinął lekko głową. Arto pozwolił astronaucie wyprowadzić się z pomieszczenia.
• • •
« 1 8 9 10 11 12 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.