Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 4 5 6 7 8 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

– Gotowe – oświadczył ojciec. Spojrzał na niewielki wyświetlacz w okolicy rękojeści i skinął głową. – Ta płyta już nigdy się nie zatrzaśnie. Na pewno nie ma tu więcej przesłon?
– Nie – szepnął w odpowiedzi. Uśmiechnął się skrycie. Ostatnia przeszkoda, przyczyna jego klęski, padła pod ciosami jego ojca; jej molekuły uległy dyfuzji, stapiając ją z otaczającymi ją obiektami. Nawet nie drgnie, gdy będą tędy przechodzić.
Wyciągnął rękę i dotknął miejsca, gdzie nie tak dawno była krawędź płyty, najpierw ostrożnie, potem z całej siły. Słyszał, że takim narzędziem można było równie łatwo stopić lód, co plaszkło, lecz powierzchnia stopienia nawet się nie rozgrzała. Do dziś nie bardzo w to wierzył. Wzdrygnął się. Taka potęga w tak małym narzędziu…
– Wracaj i powiedz innym, by zaczęli iść – cicho powiedział ojciec. – Pierwsi mają wejść ci, którzy mają pozostałe dyfuzytory. Reszta ma iść podług ustalonej kolejności.
– Powiem im – Arto jak najciszej zaczął się wycofywać do głównego szybu.
• • •
W nerwowym pośpiechu przepływał przez tunel. Odbijał się na wszystkie strony od otaczających go ścian, śpiesząc się jak tylko mógł. Oddychał szybko i płytko. Jeśli wyjście nie było otwarte… Bez Arto, skąd mogliby wiedzieć gdzie go szukać?
Czas dłużył się niemiłosiernie. Iwen był gotów przysiąc, że minęli punkt wyjścia, lecz płynął dalej. Cóż innego im pozostało? Odległą srebrzystą plamkę odbitego światła z początku uznał za złudzenie. Nadzieję odzyskał dopiero, gdy stała się wyraźniejsza. Obrócił się, orientując zmysły tak, by ustawić jej położenie naprzeciwko wyjścia.
Plamka znikła na chwilę – to ojciec wyczołgał się na zewnątrz. Podpłynął do otworu, ojciec złapał go i wyciągnął na zewnątrz. Zatoczył się. Orientacja zmysłu równowagi nie wracała łatwo. Pośpiech i nerwy zupełnie pomieszały mu w głowie. Ojciec zaczął pomagać innym wyjść z kanału. Iwenowi zaczęło się udzielać nerwowe napięcie dorosłych. Wraz z nimi nasłuchiwał sygnału alarmu, choć wiedział, że tu i tak by go nie usłyszeli.
– Dobra robota, mały – siostra nie uściskała go tylko dlatego, że nie było na to dość miejsca.
– Jeszcze nie jesteśmy na miejscu – odpowiedział. – Podziękujesz mi na statku.
– Nie ma sprawy, mały pierdzielu.
Podbiegł pod drabinkę.
– Iwen, poczekaj aż wszyscy wyjdą – głos ojca zatrzymał go w połowie drogi.
– Ale muszę ich zatrzymać…
– Poczekaj na nas! – ojciec wyciągnął jedno z małych urządzeń i przyczepił je do ściany.
Z ociąganiem zszedł na dół. Czekał. Nic się nie działo. Nie było alarmu, nie było automatów, nie było impulsu ni ciepła rozgrzewających się obwodów cewki.
Wreszcie w otworze pojawiła się ręka dzierżąca klucz.
– To wszyscy – ostatnia osoba stanęła na twardej plastalowej podłodze. – Zamykamy?
Ojciec kiwnął głową. W jak naturalny sposób przejął rolę przywódcy, z jaką swobodą skłaniał ludzi do posłuszeństwa, nie mówiąc nawet słowa… To nie był ojciec, którego znał – przygnieciony trudnościami, zaszczuty problemami w pracy i kłopotami w domu, których jakże często sam mu nie szczędził swoim zachowaniem. Czy w tajemniczych czasach przed ich narodzinami ojciec był właśnie taki? Iwen wiedział jak to jest. Przez szkołę stał się spokojniejszy, ostrożniejszy; przestał robić rzeczy, za które policjanci nie raz pakowali go do aresztu. Na dole nie był tym, kim stał się tutaj – bezbronną ofiarą.
Otwór został zamknięty. Iwen wdrapał się po drabince i otworzył klapę.
– Już niedaleko! – zawołał, przekrzykując wentylator. – To drugie boczne przejście w lewo.
Jeśli i tam nikogo tam nie zastaną… Jest ich więcej niż nas, powtarzał w myśli, jesteśmy szybsi. Musimy ich dogonić!
• • •
Szybko przepełzł odległość dzielącą go od głównego szybu. Wychylił głowę i rozejrzał się po oświetlonym wnętrzu, czując jak podmuch powietrza rozwiewa mu włosy.
– Gotowe! – zawołał.
Światła przesunęły się w jego kierunku. Świetliście tu jasno, pomyślał, odruchowo zasłaniając twarz ręką. Nie przejmował się oślepieniem; znał teren, nie potrzebował wzroku.
Część świateł zgasła. Kilku dorosłych wstało, ktoś wyciągnął go z szybu i postawił na nogi. Powtórzył słowa ojca. Kilka zamazanych sylwetek dorosłych jedna po drugiej znikły w bocznym szybie. Przetarł oczy i spojrzał na pozostałych. Taka masa niezręcznych ludzi… Nie zmieszczą się naraz do szybu, będą musieli wchodzić w miarę jak inni będą wychodzić z drugiej strony. Już po kilkunastu sekundach ochrona spróbuje odciąć dopływ powietrza. Odwrócił twarz w stronę nie tak odległego wentylatora, wsłuchując się w jego szum. Zablokowali przegrodę, więc skończy się na zatrzymaniu wiatraka.
– Lien! – wzrok wrócił mu na tyle, by rozpoznać kolegę. – Co z Iwenem?
– Nic z tego, kapitanie – Lien pokręcił głową.
Zacisnął oczy. To nie może się tak skończyć! Pośpiesz się, Iwen, powtarzał w myślach, musisz spróbować! Trwał tak chwilę; czekał, sam nie wiedząc na co. Część dorosłych zaczęła sprzeczać się o kolejność. Przez chwilę wydało mu się, że wśród szumu słyszy niesiony przez powiew głos. Czujnie nadstawił uszu, lecz głos się nie powtórzył, jakby był urojeniem jego własnej podświadomości, próbującej spełnić jego życzenie.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Arto, twoja kolej – głos matki przywrócił go do rzeczywistości. – Musimy iść.
Racja, pomyślał gorzko, musimy. Też mi zaszczyt! Mieli uprzywilejowaną pozycję w kolejce, jak Norrensonowie… Być może będzie pierwszym, który wejdzie na pokład.
– Pośpiesz się! – usłyszał czyjeś ponaglenia. – Do przodu, zrób miejsce innym! Czyja teraz kolej, wasza? Więc za nim, do środka!
Mężczyzna z tyłu był dobrze zorientowany w tym kto za kim idzie. Prędko zaprowadził porządek. Arto pozwolił matce, by zaprowadziła go z powrotem do szybu. Zaraz za nimi weszły dwie kolejne osoby. Na chwilę emocje przeważyły, na moment wstrzymał swój marsz, lecz niemal jednocześnie poczuł na kostce popędzający uścisk matki.
– Tylko cicho, na przestrzeń! – syknął ktoś z przodu. – Jeszcze nie jesteśmy na pokładzie.
Ruszył do przodu. Pustkę i żal wypełnił skupieniem się na utrzymaniu równego tempa. Za sobą słyszał ciche postukiwania przesuwających się ich śladem ludzi.
• • •
Wilan dopiero teraz zaczął się denerwować. Bezczynnie czekał centymetry przed granicą, po której przekroczeniu miało się rozpętać tornado szaleństwa ochrony, a potrafił się skupić jedynie na wyliczaniu tuzinów spraw, które mogły pójść nie tak jak powinny.
Statek był niemal na wyciągnięcie ręki. Klasa biznesowa… Klasy turystycznej nikt nie będzie gonił, za nimi ruszy wszystko, co jest zdolne rozpędzić się do podświetlnej. Obiecał sobie, że pierwszą rzeczą, którą zrobi, gdy już znajdzie się na pokładzie a sprawy jako tako się uspokoją, będzie przyjrzenie się łącznej mocy emiterów i krzywej wydajności każdego reaktora na pokładzie.
Reakcja automatyki, jak rozumiał plan kolonisty, miała im pójść na rękę. Czynnik ludzki, niepewność jak zareagować, czy i jak odwołać alarm, dawały im swobodę działania. A potem? Czy zdążą wszyscy, czy ktoś zostanie? Czy Alfa zdąży ich przejąć nim agenci dostaną się do środka? Czy ściany śluzy wytrzymają nieprzewidziany w projektach ciężar? Czy…
Ktoś z tyłu klepnął go lekko, dając znak. Wycelował aparacik w stronę śluzy i nacisnął przycisk. Kilka sekund później lampka na obudowie zmieniła barwę na czerwoną. Załoga odebrała sygnał. Wetknął aparacik w kieszonkę pasa.
– Ruszamy? – szepnął ktoś niecierpliwie.
– Czekamy na sygnał – odparł.
– Jaki na zarazę sygnał?
– Nie wiem. Dowiemy się gdy go dadzą.
Głos zaklął cicho, komentując tajemnice kolonistów. Wilan myślał podobnie, lecz doceniał skuteczność ich metod. Wszyscy spięli się w gotowości, powietrze iskrzyło się od napięcia. Koloniści chyba nie zapomnieli, że gdy tylko wyskoczą z szybu, automaty rozhermetyzują śluzę, zwolnią zaczepy dokujące i wyrzucą cały pierścień w kosmos…
Minęło dziesięć sekund – i nic. Koleje dziesięć. Trzydzieści. Wilan niemal podskoczył w górę, gdy ujrzał przechodzącego przez drzwi strażnika. Ze skupieniem obserwował jak wchodzi leniwie do pomieszczenia doku. Strażnik rozejrzał się nieśpiesznie, ze znudzeniem spojrzał na śluzę, potem przeniósł wzrok na kratkę wentylacyjną. Wilan znieruchomiał. Mijała sekunda za sekundą. Strażnik odwrócił się. Wilan nie odrywał od niego oczu. Oby załoga go zauważyła, myślał w kółko, niech coś zrobią, niech zaczekają. Strażnik powoli skierował się do drzwi po drugiej stronie doku, znikając mu z oczu. Znów zapadła cisza.
« 1 4 5 6 7 8 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.