Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 10 11 12 13 14 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

– Janus… – łamiący się głos z trudem przeszedł przez jego zaciśnięte gardło. Wyuczone w szkole opanowanie i samokontrola przepadły bez śladu. – Janus, słyszysz mnie? Czy…
Głos mu się urwał. W słuchawce zapadła cisza. Poczuł wilgoć na policzkach. Nie zauważył kiedy zaczął płakać, nawet nie wiedział, że wciąż potrafi. Po raz pierwszy od lat pozwolił, by jedna po drugiej spływały po jego twarzy. Po raz pierwszy nie wstydził się swojego płaczu.
– Kto to był? – pytanie Janusa było spokojne i beznamiętne, lecz Arto mógłby przysiąc, że jego głos się zmienił i było to coś więcej niż życzenie jego wyobraźni. – Odezwij się! Wolność Alfa…
– Janus, tu wciąż Wolność Alfa – odpowiedział ktoś za niego. – Mamy kogoś, kto chce z tobą mówić. Bardzo nalegał.
– No to zdążył w porę. O co chodzi?
Wewnątrz sterówki umilkły wszystkie odgłosy rozmów. Arto nie słyszał tego, po prostu widział jak spojrzenia astronautów kierują się w jego stronę, jak ich usta nieruchomieją, zamykają się lub zastygają w bezruchu. Słuchali go, ale nie dbał o to. Niech słyszą, niech wreszcie zrozumieją.
– Janus… Dael, Daelu, to ty? – spytał cicho. – Powiedz, że to ty!
– A niech mnie otchłań jeśli to nie mały Arto – ledwie uchwytna chwila wahania, jakby Dael nie był pewien czy chce tej rozmowy. – Do celu pozostało nam jakieś pół godziny. Wolność Alfa, czy nasza rozmowa może być dla was problemem?
– Nie, Janus. Odebraliśmy wasze dane. Muszę polegać na twojej opinii. Nie mamy nic do zrobienia, możemy tylko czekać.
– Niech tak będzie. Arto, słyszałem, że dobrze się spisałeś, choć trochę narozrabiałeś. Będziesz bohaterem. Może dadzą ci medal.
Dael zaśmiał się bez śladu emocji. Jego głos był wciąż spokojny, jakby rozmawiali nad zadaniem z matematyki, a nie spotkali przypadkiem po kilku latach.
– Do próżni ze mną! – zawołał do mikrofonu. – Co chcesz zrobić? To głupota…
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– To co konieczne, mały. Czego nikt inny nie zrobi za nas, bo nie ma do stracenia tak mało jak my. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
– Gówno prawda! Chcesz się rozbić o jakiegoś kopalnianego asteroidę! Powiedz, że masz inny sposób, musisz mieć!
Racjonalna część jego rozumu umilkła; zwinęła się w głębi czaszki niczym zaszczuty kot, wijąc się pod uderzeniami emocji. Już raz go stracił. Jak mógł go stracić ponownie? Po to uciekał, by przeżyć to od nowa?
– Nie tym razem. Nieważne jak bardzo będziecie rzucać statkiem, pocisk zawsze będzie leciał w waszym kierunku. Albo się zatrzymacie, albo sami będziecie winni wypadku. Wypadku – powtórzył beznamiętnie – a to znaczy, że kolonie nie zareagują. Jeśli wy nie przejdziecie, ta ucieczka będzie ostatnią. Tu chodzi o coś więcej niż ja, ty, czy wasz statek.
– Nie wierzę! Myliłeś się wcześniej, możesz i teraz. Mówiłeś, że zapomnę, ale nigdy w to nie wierzyłem! Mówiłeś, że nie można się zaprzyjaźnić, ale ja tak zrobiłem! Mówiłeś, że nie potrafimy płakać, ale ja…
– Gdyby nie ta rozmowa, zapomniałbyś mnie na dobre. Twoje wspomnienia z czasem stały się piękniejsze. Moje też, ale to tylko wspomnienia. Zmieniłem się. Ty też. To jest rzeczywistość.
W głosie Daela nie było nic, nawet chłodu, nagany, pouczenia. Żadnych emocji.
– Skąd możesz to wiedzieć? Dlaczego nie napisałeś? Potrafiłbyś, ale nie chciałeś!
– Co miałbym napisać? Powiedzieć jak tam naprawdę jest? Uwierzyłbyś, gdybym napisał, że to jak szkoła, tylko tysiąc razy gorsza?
– Wtedy uwierzyłbym ci we wszystko! Wystarczyło spróbować…
– Zrozum. Akademia… – ledwie dostrzegalny moment wahania – pokazała nam, że życie może być gorsze niż śmierć. Musisz się ugiąć, musisz sam szukać starszaków, inaczej głodujesz. Walczysz lub giniesz. Nie, nikt tam nikogo nie zabija, po prostu niektórzy sami się poddają. To chore miejsce, ale ja też wygrałem. Od dziś nawet najlepszy kadet może się okazać zdrajcą. Nigdy nie będą wiedzieć, kiedy wyskoczy z hangaru jakiś Obcy, jak ja. Nie zrealizowałem całego planu, ale wolę ratować twój żałosny tyłek. Jedno chore życie w zamian za możliwość leczenia innego, plus tysiące innych. To uczciwa wymiana.
– Kłamiesz! – wykrzyczał. Bezbarwny ton głosu zaczął doprowadzać go do szału. – Jesteś tak samo normalny jak ja, tylko boisz się do tego przyznać! Mówiłeś, że gdybyś musiał wybierać między mną a sobą, wybrałbyś siebie, ale teraz robisz na odwrót! Możemy odzyskać siebie, możemy pokonać szkołę, w sobie!
– Nie wiesz jak to jest być mną. Nie byłeś trzy lata w piekle, zostałeś w czyśćcu, ale to wystarczyło byś się zmienił, tak samo jak Anhelo.
– Nigdy nie byłem taki jak Anhelo!
– A Karros i twoja wojna? Ja wiem wszystko, dzieciaku. Wiem więcej niż Zefred kiedykolwiek o tobie wiedział. Jest w tobie więcej z Anhela i Karrosa niż jesteś skłonny przyznać. Gdy się spotkaliśmy, próbowałeś po prostu przetrwać. Dziś manipulujesz ludźmi dla swoich potrzeb. Żyjesz, by ich kontrolować. Przegrałeś tylko dlatego, że Anhelo jest bardziej doświadczony. Nie robisz tego tak bezwzględnie jak on. Wciąż w coś tam sobie wierzysz, ale to minie, jak minęło u niego.
Słowa Daela przełamały jego wytrzymałość. Były ciosem prosto w serce. Czy naprawdę był taki jak mówił, czy wystarczyło, by coś się stało, by zamienić go w to… coś? Przecież znał odpowiedź. Nawet teraz coś go zmieniało, do samych korzeni. Dael był tam przez niego, gotów zginąć, bo on tak się zawziął na szkołę, tak oślepł na jej punkcie, że był gotów zrobić wszystko byle się zemścić, niczym pierwszy lepszy młodszak.
– Masz rację – jęknął. Jego wiara w siebie wpadła w wir rozpaczy, napędzanej odkrywaniem kolejnych motywów swojego postępowania. – Zawsze miałeś rację… Zachowuję się jak on, ale nie jestem nim w środku! Inaczej… po co mnie wybrałeś?
Uczepił się tej ostatniej nadziei jak rozbitek kapsuły. Zasady i motywy nie były już oparciem dla jego psychiki. Moment uczucia, ślad emocji w głosie Daela był wszystkim czego potrzebował, tratwą ratującą go przed wirem, lecz Dael nie okazywał niczego.
– Przykro mi mały, ale musisz to wiedzieć, dla twojego dobra. Zawiodłeś, ale to ja postawiłem cię na złej drodze. Postąpiłeś wbrew mnie, ale postąpiłeś słusznie. Czasem, robiąc źle, robimy więcej dobrego niż gdybyśmy postępowali właściwie. Manipulowałem tobą, bo chciałem dobrze. Obaj chcieliśmy, lecz obaj przegraliśmy.
– Nie przegrałeś! Są inni, którzy widzą!
– Widzą coś, lecz niekoniecznie to, co powinni. Może jakieś fragmenty. Ty widziałeś dość, a i tak nie wszystko zrozumiałeś. Wyszło jak wyszło. Nie winię cię za to co zrobiłeś w szkole. Nie jesteś głupszy niż ja, to ja, które poszło do akademii. Machina jest zbyt duża, by jedno ziarnko piasku mogło ją zatrzymać. Zrobiliśmy to samo, mały, zrobiliśmy z siebie durniów. Liczyłem, że sam wszystko zrozumiesz, ale każdy spogląda na świat swoimi własnymi oczami. Moi towarzysze mają rodziny, tu, na tym statku. Im też jestem coś winien. Ludzie się zmieniają, Arto. Czasem płacą za swoje winy, czasem nie są w stanie, a czasem znajdują kogoś, kto płaci za nich. Zobaczysz, za kilka lat zrozumiesz, że nie mogłem zostać z tobą.
Co miał zobaczyć? Wszystko co widział zostało mu pokazane. Dael doszedł do wszystkiego sam, lecz wszelkie plany ograniczali tacy jak on, jak Zem i Anhelo, którzy nie potrafili patrzeć, nawet jak ktoś siłą skierował ich głowę we właściwą stronę. Woleli skupić wzrok na czymś bliższym, bardziej pociągającym, jak niemowlę na poruszającej się zabawce. Sam nie był lepszy. Nie potrafił zrozumieć, nawet z jego pomocą. Za czyje winy będzie płacił, swoje czy…
– Znowu mam cię stracić?
– Takie jest życie – tym razem spokój w jego słowach brzmiał sztucznie. – Sami nie wyminiecie asteroidy. Ktoś musi zniszczyć jej napęd, a ja muszę mieć pewność, że przejdziecie. To ważne, ważniejsze niż możesz przypuszczać. Nasi wspólni znajomi ze statku mieli wobec mnie zbyt poważne plany. Mam nadzieję, że wytłumaczysz im dlaczego się mylą. Znajdą innych. Przykro mi, że wróciłem na tak krótko, ale to i tak więcej niż ci obiecałem. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że nigdy nie zostałem twoim przyjacielem.
– Jesteś nim, teraz i zawsze – zapewnił ze łzami w oczach. – Jeśli dadzą mi kiedykolwiek jakiś medal, każę im go sobie wsadzić i dać go tobie.
– Niepotrzebnie robisz ze mnie bohatera. Nawet się cieszę, że nie będę w pobliżu gdy wszystko zrozumiesz, ale… Mimo wszystko nie zostałeś zwierzęciem. Nawet Karros jest od nich lepszy. Pamiętaj o tym – na chwilę głos mu złagodniał. – Zapłaczesz nad starym, naiwnym Janusem i jego towarzyszami?
– Cały czas… – gardło znów mu się ścisnęło.
– To mi wystarczy. Dzisiejszy świat nie potrzebuje Janusów, ani Zemów, lecz Karrosów. To oni zmienią świat na lepsze, nawet jeśli zrobią to dla własnych korzyści. My… Sam wiesz jak kończymy. To nie jest świat dla nas. Janus, bez odbioru. Przechodzę na łączność skrzydła.
« 1 10 11 12 13 14 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.