Znudzeni codzienną rutyną z poczuciem winy spoglądamy przez okno na nieśmiałe promienie wiosennego słońca? A może by tak przenieść się prosto na rozgrzaną plażę, gdzie w cieniu palm zamienimy żmudne obowiązki na zupełnie innego rodzaju dylematy – czy wybudować basen, wykończyć apartament, czy też od razu zapraszać turystów do „Hotelu Samoa”?
Nic nie robić, nie mieć zmartwień
[„Hotel Samoa” - recenzja]
Znudzeni codzienną rutyną z poczuciem winy spoglądamy przez okno na nieśmiałe promienie wiosennego słońca? A może by tak przenieść się prosto na rozgrzaną plażę, gdzie w cieniu palm zamienimy żmudne obowiązki na zupełnie innego rodzaju dylematy – czy wybudować basen, wykończyć apartament, czy też od razu zapraszać turystów do „Hotelu Samoa”?
Dziękujemy wydawnictwu Axel za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
„Hotel Samoa” wydawnictwa Axel to gra licytacyjno-ekonomiczna, która może zapewnić odprężenie dzięki samej swojej estetyce. Pudełko, plansze i różnego rodzaju żetony z grubej tektury oraz karty utrzymane są w ciepłych barwach, prezentując motywy związane ze słońcem, wakacjami i relaksem. Z instrukcji dowiemy się, że każdy z graczy prowadzi własny pensjonat i dąży do wzbogacenia poprzez oferowanie noclegów turystom przybywającym na wyspę z różnych stron świata. Optymiści mogą powiedzieć, że znajdziemy tam również opis szczegółowych zasad rozgrywki – jednak ci, którzy nawet przełkną wszechobecne literówki i brak redakcji tekstu, może zniechęcić się do rozegrania pierwszej partii z racji wielu niejasności. Na szczęście cierpliwi rzeczywiście odnajdą kilka ciekawych elementów i mechanizmów.
W celu przygotowania do gry po pierwsze należy rozłożyć odpowiednio w rzędzie 12 flag, po 3 dla każdej z czterech dostępnych narodowości (Niemcy, Japończycy, Norwegowie i Brytyjczycy), na szóstej i dwunastej kładąc żeton mnożnika. Turystów dzielimy według kolorów na zakryte stosy, potasowane karty gości i żetony rozbudowy układamy w ten sam sposób. Znacznik rozstrzygania remisów umieszczamy pomiędzy dwoma graczami – będzie się on przesuwał co rundę zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Każdy otrzymuje planszę hotelu, zestaw kart cen oraz określoną liczbę monet.
Gra toczy się przez 12 rund (patrz: flagi), z których każda składa się z 6 faz. Najpierw odkrywamy żeton(y) rozbudowy, czyli dowiadujemy się, w co możemy obecnie zainwestować: wybudowanie basenu, który podniesie wartość kwatery dla pływaków, wykończenie apartamentu wartego podwójną cenę, postawienie dodatkowego pokoju, do którego możemy przyjmować gości. Oprócz powyższych usprawnień w skład żetonów rozbudowy wchodzą również żetony specjalne: podmiana wystawionej karty cen, odesłanie dwóch zakwaterowanych turystów ze swojego hotelu lub odzyskanie dwóch wykorzystanych wcześniej kart cen. W kolejnej fazie rozpatrujemy następną flagę z rzędu: goście z obecnej narodowości wracają do domu (są usuwani z hoteli), a przylatuje nowy turnus – kładziemy pierwszą z góry kartę turystów na rozgrywanej teraz fladze i odkrywamy tyle żetonów gości, ile jest na niej ukazanych (w rundach szóstej i dwunastej mnożnik zwiększa liczebność wskazywanych grup).
Gdy widzimy już, jakież to szacowne grono uraczyło wizytą naszą wyspę, decydujemy, czy to właśnie o tych gości będziemy zabiegać, czy tym razem zechcemy skorzystać z wcześniej odkrytych usprawnień. W tym celu wybieramy z ręki kartę cen – na niej znajdują się dwie wartości: jedna, oznaczona młotkiem, służy do licytacji o żeton rozbudowy, a druga, oznaczona walizką – do konkurowania o zakwaterowanie gości. Na raz wszyscy odkrywają wybrane karty. Usprawnienia trafiają do osoby, która przeznaczyła najwyższą kwotę na ich zakup (oczywiście oddaje do puli określoną liczbę monet), natomiast gracz, który zaoferował najniższą cenę wynajmu pokoju, ma pierwszeństwo w wyborze gości, których do siebie przyjmie. Oprócz zwykłych kart mamy do dyspozycji jeszcze jedną, zwaną „Urlopem personelu”, który co prawda nie pozwala w obecnej rundzie nikogo zakwaterować, ale zmusza dwóch turystów do opuszczenia naszego hotelu (zwalniając tym samym miejsce dla nowych).
Warto wspomnieć, że po pierwsze na kartach turystów uwzględniono kilka wariantów dla różnej liczby graczy, tzn. inna jest liczebność przybywających grup, a po drugie sami turyści mogą należeć do jednej z kilku kategorii: zwykli, pływacy (płacą dodatkowo za baseny), bogacze (płacą podwójnie), zakochani (mogą mieszkać w parach) i gwiazdy (ich sąsiedzi ponoszą podwójny koszt).
Po wylicytowaniu żetonu rozbudowy i jego opłaceniu kładzie się go obok planszy. Zaproszonych turystów umieszcza się pojedynczo w wolnych pokojach. W przypadku remisów wykorzystuje się kartę ich rozstrzygania, która wskazuje dwa kierunki – jeden daje pierwszeństwo w sprawie rozbudowy, a drugi – w sprawie gości. Ostatnią fazą jest wypłata, czyli pobranie należności od urlopowiczów, i odrzucenie wykorzystanych kart (osoby, które nic nie zakupiły, ani nikogo nie zakwaterowały zachowują karty). Co ważne, goście płacą tylko w momencie przybycia, a potem – jednym słowem – blokują miejsce. Następnie przesuwamy znacznik remisów i możemy przystąpić do kolejnej rundy.
Zasady cechuje dość spore skomplikowanie, a raczej niewielka intuicyjność, przez co bardzo odczuwalny jest brak dodatkowego, podręcznego skrótu. Do tego dochodzi wspomniana wcześniej niejasność reguł, jak chociażby to, że z jednej strony faza ma trwać aż do momentu, gdy skończą się niezakwaterowani turyści, a z drugiej strony możemy zdecydować się na niekwaterowanie żadnych gości. Ponadto dość istotny wydaje się brak wystarczającej liczby monet (już przy 4 graczach) oraz zasłonek, do których użycia zachęca instrukcja (przeciwnicy nie powinni wiedzieć, jakie są nasze zasoby).
Do plusów zaliczyć można możliwość planowania rozgrywki dzięki widocznemu torowi flag, a także skorelowanie wartości na kartach cen – im wyższa kwota za usprawnienie, tym wyższy czynsz za wynajem (z tego względu rzadko uda się zakupić usprawnienie i w tej samej kolejce „załapać się” na kwaterowanie gości). Ciekawe zatem daje możliwości licytacja żetonów i rywalizacja o klienta. Przemyślany jest mechanizm wprowadzania grup nowo przybyłych turystów, zróżnicowany dla różnej liczby graczy.
Podsumowując zetknięcie się z „Hotelem Samoa” w moim przypadku, mogę powiedzieć, że po początkowym entuzjazmie nastąpiło poważne zniechęcenie, a zakończyło się niestety zdezorientowaną obojętnością. Tematyka interesująca, wykonanie elementów godne pogratulowania, dobrze zapowiadający się zarys zasad, przy tym jednak postępująca chaotyczność i brak celowości niektórych reguł – wszystko to dość ryzykowna mieszanka. Po pierwszej partii padła propozycja: „dajmy grze jeszcze jedną szansę”, po następnych – zmieszane spojrzenia. Wydaje się, że jakiś potencjał w „Hotelu” jest, ale nie bardzo wiadomo, gdzie go szukać. Tym bardziej zastanawia grono odbiorców, do których kierowana jest gra. Jako familijna raczej nie przebije się ze swoimi zasadami do niedzielnych graczy, a tym bardziej do nowicjuszy. Z pewnością można liczyć jednak na to, że zagorzali planszówkowcy z zakorzenionej ciekawości i chęci rozgryzania mogą sięgnąć po ten tytuł, a miłośnicy licytacji odnajdą w nim kilka ciekawych rozwiązań.