Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 2 3 4 5 6 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

Słuchając jak ojciec przygotowuje grupę do przejścia Arto pojął jak wielka ciąży na nim odpowiedzialność. Poza Iwenem był jedynym, który znał drogę. Otworzył plecak, wydobył lampę i umocował ją na czole. Inni uczynili podobnie. Wszyscy czekali – na niego.
Teraz to jest moja grupa, pomyślał. Muszę bezpiecznie doprowadzić ją do celu.
• • •
Jego syn jako pierwszy podskoczył w górę. Złapał się kratki i zgrabnie wśliznął się przez otwór. Wilan zrobił to samo, lecz jakże nieporadnie w porównaniu do chłopca. Przesunęli się do przodu, robiąc miejsce matce. Sięgnął ręką, pomagając jej wdrapać się na górę. Z kieszeni wydobył jedno z podarowanych przez kolonistę urządzeń. Na przestrzeń, co mi tam, pomyślał, przyczepiając je do ścianki. W tej sytuacji nawet Zefred wolałby się zabezpieczyć.
Powoli ruszyli naprzód, nawzajem pomagając sobie w przeprawie. Każdy pilnował tego, kto szedł przed nim, nie zapominając o idącymi tuż za nim.
– Tu jest trochę ciaśniej – powiedział Arto, gdy doszli do pierwszego zakrętu. Nawet nie odwrócił głowy – ale dalej będzie lepiej. To najwęższe miejsce.
Ene czołgała się tuż za nim, za nią szła Susumi. Wilan starał się trzymać blisko syna, choć nie było to łatwe. Arto zdawał sobie z tego sprawę. Przystawał ile razy czuł, że ojciec traci go z oczu. Czasem słyszał za sobą jak inne dzieci komentują szeptem między sobą niezgrabność dorosłych. Płynne, pewne siebie ruchy Arto, precyzja z jaką chwytał klamry w głównym szybie, wbrew silnemu ciągowi powietrza. Bez patrzenia wiedział gdzie sięgnąć, by natrafić na uchwyt. Ile razy tędy przechodził? Sto, tysiąc? W każdym jego ruchu widział wewnętrzną walkę, by iść dalej, by nie cofnąć się i nie czekać na przyjaciela. Wilan nigdy tak wyraźnie nie czuł, że coś przed nim ukrywa, lecz nie pytał. Wolał nie wiedzieć. Brakowało nie tylko Norrensonów i kolonisty. Kilka rodzin także nie dało rady. Każąc mu iść, skazał ich… na co? Wolał nie myśleć. Usprawiedliwiał się tym, że dalsze oczekiwanie naraziłoby jeszcze więcej ludzi, w tym jego rodzinę.

Arto zatrzymał się przy samej turbinie. Wilan na własnej skórze poznał jakiej siły w rękach wymagało stawienie oporu podmuchowi ciągnącemu go w objęcia łopatek. Odwrócił się, obserwując chwilę jak rodzice trzymają się z dziećmi za ręce. Nie był pewien kto komu pomagał. Rzucił ciałem do przodu, chwytając się ostatniej widocznej klamry, tuż przy wirniku. Gdy się podciągnął, Arto wskazał na klapę w ścianie. Nie próbował przekrzykiwać turbiny, po prostu kopnął w nią i zeskoczył na dół.
Wilan skinął na Ene, po czym ruszył w jego ślady. Był pierwszym dorosłym z grupy, który znalazł się na dole. Spojrzał na syna – Arto podszedł do garbu jednego z tuneli, dłonią sprawdzając jego temperaturę. Podszedł i zrobił podobnie. Kanał był chłodny.
Zaraz za nim na dół zeskoczyła Ene, za nią Susumi z mężem i dziećmi.
– Niech mnie przestrzeń, kap… Arto! – zawołał cicho Lien. – Tu znikałeś, przez cały ten czas!
Arto wzruszył ramionami i spojrzał na ojca. Teraz wszystko zależało od tego czy i jak dobrze kolonista wykonał swoją robotę. Układy kontroli musiały zostać całkowicie zniszczone. Jeśli zostały tylko uszkodzone, system mógł puścić impuls mimo otwartego kanału, lub wszcząć alarm. Wtedy Kosa będzie na nich czekać, w doku.
– Ostatnia rura – Arto wskazał na garb pod przeciwległą ścianą.
Wilan wydobył swój pas z narzędziami, zapiął go, upewnił się, że zatrzaski trzymają i przeczołgał się do celu. Natychmiast zabrał się za odczepianie płyty. Czynność zabrała mu ledwie chwilę. Odsunął płytę i zajrzał do środka, oświetlając jej srebrzyste wnętrze. Arto doczołgał się do niego.
– Mamy wiać tędy? – spytał jakiś dorosły. – Kanałem?
Spojrzał w ich stronę, unikając błyskających we wszystkie strony świateł lamp. Niewielka rozdzielnia cała była zatłoczona. Dwie osoby wisiały na drabince, blokując klapę w oczekiwaniu na zwolnienie miejsca. Pomagało im w tym kilku spoglądających w dół dorosłych. Ciąg powietrza rozwiewał ich przykurzone włosy. Wokół rozlegał się cichy gwar nerwowych rozmowy.
Czy na pewno dobrze robił? Towarzyszyło mu około setki ludzi, w tym dzieci. Los ich wszystkich zależał od jego decyzji i umiejętności Arto. Gdyby chociaż otrzymał jakikolwiek znak od kolonisty, gdyby wiedział co poszło nie tak, a co udało się osiągnąć… Miał tylko dwa wyjścia – kazać im zawrócić, licząc, że Kosa nie wyłapie ich wszystkich, lub ciągnąć to dalej, z pewnością, jakiej powoli zaczynało mu brakować. Wyciekła gdzieś po drodze i teraz ganiała z wiatrem, zamknięta w układzie wentylacji. Odetchnął głęboko, jakby liczył, że część z niej błąka się w pobliżu i zdoła ją wciągnąć do płuc. Byli tu, ryzykowali życiem, swoim i swojej rodziny. Jakim prawem mógł kazać im wracać?
– Taki jest plan – odpowiedział. – Arto, opowiedz jak to ma wyglądać.
– W środku nie ma sztucznego ciążenia – chłopiec, leżąc na garbie środkowego kanału, odwrócił się do dorosłych. – Musicie płynąć wzdłuż niego. Odpychajcie się rękoma od ścian, najlepiej powoli, by nie wpadać na siebie. Najlepiej zachować odstęp między…
– Prowadzi nas dzieciak? – zawołał ktoś. – Co jest, Wil? Holujesz nas…
– Zamknij się! – odpowiedział szorstko. – Chcesz prowadzić? A może zawrócić? Wolna śluza.
Wskazał na klapę pełną obserwujących go głów. Odpowiedziała mu cisza.
– Wszyscy jesteśmy zdenerwowani – zreflektował się. – Po prostu róbcie, co mówi. Zbierzemy się po drugiej stronie. Przy wyjściu ustawię lampę. Zgaście swoje i szukajcie jej światła.
Podał klucz Arto.
– Nie słuchaj ich. Idź przodem – powiedział cicho. – Ja ledwie montuję cewki, nie pływam w tunelach – ustawił na kluczu system współrzędnych bezwładnościowych. – Tu masz sztuczny horyzont. Wskaże ci stałą płaszczyznę, nieważne czy tu, czy wewnątrz kanału.
Spróbował się uśmiechnąć. Rezultat był mizerny. Arto kiwnął głową. To była jego trasa i jego ucieczka. Wziął klucz i wszedł do kanału, głową do przodu. Robił to z bólem serca, lecz stawiał obowiązek nad przyjaźń. Naprawdę nie znam własnego syna, pomyślał.
Wyjął drugi klucz.
– Ktoś poza mną potrafi to obsługiwać? – spojrzał po obecnych.
Głowy z otworu przekazały pytanie pozostałym w szybie uciekinierom. W rozdzielni podniosło się kilka rąk.
– Jest tu kilku, co wiedzą jak sobie z tym radzić – rzucił ktoś z góry.
– Dobrze. Ostatni wchodzący zamknie płytę. Dzieci idą przodem…
– Nie! – Arto wyskoczył z tunelu jak poparzony. – Nie możesz! Tato, proszę…
– Musimy zamknąć – odpowiedział, najłagodniej jak potrafił. – Inaczej Kosa dowie się jak dostaliśmy się do doków. Ta droga może się przydać innym, w przyszłości…
– Mam gdzieś innych! – z głosu i postawy chłopca biła wściekłość. – Iwen zna to przejście, wie jak tu trafić. Może zdążą…
Wilan nie odpowiedział. Jeśli miał rację… Wielu mogło się spóźnić. Lecz kolonista nalegał, by zamknęli za sobą wszystkie śluzy. Jak długo kanał pozostanie zamknięty, mówił, Kosa może uznać jego działania za sabotaż Podziemia. Z drugiej strony, coś musiało pójść nie tak…
– Chłopak ma rację, szefie – zauważył ktoś z jego byłej załogi. – Jeśli inni mają szansę do nas dołączyć… Powinniśmy zrobić jak mówi i do czarnej dziury z całą resztą!
– Nie masz trzeciego klucza? – spytał Arto. – Iwen zna moją skrytkę, mógłby otworzyć…
– Zostawię im klucz – odpowiedział. – Jeśli się zjawią, sami zamkną otwór, a jeśli nie… to nie będzie miało znaczenia. Idź już. Czekaj na mnie przy wyjściu, pokażesz mi gdzie otwierać.
Odłożył narzędzie w widoczne miejsce. Nie oszukiwał się. Nie myślał o Lerszenie i Iwenie, lecz o tym, że jeśli kolonista zawiódł, ten otwór może ocalić ich przed impulsem plazmy. Choć, jeśli tak się stało, może lepiej byłoby zostać w środku…
Arto na dobre zniknął w otworze. Wilan wsunął się za nim i podał rękę żonie. Kolejna osoba zeszła na ich miejsce do rozdzielni. Nim zanurzył się w ciemności, spojrzał na towarzyszy. Wiele mogło się zdarzyć. Kolonista mógł zawieść, mogło dojść do spięcia cewki… Ale ludzie byli zdecydowani podjąć to ryzyko, nawet jeśli do wolności miał ich prowadzić mały chłopiec. Rozumiał to. Był jednym z nich.
• • •
Na miejscu zbiórki spotkali ledwie parę rodzin. Garstka ludzi i kilkoro dzieci – nikogo, kogo by Iwen znał. Czekali ze strachem w oczach, jak on czując na karku oddech niewidzialnej, lecz nieubłaganie podążającej ich śladem pogoni. Podeszli bliżej.
« 1 2 3 4 5 6 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.